Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2014, 15:54   #25
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ich pierwszym przeciwnikiem okazał się dorodny okaz wija. Nie tracili czasu, by podziwiać reprezentanta fauny jaskiń Merkurego. Braxton na spółkę z Marcusem zaczęli ciąć pancerz bestii. "Konował" czynił to z większą skutecznością. W tym czasie imponujące szczękonóża raniły Corteza, wyzwalając niemiłosierny ból. Mina "Puszki" świadczyła, że przyznał mu dwanaście punktów na skali dziesięciostopniowej... Doktor zerknął na Capitolczyka i stwierdził, że musi to zanotować dla dobra nauki w swoim dzienniku. Wkrótce będzie miał okazję poeskperymentować z medykamentami, chyba że braciszek zacznie leczyć dotykiem...
"Rusty" nadspodziewanie zręcznie wyswobodził się z oplotu i wspólnie z Thorne dołączył do walki, wspomagając Cervantesa, który uderzając rękawicą jak młotem daremnie próbował zmiażdżyć głowę stawonoga. Atakowany ze wszystkich kierunków wij zadrapał niezdarnie odnóżami. Mieszanka trucizn z miecza Mallory'ego zaczęła paraliżować parecznika. Drapieżnik stał się ofiarą...

- Obrzydliwość! - skomentował agonię stwora Braxton. - ale na swój sposób fascynująca...
"Puszka" parsknął boleśnie... nie wiadomo czy na słowa doktora, czy strącając z siebie truchło. Poczuł pierwsze zawroty głowy i falę duszności, a obrzęk rozsadzał opancerzoną nogę.
Mishimczycy bez pośpiechu dotarli na miejsce jatki.
- Poradziliście sobie z tą przerośniętą szczypawką... - stwierdził beznamiętnie Tatsu, stukając wakizashi w chitynowe płyty. - Co z nim? - wskazał na cierpiącego. - Da radę iść dalej?
- Na pewno. - odpowiedziała Sara, skinąwszy na kompanów. - Zajmijcie się rannym.

***

Kontynuowali wędrówkę, nie napotkawszy więcej organicznych paskud. Tunel wił się, skręcał i zwężał, momentami z trudem przeciskali się między ścianami. Szczególnie ci bardziej obciążeni ekwipunkiem.

Kiedy po kilku godzinach weszli do kolejnej jaskini opalizującej grą barw na sklepieniu, mimowolnie westchnęli z podziwem, bo cała skąpana była w różnokolorowym świetle, bijącym od nieznanych im minerałów. Kilkadziesiąt metrów wyżej wznosiła się skalna półka. Poza jej krawędź wystawało ramię prowizorycznego dźwigu z kawałkiem urwanej metalowej liny. Okratowana, niewielka winda-platforma była uszkodzona. Zwisała na wysokości około 10 metrów na jednym ocalałym węźle.
- To kolejny etap naszej drogi, musimy wspiąć się na skałę... - Tatsu skrycie zerknął na mapkę, tak aby nikt nie zaglądał mu przez ramię...

Summers uśmiechnął się pod osłoną hełmu, kiedy Mishimczyk zaproponował wspinaczkę. Sara obdarzyła samuraja niemym wyrzutem, Cortez, odzyskawszy nieco wigor, zaklął siarczyście.

Drużyna 'heroicznych" rozpoczęła żmudną drogę na szczyt, bez asekuracji. Kenshiro, widząc ich aktywność, również miał zamiar rzucić wyzwanie skale. Braxtonowi przemknęły przed oczami otwarte złamania, zaś Dunsirn śledził z uwagą ruchy pionierów, obmyślając optymalną trasę....

Marcus posiadał odpowiednie zdolności, by nikt z "Team six" nie musiał ryzykować podczas wspinaczki...

***

Po pokazie umiejętności lewitacji mistyka, powodującym zgrzytanie zębów u Tatsu i jego pobratymców, znaleźli się u wlotu kolejnej, czarnej jak węgiel czeluści. Przeraźliwy, mroźny podmuch niczym oddech uśpionej, lodowej bestii przejął ich dreszczem. Marcus i Sara poczuli coś jeszcze...
On - pierwotne zło, lecz o dziwnym echu, nie spotkał się jeszcze z czymś takim w swojej karierze, a to oznaczało poważne kłopoty... Ona - ból podrażnionego policzka... Przez chwilę "Skorpion" była gdzieś daleko... z pozornym spokojem gładząc bladą cerę...

Tatsu i jego ludzie mozolnie wdrapywali się na pólkę, a kiedy osiągali już cel przyklękali lub padali na ziemi, oddychając ciężko. Białe płatki wydobywające się z otchłani, osiadały na pancerzach...

Zanim Mishimczycy doszli do siebie, "Szóstka" miała czas na krótką naradę.

***

Wraz z zagłębianiem się w nieznane było coraz zimniej. Szron zaczął pokrywać pancerze i broń. Lód lśnił w zagłębieniach i wyłomach. Czegoś takiego się nie spodziewali. Byli jeszcze bardziej zdumieni, gdy po długotrwałym, żmudnym marszu ich oczom ukazała się nagła jasność i widok na rozległą, śnieżną krainę. Wzrok Mallory"ego najszybciej przyzwyczaił się do nowych warunków.

Jako pierwszy dostrzegł samotną sylwetkę...

 
Deszatie jest offline