Oleg Sergiejew - zapłaszczony kapturnik
Cała ta jazda była... No, bardzo szarpała nerwy Olegowi. Z tyłu strzelali i mogli postrzelać jego nowych kolegów, z przodu coś wyrosło. Ale moment paniki Kapturnik przeżył dopiero gdy Cyryl oznajmił, że heble nie dziłają. - Coo! - zazwyczaj cichy i potulny Łachmaniarz dał się na moment ponieść swojemu strachowi i wykrzyczał go na całą wołgę.
A potem jeszcze zaczęli się kręcić piruety na tym moście. Oleg tylko się modlił by nie wypadli za barierki i nie spadli z mostu do wody. Bał się, że nie da rady odpiąć pasów i wypłynąć z powrotem. W końcu się jednak zatrzymali. Oleg na odrętwiałych nogach i ze skołowaną głową wysiadł również. Obserwował los puszki i tego niebieskiego cholerstwa. - Ej chłopaki... Co to jest? - spytał niepewnie. Z naturalnej ciekawości podszedł do rozbitego mercedesa. Może było tam coś do jedzenia? Albo w ogóle coś ciekawego? Poza tym Cyryl chyba gdzieś dzwonił to pewnie wiedział co robi.
Jednak z powrotem zwrócił uwagę na to co się dzieje wokół a dokladnie to, że ściana zniknęła. - Woow... - mruknął z podziwem dla geniuszu swoich kumpli. Podszedł do nich i obserwował czy bariera zniknęła napeawdę czy tylko tak wyglądało. - Ty Cyryl... Dziabnij jeszcze... Dobrze kombinujesz jak se dziabniesz... - rzekł z wyrazem uznania podając mu znaną już buteleczkę.
Usłyszawszy coś o jakiejś lasce był zdezorientowany. Żadnej w okolicy nie widział i chyba przed wypadkiem też. Zresztą, co miałaby robić jakaś blać na środku mostu po nocy? Na wszelki wypadek rozejrzał się wokół ale nie oddalał się za daleko od towarzystwa z auta. Zresztą zląkł się trochę jak usłyszał motory za sobą ale ku jego uldze to była załoga łady. Chyba byli więc w komplecie więc jak dla niego mogli jechać dalej. |