Cortez mimo niechęci wziął na trening broń Mishimy. Umiał operować większością w ten czy inny sposób, ale wolał w dłoni coś ciężkiego, granat zapalający lub po prostu Gehennę. Nic więc dziwnego, że na zbiórkę wyszedł solidnie opancerzony i dociążony amunicją i granatami. Nie miał zamiaru się oszczędzać, ostatnio wziął ze sobą podwójną dawkę a i tak na koniec prawie brakło. Musiał jednak dobrać coś odpowiedniego do tuneli, co nie zawaliłoby im na głowy pół kilometra skał. Skończyło się na Gehennie, Punisherze, rękawicy wspomaganej i granatach odłamkowych, zapalających i kierunkowych. Kiedy usłyszał na temat warunków komunikacji prawie parsknął śmiechem. Tutaj nawet nie było jak zorganizować zasłony artylerii czy lotnictwa.
Tunele mu się nie podobały, zbyt łatwo można było w nich spotkać coś paskudnego, czającego się w mroku, jedynie wyczekującego na kogokolwiek zbliżającego się z naprzeciwka. Mina, automatyczna wieżyczka, linka alarmowa, kolejny mech, czy nawet jakieś organiczne paskudztwo. Przeskoczył w myślach wszystkie możliwe najgorsze scenariusze, kiedy spadła na nich gigantyczna wielonóżka. *Organiczne paskudztwo* - Przemknęło mu przez głowę, kiedy poczuł ostre szczęki przebijające się przez pancerz. Cholerstwo musiało mieć diamentowe zęby, które wypadało wybić. Uruchomił rękawicę i z cichym buczeniem wspomagania wyprowadził cios w głowę stwora, starając się ogłuszyć, zmiażdzyć lub strzepnąć go z siebie. Cokolwiek by podziałało.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |