Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2014, 14:42   #21
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Krótki pobyt w bazie Kartelu okazał się bardzo pracowity. Sara doskonale organizowała czas Team Six organizując treningi, strzelanie, sprawdzanie sprzętu. I znów treningi. Szybkość i intensywność była odpowiednia. Po treningach udało się Marcusowi wygospodarować nieco czasu na przekazanie nieco teorii. Legion Ciemności był siłą której nie można było lekceważyć – na szczęście baza Kartelu miała sporą kolekcję prezentacji, materiałów poglądowych, nawet makiety i modele do zagadnień taktycznych, co Marcus skwapliwie wykorzystał na przedstawienie najczęściej stosowanych metod walki z Legionem. Wiedza o Mrocznej Harmoni, darach, opętaniach,stygmatach i herezji była nieco bardziej abstrakcyjna, ale Marcus miał nadzieję, że zaczną chociażby reagować na jakieś dziwne sygnały i w odpowiednim czasie dadzą mu znać. Wykłady zakończył dowcipem, że jest zawsze jest chętny do wyspowiadania aspirującego heretyka. Chętnych oczywiście nie było. Jeszcze nie.
Spięć z żołnierzami Mishmy mimo pierwszych tarć nie było. Młody dowódca samurajów, Tatsu był raczej ambitnym i bardzo dumnym typem, co początkowo wróżyło nie najlepiej. Do rękoczynów na szczęście nie doszło, głównie z powodu braku czasu bo po dającym się zauważyć braku presji administracyjnej można było wywnioskować, że czas godziny 0 jest bliski a roboty wszyscy mieli pod dostatkiem. Samuraje również ćwiczyli do granic wytrzymałości. Tatsu może i wyglądał na pozera i zachowywał się jak primadonna, ale tak jak Sara wiedział doskonale jak wybić agresję na treningach ze swoich podkomendnych. Baza pogrążona była więc w przygotowaniach i biurokracja została przywalona starym dobrym wojskowym pragmatyzmem.

Dostarczony sprzęt działał bez zarzutu. Dobrze było znów słyszeć metaliczne zawodzenie AC-41 i widzieć tarcze strzeleckie rozpływające się pod długimi seriami Czyściciela. Broń Mishimy znał, ale dla pewności powtórzył ćwiczenia. Nigdy nie wiadomo co się zdarzy. Kensai był dobry i całkiem celny, Shogun był świetnie wykonany i bardzo poręczny. Z resztą sprzętu Mishimy wolał nie mieć za bardzo do czynienia, bo okazały się albo tandetnie wykonane, albo bardzo nieporęczne. Zawsze pozostawał jeszcze niezawodny P-60, a jak zabraknie amunicji lub zrobiłoby się wybitnie ciasno – Krzywdziciel. Ciężkie, wypolerowane niemal na lustro ostrze przywoływało ciekawe wspomnienia. Najgroźniejszą bronią Marcusa pozostawała Sztuka i trzeba było dokładnie wyregulować najważniejszy element ekwipunku – sześcio-tubowy stabilizator mocy, przypięty na plecach do pancerza niczym ogon pawia. Ilość i kolor tub stanowiły prawdziwy wyznacznik statusu i prestiżu w bractwie, niezależnie od ilości i wysokości zajmowanych stołków, co czasami prowadziło do bardzo zabawnych sytuacji natury kompetencyjnej. Najlepsi, dochodzili do siedmiu, osiągając niebywałe mistrzostwo w operowaniu sztuką jednak takich ludzi Marcus znał jedynie kilkunastu, wyłączając oczywiście kardynałów. Wyregulował stabilizator tak, by pominąć jedną z dyscyplin której nie znał zbyt dobrze – dwie najkrótsze tuby miały więc kolor niebieski, operując jak jedna. Gruntowne sprawdzenie pancerza i hełmu zaowocowało wymianą wkładów w filtrze powietrza – dostarczone wyglądały staro, więc wolał nie ryzykować, zwłaszcza, że o czyste powietrze w dusznych jaskiniach Merkurego będzie ciężko. Marcus zdziwił się, kiedy Braxton nie wykrył w jego sprzęcie żadnych pluskiew. Nie bardzo było wiadomo, co o tym myśleć – albo to kolejna próba zdyskredytowania go przed Team Six, albo protektor czuwał. Zanotował sobie w pamięci aby przy pierwszej sposobności odwiedzić starego znajomego i podziękować za uprzejmość. Tak....teraz mniej lubiane zajęcie Pomyślał patrząc na akcesoria do golenia. Ale jak stabilizator miał działać na sto procent wydajności, włosy były jedynie zawadą.

Odprawa poszła szybko. Klasycznie, korporacyjny projekt dotarł zbyt głęboko. Zapuszczono się na tereny zajęte przez przeciwnika bez należytej ostrożności i bez wsparcia Bractwa. Po stracie ludzi, dotarło do decydentów, że jednak wsparcie się przyda. Cele misji powinny być odwrócone. Po takim czasie na ratunek było już stanowczo za późno – jeśli rzeczywiście ktoś wdepnął na teren kontrolowany przez Legion bez wsparcia, to większość z wysłanych tam ludzi zasiliło już jakąś kohortę i jedynym wybawieniem będzie dla nich miłosierna kulka w głowę. Może i kogoś da się uratować, ale Marcus nie za bardzo na to liczył. Decydujące są nawet godziny - a wychodziło na to, że kontakt urwał się więcej niż kilkanaście dni temu. Wolał zachować to dla siebie i nie straszyć żołnierzy przed akcją. Drugi cel misji, czyli zwiad był jak najbardziej sensowny. Namierzyć, potem zniszczyć, najlepiej przy zmasowanym użyciu broni ciężkiej i lotnictwa – oto recepta na rozwiązanie problemu Mayamy. Ludzkość pozbyłaby się kilku wrogów, konsorcjum uratowałoby projekt, wojskowi postrzelaliby sobie z armatek, żołnierzy więcej by przeżyło, i wszyscy byliby zadowoleni. Oczywiście, to byłoby za proste – Mishima kocha obłudę i tajemnice jak samuraj swój miecz i niemal na pewno komplikowali sprawę by wydusić z problemu jak najwięcej korzyści. Nawet kosztem własnych ludzi, bo złudna subtelność musiała być kosztowna. Tatsu został dowódcą polowym całego zespołu. Spodziewane posunięcie. W końcu to teren Mishimy, woleli mieć więc swojego człowieka jako dowódcę. Wątpliwe, aby zniewaga honoru kilku samurajów i jednego pozera kogokolwiek z decydentów Mishimy obchodziła – raczej chodziło o to, aby nie prosząc o wsparcie je dostać i nie być zmuszonym dzielić się nagrodą. Marcus zapoznał się z przygotowanymi wcześniej mapkami. Część korytarzy wydała mu się znajoma, część nie. Cóż, lata przerwy i bezustanne przebudowy korytarzy weryfikują wiedzę. Nie wszystko jednak się zmieniło. Widział jednak gdzie prowadzą mapy i pokręcił głową. Jak można było być tak głupim?



Zbiórka na dziedzińcu poszła sprawnie. Widział rozbawione miny lekko opancerzonych samurajów wytykających Corteza w pancerzu bojowym. I chyba nie tylko Corteza ale całe Team Six. Podobnie zareagowali na niego kiedy szedł w stronę zgrupowanych na dziedzińcu żołnierzy – bojowy pancerz mistyka z charakterystycznymi, szerokimi naramiennikami, hełm bojowy i wystające zza pleców tuby stabilizatora niemal zrównywały Marcusa wzrostem z Cortezem. Ciemnogranatowe szaty zdobione ornamentami Bractwa nałożone na pancerz dodatkowo poszerzały całą sylwetkę, której bynajmniej nie łagodził niesiony pod ręką na uprzęży AC-41 i wystająca spod szat rękojeść ciężkiego miecza. Ironiczny uśmieszek na twarzach samurajów ustąpił jednak szybko, kiedy Marcus stanął obok jednego z samurajów który uświadomił sobie, że sięga mu najwyżej do piersi. Cortez musiał mieć jeszcze więcej radochy patrząc na wszystkich z góry. Marcus kiwnął głową do Corteza wyrażając aprobatę dla jego przezorności. Porównanie obładowanych sprzętem i opancerzonych po zęby członków Team Six z lekko odzianymi samurajami Mishimy nie miało sensu. Różnice było widać gołym okiem. „Zobaczymy jak będą się śmiać pod ogniem w ciasnym tunelu w tych swoich lekkich pancerzykach. Wyglądają jak banda dzieciaków idąca na strzelnicę” Przed odlotem Tatsu rzucił coś o wiecznej chwale cesarza. Źle to wyglądało i Marcus posępniał z każdą chwilą.
Podróż koleją podziemną minęła szybko i niezauważalnie. Zaskakująco, nie przerywano podróży checkpointami co pozwoliło na spokojną regenerację umysłu w czasie medytacji. Duszne powietrze na stacji końcowej nie było zaskoczeniem. Przezornie sprawdzony w bazie filtr działał bez zarzutu. Kenshiro zgodził się na asystowanie Marcusowi jako operatorowi broni wsparcia – co oznaczało mimo szumnie brzmiącej nazwy niesienie dodatkowych taśm z amunicją do Czyściciela i przejęcia go w razie ewentualnego zejścia Marcusa z doczesnego padołu. Kilka kilogramów więcej nie zrobiło na rosłym żołnierzu zagłady absolutnie żadnego wrażenia, a nawet jak miał coś przeciwko, to niewiele dało się wyczytać w stoickiej postawie wojownika.

„Team Six” wysłano na szpicę. Ktoś musiał prowadzić i z reguły nie był to dowódca. Wydrążony korytarz był ciemny, podobny do kopalnianej sztolni. Na noktowizor zainstalowany w hełmie było za jasno, na pełne rozkoszowanie się widokiem tego podziemnego zadupia zbyt ciemno. Pozostało poleganie na słabym oświetleniu korytarza. Skupił się na pracy stabilizatora, który potrafił wykryć wszelkie zakłócenia mocy. Zajął swoją pozycję w środku kolumny i powoli wraz z Team Six schodził w głąb korytarza.

Ciemny fragment korytarza pachniał zasadzką. Braxton nagle przystanął węsząc jak ogar rzucając grupie ostrzeżenie. Szmer i odgłos czegoś dużego, zsuwającego się z sufitu ostrzegł o ataku o wiele za późno. Marcus otrzymał solidne uderzenie w plecy i przez moment nie widział nic, upadając do przodu, przygniatany sporym ciężarem walącym się na niego z sufitu. Pierwsze wrażenie było właśnie takie, jakby strop korytarza walił mu się na głowę. Stukot jakby odnóży w pancerz uświadomił mu pomyłkę podpowiadając, że coś właśnie po nim przebiegło, było całkiem spore i miało zbyt dużo nóg. Zdołał podnieść się jednak na tyle szybko by podziwiać ogromną, długą jak limuzyna Bauhausu skolopendrę, która zdążyła już opleść cielskiem Darrena i próbowała właśnie skonsumować nogę „Puszki”, sądząc po chrobocie szczęk na pancerzu. Nie było miejsca na broń ciężką i Sztukę, pozostawała walka wręcz. Szybko zbliżył się do wija między unieruchomionym przez odnóża skolopendry Darrenem a miejscem, gdzie prawdopodobnie mogła być jej głowa . Płynnym ruchem dobył Krzywdziciela i celując między segmenty pancerza z pełnego zamachu ramion opuścił ciężkie ostrze w dół. Klinga wbiła się między płyty pancerza z głośnym chrzęstem. Zaśmierdziało ozonem i palonym mięsem, kiedy ładunek elektryczny uwolnił się z miecza z głośnym trzaskiem.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 13-03-2014 o 15:43.
Asmodian jest offline  
Stary 13-02-2014, 21:54   #22
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Cortez mimo niechęci wziął na trening broń Mishimy. Umiał operować większością w ten czy inny sposób, ale wolał w dłoni coś ciężkiego, granat zapalający lub po prostu Gehennę. Nic więc dziwnego, że na zbiórkę wyszedł solidnie opancerzony i dociążony amunicją i granatami. Nie miał zamiaru się oszczędzać, ostatnio wziął ze sobą podwójną dawkę a i tak na koniec prawie brakło. Musiał jednak dobrać coś odpowiedniego do tuneli, co nie zawaliłoby im na głowy pół kilometra skał. Skończyło się na Gehennie, Punisherze, rękawicy wspomaganej i granatach odłamkowych, zapalających i kierunkowych. Kiedy usłyszał na temat warunków komunikacji prawie parsknął śmiechem. Tutaj nawet nie było jak zorganizować zasłony artylerii czy lotnictwa.

Tunele mu się nie podobały, zbyt łatwo można było w nich spotkać coś paskudnego, czającego się w mroku, jedynie wyczekującego na kogokolwiek zbliżającego się z naprzeciwka. Mina, automatyczna wieżyczka, linka alarmowa, kolejny mech, czy nawet jakieś organiczne paskudztwo. Przeskoczył w myślach wszystkie możliwe najgorsze scenariusze, kiedy spadła na nich gigantyczna wielonóżka. *Organiczne paskudztwo* - Przemknęło mu przez głowę, kiedy poczuł ostre szczęki przebijające się przez pancerz. Cholerstwo musiało mieć diamentowe zęby, które wypadało wybić. Uruchomił rękawicę i z cichym buczeniem wspomagania wyprowadził cios w głowę stwora, starając się ogłuszyć, zmiażdzyć lub strzepnąć go z siebie. Cokolwiek by podziałało.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-02-2014, 01:10   #23
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Po całym dniu ćwiczeń zakończonym odbiorem zapluskwionego sprzętu, Team Six dowiedział się, że jadą na misję recon/rescue i że mają się stawić w sali odpraw po szczegóły. Derren siedział w pokoju i słuchał z zainteresowaniem, co mają do powiedzenia agenci wywiadu, czyli: szacowane siły przeciwnika – nieznane, uzbrojenie przeciwnika – nieznane, lokalizacja sił przeciwnika z możliwymi przemieszczeniami – nieznana.
Bezbłędna robota, panowie. Bardzo fachowo podeszliście do sprawy, moje gratulacje - pochwalił ironicznie dwóch ważniaków w garniturach – jak dożyję przejścia na emeryturę, to chyba zatrudnię się w wywiadzie. Kręci mnie taka robota.
- Nic, tylko żenujące teksty i durne zachowanie
– skomentował Derrena Tatsu.
- Dzięki, to świetny tytuł na moją autobiografię.
- Spokój! –
warknął Harding.

Odprawa dobiegła końca, przynajmniej dla Teamu Six. Tatsu i jego samuraje mieli zostać dłużej i dowiedzieć się więcej. A to oznaczało, że albo drużyna Kartelu idzie jako mięso armatnie dla Legionu, albo po sprawie Mishimczycy mają ich uciszyć na wieczność. Żadna z opcji nie przemawiała do Rusty’ego. Zwyczajowo Derren zgrał na swój czytnik mapy tuneli, w których będą operowali, oraz ich zdjęcia. Przyjrzał się uważnie kolorystyce ścian i zapamiętał dominujące kolory, aby dostosować maskowanie. Mieli trzy godziny na zebranie sprzętu, więc będzie na to wystarczająco dużo czasu.

Imperialczyk pobrał z aprowizacji farby maskujące, a następnie udał się do magazynu i wyciągnął z klatki swój sprzęt. Z kawałków sznurka i podartych papierów ułożył szablon na nowym pancerzu MK III i pokrył go trzema ciemnymi odcieniami. To samo uczynił z karabinem, pilnując aby układające się faliście barwy przełamały regularny kształt broni. Po zabawie w Picassa Derren sprawdził komunikator kostny i noktowizor, wymienił baterie w celowniku przytwierdzonym na karabinie, obejrzał Aggressora i podostrzył miecz. Następnie ubrał cały sprzęt. Zabrał też dwa granaty odłamkowe, dwa z białym fosforem i jeden zapalający. Oraz trzydzieści magazynków do L&A MK. 43, z czego pięć plazmowych. Obejrzał jeszcze raz ekwipunek, po czym zabrał jeden ładunek burzący i dwa zapalniki. – Może się przydać, w razie ucieczki – powiedział sam do siebie. Resztę sprzętu stanowiło wyposażenie niebojowe.

Z Longshore pojechali koleją na miejsce akcji. Sprawa musiał być priorytetowa, bo nie byli kontrolowani na żadnych checkpointach, dzięki czemu zaoszczędzili trochę czasu. I nerwów. Samuraje kpiąco patrzyli na pancerze Teamu Six, a Derren nie rozumiał ich rozbawienia. Przecież wystarczyłby jeden niezauważony IED, który eksplodowałby koło tych machających katanami cwaniaczków, aby posłać ich do piachu. Ciekawe jak poradzą sobie na szpicy?
Dowódca miał na ten temat własne zdanie, całkiem zmyślne zresztą:
- Idziecie przodem – Tatsu usiłował zachować obojętny ton głosu, ale wyraźnie słychać było rzuconą w Team Six drwinę. - I meldujcie o wszystkim – dodał.
Jak to się mówi – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz przynajmniej Rusty mógł skupić się na mrocznym przeciwniku, a nie zastanawiać się, kiedy dostanie zdradziecki cios w plecy od jakże honorowych i bohaterskich wojowników Mishimy.
Fragment tunelu, którym się przemieszczali był stworzony naturalnie i tylko wzmocniony przez człowieka. Nie było w nim sztucznego oświetlenia, więc Derren włączył noktowizor. Idący na szpicy Barxton w pewnym momencie przystanął i podniósł pięść do góry. Coś było nie tak. Do uszu Imperialczyka dobiegł chrobot. Echo tunelu tworzyło fałszywe złudzenie, że dobiega ze wszystkich stron naraz. Rusty lustrował ściany, podłogę oraz sufit tunelu, ale nie mógł dojrzeć żadnych odnóg, z których mogło nadejść niebezpieczeństwo – noktowizor wywłaszczał obraz i nie było sposobu, aby domyślić się, za którym załomem kryje się jakaś głębsza jama. Gigantyczny wij zaskoczył Dunsirna, oplatając się wokół jego nóg, powalając wojownika na ziemię i miotając nim wściekle od ściany do ściany. Rusty nie mógł strzelać z karabinu – nie było jak wycelować kiedy odbijał się od skał, poza tym w szamotaninie mógł trafić Sarę lub Kenshiro, którzy nosili lżejsze pancerze. Imperialczyk sięgnął po pistolet, chwycił jedno z odnóży wija aby przynajmniej częściowo ustabilizować pozycje i z przyłożenia wypalił kilkukrotnie w miękkie podbrzusze, aby osłabić uchwyt i wydostać się z objęć przeciwnika. Gdyby mu się to udało, to kilka serii z karabinu szturmowego powinno przekonać przerośniętą stonogę, żeby poszła szukać przekąski gdzie indziej.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 15-02-2014 o 08:39. Powód: literówka
Azrael1022 jest offline  
Stary 15-02-2014, 12:07   #24
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Osobiście Sara miała mieszane uczucia. Nie było łatwo samej zmuszać się do kolejnych wysiłków, które tak naprawdę nie były konieczne. Ale dla ułatwienia postawiła sobie konkretny cel, jakim było pokonanie jak największej ilości drużyn Mishimy. Konkretny tor, z konkretnymi zadaniami i pułapkami, do przejścia w jak najkrótrzym czasie. Dziwnym zbiegiem okoliczności nie mieli do czego się porównać, gdyż tabeli wyników im nie pokazano, jednak niezadowolenie "kolegów" z Mishimy świadczyć mogło tylko o sukcesie Team Six.
Podsumowując: Trening poszedł ich drużynie znakomicie. Sara ich wymęczyła i siebie przy okazji - oczywiście w dobrej wierze, o czym chyba wszyscy wiedzieli. Zaznajomili się z nowymi rodzajami broni, co mogło się okazać zbawienne. Drużyna dała z siebie wszystko i widać było wysoki standard ich umiejętności. Ponadto ich niedawny nabytek - Marcus, nie odstawał pod tym względem. Choć Sara nadal nie do końca poznała jego możliwości, to dawało się wyraźnie odczuć, że jest już zintegrowany z resztą drużyny, tak jak powinno być.
Niestety był to zasadniczo koniec dobrych wieści.
Ich sprzęt nie został uszkodzony, ani sabotowany, co osobiście sprawdziła. Zawierał jednak pokaźną kolekcję podsłuchów "made by Cybertronic", "plugged by unknown".
Plus dla Braxtona, że je znalazł, zapewniając że więcej nie ma. Nie mniej jednak ich wcześniejsza obecność źle wróżyła. Na barkach Sary spoczywała decyzja co zrobić z odkrytymi podsłuchami. Mogli je zamontować przy niezwykle hałaśliwym silniku oferując podsłuchującym ogłuchnięcie, albo w kiblu zapewniając nieco inne "odgłosy".
Po krótkim namyśle, jeden z podsłuchów został umieszczony w losowo wybranej muszli klozetowej, zaś cała reszta powędrowała na biurko Hardinga. Owa reszta nie została tam jednak podrzucona, lecz (po jej unieszkodliwieniu) zaniesiona oficjalnie, czemu towarzyszył oficjalny raport w tej sprawie.
- Jeśli ktoś chciał mieć na nas oko, to nie ma problemu. Ale jeśli chcieli poznać tajne informacje na temat naszej misji, albo ją sabotować, to już poważna sprawa - dokończyła meldować, stojąc na baczność przed biurkiem Pułkownika Hardinga. Wiedziała, że są poniekąd obcymi na Merkurym, a dla niektórych mundury Kartelu najwidoczniej niewiele znaczyły.
- Thorne. Sytuacja jest napięta, a Kartel nie ma wpływu na Mishimę. Lord "Pretendent" Nozaki nie ufa nikomu - odpowiedział Harding, przynajmniej teoretycznie rozjaśniając sytuację. - Protokół dyplomatyczny wymaga, by nie składać żadnych protestów i udać, że nic się nie stało - zdecydował dowódca. Nie było już więc o czym gadać, choć mimo chłodu dawało się wyczuć, że gra toczy się o wyższą stawkę.
Sara nic już nie odpowiedziała, skoro nie było takiej potrzeby. Zasalutowała i chwilę potem opuściła gabinet pułkownika.




Odprawa przed misją przyniosła niewiele informacji na temat tego z czym przyjdzie się im zmierzyć. Brnęli w nieznane, o tyle tylko, że znali kierunek w którym będą się poruszali.
Sara już dawno temu nauczyła się czytać między wierszami. Oto stała przed nimi niezwykle niebezpieczna misja. Niezbadane kaniony i tunele, z których wysyłani tam zwiadowcy nie powrócili. Ewidentnie jedna z najbardziej niebezpiecznych misji w Układnie Słonecznym, której sukces lub porażka będą mieć poważne konsekwencje.
Pytanie brzmiało: dlaczego mimo pokaźnych zasobów sił znajdujących się na Merkurym, ściągano siły z Wenus i dlaczego to właśnie Ich?
Odpowiedź nasuwała się sama: byli dobrzy i potrzeba było na nich czegoś odpowiednio dużego kalibru, skoro byli do ostrzału.
Fakt, że to Tatsu miał dowodzić operacją, zdawał się potwierdzać przypuszczenia Sary. "Wybrany osobiście przez Lorda Nozakiego"? To ten u władzy, który nikomu nie ufa. Harding wspomniał o tym gdy doniosła mu o podsłuchach. Nadal nie wiedzieli kto je im podrzucił i co istotniejsze, kto nasłał na nich tamtą łódź... Ale Sara domyślała się kto tam pociągał za sznurki. Misja miała ogromne znaczenie dla planety, a odkrycie jakiego można było dokonać mogło mieć swój odblask w ekonomii i polityce. Skorpion wcale by się nie zdziwiła, gdyby Nozaki chciał położyć na tym swoje łapy i podpisać się pod zasługami odkrywców... i oczywiście zatuszować to co zbędne, a nawet wszystko jeśli to przyniesie mu większe korzyści.
Jeśli nie myliła się w swych przypuszczeniach, postawią ich drużynę na szpicy. Oczywiście niczego to nie będzie dowodzić, bo to naturalne, że obcych wysyła się na pierwszą linię... nie mniej jednak pewne rzeczy się po porostu wyczuwa.

Do wyjątkowej misji należało się wyjątkowo przygotować. Sara nie miała dużo czasu na zastanowienie się i planowanie, ale nie potrzebowała go. Nie dowiedziała się kim byli poprzednicy, którzy zeszli na dół i czym dysponowali, ani co ważniejsze czym nie dysponowali. Nie mniej jednak postarała się przewidzieć warunki z jakimi przyjdzie im się zmierzyć i odpowiednio na nie przygotować.
Oprócz standardowego uzbrojenia musieli zaopatrzyć się w kilka dodatkowych drobiazgów. Maska przeciwgazowa dla każdego, była czymś bez czego nie mieli prawa wyruszać. Dodatkowy zapas tlenu mógłby być przydatny, ale kosztowało by to ich wiele zachodu w transporcie i byłby niebezpiecznym fire-hazard. Pod względem oddychania, maski musiały im wystarczyć. Bardzo przydatne, może wręcz niezbędne mogły okazać się noktowizory - niestety nie dostała tego, gdyż nawet żołnierze Mishimy zmuszeni byli zadowolić się zwykłymi, choć bardzo mocnymi latarkami przymocowanymi do hełmów. W tych okolicznościach Sara pobrała z magazynu podobne czołówki, które Braxton odpowiednio podrasował technologią Cybertroniku. Spełnią swoje zadanie, choć Sara musiała przed sobą przyznać, że wolałaby noktowizory. W razie czego, ich Mistyk powinien móc wyczarować jakieś światło, jeśli to będzie konieczne. Wzięli jeszcze sprzęt do wspinaczki, ale musieli ograniczyć do najbardziej niezbędnego - choć nadal funkcjonalnego. Do jego noszenia Sara wyznaczyła Corteza, jako najsilniejszego z drużyny.
Nie mogli się przygotować na wszystko, gdyż nie wiedzieli z czym tak naprawdę przyjdzie im się zmierzyć. Nie mniej jednak, czy aż tak bardzo różniło się to od innych misji jakie zwykli wykonywać?




Zgodnie z przypuszczeniami Sary, Team Six trafili na szpicę. Raczej nikogo to nie zdziwiło. Na szczęście byli już zgranym zespołem i wiedzieli, że mogą na sobie polegać... i w dużej mierze tylko na sobie.

Starali się iść jak najciszej. Ich czołówki dawały po oczach, więc każdy zauważy ich w mroku, zanim oni zauważą jego. Ech... ten brak noktowizorów. No więc przynajmniej mogli zachowywać się tak cicho jak tylko się dało.
W pewnym momencie Braxton doniósł o jakimś szmerze, i faktycznie było słychać coś, co nie było wydawane przez nich samych.
Sara zatrzymała ich radosną wycieczkę i przykucnęła obok jednej ze ścian, czy czegoś w tym stylu.
- Coś słyszymy - zameldowała cicho przez radio, zgodnie z wcześniejszymi wytycznymi.
Rozglądała się uważnie, starając się jednocześnie coś wyczuć Zło, jak to uczył ją Mortyfikator Crenshaw. Niczego nie wyczuła, ani nie widziała. Nie był to Legion Ciemności, więc albo kroczyło na nich coś innego, albo chrobot był tylko odbijającym się po niezbadanych jaskiniach echem.
Czujności nigdy za wiele? Owszem i byli czujni. Nie mniej jednak nie spodziewali się ataku z góry, zwłaszcza w wykonaniu gigantycznego robala.
- Ognia! Zabić to, ognia! - wydała szybko rozkazy, transmitując je jednocześnie przez radio. Nie było sensu zgłaszać kontaktu z wrogiem, skoro odpowiednio wydany rozkaz, w połączeniu z odgłosem strzelania będzie dostateczną informacją dla odważnych-inaczej Mishimijczyków na tyłach.
Osobiście też nie traciła ani sekundy, wiedząc, że życie jej drużyny jest zagrożone. Znowu.
Została na swojej pozycji, która jej zdaniem zdawała się być bezpieczna i dawała dobre pole do ostrzału. Szykowanie snajperki nie miało sensu, gdyż cel był zbyt blisko. Ręka sama dobyła pistoletu Punisher, z którego zaczęła wystrzeliwać kolejne pociski, celując w swego rodzaju mackowate czułki, które na jej oko nie były chronione przez pancerz istoty, a odgrywały dość istotną rolę.
- Keep firing - rzuciła jeszcze, choć jej słowa zapewne utonęły w hałasie wynikającym ze strzelaniny.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 15-02-2014 o 12:13.
Mekow jest offline  
Stary 15-02-2014, 15:54   #25
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ich pierwszym przeciwnikiem okazał się dorodny okaz wija. Nie tracili czasu, by podziwiać reprezentanta fauny jaskiń Merkurego. Braxton na spółkę z Marcusem zaczęli ciąć pancerz bestii. "Konował" czynił to z większą skutecznością. W tym czasie imponujące szczękonóża raniły Corteza, wyzwalając niemiłosierny ból. Mina "Puszki" świadczyła, że przyznał mu dwanaście punktów na skali dziesięciostopniowej... Doktor zerknął na Capitolczyka i stwierdził, że musi to zanotować dla dobra nauki w swoim dzienniku. Wkrótce będzie miał okazję poeskperymentować z medykamentami, chyba że braciszek zacznie leczyć dotykiem...
"Rusty" nadspodziewanie zręcznie wyswobodził się z oplotu i wspólnie z Thorne dołączył do walki, wspomagając Cervantesa, który uderzając rękawicą jak młotem daremnie próbował zmiażdżyć głowę stawonoga. Atakowany ze wszystkich kierunków wij zadrapał niezdarnie odnóżami. Mieszanka trucizn z miecza Mallory'ego zaczęła paraliżować parecznika. Drapieżnik stał się ofiarą...

- Obrzydliwość! - skomentował agonię stwora Braxton. - ale na swój sposób fascynująca...
"Puszka" parsknął boleśnie... nie wiadomo czy na słowa doktora, czy strącając z siebie truchło. Poczuł pierwsze zawroty głowy i falę duszności, a obrzęk rozsadzał opancerzoną nogę.
Mishimczycy bez pośpiechu dotarli na miejsce jatki.
- Poradziliście sobie z tą przerośniętą szczypawką... - stwierdził beznamiętnie Tatsu, stukając wakizashi w chitynowe płyty. - Co z nim? - wskazał na cierpiącego. - Da radę iść dalej?
- Na pewno. - odpowiedziała Sara, skinąwszy na kompanów. - Zajmijcie się rannym.

***

Kontynuowali wędrówkę, nie napotkawszy więcej organicznych paskud. Tunel wił się, skręcał i zwężał, momentami z trudem przeciskali się między ścianami. Szczególnie ci bardziej obciążeni ekwipunkiem.

Kiedy po kilku godzinach weszli do kolejnej jaskini opalizującej grą barw na sklepieniu, mimowolnie westchnęli z podziwem, bo cała skąpana była w różnokolorowym świetle, bijącym od nieznanych im minerałów. Kilkadziesiąt metrów wyżej wznosiła się skalna półka. Poza jej krawędź wystawało ramię prowizorycznego dźwigu z kawałkiem urwanej metalowej liny. Okratowana, niewielka winda-platforma była uszkodzona. Zwisała na wysokości około 10 metrów na jednym ocalałym węźle.
- To kolejny etap naszej drogi, musimy wspiąć się na skałę... - Tatsu skrycie zerknął na mapkę, tak aby nikt nie zaglądał mu przez ramię...

Summers uśmiechnął się pod osłoną hełmu, kiedy Mishimczyk zaproponował wspinaczkę. Sara obdarzyła samuraja niemym wyrzutem, Cortez, odzyskawszy nieco wigor, zaklął siarczyście.

Drużyna 'heroicznych" rozpoczęła żmudną drogę na szczyt, bez asekuracji. Kenshiro, widząc ich aktywność, również miał zamiar rzucić wyzwanie skale. Braxtonowi przemknęły przed oczami otwarte złamania, zaś Dunsirn śledził z uwagą ruchy pionierów, obmyślając optymalną trasę....

Marcus posiadał odpowiednie zdolności, by nikt z "Team six" nie musiał ryzykować podczas wspinaczki...

***

Po pokazie umiejętności lewitacji mistyka, powodującym zgrzytanie zębów u Tatsu i jego pobratymców, znaleźli się u wlotu kolejnej, czarnej jak węgiel czeluści. Przeraźliwy, mroźny podmuch niczym oddech uśpionej, lodowej bestii przejął ich dreszczem. Marcus i Sara poczuli coś jeszcze...
On - pierwotne zło, lecz o dziwnym echu, nie spotkał się jeszcze z czymś takim w swojej karierze, a to oznaczało poważne kłopoty... Ona - ból podrażnionego policzka... Przez chwilę "Skorpion" była gdzieś daleko... z pozornym spokojem gładząc bladą cerę...

Tatsu i jego ludzie mozolnie wdrapywali się na pólkę, a kiedy osiągali już cel przyklękali lub padali na ziemi, oddychając ciężko. Białe płatki wydobywające się z otchłani, osiadały na pancerzach...

Zanim Mishimczycy doszli do siebie, "Szóstka" miała czas na krótką naradę.

***

Wraz z zagłębianiem się w nieznane było coraz zimniej. Szron zaczął pokrywać pancerze i broń. Lód lśnił w zagłębieniach i wyłomach. Czegoś takiego się nie spodziewali. Byli jeszcze bardziej zdumieni, gdy po długotrwałym, żmudnym marszu ich oczom ukazała się nagła jasność i widok na rozległą, śnieżną krainę. Wzrok Mallory"ego najszybciej przyzwyczaił się do nowych warunków.

Jako pierwszy dostrzegł samotną sylwetkę...

 
Deszatie jest offline  
Stary 16-02-2014, 16:16   #26
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Na szkoleniach dla świeżaków w dźungli, zawsze mówili że najniebezpieczniejsze są często ugryzienia najmniejszych pajęczaków i stawonogów. To były te, które miały nie wystraszyć rekrutów a jedynie zachęcić ich do zwiększonej czujności. Na zaawansowanych treningach wspominano krótko, jeśli ugryzie cię coś jadowitego, co jest większe od ciebie, zacznij pisać testament póki jesteś świadom tego co się dzieje. Cortez w ciągu swojego życia tak się uodpornił na toksyny, że jeszcze żył, lub truposz nie był aż tak jadowity jak sugerowali niektórzy prowadzący zajęcia z przetrwania. Nie miało to dla niego większego znaczenia, bolało jak zęby przy niewprawnym fellatio. Rozłożył płyty pancerza na nodze i dał Konowałowi wraz z Marcusem zająć się jego nogą. Pierwsze poszły antytoksyny, nie był pewien co potem, bo w zasadzie nie za bardzo czuł swoją własną nogę. Założył więc płyty ponownie na nogę i ruszył dalej, wyrywając wczesniej wijowi kilka kłów na pamiątkę, przeciskał się ciasnymi tunelami gdzie było trzeba. Nie poprawiało to jego humoru, tak samo jak powoli wracająca do normalnego stanu noga.



Kiedy dotarli do urwanego podnośnika i usłyszał komentarze Tatsu, spojrzał na niego jak na skończonego kretyna.
- Na cholerę nam wrogowie... – Nie dokończył na głos, ostatecznie zakwalifikował Mishimczyków do kategorii kretyni oddani do niańczenia, którzy zrobią przysługę światu nie wracając do bazy. – Przypomina mi się półkownik Johnes, też lubił robić swoim niespodzianki, „zapomniał” – w głosie Corteza wyraźnie było słychać cudzysłowy - powiedzieć swoim saperom że będą szli przez pole minowe, ale chłopaki byli na tyle sprytni że sami je dojrzeli, Johnes czekał sobie z dala aż wszyscy przejdą. Rozczarowany brakiem fajerwerków ruszył za oddziałem, chłopaki zapomnieli mu powiedzieć że uzbroili miny z powrotem. – Capitolczyk musiał przyznać że dobrze wspominał stypę, każdy w barakach urżnął się na wesoło.

Mistyk podał mu karanińczyk z liną, najwyraźniej miał jakiś plan sensowniejszy niż łażenie po skałach. Po chwili od podpięcia, zaczął się unosić wraz z całą resztą. Uczucie nie było złe, coś jak odwrócony spadochron czy plecak odrzutowy, niedługo kiść z pięcioma pancernymi owocami wylądowała na górze. Odpiął się i poczekał na to, co ciekawego ma ktokolwiek do powiedzenia. Na takim poziomie, powinno się tu robic gorąco a nie zimno, włączył podgrzewanie w pancerzu. Było lepsze niż kalesony i zawsze na miejscu gy go potrzebował.

Gdy wyszli na ośnieżony teren, na usta mimowolnie wcisnęło mu się jedno. – Ciekawe czy Ruda Giny ciągle jest taka jak kiedyś, wspominała że da dupy dopiero jak piekło zamarznie. Czas się zgłosić. – Cervantes splunął i wyciągnął zapalniczkę, wolną dłonią się nią bawił, drugą trzymał Gehennę w gotowości. Zwykle mieszkańcy zimnych okolic nie lubią jak ktoś ich za mocno podgrzewa.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 21-02-2014, 12:07   #27
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Wij zaatakowany ze wszystkich stron w końcu uległ. Pocięte mieczami, postrzelane pociskami cielsko znieruchomiało na dobre. Marcus wraz z Braxtonem rzucili się aby pomóc rannemu w nogę Cortezowi. Noga nie wyglądała najlepiej. W międzyczasie przybyła drużyna dowodzenia, rzucająca kretyńskie uwagi, które miłosiernie zignorowano. Po krótkiej naradzie z medykiem, Markus przywołał małą kulkę żywiołu ognia i zaczął bawić się nią tak, jak Cortez swoją zapalniczką. Oczy żołnierza zrobiły się wielkie jak spodki, kiedy zdziwiony zapatrzył się w pląsający na dłoni ogień. Niewielka hipnoza podziałała znieczulająco i wątpliwe było, aby Cortez czuł cokolwiek, nawet gdyby czołg przejechał mu po nodze. W tym czasie Braxton spokojnie pracował nad nogą Corteza, wbijajac kolejne strzykawki i korzystając z chwili nieuwagi. Kiedy skończył, Marcus zmienił kulkę ognia w bryłkę lodu, wciskając ją do ręki zaskoczonego żołnierza.
- Przyłóż do rany. Obrzęk szybciej zejdzie.
Należało się ruszyć, w końcu nie wiadomo czy wij nie miał towarzystwa. Zabiegi medyka doprowadziły jednak szybko Corteza do stanu używalności Team Six wrócił na szpicę.

Jaskinia była ogromna. Wielka, kilkudziesięcio metrowa skała na którą według wskazówek Tatsu należało się wspiąć stanowiła dość poważną przeszkodę dla obciążonych sprzętem i ciężko opancerzonego Team Six. Nie byli przygotowani do forsowania takich przeszkód, więc należało poszukać innego rozwiązania i te szybko się znalazło.
- Przypnijcie się czymkolwiek do mnie. Nie musi być mocno, ale nie zrywajcie kontaktu.
Mistyk uniósł ręce do góry, przywołując moc telekinezy. Ledwie dostrzegalny słup czerwonego światła skapał mistyka, który następnie poszerzył wiązkę, obejmując całą drużynę. Stopy mistyka, a potem całego Team Six oderwały się od ziemi. Moc niosła ich do góry i Marcus czuł jej przepływ przez tuby stabilizatora. Ogromna dawka energii kanalizowała się jednak doskonale, żmudne godziny spędzone na regulacji zaczęły się spłacać. Przez chwilę mogli podziwiać z góry piękno kolorowej jaskini, wielkość ściany na którą planowali się wspinać, i zaskoczone miny drużyny dowodzenia, która z determinacją podjęła wspinaczkę normalnie. Jedynie Braxton dygotał i sprawiał wrażenie niekoniecznie zadowolonego z takiej formy transportu. Cóż, nie wiadomo jak na Sztukę zareagowały wszczepy którymi niewątpliwie był nafaszerowany, jednak o ile nie było to zaklęcie bojowe, nie powinna stać mu się żadna krzywda.
Kiedy docierali już do szczytu na którym czernił się otwór kolejnej jaskini, Marcus odpiął każdego z osobna i łagodnie sterował mocą posyłając ich po kolei na szczyt ściany. Po krótkiej chwili cała drużyna bezpiecznie wylądowała na skalnej półce wieńczącej przeszkodę.
- Można zameldować, że jesteśmy na górze. Może potrzebują pomocy?
Markus przysiadł na sporawym kamieniu aby chwilę odpocząć.
- Kołki jakieś.... - Mruknął do siebie Marcus słysząc przekazaną przez Sarę odmowę samurajów. Uniesieniu sześciu ludzi nie było łatwe i wymagało sporego wysiłku i wydatku mocy. Za to pozwalało oszczędzić czas, wysiłki kilku ludzi kosztem jednego i ustrzec ich przed urazami i niezdolnością do walki z nimi związaną. Każdy dobry dowódca pewnością mógł zrozumieć korzyści z prostej ekonomi. Z korytarza czerniącego się przed nimi wiał mroźny wiatr.
Nie tylko wiatr. Stabilizator wykrył znaczne zakłócenie mocy – a to oznaczało tylko jedno. Byli blisko terenu spaczonego przez Mroczną Harmonię i kontakt mógł nastąpić w każdej chwili. Marcus momentalnie zajął się nowym zagrożeniem, próbując zidentyfikować natężenie i aurę. Daremnie, zbyt daleko lub cel rozsiewający plugawą moc sprytnie się maskował. Nie spodziewał się aż takiej subtelności, może plotki nie były prawdziwe.
- Wyczuwam obecność Mrocznej Harmonii. Z korytarza przed nami. Zachowajcie ostrożność. - Rzucił w eter. W międzyczasie zbadał platformę i uszkodzony dźwig, szukając śladów walki lub widocznych oznak działań Legionu.

Drużyna dowodzenia w końcu wdrapała się na górę. Padali z wycieńczenia. Na własne życzenie. Jednak sama odmowa nie była jeszcze najgorsza. Dla własnej sławy i z powodu głupiej dumy zrezygnowali ze wsparcia, i osłabili zespół. Nie najlepiej współpracowali i Marcus modlił się, aby walka nastąpiła w korzystnym momencie. Pierwszy test jako dowódca Tatsu właśnie oblał. Widząc lekceważące i pogardliwe miny Team Six kiedy patrzyli na półżywych ze zmęczenia samurajów, wiedział , że młody samuraj nie wzbudził też potrzebnego do dowodzenia szacunku. W krytyczniej chwili pójdą za nim jedynie jego fanatyczni podkomendni. Opinia o Mishimie ponownie się potwierdzała. Mogli produkować świetnych wojowników, ale marnych żołnierzy.

Z korytarza wiało mrozem i Mroczną Harmonią. Niemal dawało się ją wyczuć przez skórę. Kręty i ciasny korytarz wkrótce rozszerzył się, aby wyjść w ogromnej, skutej lodem i ośnieżonej jaskini. Śnieg chrzęścił pod okrytymi pancerzem butami, a szron szybko zaczął osadzać się na naramiennikach i szatach. Przecierając oszronione szkła w wizurze hełmu, skoncentrował wzrok na wskazywanej przez Braxtona sylwetce.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 13-03-2014 o 15:52. Powód: korekta czytelności wypowiedzi.
Asmodian jest offline  
Stary 21-02-2014, 12:23   #28
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Gdy tylko paskudztwo dokonało żywota Braxton przyklęknął przy rannym. Cortez kończył właśnie oswobadzać się z pancerza gdy dołączył do nich również Mistyk. Mallory nie przepadał za sztuką lecz gdy towarzysz był ranny, trzeba było współpracować. Szybko ocenił sytuację i mruknął do Braciszka.

- Ja zrobię coś z toksynami, ty go znieczul. Jak go znieczulę prochami to trochę będzie przymulony, a przecież tego byśmy nie chcieli. – Uśmiechnął się krzywo do Corteza zastanawiając się jakimi truciznami mógł dysponować wij. Wytypował trzy oddzielne specyfiki, które mógłby podać. Nie stosował ich nigdy jeszcze razem i nie wiedział czy przypadkiem jakoś ze sobą nie współdziałają. Nie bał się efektów ubocznych, raczej tego, że substancje czynne będą się znosić. Skala mutacji flory i fauny marsjańskiej wprawiała go w zadumę. Jeśli spotykali takie niespodzianki już na wstępnie to co ich potem może spotkać. Stepujące pingwiny?
Nie miał zbyt dużo czasu do namysłu więc po chwili wahania odrzucił jedną aero - strzykawkę. Dwie pozostałe dawki wpierdzielił Cortezowi w udo. Potem wyjął plaster w spraju i oczyściwszy najpierw rany zaklajstrował całość. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu lecz mimo to nie był to prowizoryczny opatrunek.

- Tja. Powiedziałbym, żebyś oszczędzał tą nogę, ale biorąc pod uwagę, że nie jesteśmy na wycieczce to nie będę ci marudził.

Zignorował docinki samurajów i poszedł znowu w szpicy. Wycieczka zapowiadała się ciekawie, a z dwojga złego wolał mieć legion przed sobą niż mishimczyków za plecami. Tak przynajmniej wiedział skąd padnie cios. Wymienił ładunek trucizny w mieczu zajął się maszerowaniem.

Gdy dotarli do klifu i „Dowódca” wydał rozkaz wspinaczki doktor jęknął i tym razem wyraził głośno swoje wątpliwości. Jak każdy z weteranów dźwigał na sobie maksymalnie duża ilość sprzętu. Oprócz zestawów medycznych, które wprawiły by w zachwyt każdego aptekarza, albo dilera miał jeszcze całe mnóstwo granatów i dodatkowych magazynków. Mimo to nawet przez sekundę się nie zastanawiał nad wyrzuceniem czegokolwiek. Patrzył jak z gracją wielgachnych pająków samurajowie przyklejają się w tych leciutkich pancerzach do skały. Przez chwilę zastanawiał się czy korzystając z tego, iż nikt nie patrzy nie prasnąć, w któregoś kamieniem. Z zadumy wyrwał go Marcus oferujący podwózkę. Mallory skrzywił się lecz skorzystał. Wspinaczka była fajna pod warunkiem, że karabin nie obija ci się żebra. Pomyślał, że może być nawet przyjemnie tak szybko pokonać przeszkodę.
Cóż, nic bardziej błędnego. Gdy tylko przyszła na niego kolej i Braciszek zaczął zarabiać na żołd Konował stwierdził, że chyba wolałby się wspinać. Gdy tylko jego stopy oderwały się od gruntu i otuliło ich przyjazne ramię Sztuki Marcusa Konował poczuł, że kręci mu się w głowie. Krew zaczęła szybciej krążyć, a sądząc po dudnieniu w uszach to musiała zapierdalać całkiem szybko. Po chwili doszły słabe torsje i chyba jedynie dzięki opatrzności Cesarza wspinający się poniżej mishimczycy nie dorobili się nowego maskowania na pancerzach. Mallory nie wątpił, że maskowanie z owoców morza, które jadł wczoraj chyba by im nie przypadło do gustu. Cała podróż była do dupy i nawet wkurzone miny mijanych po drodze samurajów nie poprawiły mu humoru. Właściwie nawet pogorszyły.

- Kto ma szkołę ten ma lżej. – Warknął tylko po drodze lecz zaraz potem pożałował. Skupił się na podziwianiu mijanych kamieni z bliska i oddychaniu. Metodyczne: wdech, wydech przyniosły mu jakąś ulgę lecz dopiero gdy Marcus poleciał po następnego jego organizm się uspokoił. Zamiast dziękuję, warknął tylko za nim.

- Następnym razem idę na około.

* * *

Klimat zmienił się szybko i Cortez nie omieszkał tego skomentować. Braxton parsknął krótko i wyraził opinie, że on zawsze wolał cieplejsze kręgi piekła. Wojsko jednak dba o swoje dzieci i wyposaża ich odpowiednio, wyciągnął z kieszeni kamizelki specjalny krem. Nałożył grubą warstwa na twarzy i podał dalej. Znowu szedł w szpicy, a tu wiało najgorzej. Po jakimś czasie przyjemny mrok zaczął się przejaśniać. Zbliżali się do jakiejś łuny i pewnie dzięki temu wypatrzył jakaś sylwetkę.

- Padnij. – Szczęknął krótko wykonując swój rozkaz.

„Co za debil stoi zwiadach na szczycie wzgórza mając światło w plecy?”
 
malkawiasz jest offline  
Stary 22-02-2014, 10:26   #29
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Aggressor plunął ołowiem w podbrzusze wija. Nacisk na nogi Dunsirna wyraźnie zelżał, a po kilku kolejnych strzałach Imperialczyk mógł się uwolnić i przejść do ostrzału z karabinu. Wystarczyło kilka kul, by poraniony mieczami i pociskami stwór przeniósł się do lepszego świata. Kiedy Marcus i Braxton opatrywali Kenshiro, Derren rozejrzał się po jaskini, szukając kolejnych słabo widocznych korytarzy czy jam, w których mogliby czaić się drapieżnicy. Nic takiego jednak nie wypatrzył. Kiedy oddział Mishimy dotarł na miejsce, zwyczajowo rzucił kilka uszczypliwych komentarzy w kierunku Tatsu, gratulując mu bohaterstwa, odwagi i woli walki.

Kiedy Puszka nadawał się już do akcji, mogli kontynuować marsz. Po kilku godzinach dotarli do pionowej, niemal dziesięciometrowej ściany, którą należało sforsować. Nieopodal była górnicza winda, która niestety lata świetności miała za sobą. Czy był to stary obszar wydobywczy? Czy też po prostu Mishimczycy jakoś musieli zapewnić ciągłość linii transportowo-komunikacyjnej i zdecydowali się na takie rozwiązanie, gdyż było tańsze, niż kopanie tunelu? Tego Derren się nie domyślił, nikt w jego klanie nie był górnikiem i taka wiedza była mu obca. Mimo to, zawsze szukał okazji, aby dowiedzieć się czegoś nowego. Rusty ocenił wysokość ściany, obejrzał skalne występy ułatwiające wspinaczkę i już miał rozpocząć mozolną drogę w górę, kiedy usłyszał propozycję Marcusa. Imperialny pancerz miał wbudowaną uprząż, zaopatrzoną w masywny karabińczyk, który można było zaczepić do stalowych obręczy liny SPIE – Special Insertion and Extraction, którą piloci Ghosthawków mogli wypuszczać ze swoich latających pojazdów i w ten sposób błyskawicznie ewakuować operatorów z pola walki. Derren wraz z innymi członkami teamu przypiął się do pasa Marcusa i został powoli i stabilnie wylewitowany go góry. Na skalnej półce mógł się rozkoszować kilkoma minutami spokoju bez wścibskiego oddziału samurajów. Gdy Mishimczycy dotarli na górę, Tatsu ukradkiem spojrzał na mapę i dał znak do kontynuacji marszu. „Co on ma na tej mapie? Dlaczego nie chce tego pokazać?” – zastanawiał się Rusty. Pytanie póki co pozostało bez odpowiedzi. Imperialczyk zajął swoje miejsce w szyku na szpicy i kontynuował wędrówkę, czujnie trzymając swój sektor.

Najpierw zobaczył światło. Wyłączył noktowizor, gdyż przestał spełniać swoją funkcję, po czym wszedł do ośnieżonej, jasnej jaskini. „I szlag trafił maskowanie do walki w tunelach” – pomyślał. „Czemu wywiad musiał zawalić nawet tak prostą sprawę jak informacja o zastosowaniu dodatkowego kamuflażu?” Nieudolność działania agentów Kartelu zaczęła przybierać niebezpieczną formę – ktoś mógł przez to zginąć, tylko… czy nie o to właśnie chodziło? Z zamyślenia wyrwała go komenda Braxtona. Rusty spokojnie przypadł do osłony, jaką dawała mu śnieżna zaspa i zerknął przez celownik karabinu w stronę, w którą wskazywał Braxton.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 22-02-2014, 22:42   #30
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Przerośnięty robal był naprawdę groźny, zwłaszcza, że udało mu się ich zaskoczyć. Sara raczej nie była osobą arogancką, ale jeśli stworzenie zaskoczyło ich drużynę, to najprawdopodobniej udało by mu się to z każdą inną. Mimo iż pierwszy cios należał do niego, to dzięki zachowaniu zimnej krwi i odpowiednim umiejętnościom, poradzili sobie z nim ograniczają straty własne do minimum.
Podczas siłowania się z robakiem, Cortez został lekko ranny. To już było zadanie dla Mallory"ego, aby poskładać Derrena i zapewnić mu pełną sprawność bojową, która z pewnością będzie mu potrzebna.
Szli dalej, uważając już nie tylko na to co mogło pojawić się na horyzoncie, ale także na "sufit" oraz ściany. Nic nie starało się ich zaskoczyć, nie mniej jednak czujność była jak najbardziej na miejscu.

Dotarli do miejsca w którym powinni byli podjechać windą na wysokość trzeciego piętra, niestety ta była rozwalona. Jej obecność i plany jakie posiadał Tatuś... Tatsu, świadczyły jednak o tym, że korporacja Mishima dotarła tutaj podczas swojej eksploatacji.
Sara miała pewne wątpliwości odnośnie ich starcia z Robalem. Przypełzł z góry? Owszem, mógł. Ale dlaczego nikogo tu nie było? Nie było żadnych śladów walki, a i Tatsu nie spodziewał się kogokolwiek tu zastać. Dlaczego nikt nie trzymał tu straży? A może o to właśnie chodziło? Może równie dobrze mogło się okazać, że teren do tego miejsca BYŁ zabezpieczony, a robal miał wydrukowane drobnym drukiem "Made by Mishima" na grzbiecie i został tam ustawiony specjalnie dla nich?
Sara pokręciła nieznacznie głową. Chyba doszukiwała się w tym wszystkim zbyt wiele. Warto było zachować czujność i postępować ostrożnie, ale nie należało popadać w paranoje. Mieli teraz inną rzecz na głowie.

Najlepiej było zahaczyć kotwiczkę o stary dźwig. Pierwsza osoba wejdzie na górę i sprawdzi jej bezpieczeństwo, a następnie przejdzie reszta drużyny. Traf chciał, że to właśnie ona była chyba najlżejsza i zaszczyt ochotnika należał do niej. Na szczęście nie było takiej potrzeby.
- Przypnijcie się czymkolwiek do mnie. Nie musi być mocno, ale nie zrywajcie kontaktu - powiedział Marcus.
Kobieta domyśliła się co zamierzał Mistyk. Słyszała o zdolnościach telekinezy, a nawet teleportacji, choć nie była świadkiem niczego takiego. Jeszcze nie była.
Zgodnie z sugestią, przełożyła rękę przez pasek Marcusa, od broni i oplotła sobie nią wokół nadgarstka. Mistyk uniósł ręce do góry i zaraz potem całą drużyną lecieli do góry, oszczędzając sobie żmudnej wspinaczki.
Sara miała dodatkowe powody do zadowolenia. Oprócz wygody, którą nie dysponowali Mishimiczycy, utarli nosa Tatsu, który wysyłając ich przodem chciał po raz kolejny wystawić ich na niebezpieczeństwo. Oprócz tego, nie musiała iść pierwsza, dzięki czemu uniknęła sytuacji, w której wszyscy mogli spokojnie gapić się na jej wypięty tyłek... jak to robiło dwóch takich, podczas ich ćwiczeń.

Bezpiecznie dotarli na górę. Owszem, mogli choćby zrzucić Mishimiczyką linę, ale nie było takiego rozkazu, więc się nie kłopoczyli i skupili na zabezpieczeniu terenu.
Nikogo tam nie było, jednak okazało się, że główne przyjęcie miało się dopiero zacząć. Sara wyraźnie czuła obecność Mrocznej Harmonii. Nie był to niekontrolowany ból głowy, który dawał się jej we znaki. Szkolenie Crenshawa robiło swoje i kobieta nie cierpiała już niedogodności... Choć nadal nie przychodziło łatwo.
Miała wrażenie, że widzi w ciemności coś z symbolem Demnogonisa, bliznę w tym kształcie. Jakby cień majestatycznej cytadeli. Wszystko śmierdziało jej Mroczną Harmonią, ale nie potrafiła określić, czy jej przeczucia tyczą się przeszłości, przyszłość, czy co najgorsze teraźniejszości.
Pogładziła się po bliźnie, aby sprawdzić hipotezę, że ta staje się wyraźniejsza w obliczu Mrocznej Harmonii. Skorpion nie była jednak w stanie tego zweryfikować.

Team Six miał chwilę na osobności - coś co nieczęsto zdarzało się w wojsku, a szczególnie w ich przypadku. Korzystając, że byli akurat w grupie, Sara zebrała wszystkich niczym zawodników drużyny footballowej na mała naradę.
- Znaleźć się na szpicy to jedno, ale tu dzieje się coś więcej. Chwilami zdaje mi się, że zaraz ktoś strzeli mi w tył głowy. Widzieliście jakieś oznaki świadczące o takiej możliwości? - zagadała, chcąc zebrać jak najwięcej informacji o Mishimiczykach.
- Raczej nie - odpowiedział Rusty - są bardzo powściągliwi i ciężko ich sprowokować do jakiejś “nieprzepisowej” reakcji. Ciekaw jestem, jakie mają rozkazy i czemu Tatsu posiada mapy, których nie chce ujawnić. Co to były za odwierty? Zna się ktoś na górnictwie? Bo u mnie z tym kiepsko. A co do strzelania w plecy, to trzymajmy się po prostu z dala od Mishimczyków, tak będzie bezpieczniej. I dla nas i dla nich.
- Nie wiem. Kopalnie, wykopaliska? - odpowiedziała Sara. Mishima swoją drogą, ale coś innego ją trapiło.
Marcus oglądał uważnie dźwig i resztki maszynerii sterującej urządzeniem. Niczego ciekawego jednak nie znalazł.
- Cała sprawa mocno śmierdzi. Przyjrzałbym się chętnie tej mapie, ale byłoby niegrzecznie wyjmować ją naszemu zacnemu dowódcy z kieszeni telekinezą.
- Marcus, wykrywasz coś? Czuję Mroczną Harmonię - dodała spoglądając na mistyka i odruchowo pogładziła się po bliźnie na policzku.
- Sporo. Silne zakłócenie. Mroczna Harmonia. Dziwne. Silne, a mimo to nie jestem w stanie zidentyfikować konkretnego źródła
Marcus spojrzał na Sarę dostrzegając jej odruchowy gest.
- stara rana?
- Ta jest akurat najnowsza - odpowiedziała kobieta. - Żadna korporacja nie sprzymierzyła by się z Legionem. Nie oznacza to jednak, że nie wystawią nas na wabia. I to bardziej niż dotychczas - powiedziała. Co innego iść na szpicy, a co innego zostać wystawionym.
Po tej krótkiej naradzie, ruszyli całą drużyną dalej.

Lód, śnieg i mróz były czymś czego chyba nikt nie spodziewał się na Merkurym. Chociaż byli głęboko pod ziemią, więc nowina była do przyjęcia bez szoku i zastanawiania się co się tutaj dzieje, tak jakby coś przeczyło prawom fizyki.
Jednak światło, które nie przypominało sztucznego oświetlenia i wzniesienie przypominające górkę pokrytą śniegiem, były już czymś naprawdę niespodziewanym. Czy takie warunki mogły zaistnieć naturalnie? Ich tworzenie i utrzymywanie było typowe dla ludzi, ale zarówno ona jak i Marcus wyczuli Mroczną Harmonię. Te i inne pytania czekały na odpowiedź.
- Padnij - rzucił nagle Braxton.
Sara nic nie widziała, ale nie miała w zwyczaju rozglądać się, gdy ktoś do niej celował. Kucnęła nisko chowając się na jeden z stalagmitów.
Szybko okazało się, że nie było bezpośredniego zagrożenia ataku, lecz doktorek dostrzegł jakąś nieznaną postać na horyzoncie.
Sara nie zwlekając sięgnęła po snajperkę, wyglądając postaci we wskazanym miejscu.
- Tetsu. Mam kontakt w zasięgu strzału. Humanoid. Zlikwidować? - zameldowała przez radio. To było zadanie dla snajpera, o ile mieli likwidować cel, gdyż mogło zostać zauważone przez innych i wszcząć alarm. Jeśli był obserwatorem, to lepiej by było obejść go niezauważenie. Etoiles Mortant dałaby radę. - Możemy go obejść - dodała celując do nieznajomego i czekając na wytyczne.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 03-03-2014 o 13:23. Powód: Dodanie dialogu, w którym uczestnili Azrael1022, Asmodian i Mekow
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172