Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2014, 16:16   #26
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Na szkoleniach dla świeżaków w dźungli, zawsze mówili że najniebezpieczniejsze są często ugryzienia najmniejszych pajęczaków i stawonogów. To były te, które miały nie wystraszyć rekrutów a jedynie zachęcić ich do zwiększonej czujności. Na zaawansowanych treningach wspominano krótko, jeśli ugryzie cię coś jadowitego, co jest większe od ciebie, zacznij pisać testament póki jesteś świadom tego co się dzieje. Cortez w ciągu swojego życia tak się uodpornił na toksyny, że jeszcze żył, lub truposz nie był aż tak jadowity jak sugerowali niektórzy prowadzący zajęcia z przetrwania. Nie miało to dla niego większego znaczenia, bolało jak zęby przy niewprawnym fellatio. Rozłożył płyty pancerza na nodze i dał Konowałowi wraz z Marcusem zająć się jego nogą. Pierwsze poszły antytoksyny, nie był pewien co potem, bo w zasadzie nie za bardzo czuł swoją własną nogę. Założył więc płyty ponownie na nogę i ruszył dalej, wyrywając wczesniej wijowi kilka kłów na pamiątkę, przeciskał się ciasnymi tunelami gdzie było trzeba. Nie poprawiało to jego humoru, tak samo jak powoli wracająca do normalnego stanu noga.



Kiedy dotarli do urwanego podnośnika i usłyszał komentarze Tatsu, spojrzał na niego jak na skończonego kretyna.
- Na cholerę nam wrogowie... – Nie dokończył na głos, ostatecznie zakwalifikował Mishimczyków do kategorii kretyni oddani do niańczenia, którzy zrobią przysługę światu nie wracając do bazy. – Przypomina mi się półkownik Johnes, też lubił robić swoim niespodzianki, „zapomniał” – w głosie Corteza wyraźnie było słychać cudzysłowy - powiedzieć swoim saperom że będą szli przez pole minowe, ale chłopaki byli na tyle sprytni że sami je dojrzeli, Johnes czekał sobie z dala aż wszyscy przejdą. Rozczarowany brakiem fajerwerków ruszył za oddziałem, chłopaki zapomnieli mu powiedzieć że uzbroili miny z powrotem. – Capitolczyk musiał przyznać że dobrze wspominał stypę, każdy w barakach urżnął się na wesoło.

Mistyk podał mu karanińczyk z liną, najwyraźniej miał jakiś plan sensowniejszy niż łażenie po skałach. Po chwili od podpięcia, zaczął się unosić wraz z całą resztą. Uczucie nie było złe, coś jak odwrócony spadochron czy plecak odrzutowy, niedługo kiść z pięcioma pancernymi owocami wylądowała na górze. Odpiął się i poczekał na to, co ciekawego ma ktokolwiek do powiedzenia. Na takim poziomie, powinno się tu robic gorąco a nie zimno, włączył podgrzewanie w pancerzu. Było lepsze niż kalesony i zawsze na miejscu gy go potrzebował.

Gdy wyszli na ośnieżony teren, na usta mimowolnie wcisnęło mu się jedno. – Ciekawe czy Ruda Giny ciągle jest taka jak kiedyś, wspominała że da dupy dopiero jak piekło zamarznie. Czas się zgłosić. – Cervantes splunął i wyciągnął zapalniczkę, wolną dłonią się nią bawił, drugą trzymał Gehennę w gotowości. Zwykle mieszkańcy zimnych okolic nie lubią jak ktoś ich za mocno podgrzewa.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline