Krasnolud nieprzeciętnego wzrostu szedł śpiesznym krokiem mamrocząc coś pod nosem. Jego droga wiodła z zewnętrznej osady do jakiś ruin, oddalonych pół godziny marszu od właściwej wioski. Był w okolicach Viseny od niedawna i nie każde miejsce było mu znajome, toteż błądził chwilę nim znalazł docelowe miejsce, przez co już był spóźniony.
Wreszcie jego oczom ukazał się… - Na cholerę Viseńczykom był taki młyn? – krasnolud powiedział na głos, sam do siebie. Głos miał mocny i trochę chrapliwy. Podrapał się po głowie, podwinął rękawy i pewnym krokiem skierował się do drzwi. Otworzył je zamaszystym ruchem.
Jego oczom ukazała się izba, a w niej kilkanaście osób. Większość z nich widział po raz pierwszy. Większość z nich jedynie przelotnie zwróciło nań uwagę. Ewidentnie przyszedł nie w porę- wszyscy gorączkowo wpatrywali się w jakiegoś ledwie brodatego bruneta, jakby mówił coś ważnego.
- […] Wiemy gdzie i po co iść – prawił. - Teraz pytanie tylko: kto idzie?
Krasnolud patrzył jak inni patrzą, a oni patrzeli jak on patrzy, aż wreszcie ktoś się odezwał. Kolejno usłyszał wyczerpujące „Pójdę” z ust jakiegoś młodzika coś o „Magicznej Panience” z ust kolejnego oraz co nieco od pewnego Edgara o „wykiwaniu wilkołaków”. Krasnolud podrapał się koło nosa. Podobało mu się to co usłyszał, zresztą trochę poznał już tę sprawę z nieustannie krążących między ludźmi plotek. Odchrząknął więc głośno i wykrzyknął: - Ha! Na brodę mojej matki!- mówiąc to przepychał się w stronę bruneta-oratora.- Macie mój topór! Wiemy gdzie, wiemy po co, tylko kiedy waćpanowie! Kiedy?!
Ostatnio edytowane przez Rewik : 14-02-2014 o 20:45.
|