Rossowski westchnął głęboko. Cokolwiek tutaj się działo, nie było to dobre. Rozsądek nakazywał zostawić sprawę swojemu biegowi, wszakże nie było to jego sprawą. Właściwie powinien odwrócić się i zapomnieć, tak byłoby najłatwiej.
Do wszystkich diabłów z rozsądkiem, w takich sytuacjach. Bądź co bądź był szlachcicem, a to zobowiązywało. Francuzi mieli na to piękne określenie, które głęboko wryło się w jego psychikę "Noblesse oblige". Pozostawić damę samą sobie w takiej sytuacji było niegodne. Uśmiechnął się lekko, gdyż od początku wiedział, do czego to doprowadzi.
Ruszył w kierunku kobiety, nie zważając na nikogo uwagi. Kroczył pewny siebie żołnierskim krokiem, równym i oszczędnym. Wydawał się skupiony na swoim celu, jednakże jego zmysły były wyczulone. Wszakże w zgiełku bitwy, zabijał cię cios, którego nie widziałeś, a ciżba w tym miejscu, mogła przywodzić na myśl "szlachetne" melee.
Przeszedł do przodu, stając naprzeciwko Niemca, w odpowiedniej odległości. Człowiek ten był od niego wyższy i potężniejszy, więc wolał pozostać poza zasięgiem jego ramion, wiedział wszakże, że w ostateczności wystarczy mu wyciągnąć wiszącą u pasa broń, aby wysłać tą dwójkę, na przedwczesne spotkanie z przeznaczeniem. Być może udało by się uniknąć rozlewu krwi.
Jeżeli był to zwykły napad jak uważał, to powinno wystarczyć ich przestraszyć. Bohaterowie ciemnych alejek i noży w plecach, nie byli najlepsi w bezpośrednich konfrontacjach. -Co tu się dzieje? - zapytał ostrym tonem Niemca, jednocześnie trzymając dłoń blisko żelaza. Było to i zabezpieczenie i chwyt psychologiczny. Niech jego przeciwnik wie, że nie ma do czynienia z bezbronnym mieszczaninem.
Potem obserwując cały czas tego człowieka -Odsuńcie się od tej panienki - ton ten był spokojny, chłody ... przywykły do wydawania rozkazów, które miały być wykonywane ... a uśmiech, który gościł na twarzy Pana Jerzego, wyrażał pewność siebie ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |