Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2014, 04:39   #35
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
1 Ches


Błonia pełne kości, trupów, unoszący się mimo deszczu zapach śmierci i rozkładu, potęgowany jedynie podmokłym terenem. Mimo ponurej scenerii, euforia udzieliła się praktycznie wszystkim, straty były niewielkie mimo braku pomocy ze strony Marcusa, sytuacja opanowana i do pełni szczęścia brakowało jedynie głowy renegata. Worang Świetlisty zbiegł z pola walki jak tchórz, lub jak ktoś, kto ma w zapasie jeszcze jakąś niemiłą niespodziankę. Na chwilę obecną zanosiło się jednak na to, że poza problemami z zablokowanym przez wroga węzłem w zdobycznej twierdzy nastał spokój. Jeśli można tak nazwać wrzawę, krzątaninę i ogólny rozgardiasz, który ciężko było opanować mimo rozkazów i częściowo wpojonej dyscypliny.



Trzy setki uratowanych ludzi, wcielonych wcześniej siłą do sił rebelianckich, było całkiem niezłym wynikiem, z lekkim zdziwieniem słuchał raportów na temat znalezionych towarów. Zdawało się, że większość zrabowanych dóbr była nienaruszona, poza towarem kupca winnego, te jednak pewnie zostały zużyte niemalże natychmiast, by dodać kurażu wojskom samozwańca. Kazał zabezpieczyć towary, chciał żeby wróciły do kupców w jak najbardziej nienaruszonym stanie. Zajął się rozdzielaniem pozostałych zdobyczy, których poza samą twierdzą stojącą na niezbyt dostępnych terenach, było nie za wiele. Wszystko poza lancami podzielił mniej więcej tak, by w ostatecznym rozrachunku wyszło dwa do jednego. Nie miał pojęcia czemu Marcus wraz z jego siłami nie dotarł, ale zachwiało to solidnie proporcjami sił, które mieli do dyspozycji w czasie bitwy. Połowa mieczy i siodeł poszła jako zdobycz dla sił szeryf Shieldheart, jak również jedna trzecia łuków i całej reszty pozostałych materiałów, w tym zdezelowanych pancerzy, choć te ostatnie nadawały się najwyżej do przeróbki lub łatania. Kazał również zostawic kilku ożywieńców w stanie nieżycia, złapać ich i zamknąć w klatkach. Nie lubił nekromancji, nie parał się nią zbytnio osobiście, ale mogły się przydać do prowadzenia zajęć w akademii, zwłaszcza przy zaklęciach pozwalających zatrzymać nieumarłych. Zwłoki adiutantów renegata kazał dostarczyć sobie, na wszelki wypadek, po odarciu ich z ubrań, zdezintegrował ciała i zapakował resztki do sakiewki. Nie chciał, żeby ktokolwiek był w stanie łatwo przywrócić ich do życia, czekała ich więc rola pionków na szachownicy Rovana, zamiast jakiegokolwiek pochówku.



W czasie inspekcji zdobycznej twierdzy, powoli zaczął mu świtać w głowie pomysł wykorzystania gmaszyska. Nie było najlepiej zaplanowane, miało głównie pomieścić w sobie koło tysiąca ludzi, w niekoniecznie dogodnych warunkach. Mnóstwo stajni nadawało miejscu swoisty zapach. Pech że obecnie większość z nich była martwa, a nawet nieumarła. Okoliczne ziemie były bardzo żyzne, to była główna zaleta miejsca, minusem była niedaleka obecność bagna i wszystkie komplikacje mogące z tego wynikać. Dawała jednak sposobność, po pewnych modyfikacjach, do relokacji wiosek zagrożonych najazdami orków. W wioskach mieszkało raptem kilkaset osób, przy odpowiedniej arażacji twierdzy i okolicy, mogło rozwiązać tymczasowo problem z zielonymi z gór. To jednak wymagało nakładu środków, nie tylko pieniężnych ale i siły roboczej. Odsunął rozważania o wykorzystaniu twierdzy na później, obecnie na głowie miał zamknięty przez żywego wroga węzeł, równie potężny jak ten pod jego własnym zamkiem.
Główna część wojsk miała zostać odesłana do domu, reszta pomagała w uporządkowywaniu pola bitwy. Było z czego, zarówno trupy jak i nieumarli, resztki broni i zbroi. Trzeba było oddzielić ciała lojalnych ludzi, od zdrajców. Szczątki nieumarłych trafiały do jednego zbiorczego dołu, który potem miał zostać potraktowany ścianą ognia. Kazał przygotować listy gończe za Worangiem Światłolicym, na wszystkie okoliczne szeryfostwa, była najwyższa pora rozprawić się z nim raz a dobrze. Listy poszły wraz z siłami powracającymi do Gryfowa, Jeziorzan i Złotej Kiści. Sam z niedużym oddziałem został na miejscu, pracując nad ponownym otworzeniem węzła.
- Powiedz wszystkim zainteresowanym, że mam się dobrze, tylko musze jakoś otworzyć to cholerstwo a potem zamknąć naszym kluczem, jest zbyt potężne, żeby zostawić je bez nadzoru. Gdybyś mógł i znalazł czas, możesz odszukać węzły na terenach Marchii, później się poszuka ich na innych terenach, ostatnio więcej z nich kłopotu niż pożytku. – Zwrócił się do Pentora, który prowadził zwycięskie siły Aelienthe z powrotem do twierdzy.
- Postaram się, tylko nie zasiedź się za długo, masz młodą żonę w domu, dzieciaki. – Pogroził ze śmiechem palcem magowi.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby dotrzeć na obiad... któryś. – Odciął się Tiran. – Co mi przypomina, kiedy skończę z tym węzłem, zapewne będe musiał ruszyć sprawdzić wszystkie dzieciaki z okolicznych szeryfostw na obecność darów, nie mam tylko pojęcia co zastanę na ziemiach Bloodrain’a, nie podoba mi się to, że nie dotarł tutaj ani on, ani żaden jego oddział. – Dokończył swój wywód.
- W takim razie pewnie będzie czekać na ciebie z chochlą w dłoni, na szczęście portal do miast już działa a i węzłami możesz się przenieść z powrotem. Uważaj na siebie i powodzenia z tym węzłem. – Powiedział spokojnie Pentor i uścisnął dłoń Rovana na pożegnanie. Niedługo po tym rozpoczął się wymarsz.





2 Ches


W czasie kiedy Tiran pracował nad węzłem, miał przy sobie ciągle czterech zbrojnych ze straży przybocznej. Wątpił by Światłolicy próbował szybkiego powrotu, ale wolał się zabezpieczyć. Wojownicy byli przyzwyczajeni do tego że w trakcie pracy Rovan mówi do siebie, żywo gestykuluje a czasem zastyga w całkowitym bezruchu. Chirroki w tym czasie robił mały zwiad nad terenami bagien i polował na króliki, wiedząc że jego ludzki towarzysz, przez większośc dnia będzie całkowicie skupiony na pracy. Nie oddalał się jednak zbyt daleko, żaden z nich tego nie lubił. Co kilka godzin mag robił sobie przerwę, żeby zająć się czymś bardziej lekkostrawnym dla umysłu niż proby manipulacją zaplecionymi nićmi żywiołu i nieujarzmionej magii stojąc w samym środku wzburzonego oceanu. Momentami praca nad tym przypominała mu wspinanie się na szklaną wieżę. W przerwach planował więc reorganizację twierdzy i okolicy. Planował część koszar przerobić na mieszkania, część zostawić. Taka budowla potrzebował obsady zbrojnych, chociażby podstawowej. Ilość stajni i żyzność okolicznej ziemi pozwalałyby na faktyczne założenie hodowli koni, rothów lub mastifów. Dałoby to zajęcie ludziom z przeniesionych wiosek, zabezpieczyło miejsce, a na dodatek pozwoliło zróżnicować nieco dochód. W przerwach więc kreślił w głowie plany, wyznaczał środki oraz organizował.



W Złotej Kiści nastroje były doskonałe, posłaniec doniósł o wyniku bitwy, a tak małe straty własne, oznaczały że będzie mniej płaczących wdów oraz sierot, matki mogły przestać się denerwować o synów. Dodatkowo, pokazywało to, że nie warto deptać okolicznym szeryfom na odciski, bo odpowiedź może być szybka i śmiertelnie poważna. Udowadniało też, że regularne szkolenia prowadzone dla milicji, są warte poświęconego na nie czasu.





3 Ches


Oddziały powróciły w końcu do miasta, nawet oddelegowana wcześniej do ochrony Jeziorzan setka. Teraz, kiedy główne zagrożenie zostało już wyeliminowane, nie byli tam potrzebni w aż takim stopniu, mimo że szeryfostwo nie było jeszcze tak bezpieczne jak powinno. Powitano ich radośnie, zabezpieczone towary kupców trafiły do skarbca, reszta, po podziale zgodnym z umowami zostało rozdzielone pomiędzy oddziały najemne, Pentora, Tabithę i skarbiec. Jednak dopiero po tym, jak biednym kapłan skończył się tłumaczyć Ronii, która wyczekiwała swojego małżonka. Kapłan, gdy tylko dowiedział się co dokładnie zaszło w Kaostel, ruszył na miejsce sprawdzić doniesienia, wkrótce powrócił z osieroconym maluchem na dłoniach. Decyzja o jego losie miała zapaść później, póki co został umieszczony w ochronce jako pierwsza sierota.



Rovan w tym czasie borykał się z innymi problemami, zamknięcie węzłów z natury było dość trwałym i solidnym zabezpieczeniem, jako że było dodatkowo wspierane przez wewnętrzną energię każdego z węzłów. Szło mu więc bardzo opornie, wysłał gońca, z poleceniami związanymi z wysłaniem materiałów do twierdzy, przysłania Anabel jak i wysłania posłańców, do wiosek położonych na terenach zagrożonych przez orki.



Bardowie z kolei zajęci byli dokańczaniem budowli i murów w Rozdrożu, nie było tego aż tak wiele, ale nakładami samych rąk zajęło by to sporo czasu. Magia zaś pomogła doprowadzić prace do stanu zamkniętego. To, co potrzebowało ostatecznego wykończenia, wymagało już złota, a raczej materiałów, które mogło ono nabyć.

5ty Ches

Anabel dotarła do twierdzy na bagnach dość nietypową dla siebie metodą. Na grzbiecie olbrzymiego jastrzębia. Była na tyle lekka, ze nie było z tym problemów. Wojska miały nieco odpoczynku, a oszczędzało to wysyłania eskorty w tym jedynie celu. Na grzbiecie powietrznego wierzchowca zaś, mogła wziąć udział w patrolu oraz zobaczyć okoliczne tereny z innej perspektywy.
Rovan miał akurat przerwę, przerabiając część koszar, na sypialnie. Poprosił od razu, by córka przyłączyła się do niego, co prawda jej umiejętności były jeszcze niewielkie, ale stwierdził że dobrze będzie, jeśli sam ją nieco poprowadzi, pokazując rzeczy, których w Ferblówce nie miałaby szans jeszcze poznać.
- Mam nadzieję że twoja mama nie będzie się na mnie złościć, za porwanie cię na kilka dni. Prawdopodobnie powinienem był ją zapytać o zdanie, ale rzadko kiedy zdarza się taka okazja. – Zagadnął Anabel.
- Raczej nie, chociaż nie wie za bardzo czemu akurat tylko ja miałam przyjechać. – Odparła dziewczyna z lekką nieśmiałością w głosie, na dobrą sprawę, nie minął nawet miesiąc odkąd poznała swojego ojca.
- Wyłącznie o naukę, nie mam zamiaru wykorzystywać cię jako krwawej ofiary czy do innych niecnych celów. – Roześmiał się Rovan i wstał, wskazując by córka podążyła za nim. – Jesteś moja córką, ktoś może próbować wykorzystać cię przeciwko mnie, a nawet jeśli sie tak nie zdarzy, to możliwe, że przypadnie ci w udziale kiedyś zarządzanie ziemiami. Nie mówię że tak będzie, nie mówię że nie będzie, ale chciałbym żebyś była przygotowana zarówno jako czarodziejka, oraz kobieta z głową na karku. – Dotarli do najwyższego punktu twierdzy, gdzie mag pokazał dziewczynie rozciągający się dookoła widok, z jednej strony bagna, z drugiej soczystą zieleń, nieco nieujarzmioną, ale już nie podmokłą. – Co widzisz?
- Bagno i łąki.? - Padła odpowiedź po krótkiej chwili namysłu. – Nieeeebo? Wodę? – Dodała po chwili, kiedy Rovan nic nie mówił. – Twierdzę pomiędzy bagnami a łąkami? – Powiedziała jeszcze bardziej niepewnie po przedłużającej się wyczekującej ciszy ze strony maga.
- Masz rację, wszystko co powiedziałaś znajduje się dookoła nas. Można to zostawić tak jak jest, lub coś z tym zrobić. Ja bym to nazwał okazją. Twierdzę można by zniszczyć i o wszystkim zapomnieć. Można jednak również jej użyć z głową, uznając za sposobność. Na obrzeżach Aelienthe i Samotnego Jeziora znajdują się wioski, które są narażone na ataki orków. Efekty takich napaści nie są miłe, chwilowo nie mamy środków ani zasobów, żeby przygotować jakieś uderzenie, pozwalające zapobiec tym napaściom. Można więc przenieść te wioski, pytanie gdzie i za co. – Rovan zakreślił koła dookoła siebie. – To niejako jest odpowiedź, dookoła jest bardzo żyzna ziemia, miejsce można przerobić tak, by pomieściło również cywili, nie tylko żołnierzy. Sprowadzić tutaj rodziny, zapewnić im mieszkania, obsadzić twierdzę, która i tak musi tutaj pozostać. Ziemia jest najżyźniejsza w okolicy, obecność żołnierzy daje poczucie bezpieczeństwa. Stada i plony w przyszłości pozwolą na godziwy zarobek lub wyżywienie rodzin. Rozwiązanie, które pozwoli zamknąć kilka problemów jednocześnie. – Mag przyjrzał się Anabel, która próbowała przetrawić wszystko, co przed chwilą powiedział Rovan.
- Czyli chcesz, żeby ludzie wyprowadzili się ze swoich domów i zamieszkali tutaj? Dlaczego mieliby to zrobić, co jeśli nie będą chcieli? – Dziewczyna dość łatwo przeszła do problematycznej kwestii całego zagadnienia.
- Tak, chcę, dla ich własnego bezpieczeństwa, nie mam zamiaru ich naciskać ani zmuszać, zaproponuję im możliwość. Wybór między bezsennymi nocami, w czasie których będą się martwić możliwym napadem orków, a z drugiej strony w miarę bezpieczne miejsce, obwarowane murami, obsadzone żołnierzami, do którego mogą się schronić w przypadku jakichkolwiek kłopotów. To dalej nasi ludzie, mogę ich prowadzić, wspierać i pomagać, ale nie mam zamiaru ich zmuszać, do póki bezpieczeństwo pozostałych nie będzie tym zagrożone.
Kontynuowali dyskusję w tym temacie jeszcze trochę, następnie Rovan zaprowadził córkę do węzła. Mimo jego mocy, dziewczyna potrzebowała pomocy maga, by go zobaczyć i wyczuć pulsującą w nim energię. Tiran próbował objaśniać córce co robi, idąc za stwierdzeniem, że najlepiej uczyć kogoś pływać, wrzucając od razu na głęboką wodę. Wiedział że w Złotej Kiści będzie nieco osób mogących wykrywać i korzystać z węzłów, jeśli jeszcze nie teraz, to za jakiś czas. Wypadało żeby jego córka orientowała się w tym zagadnieniu, wolałby żeby znała się doskonale, ale póki wiedziała co mówi i byłaby w stanie zrozumieć, kiedy ktoś mówił do niej o niebezpieczeństwach związanych z Farzes.
Tymczasem w okolicach Złotej Kiści zaczęli się pojawiać nomadzi, rozpoczynający eksodus z Kaostel, niepewni dalszych jego losów, tego kto przejmie władzę, a wraz z nim docierały wieści. Mało przyjemne, na przełomie roku na obszarze nowo powstałych czterech szeryfostw, zginął lub zaginął już drugi szeryf. Los Marcusa nie był zagadkowy, zemsta podburzonych plemion była zabójcza, jak przekonał się na swojej szyi wraz z małżonką. Prowodyrzy i sprawcy rozsądnie opuścili ziemie Halruaa. Nie było sensu za nimi ganiać w tym momencie, trzeba było po nich sprzątać.


9ty Ches

- Co się dzieje, kiedy to wszystko nie pomaga, nie działa ludzie nie mogą się porozumieć, albo słuchać dobrych rad? – Zapytała Anabel próbując nadążyć za wszystkim, co w ciągu ostatnich dni przekazał jej ojciec.
- Wtedy niestety dochodzi do konfliktów, wojen, ludzie giną zazwyczaj niepotrzebnie. Można to odbierać jako częściową prywatną porażkę. Natomiast, jeśli jest to obrona własnego domu i rodziny przed inwazją, to już konieczność. Efekty jednak zawsze są takie same. – Odparł Rovan.
- Takie same, czyli jakie? – Z zaciekawieniem dopytywała dziewczyna.
- Chodź, pokaże ci, nigdy nie są przyjemne czy warte oglądania a na koniec trzeba po prostu sprzątać. – Tiran zaprowadził córkę w pobliże dołu, w którym czekały na spalenie reszki nieumarłych. Większość została zniszczona już wcześniej, ale umarlaków było dużo, akcje porządkowe za pomocą okrojonych sił, które pozostały na miejscu, trwały odpowiednio dłużej. – Efekty wyglądają właśnie tak. Tu leżą trupy, gdzie indziej żyją wdowy, sieroty, rodziny, które straciły kogoś bliskiego. – Dokończył krótką, ale mocno zapadającą w pamięć lekcję. Przywołał ścianę ognia i podtrzymywał ją tak długo, aż wszystkie szczątki w dole zostały zwęglone. Dookoła latały iskry i płatki popiołu.



Wieczorem Rovan niemalże odtańczył taniec radości, udało mu się w końcu ustalić sposób na zdjęcie węzła. Sama procedura zajęła mu około godziny, ale w końcu się udało. Zostało jedynie zabezpieczyć go ponownie. Pentor w tym samym mniej więcej czasie ostatni raz sprawdzał jak przechodzi fermentacja jego nowego trunku. Nie był całkowicie pewien co mu wyjdzie, chociaż planował kordiał ziołowy na bazie winiaka. Rano miał ruszyć z małym oddziałem w poszukiwaniu węzłów. Jego przepis był jedną sprawą, grube mury piwnic pod Kamienną Łzą drugą, a trzecią fakt, że wszystko to siedziało na potężnym węźle ziemi.





10ty Ches


Rovan wraz z Anabel pojawili się w twierdzy późnym porankiem. Ronia wraz z Srebrnowłosą rzuciły mu się na szyję, kiedy tylko go zobaczyły. Rozminął się z kapłanem, który wcześniej wyruszył kierując się na południe, podążając za magiczną nicią zaklęcia wyszukującego węzły. Kiedy zobaczył jaki stos papierów czeka na niego w gabinecie, machnął tylko ręką i poszedł na spacer wraz ze swoją małżonką. Miał wystarczająco sprawnych ludzi, by donieśli mu o wszelkich kłopotach i ważniejszych sprawach. Anabel wróciła pod opiekę matki i do zajęć w Ferblówce, rzeczy, które przerabiał z nią w czasie badania węzła, różniły się sporo od programu szkolnego, ale były solidną podbudową do nadrabiania kilkudniowych zaległości.




11ty-16nasty Ches


Przez kolejne pięć dni Rovan dzielił swój czas między rodzinę a badania. Udało mu się wreszcie dokończyć Malakoriar. Prawdopodobnie istniało gdzieś podobne urządzenie, ale wątpił, by ktokolwiek przedstawił publicznie jego plany. W niewielkiej skrzyni, zamkniete było ciekawskie oko, które najpierw przyglądało się tekstom i ilustracjom, a następnie z zapałem kopiowało je na wskazany materiał, bez znaczenia było, czy miało kopiować na pergamin, kamień, czy stalową folię. Pod okiem Aureliusza zaczęło wykańczać skopiowane do tej pory księgi, wzbogacając je o ilustracje.


[media]http://fc09.deviantart.net/fs70/i/2012/088/0/a/celtic_chest_1___complete__by_arteymetal-d4ubsdg.jpg[/media]

Jak się okazało, rzeźby i księga szybko znalazły nowych właścicieli. Przy okazji kupcy złożyli zamówienie na dodatkowe posągi, zarówno w Złotej Kiści jak i Jeziorzanach. Na szczęście portal do najbliższych miast był już gotowy, przynajmniej w jedną stronę, więc nie musiał marnować zbyt wiele czasu na podróże. W Aelienthe zaś pojawiało się coraz więcej nomadów z Kaostel, które zostało oddane w protektorat pomiędzy Rovana a Arastianne. Obydwoje mieli wystarczająco dużo na głowie, ale najwyraźniej nomadzi wietrzyli pismo nosem, skoro Stare Bagno zostało przekazane Tiranowi. To Kaostel może trafić się Shieldheart. Mag zastanawiał się, komu można by podrzucić to kukułcze jajo, ale nikt nie przychodził mu chwilowo do głowy.





17nasty - 20sty Ches


Pierwsze w kolejności sprawdzania dzieci na obecność daru było Gryfowo. Dzieci obdarzonych darem było nieco mniej niż w Aelienthe, 85 w samym mieście, nieco poniżej trzech setek w całym szeryfostwie, co prawda z tego 150 było w stanie opanować co najwyżej najprostsze sztuczki, jednak nawet taki dar bez żadnej pomocy w jego opanowaniu mógł być niebezpieczny. W czasie gdy badał dzieci i młodzież, Veissa zaproponowała mu wymianę usług bardów wraz z harfami na gryfie jaja. Po krótkich targach, stanęlo na 22 gryfich jajach, w zamian za 20 użyć harfy wraz z bardami. Nie była to najgorsza oferta.





21 Ches


Pentor powrócił z wyprawy w poszukiwaniu węzłów dokładnie na czas targu odbywającego się w Złotej Kiści. Zbiory były bardzo dobre, więc miasto pękało w szwach. Doniesienia kapłana były równie ważne, co zaplanowane na później rozmowy. W całym szeryfostwie było ponad 20 węzłów, z czego większość dość słaba. Potężniejsze były jedynie dwa, z czego jeden zabezpieczony przez druidkę. Drugi znajdował się w zaatakowanej przez orki wiosce, nie tylko był on pobłogosławiony przez Chaunteę ale znaleźli w nim również samorodki żywego metalu.
Po południu w sali tronowej zgromadzili się przedstawiciele starszyzny zagrożonych wiosek oraz nomadów, którzy opuścili Kaostel.



Profilaktycznie, wszystkie golemy z zamku, poza tymi strzegącymi skarbca, zostały zgromadzone w sali audiencyjnej, wtapiając się pomiędzy rzeźby zazwyczaj ją ozdabiające. Wierzył w pokojowe intencje petentów, ale w spotkaniu brała udział Ronia, jak i Pentor z Tabithą, po tym co się stało z Marcusem nie miał zamiaru ryzykować.
Nomadzi chcieli zachować swój tryb życia, przynajmniej większość z nich, w zamian proponowali gotowość do obrony ziem w razie pospolitego ruszenia i chronienia ich na codzień, o ile będą zwolnieni z podatków. Proponowali z kolei pomoc w przygotowaniu terenów pod nowe szeryfostwo, na wolnych ziemiach ku zachodowi od Aelienthe, oraz rozwiązaniu problem armi ożywieńców. Brzmiało to o tyle sensownie, że Marchia była już mocno jak na Halruaa zaludniona, miało jednak swoją cenę, nadania ziem na nowo zajetych terenach. To jednak nie był problem, gdyby nie udało się niczego osiągnąć, niczego nie tracił. Poza złotem, nikt nie miał zamiaru narażać karku całkiem za darmo. Negocjacje trwały nieco, ale udało się ustalić sensowną dla Rovana kwotę, głównie dzięki jednemu z przedstawicieli młodzieży, który twierdził że nie będzie przyjmować rozkazów od kobiet. Tabitha po krótkiej szeptanej naradzie i za przytaknięciem starszyzny, zaprezentowała siłowo co się może stać z kimś nie okazującym szacunku przedstawicielowi margrabii Złotej Kiści. Po tym negocjacje odnośnie złota i podzialu łupów potoczyły się dużo łatwiej, mimo urażonej miny barbarzyńcy. W tym miejscu właczono do rozmów starszyznę wiosek zagrożonych atakami z gór. Zaproponowano im przeniesienie do twierdzy na bagnie, wraz z mieszkaniami, przeniesienie wiosek do lub w pobliże twierdzy, w celu zwiększenia obronności. Ziemia na miejscu była najżyźniejsza w okolicy, więc mimo protestów i wątpliwości przystali na propozycję. Nomadzi z kolei mieli zająć południowe i częściowo zachodnie tereny z dala od zamieszkałych na stałe przez obecnych mieszkańców. Nie sądził żeby doprowadziło to do większych problemó1w, zwłaszcza z powodu niezbyt stałej natury siedlisk jeźdźców.





22gi Ches 04 Tarsakh


W Samotnym Jeziorze ilość obdarzonych darem dzieci była niemalże identyczna, jak ta w Gryfie, tylko Kaostel mocniej odbiegało od przeciętnej, zapewne z powodu odpływu nomadów, ale także struktury ludności. Halruaańczyków, w których żyłach magia płynęła jakby chętniej i częściej. W szeryfostwie do niedawna zarządzanym przez Marcusa, osób z darem znalazł jedynie nieco ponad 230, z czego około 80 miało nigdy nie wykroczyć poza podstawy arkanów. Na ziemiach Aristona Brodatego znalazł niecałe trzy setki obdarzonych darem, z czego 140 jedynie w najmniejszym stopniu. Łącznie dawało to grubo ponad półtora tysiąca osób, które potrzebowały szkolenia, na szczęście nie wszystkie były gotowe na nie od razu. Część mogła trafić na różne roczniki do ferblówki, sporo osób było gotowych do akademii, inne mogły poczekać nawet do kilku lat, z racji zbyt młodego wieku. Wrócił do domu zmęczony, ale mocno zadowolony. Taki wynik tegorocznego przesiewu oznaczał mniejsze kłopoty później i pozwalał odpowiednio rozplanować naukę wszystkich.




07 Tarsakh


Rovan zajmował się organizacją transportu księgozbioru z Bagna do Złotej Kiści, Liliel nie miała nic przeciwko użyczeniu ich na jakiś czas. W najlepsze rozmawiał sobie z inkwizytorką i przeglądał zbiory, przy okazji załatwił sprawę zamówienia posągów dla tutejszych kupców.


W tym samym czasie nad Złotą Kiścią zauważono dwa czerwone kształty. Ronia akurat była na spacerze na błoniach w okolicy zachodnich kwater. Nie miały jeszcze żadnej innej nazwy, ale były soczyście zielone, zwłaszcza po ostatnich deszczach. Korzystając z nieco niższej temperatury po ostatnich deszczach, młoda kapłanka spacerowała po błoniach. Kształty zapikowały i wylądowały przed kobietą, teraz nie dało się ich pomylić z niczym innym. Ewidentnie były to smoki, dwa, czerwone, niezbyt stare. Z połyskliwą łuską i paszczami pełnymi zębów.
- Oddaj nam ssssssmoczątko. – Wysyczał jeden z jaszczurów. Po szybkiej odmowie smoki rzuciły się do ataku.


[media]http://fc03.deviantart.net/fs70/i/2012/212/7/d/red_dragon_by_caiomm-d599wlf.jpg[/media]

W powietrzu natychmiast zamigotały czary obronne i rozległy się dźwięki modlitwy. Ryki i zionięcia zaczęły się przeplatać z zaklęciami. Czarne macki oplotły jednego z czerwonych, ale drugi ciągle był w stanie się ruszać i był bardzo niebezpieczny. Ronia odskoczyła dalej i pozwoliła przyzywanym istotom zając się przejmowaniem największego niebezpieczeństwa. Cały ten huk i rumor zaalarmował wszystkich w okolicy, pierwsza na pomoc przygalopowała paladynka ze swoją kopią flankując nie spętanego smoka. Powietrze było coraz gęstsze od oparów, dymu i magii. Jedna z bestii była ciężko ranna kiedy nadbiegły oddziały milicji odbywające niedaleko ćwiczenia. Jednak nim posypały się strzały, zarówno Kapłanka Mystry, jak i służka Azutha zdążył zostać nieco nadszarpnięte smoczym zębem. Wkrótce było po wszystkim, naszpikowane strzałami truchła leżały spokojnie na swoje dalsze losy.

Rovan został o wszystkim poinformowany dość szybko, skrócił więc swoją wizytę w Jeziorzanach i powrócił do domu. Najpierw sprawdził czy z Ronią wszystko w porządku, ale szybko się uspokoił widząc ją w otoczeniu dzieci, służby i straży.
- Nie możesz się tak narażać, powinnaś była schronić się w zamku i pozwolić całej reszcie tym zająć. – Przytulił mocno swoją żonę. – Poradziłaś sobie jednak znakomicie, jestem z ciebie dumny. – Dodał cicho na ucho.
Po wszystkim przyszła pora na zdecydowanie co z truchłami. Nie było sensu marnować tak wartościowego materiału. Zebrał ludzi i kierował odpowiednim skórowaniem, podziałem mięsa, kości, organów a nawet krwi. Wszystko mogło się przydać i zostać użyte odpowiednio. Trzeba było jedynie odpowiednio o to zadbać.





10ty Tarsakh


Rankiem, kiedy Ronia wtulała się w Rovana po porannych harcach wspomniała o rozwiązaniu problemu z patrolami rzecznymi. Pomysł sam w sobie był niczego sobie, zwłaszcza że zawierał również straż przyboczną dla kapłanki. Trzeba było jedynie stworzyć dla nich odpowiednie kwatery, najlepiej przy dokach. Skoro miały patrolować rzekę, było to najlepsze miejsce na stworzenie ich bazy. Musiał jedynie wszystko zaplanować i wykonać na spółke z Pentorem, zwykłe sposoby zajęłyby za dużo czasu a harfy były obecnie oddelegowane do Gryfa. Wpisał budynek do swojej listy potrzebnych w okolicy kompleksów.



Tego samego dnia dotarły również weselne prezenty od druidki. Tego się żadne z nich nie spodziewało, Ronia dostała osiem wspaniałych młodych pegazów. Teraz mieli już u siebie prawdziwą menażerię. Oprócz nich, do zamku dotarła również przesyłka zawierająca specjalny klucz i hasło dla najpotężniejszych Grimuarów. Były wystarczająco dobrze zabezpieczone, żeby nierozważny śmiałek, otwierający je bez hasła bardzo szybko pożałował swojej decyzji.
Wolny czas, jeśli nie poświęcał go na badania, tworzenie przedmiotów czy wykańczanie budynków, miał zostać zajęty dodatkowo przez stawianie budynków. Miał jednak nadzieję że po Święcie Traw będzie miał nieco odpoczynku.





11ty – 28 Tarsakh


Przygotowania do otwarcia akademii pochłaniały większość czasu wszystkich w twierdzy, mimo tego trzeba było jeszcze znaleźć czas na zaradzenie problemom naturalnym. Upały, które spadły na Nath, były zabójcze. Żeby straż w ogóle mogła w jakikolwiek sposób funkcjonować, musiał szybko skonstruować kilka miejsc, w których mogliby się ochłodzić. Głównymi oczywiście były strażnice, oraz po jednej w środkowych wieżach na obrębie muru. Obie Ronie sporo czasu spędzały przy fontannach i w pobliżu chłodni, podobnie jak wielu ludzi z Dolin, ledwo znosząc upał. Więc w podobny sposób została ulepszona bawialnia i sala wspólna. Praca wrzała głównie rankiem i wieczorami, w ciągu południa słońce zdawało się przedzierać nawet przez grube ściany zamku. Raz dziennie pomiędzy kompleksem akademii a zamkiem, tworzona była nawet ściana lodu, żeby dać chociażby chwilowe wytchnienie.



Księgozbiory zaczynały zapełniać półki akademickiej biblioteczki, sale były przygotowane, jedna z bezzębnych czaszek czerwonego smoka leżała spokojnie w jednej z gablot komnaty trofeów. Wszystko było na dobrej drodze do tego, żeby bez większych problemów otworzyć akademię na czas. Warkocze Mystry były niemalże gotowe, cztery czajki czekały w dokach. Zbroje z żywego żelaza zostały stworzone przez Rovana i czekały jedynie na odebranie ich ze skarbca. W Rozdrożu powstała szkoła i niewielka karczma, ta druga w wersji minimalnej, składającej się póki co z sali wspólnej i wyszynku. Potrzebny był też tam jakiś zarządca, więc tą sprawę oddelegował Olafowi Garare, Pałacem Zmysłów, który wreszcie został ukończony zajęła się Karina Selinor, wyznawczyni Sharess, bardka o wielu talentach. Dźwięczna Nuta miał na głowie dość z samymi bardami i ferblówką, więc prowadzeniem szkoły został obarczony Feniks żwawe oko. W Jeziorzanach z kolei powstał zajazd i niewielki burdel, mimo niechęci Liliel do takich rozrywek, Rovan i wcale niemała liczba służących w mieście zbrojnych przekonały ją do słuszności tego rozwiązania. Nie żyli w końcu w idealnym świecie, nie każdy ze zbrojnych czy najemników chciał właśnie tam zakładać rodzinę.




29ty Tarsakh


Ronia poprosiła Rovana o zajrzenie do sali tronowej. Czekało tam już kilkoro służby, część na drabinach i trzymających zwykłe płótno nad ścianą. Kiedy małżeństwo już się pojawiło, zsunęli je, a oczom maga ukazał się przepiękny gobelin zajmujący sporą część ściany. Kapłanka musiała spędzić nad nim mnóstwo czasu, ale efekt był wart każdej poświęconej minuty.
- Nie wystawiajmy go jeszcze na widok publiczny, jest wspaniały i zasługuje na to, żeby wpleść w niego również małą niespodziankę. – Margrabia powiedział z uśmiechem do swojej żony. W tym temacie oboje się zgadzali, został więc zdjęty i zaniesiony ostrożnie do pracowni.



Wieczorem czytał raporty swoich zwiadowców, mieli się koncentrować ostatnio głównie na wewnętrznych zagrożeniach, poszukiwaniach Woranga, ale również na ziemiach i informacjach o San Otaku oraz jego rodzinie, Hitorisama i jej posunięcia również były pod lupą, choć głównie w sadzawce wieszczenia w pracowni Rovana. Sadzawka była używana zarówno przez Pentora, jak i Rovana, w Halruaa niestety trzeba było mieć oczy dookoła głowy. Podrapał sie po głowie i pomyślał nad stworzeniem kryształowej kuli, jednak była dopiero kolejna na jego liście. Wcześniej było dokończenie zbroi ze smoczej skóry zanim Pentor wyruszy z nomadami na zwiad potencjalnych terenów, a także perły mocy na prezenty. Trzeba było w końcu dopiąć sprawę Ronii Młodszej, póki co była przysposobiona, ale tak jak obiecał jej matce, miał zamiar doprowadzić do tego, żeby w oficjalnych spisach widniała jako również jego córka. Podszedł do okna i odetchnął nieco bardziej rześkim nocnym powietrzem, po chwili się roześmiał na głos. Przez głowę przemknęło mu, że nawet gdyby się rozdwoił, to zapewne problemów zacząłby mieć cztery razy więcej. Gwiżdząc nieco fałszywie ruszył do sypialni.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 17-02-2014 o 21:17. Powód: Paladynki biegające z lancami
Plomiennoluski jest offline