Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2014, 18:45   #14
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
James po drodze zastanawiał się nad tą całą sprawą. Na pewno nie była z dziedziny jego specjalności ale z drugiej strony zdaje się, że stary żołnierz miał trochę racji. Te supercyborgi i roboty mogły być szybsze czy wytrzymalsze od ludzkich wojowników takich jak on czy Ferric ale na pewno nie były tak uniwersalne jak oni. W końcu był mimo wszystko gliną to i mógł się zabrać, za tą gliniarską robotę.


Na miejscu spotkał dwójkę podobnych mu gości. W środku jeszcze tą Denielle, samego Tomkinsa i jego mechanicznego służącego. James przysłuchiwał się rozmowie niewiele się wtrącając. Ta parka działała jak zgrany duet negocjatorów. Widać było, że nie robią tego po raz pierwszy. Ponadto wypytali się mniej więcej o to co sam miał ochotę się spytać, więc nie widział sensu im przerywać. Wyszedł razem z nimi i udał się za mechanicznym służącym. Nie przypadł mu on do gustu, jakoś z natury nie lubił rzeczy, które niby miały zastąpić prawdziwych gliniarzy. Ten był pewnie zupełnie innym modelem, ale jednak niechęć była dość wyraźna, choć trzymał ją dla siebie.


Wziął do ręki dokument umowy i go przeczytał. Nie był prawnikiem, ale zdawało się mu, że nie odbiega specjalnie od normy. No i właściwie było tym samym co zlecił mu pułkownik więc nie zwlekając dłużej podpisał dokument. Następnie zwrócił się do Alexa.

- Pan Tomkins mówił nam, że jego śp prawnik zgromadził sporo materiałów na temat tej sekty. Rozumiem, że część została zniszczona na sali sądowej, ale bardzo by nam ułatwiło sprawę, gdybyśmy uzyskali dostęp do tych materiałów, Zaoszczędziłoby nam to czasu i wysiłku jeśli nie musielibyśmy przechodzić przez te same mosty co ten prawnik. - rzekł do humanoidalnej maszyny.

- Ponadto czy jest możliwość uzyskania dostępu do sali sądowej gdzie to się stało? Chciałbym zobaczyć to miejsce. Szczerze mówiąc podgląd do kamer systemu bezpieczeństwa z budynku i okolic też byłby jak najbardziej na miejscu. - spytał ponownie. Zamierzał wycisnąć z robota i jego pracodawcy każdą pomoc jaką tylko mógł. Zwłaszcza, nie chciał tracić czasu jeśli musieliby dumać w tę i z powrotem po coś tam.


Ann wzięła do ręki umowę i w czasie kiedy były policjant zadawał swe pytania uważnie ją studiowała. Gdy skończył stwierdziła:

- Cóż dziesięć tysięcy kary za odstąpienie od umowy to pokaźna suma. Mam nadzieję, że dostaniemy jakąś zaliczkę? Po za tym interesuje mnie kwota przeznaczona na koszty. Czy jest przewidziana jakaś pula, czy mamy się każdorazowo zgłaszać po pieniądze?

Alex wysłuchał ich, siedząc niczym kij od szczotki. Raz czy dwa mrugnął powiekami, być może jego oczy faktycznie potrzebowały jakiegoś odświeżania. Cóż, w końcu rozmawiali z maszyną.

- Przekażę panu Tomkinsowi tę prośbę - odparł najpierw na pytanie Shelbiego.

- Jeśli otrzymam upoważnienie, postaram się dostarczyć wszystkie dokumenty. Niestety, dostępu do sali sądowej zabroniła policja. Nawet panu Tomkinsowi nie pozwolono wejść ani obejrzeć nagrania. - Coś się przestawiło i odezwał się zupełnie inny głos, jakby z odtworzenia. - “Śledztwo trwa, panie Tomkins. Obawiam się, że do czasu jego zakończenia wszelkie dowody są niedostępne dla osób cywilnych. Proszę mi wierzyć, robimy wszystko co w naszej mocy, by odkryć przyczynę zamachu.”. - Robot zatrzymał odtwarzanie i płynnie przeszedł do swojej normalnej, mechanicznej mowy i skierował spojrzenie na Ferrick: - Przewidziany jest tysiąc zaliczki. Jeśli będą jakieś koszty lub konieczność wynajęcia innego specjalisty, proszę zgłosić się do mnie wraz z fakturą za te usługi.

- Mamy ograniczony czas na znalezienie potrzebnych informacji? - wtrąciła się nagle milcząca wcześniej Daniele. - Pan Tomkins mówił, że możesz nam dostarczyć informacji na temat kontaktów Amandy. Interesują mnie też przelewy pieniężne. Czy dziewczyna miała dostęp do kont swojego ojca?

- Im prędzej tym lepiej - odpowiedział Alex. - Panu Tomkinsowi mogło nie zostać wiele czasu. Terminu ostatecznego brak. Panna Amanda nie miała dostępu do kont ojca, póki się nie wyprowadziła, miała własne, zanim nie przelała wszystkich środków na inne, niedostępne dla mnie. Mogę dostarczyć wyciągi, tak jak listę kontaktów.

- Faktury? - Skośne, dziwnie zielone, oczy Azjatki zrobiły się nagle idealnie okrągłe - Jak ty sobie niby wyobrażasz takie faktury? Przecież w wielkim prawdopodobieństwem będziemy musieli działać w szarej strefie. - Pokręciła głową - Cóż osobiście nie mam zamiaru płacić za niespodziewane wydatki z własnych pieniędzy. Jeśli nie uzgodnisz ze swoim panem bardziej realnych warunków, możemy niczego się nie dowiedzieć. Chciałabym w takim razie by, w kontrakcie dopisano uwagę, że w przypadku natrafienia na problemy związane z wynagrodzeniem dla ewentualnych “specjalistów” - ostatnie słowo wymówiła ze szczególnym naciskiem - będziemy mogli unieważnić kontrakt bez ponoszenia kary finansowej. Oczywiście takie podejście z pewnością wydłuży także nasze działania. - Nachyliła się w kierunku robota i popatrzyła w jego dziwne, sztuczne oczy:
- Informacje kosztują Alex, a ci którzy mają te najlepsze zazwyczaj nie przepadają za płaceniem podatków.

- Pan Tomkins bardzo lubi mieć kontrolę nad swoimi wydatkami. - Alex nawet nie drgnął, mrugnąwszy jeszcze ze dwa razy. Na upartego można było uznać, że zachowanie Ann lekko go zaciekawiło, lecz czy dało się podpinać do niego ludzkie reakcje, mimikę i ton głosu? - Zgodnie z jego wytycznymi możemy ustalić wspólny rachunek opiewający na sumę pięciu tysięcy, z którego będą mogli państwo wypłacać sumy z opisem na co zostały przeznaczone. Opis ten oczywiście trafi tylko do mnie i pana Tomkinsa, nie do osób odbierających zapłatę. Dziewczyna skinęła głową:

- Dobrze, możemy tak zrobić. - To mówiąc podpisała umowę, a potem skopiowała na swój holofon. - W takim razie czy teraz mogę obejrzeć pokój, który wcześniej zajmowała panna Amanda?


Remo nie wahał się wcale, przesuwając wzrokiem po umowie kilka razy i podspisując ją. Firma kazała, on podpisywał. On zawali, firma zapłaci. Nihil novi. W międzyczasie Ann zdążyła coś wynegocjować.
- I jej sprzęt komputerowy, o ile zostawiła coś, z czego korzystała - dopowiedział do pytania Azjatki. Zawahał się przed następną kwestią, a potem, robiąc przy tym głupkowatę minę człowieka, który zupełnie nie wierzy, że to podziała, dodał jeszcze - Alex, powiedz nam od siebie o zmianach zachowania Amandy. Znałeś ją długo? Co mówiła? Jak się zachowywała? Do kogo jeździła i kogo zapraszała do siebie? Takie rzeczy codzienne - wwiercił się wzrokiem w androida, ciekaw czy jego oprogramowanie jest tak bogate. Ucząca się AI była wciąż zabroniona i przerażała hakera z lekka.


James poczekał aż robot odpowie tej dziewczynie o raczej azjatyckiej urodzie i mężczyźnie co miał dobry gust do klasycznych bryk. Znów musiał uznać wyższość w sztuce prowadzenia rozmowy, zwłaszcza kobieta się tu wybijała. Ale z drugiej strony zaskoczony nie był, przecież nigdy nie szkolono go na negocjatora, polityka czy inną papugę. Jednak swoje też widział.

- Pan Tomkins wspominał coś o ludziach którzy pomagali jej w przeprowadzce. Jakiejś Monice? Wiesz coś o tych ludziach? Wcześniej też tu przychodzili czy dopiero jak się związała z tą sektą? Czy moglibyśmy przejrzeć filmy z systemu ochrony tego dnia? - jakby im na to pozwolili byłoby z górki bo od razu wiedzieliby jak wygląda przynajmniej część tych których szukali.



Dalej spotkanie przebiegało już bez zbędnych sensacji. Najwyraźniej staremu Tomknisowi zależało na spotkaniu kogoś kto zajmie się... Cóż odpowiednim słowem chyba byłaby zemsta. A to wedlug eksgliny zawsze było cholernie osobiste przez co ciężko było zachować rozsądek i umiar. Nawet jeśli się próbowało. W każdym razie uruchomili pierwsze mechanizmy sprawy i teraz trzeba było poczekać na efekt. Tak naprawdę la James'a sprawa się zacznie jak dostanie do obróbki jakiś materiał a na razie wiedzieli nieco więcej niż można się było dowiedzieć z netu i mediów. Ale przed spotkaniem mógł się jeszcze popytać o to czy o tamto.


Wychodził już ostatni z trójki nietuzinkowych detektywów. Zatrzymał się jeszcze frontem do robota i niespiesznym ruchem rozsunął zamek bluzy. Ukazała się pod nim zwykła koszulka z powszechym znanym logo "I love NY". Następnie powolnym ruchem odgarnął lewą ręką poły bluzy i pod pacha ukazała się kabura z bronią. Jakąś sekundę dał się napatrzeć robotowi po czym z powrotem zapiął bluzę i znów broń i kabura były właściwie niewidoczne pod płaszczem.

- Posłuchaj Alex. Nie wiem jak to u was jest z ochroną i może okazaliście nam wyjątkowe zaufanie omijając normalne procedury ale sam widzisz kto jest naszym podejrzanym. Zamiast tej broni to mogła być bomba, tak jak w sądzie. Myślę, że coś powinniście pomyśleć nad tym jeśli nadal pan Tomkins toczyć tą sprawę w sądzie. Sam mówił, że w sądzie im się nie udało więc nie będę zdziwiony jeśli spróbują ponownie. - rzekł były SWATowiec a obecnie agent do zadań specjalnych Corp - Techu. Nie był pewny czy domownicy nie zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa czy też własnie zrobili dla nich wyjątek jakimś ulgowym traktowaniem. Ale jakby coś się stało nie chciał mieć wyrzutów sumienia, że siedział cicho zamiast ich ostrzec.


---


Pożegnawszy się z dwójką nowych współpracowników wsiadł do samochodu zrzucając płaszcz na przednie siedzenie. Ruszył i znów próbował pogadać z Carlosem. Jednak znów właściwie się nie udało. Bardziej tekstowo ugadali się, że się spotkają w "Terror house" miejscu gdzie SWATowcy trenowali różne warianty akcji. James'a musiał przyznać, że zżerała go zazdrość, gdy pomyślał, o tamtcy ludziach w domu treningowym podczas akcji. Ehh... Być znów wśród nich, prawdziwych gliniarzy na prawdziwej akcji a nie jakimś korpowym pionkiem...


Na miejscu okazało się, że trochę się spóźnił i chłopcy i dziewczęta własnie zaczęli kolejny scenariusz. James nie nudził się jednak bo może nie wszystkich ale nadal sporo osób znał i jego pamiętano. Właściwie jak szedł korytarzem albo czekał w poczekalni to co chwila wdawał się w rozmowę z tym, tamtym czy tamtą. Normalnie czuł się tu jak w domu. Tu był u siebie to w tym cholernym Corp - Techu był wciąż nowy.


W końcu doczekał się aż jego były team wyszedł na przerwę po skończonych ćwiczeniach. Dzrzwi się otworzyły i zaczęli wyłaniać się w parach, trójkach i pojedynczo. Wciąż w ćwiczebnych kombinezonach i bronią trzymaną w dłoniach. Spoceni, brudni, ciężko oddychający ale raczej zadowoleni. Jeszze go nie widzieli i James miał chwilę by ich obserwować. Widział tylko dwójkę nowych co doszli po jego odejściu a resztę znał osobiście. Dowodził nimi i prowadził ich na akcjach, nie tylko na ćwiczeniach, treningach i symulacjach. Chłoną obraz i dźwięki a doświadczenie zrobiło resztę. W lot rozpoznał, że widocznie im się udało, i chyba mieli jakąś czasówkę z rozbrajaniem bomb. I wówczas go zauważyli.

- O! Mój ulubiny dowódzca! - wypalił bez żenady Carlos rozpromieniając swoją latynoską gębę bielą uśmiechu.

- Słucham cię mój niekoniecznie ulubiony sierżancie... - rzekł z przekąsem Orlando będący tuż za nim, który przejął obowiązki team leadera po odejściu James'a. Zresztą Shelby sam go polecił, bo wolał by jego oddział dostał się w dobre ręce.

- Nie mówiłem o tobie chudzielcu tylko o naszym prawdziwym dowódzcy - odparł goroącokrwisty latynos.

- Sierżancie Silva, zwracam panu uwagę, że swojemu bezpośredniemu przełożonemu należy okazywać więcej szacunku. - odparł mentorskim tonem Orlando.

- A w dupę mnie pocałuj! - roześmiał się Latynos a wraz z nim cały oddziałek antyterrorystów i James także. Orlando i Carlos toczyli te swoje gadankowe podjazdy chyba odkąd się spotkali. I to mimo, że przez większość służby Orlando był w starszeńśtwie stopni nieco nad latynosem. Ponadto Carlos pełnił rolę drużynowego błazna. Miał jakąś taką dziwny urok, że mógł się odezwać nawet do starszych stopniem w sposób jaki nikomu innemu nie uszedłby na sucho a jemu to uchodziło i jeszcze wszyscy uważali to za zabawne. Z drugiej strony sporo z tego co mówił wszyscy traktowali z przymrużeniem oka.


Gdy James jeszcze służył w oddziale a zwłaszcza gdy już nim dowodził miał w swojej historii parę sygnałów "sugerujacych" mu ukrócenie zachowań Carlosa jednak je ignorował. Uważał, że pewnych granic Latynos nigdy nie przekracza a to co robi nie wpływa na zdolność bojową ani jego ani reszty oddziału a przy okazji stanowi swoisty zawór bezpieczeństwa.


Teraz też Carlos ruszył pierwszy na spotkanie z ich byłym dowódzcą. Za nim ruszyła reszta oddziału w dwójką młodych na końcu. Po uściskach rąk i standardowych grzecznościach pochłonęła ich dyskusja o własnie zakończonych ćwiczeniach. Zajęło im to dobry kawałek czasu. Uspokoili się dopiero gdy zaspokoili swój pierwszy głód wrażeń. Dopiero wówczas James dał znać Carlosowi, że chce z nim pogadać i miał okazję by go podpytać o tę aferę w sądzie i tą sektę.
 
Pipboy79 jest offline