Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2014, 16:11   #53
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sophie Grey
On tam stał. Ciągle w nią wpatrzony i uśmiechnięty.


Jakby ta twarz nie była już w stanie przybrać innego wyrazu. Był to upiorne.


Było to męczące. On tam siedział i patrzył bez wytchnienia. Spoglądał na Sophie w milczeniu. Może miał rację. Nawet jeśli nie mógł jej dosięgnąć. Czuła na sobie wzrok. Czuła i wiedziała, że jeśli tylko opuści świątynię… zginie. On tylko na to czekał.
Czy więc miał rację? Czy rzeczywiście miał ją tam gdzie chciał? Uwięzioną?
Kule nie robiły na nim większego wrażenia. Zmęczenie pewnie też nie.
Nie potrzebował zapewne snu. Nie był człowiekiem.
Ale ona tak. Może rzeczywiście miał rację? Może rzeczywiście była uwięziona na własne życzenie. Czas mijał monotonnie… On tam siedział i czekał na jej ruch. Ona czekała na cud.

I coś się wydarzyło. Stwór nagle spojrzał w bok, odrywając wzrok od Sophie.
Co zobaczył? Tego akurat Grey dostrzec nie mogła. Widok zasłaniały mury katedry.
Cokolwiek dostrzegł stwór, było inteligentne, bowiem jej prześladowca krzyknął.- Czego tego wy tu psy gończe, szukacie? Ona jest moją zdobyczą! Zajmijcie się swoimi sprawami, albo porachuję się z waszą panią.
Odpowiedź była odmowna i dość jednoznaczna. Salwa karabinowa zmiotła prześladowcę sprzed wrót świątyni, a ciężkie kroki świadczyły, że jej “wybawcy” kierują się do środka kościoła.
Tylko czy warto było na nich czekać? Kule na pewno nie zabiły nożownika, a i milczący “wybawcy” niekoniecznie mogli okazać się przyjaźni.

Annabell Clark


Huk! Głośna salwa karabinów wyrwała ją z drzemki.


Annabell rozejrzała się dookoła nerwowo. Nie wiedziała czy zdrzemnęła się piętnaście minut, czy może godzinę. Tak czy siak, zdecydowanie zbyt długo.
Kolejny huk. Jakieś zwierzęce ryki, wycia wilcze niemal. Odgłos strzałów.
Skuliła się odruchowo w hotelu. Strzały zamilkły. Za to usłyszała kroki, coraz wyraźniejsze i głośniejsze. Zbliżali się. Trzy osoby…
Dwie pary cichszych butów i jedna para głośno dudniąca. Jakby olbrzyma. Bo i rzeczywiście był to olbrzym. Żadna z trzech istot nie była ludzka, ale ożywieni hitlerowcy nie byli już dla Annabell żadną nowością. Towarzyszący im gigant, to innego.



Garbata masywna sylwetka tej ponad dwumetrowej bestii, wyraźnie odcinała się od otoczenia. Półnagi muskularny tors, pokrywały blizny i szramy, oczy zakrywała opaska jak ofiar rozstrzeliwań. A z żywej tkanki wystawały tkwiące w niej lufy karabinów. Co jakiś czas stwór stawał, a lufy owe obracały się w jednym kierunku. Zapewne będąc ślepym, wykrywał swe ofiary słuchem. Na szczęście potwór wydawał się zbyt duży by wejść do sklepiku w którym się przyczaiła. Zamiast tego, co jakiś czas przewracał samochody torując sobie drogę.
Niestety jego dwaj nazistowscy pomocnicy takich problemów nie mieli. Rozdzielili się przeszukując okolicę i jeden z nich skierował się właśnie do antykwariatu w którym się ukrywała.
Drzwi się otworzyły, staroświecki dzwonek przy drzwiach zadzwonił delikatnie.
Że też nie wpadła na to, żeby zamknąć za sobą drzwi. Z drugiej strony… oszklona wystawa sprawiała, że nie miało to tak dużego znaczenia.
Stwór wszedł do środka sklepiku. Odór rozkładu momentalnie wypełnił to miejsce. A Annabell zrozumiała, że jej życie wisi na włosku. Popełniła błąd… i tylko od jej dalszego działania, będzie zależało, czy to był ostatni błąd w jej życiu.

Teodor Wuornoos


Bibloteka Blackstona. Ulubiona biblioteka Teodora znajdująca się w Chicago. Tu go wszyscy znali.


I tu mógł pracować w spokoju, zarówno nad swoimi książkami, jak i nad obecną sprawą. Książek o tarocie i wróżeniu z niego było wiele. Większość powtarzała się zwłaszcza jeśli chodzi o znaczenie karty. I Teodor uważał, że akurat zwyczajne znaczenie karty powiązane z wróżeniem w tym przypadku się nie sprawdzi. Zresztą bardziej ciekawe były informacje o samej talii.

Cytat:
...Historia powstania tarota owiana jest tajemnicą. Podobno karty mają szatańskie korzenie - podejrzenia te zostały oficjalnie ogłoszone przez papieża Sykstusa IV. Inna wersja powstania tajemniczych kart mówi, że tarot to symboliczny zapis wiedzy przekazanej Adamowi przez Boga. Najbardziej prawdopodobna jest jednak teoria, według której tarot wywodzi się z XIV-wiecznej włoskiej gry karcianej – tarok.W obrazach umieszczonych na kartach tarota znaleźć można odniesienia do kultury chrześcijańskiej, jednak opinia Kościoła na temat tych kart jest taka sama od wieków, zgodna z Biblią - „Nie będziecie uprawiać wróżbiarstwa. Nie będziecie uprawiać czarów. (Ks. Kapłańska 19:26)...
Szatańskie korzenie, symboliczny zapis wiedzy przekazanej przez Boga. Brzmiało to sensacyjnie, podobnie zresztą jak inne prawdopodobne korzenie tarota.

Cytat:
...Teoria Desawatara mówi, iż pierwowzorem Tarota była hinduska gra w karty , która istniała już 3000 lat temu w Indiach i noszą nazwę Desawatara. Inna z kolei teoria Moera de Daumartina twierdzi, że Tarot powstał w Egipcie i stworzyli go egipscy kapłani, którzy wykorzystywali Tarot do przechowywania wiedzy tajemnej tak, by nie dostała się w nie powołane ręce, a odczytanie tych kart miało być bardzo utrudnione...
Egipt, Indie… szkoda tylko że to były teorie, bez podstaw naukowych. Kolejny fragment, który zaintrygował Teodora brzmiał nieco… złowieszczo.

Cytat:
...„To wąski korytarz, którym można iść tylko w jednym kierunku. Z czasem możesz być zmęczony i się zatrzymać, ale wtedy ci, którzy są za tobą będą cię pchać i deptać. Do tego nigdy nie wiesz dokąd idziesz, i kto jest za tobą..”. Te słowa oddają to, co w tarocie jest najbardziej przerażające. Same karty nie są niebezpieczne – to tylko kawałki papieru, narzędzie. Jednak podczas seansu tarocista może wejść w kontakt z istotami demonicznymi...
I przywoływał złe wspomnienia. Wournoss zamknął książkę i potarł czoło. Przejrzał kilkanaście pozycji na temat układania kart tarota i wróżenia. I miał dość. Nadal miał wrażenie, że stoi w ślepym zaułku.

Spotkanie z Janosem było chwilą wytchnienia. Wieczór zapowiadał się równie ciężko co początek dnia.
A nawet ciężej.
Książki dotyczące śnienia i snów, oraz zjawisk paranormalnych z nim związanych, były ciężkostrawną lekturą.

Cytat:
...Świadomy sen – sen, w którym śniący zdaje sobie sprawę, że śni. Dlatego klarowność myślenia, dostęp do wspomnień z jawy oraz świadomy wpływ na treść snu mogą być kontrolowane (aczkolwiek na różne sposoby – zależy to od poziomu zaawansowania osoby śniącej). Inne nazwy na świadomy sen to: sen jasny, sen przejrzysty, sen wiedzy.
Świadome sny mogą być wykorzystane w zwalczaniu koszmarów, jako narzędzie poznania swojej jaźni albo też dla rozrywki. W snach, gdzie śniący posiada odpowiednio wysoki poziom kontroli nad treścią marzenia sennego, można zrealizować każde swoje pragnienie...
Napisane suchym naukowym językiem kolejne tomy, były nużące i męczące. I nie oferowały jasnych informacji. Świadomy sen nie pasował do całkiem do przeżyć Teodora. Sommabulizm zresztą też nie…

Cytat:
...Najczęściej śpiący nagle wstaje i zaczyna chodzić lub wykonywać inne czynności (np. jeść, ubierać się itp.), przy czym umysł znajduje się ciągle w stanie snu, więc niemożliwa jest świadoma kontrola zachowania. Działa według wyuczonych schematów, jest bardzo podatny na sugestie innych osób. Oczy somnambulika są otwarte, więc może on omijać przeszkody, a nawet użyć oczu do bardziej skomplikowanych czynności, jak pisanie albo czytanie. Jego reakcje na pytania innych osób mogą być powolne, może też nie być ich wcale - szczególnie jeśli usłyszy pytanie, na które nie śpiąc również nie chciałby udzielić odpowiedzi lub po prostu będzie ono zbyt skomplikowane. Poziom komunikacji, który uda nam się osiągnąć z taką osobą, może zależeć od stopnia "rozbudzenia" jego nieświadomego umysłu. Odpowiadając na pytania, lunatyk najczęściej odpowiada prawdę, jednak również nie jest to regułą. Może występować zaburzona koordynacja. Somnambulizm najczęściej nie pozostawia wspomnień. Osoby cierpiące na tę przypadłość najczęściej nie zdają sobie z niej sprawy. Objawy pojawiają się ok. 30-40 minut od zaśnięcia, w szczytowym momencie snu wolnofalowego (NREM). Charakterystyczną cechą u somnambulików są hiperaktywne fale delta, a to oznacza sen nadmiernie, wręcz patologicznie głęboki. Skuteczną metodą opanowywania epizodów somnambulizmu jest spłycanie snu...
Gdyby jakoś połączyć te dwa efekty w jeden świadomy lunatyczny sen to… i tak nie miało by to sensu.
I nie tłumaczyło wogóle rany na nodze.
Teodor wziął kolejną książkę. Tytuł obiecywał wiele.

 Poznaj najefektywniejsze techniki wchodzenia w świadomy sen i wszystko co powinieneś o tym wiedzieć.


Ale sam w sobie nie był obiecujący. Teodor przejrzał pobieżnie karki i przeczytał parę zdań.

Cytat:
...Podobnie jest ze świadomymi snami. Trzeba wykonać chociaż minimum pracy, aby ich regularnie doświadczać. W tym przypadku może to być wysiłek związany z codziennym zapisywaniem swoich snów.
Zwykle też każdy sukces wymaga najwięcej pracy na początku, a potem jest już łatwiej. Tak jak z ruszeniem z miejsca stojącego samochodu. Gdy zacznie się już toczyć, to wkładamy w tę czynność mniej siły.
Jednak jakiś wysiłek jest konieczny….
No cóż. Czego innego miałby się spodziewać. Zamknął książkę i… zamarł zaskoczony. Na tylnej okładce widział wyraźne nazwisko autorki. Dr. Joan LaSall, pracownica Uniwersyteu Chicagowskiego, urodzona w Silver Ring… To była mu znana LaSall. Tak przynajmniej przypuszczał. Bowiem niestety nie było zdjęcia twarzy na okładce. Niemniej jej życiorys zaczynał się od Silver Ring właśnie.

Emma Durand


Noc była szalona i dzika. Poranek w ramionach Antona, był tylko cudownym dopełnieniem nocy, spokojnego snu...
Coraz bardziej wydarzenia, które stały się przyczyną tego wszystkiego, zaczęły się zacierać i traciły na wyraźności. Nowe emocje, nowe plany, nowo poznane osoby.
To nadawały uderzeniom serca sensu. No i pobudka w ciepłych ramionach Antona była przyjemna. Śniadanie we trójkę oparło się na neutralnych tematach. Drażliwe tematy pomijano. Wyprawa do rodzinnego miasta musiała zaczekać, aż Emma załatwi swoje sprawy w Nowym Orleanie.
Więc nic dziwnego, że główną kwestią rozmowy przy śniadaniu stały się… zakupy. Susan spakowała się w pośpiechu. Nie miała zbyt wielu odpowiednich ubrań, bielizny, butów. Nie miała nawet szczoteczki do zębów. Dla obu kobiet oznaczało to rajd po sklepach. Dla fotografa… tortury. Zarówno w roli osiołka jak i sędziego. Bo było pewne, że obie kobiety właśnie jego się będą pytać o zdanie. I oczekiwać, że jego zdanie będzie pokrywało się z ich niewypowiedzianą opinią.
Niestety zanim to nastąpiło, ktoś zapukał do drzwi.
A Emma otworzyła.



Przed drzwiami stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był starszy i jasnowłosy, drugi ciemnowłosy i młodszy. Przy paskach spodni obu z nich nonszalancko błyszczały odznaki policyjne.
-Jestem detektyw Jacques Bleumont, a to…- wskazał dłonią na swego towarzysza.- … detektyw Mark Waldorf. Pani jest Emmą Durand, jak przypuszczam? Przykro mi, że przychodzimy tak wcześnie, ale rozumie pani. Takie wspomnienia lubią zacierać w pamięci. Oczywiście jesteśmy tu z powodu morderstwa Erica Robertsa. Nie przeszkadzamy, mam nadzieję?

Michael Montblanc


Powinien porozmawiać z dziewczyną Mii… jak ona miała na imię. Jakoś tak pospolicie... Anna Ambers. Czy miał jej numer? Chyba nie. Mia miała w swojej komórce. Gdzie jest jej komórka?
Szedł jak otępiały, myśli krążyły w jego głowie jak obłoki popychane do przodu leniwym wietrzykiem. Wciąż miał przed oczami tą scenę. Wciąż widział krew na ostrzu miecza. Do diabła… Jak mógł to spartaczyć?
To przecież nie była żadna innowacyjna sztuczka! To była klasyka gatunku do cholery!
Rutyna zabija. Czy popadł w rutynę? Czy jego magia straciła swój urok ? Czy popadł w mechaniczne powtarzanie sztuczek? Czy to zabiło Mię? Nie! Mia żyje jeszcze. Nie powinien jej uważać za umarłą.
Nagle stanął zaskoczony. Gdzie do licha polazł?
Nadal był w szpitalu, ale ten szpital był opustoszały i zrujnowany. Odrapane ściany porastał grzyb, po łóżkach szpitalnych zostały jedynie stalowe ramy. Nieliczne poduszki były rozdarte i zakrwawione. Okna… pomalowane na bało.


To nie był szpital w którym zostawił Mię. Jakim cudem? Gdzie? Co się…? Pytania nasuwały się same. I urwały nagle.
Zobaczył bowiem Mię. Lewitującą Mię.


Kobieta unosiła się w powietrzu utrzymywana niewidzialną siłą. Ubrana jedynie w koszulę nocną. I zupełnie nieprzytomna. Oddalała się od niego… Oddalała się od Michaela.
Co… Co się tu właściwie działo?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-02-2014 o 19:25. Powód: poprawki
abishai jest offline