Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2014, 14:44   #25
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mając niejako w garści opinię na temat znajdującej się w fiolce mikstury Jost postanowił porozmawiać z Gerti. Jakby nie było, kobieta była zabójczynią. Powinna wiedzieć dużo nie tylko na temat zabójstw w ogóle a trucizn w szczególności. Jako bystra osoba powinna się orientować we wzajemnych zależnościach i układach panujących między osobami, z którymi podróżowała.

Po delikatnej sugestii pilnujący Gerti strażnicy odsunęli się od Gerti na tyle, by można było z nią porozmawiać bez świadków. Cały czas jednak bacznie obserwowali zabójczynię, jakby się obawiali, że ta ucieknie w las mimo założonych kajdan.

- Takie pytanie mam, w pewnej mierze związane z tą sprawą - powiedział Jost. - Duże masz doświadczenie w tym fachu?

- Dwadzieścia lat - odpowiedziała patrząc w dal.

- Z takim doświadczeniem nie robi się błędów - stwierdził cicho Jost. - Czyli ktoś ci podłożył nielichą świnię. Znasz się może na truciznach? Powiadają co prawda, że to kobieca broń, otruć kogoś i po krzyku, ale mi nie chodzi o takie głupoty, jak dodanie mężowi do pieczeni trutki na szczury. Jako fachowiec powinnaś się znać, ale to może nie twoja specjalność?

- Nie moja, ale pokaż ją, to może będę wiedziała. - Przeniosła wzrok na Schlachtera.

Jost wyciągnął z plecaka lotkę i ostrożnie rozwinął.

- W tamtej fiolce, ze szkatułki, nie ma trucizny. W każdym razie nie takiej, która by mogła zabić kapłana - powiedział. - Ale tu jest coś innego. Spotkałaś może kiedyś coś takiego?

- Z tego to nie wiem czy nawet i specjalista od tego by wiedział. - Popatrzyła na ostrze lotki ubrudzone piachem.

Lepszego okazu nie mamy, pomyślał Jost, który w temacie lotki miał podobne obawy.

- Żaden znajomy zapach ani nic? - spytał z odcieniem rozczarowania w głosie.

Gerti pokręciła głową.

- Nic nie czuję. Ja wiem, jak to wygląda wszystko, ale to nie moja robota - dodała stalowym głosem.

- Tego jestem pewien - potwierdził Jost. - Ale to trochę za mało, żeby złapać zabójcę.
Rozłożył bezradnie ręce.
- Nie masz żadnych pomysłów? Może coś słyszałaś o takich truciznach? - zadał kolejne pytania, zawijając strzałkę w płótno i chowając zawiniątko do plecaka. Miał nadzieję na jakąkolwiek pozytywną odpowiedź.

- Mało to trucizn w samym Imperium jest dostępnych? - Ponownie pokręciła głową. - Nigdy nie stosowałam, ale wiem, że jest sporo - westchnęła.

- Tyle to ja też wiem. - Jost uśmiechnął się ponuro. - Strzałki są twoje, i skrzynka też. Ile dni temu sprawdzałaś jej zawartość? - spytał.

- W dniu wyruszenia w podróż z zamku Crutzenbach.

- Dopiero co usłyszałem, że coś takiego istnieje. Ile dni jesteście w drodze? - spytał Jost.

- W sumie już dwa tygodnie i trzy dni - odparła po zastanowieniu. - A spotkaliśmy się w Kemperbadzie sześć dni temu.

- To każdy mógł podebrać lotkę i dmuchawkę do tego dorobić - mruknął. - Poszłaś na koniec, a raczej na początek, karawany, gdy pojawiły się mutanty. Nie widziałaś nikogo, nic podejrzanego? Pewnie jesteś najbardziej spostrzegawcza z nas wszystkich - dodał.

- Pilnowałam karety Crutzenbachow. Baczyłam, żeby nikt nie wysiadał bez ochrony, ani nikt tam nie wchodził - odrzekła. - Obserwowałam też las, bo przecież mutanty stamtąd atakowały.

- Ech, chyba skończyły mi się pytania - powiedział ze smutkiem Jost. - Jak na razie wierzę, że to nie ty, ale nie jestem w stanie tego udowodnić.

Pokiwała głową.

- A twoje prywatne zdanie na ten temat? - spytał cicho Jost. - Na temat zamachu? Kto na tym najbardziej zyskał, kto najbardziej stracił? Znasz lepiej ode mnie te całe wyższe sfery.

Przez dłuższą chwilę patrzyła na Schlachtera, ale w końcu odwróciła wzrok znowu patrząc w dal. Nic nie odpowiedziała.

- Nie mogę ci nic obiecać w ciemno za takie informacje - stale cicho mówił Jost. - Ale moglibyśmy ponegocjować.

- Co mianowicie proponujesz? - zapytała, jakby jej nie zależało, lub nie wierzyła, że jakiekolwiek plany Josta mogą mieć pokrycie.

- Nikt nie jest doskonały, nawet strażnicy - powiedział Jost. - Czasami muszą spać. Ale muszę wiedzieć, czy jest coś, o czym wato by porozmawiać. Jeżeli jest...

Gerti zerknęła na oddalonych na bok przez Josta, lecz nie odrywających od niej oczu dwóch pikinierów.

- Do zamku Reikguard wciąż długa droga - zauważyła mimo wszystko pewnym siebie głosem. - Życie mogę stracić szybciej niż na proces dojadę, jak ku temu dam powód - zauważyła chicho. - Milczenie me może jedynym teraz gwarantem życia jest - dodała chłodno. - Uwolnisz mnie czy nie, to i tak moje słowa do niczego ci nie przydadzą się. Bo ja zeznań nie potwierdzę. Jak uwolnisz, to już mnie więcej nie zobaczysz. A jak nie uwolnisz, a chcieć będziesz to wykorzystać, to wyprę się wszystkiego. Zapewne zginę zaraz potem, bo mnie zdradzisz tymi mymi słowami… - dodała cicho.

- Słowa przeciwko słowom nic nie znaczą, bo kto uwierzy zabójczyni. Ale za słowami mogą iść fakty - stwierdził Jost. - Mając trop, można znaleźć zwierzynę. Jednak najpierw muszę porozmawiać z moimi przyjaciółmi. Są rzeczy, o których nie mogę decydować sam.

- Słowa przeciw słowom. A ja mam wam wierzyć, bo w mojej linii fachu nie jesteście? - zadrwiła. - Mając trop można też stać się zwierzyna na polowaniu - powiedziała cicho.

- Mówię o wymianie przysług - stwierdził Jost. - To zawsze wiąże się z pewnym zaufaniem. A jeśli się powiedzie, to nie sami będziemy na tym tropie... Porozmawiamy jeszcze, jeśli pozwolisz - powiedział.

- Dobrze.

Jost skinął głową, a potem gestem przywołał pikinierów, po czym ruszył by zebrać swoich kompanów.
Miał nieco do powiedzenia i, nie da się ukryć, musieli się naradzić.
 
Kerm jest offline