Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2014, 22:11   #19
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pieniądze okazały się naprawdę dobre, jeżeli oczywiście wypełniłoby się zadanie. Samo zadanie było, tu Rose brakowało słów by opisać uczucia które kłębiły się jej głowie.
Intrygujące?? Tak
Będące wyzwaniem?? Jak najbardziej.
Chociaż już sama świadomość, że trzeba będzie udać się do Bronxu i to zapewne niejednokrotnie i być może nocować tam już mniej motywowały. Wracały te niemiłe wspomnienia z początków pobytu w tym mieście. Wspomnienia, które jednak szybko odsunęła od siebie, a w zasadzie odsunęła je kwota zaoferowana przez firmę, a przedstawiona ustami dyrektora.

Restauracja Ootoya anie nie zaskoczyła ani nie rozczarowała Rose. Była azjatycka. no może lepiej powiedzieć azjatycka po zachodniemu.
Rose usiadła, w zasadzie to uklęknęła, przy stoliku do którego ich poprowadzono, z wrodzonym wdziękiem i gracją osoby nawykłej i przyuczonej do korzystania z tego typu mebli.
Z karty dań zamówiła jakąś lekką przystawkę i zieloną herbatę.
Czekając ,aż przyniosą to co zamówiła poświeciła się lekturze tego co ich zleceniodawca im przysłał.
- Skąpe te informacje. - Odezwała się w końcu. - Powinniśmy zacząć od powiększenia zasobu wiedzy na ten temat. - Spojrzała pytająco na dwóch towarzyszących jej mężczyzn.
Mik usiadł po turecku przy stole i zamówił na razie futomaki z łososiem oraz wiśniową herbatę.
- Ano, lekka chujnia - przytaknął kobiecie. - Mieszkając na Bronxie siłą rzeczy większość z tego już wiedziałem. Żeby dowiedzieć się więcej i skontaktować nas z Jin-Tieo, muszę pogadać z pewnymi ludźmi. Dla dobra sprawy lepiej, bym zrobił to sam, więc musicie znaleźć se jakieś zajęcie tymczasem, key? Jeśli będziecie wybierać się na Bronx, lepiej przebierzcie się w jakieś mniej eleganckie łachy, by mniej rzucać się w oczy. Zdałoby się wynająć jakiś pokój w tanim motelu, gdzie będziemy mogli się spotykać i gdzie firma będzie mogła dostarczać nam sprzęt - Maroldo mówił cicho, lecz naturalnie, nie jakimś teatralnym szeptem. - I wymieńmy się od razu numerami - zaproponował, wyjmując z kieszeni marynarki stary model holo.
Gdy zbliżyli urządzenia rozległa się seria piknięć. Mik zapisał ich numery w grupie z “Lachociągiem”, czyli Dirkauerem - Kenjiego jako “Sushi” a Rose jako “Kwiaciarnię”. Następnie przytknął holofon do czytnika w cyberoku (kopiując najwyraźniej kontakty do urządzenia wszczepionego w głowę), po czym przesłał im swój bardziej osobisty numer.
- Dzwońcie w pierwszej kolejności na ten wszczepiony - powiedział. - Prędzej odbiorę.
- To w Bronxie są drogie hotele?? - Kobieta spytała poważnie, chyba. Aczkolwiek dało się wyczuć nutkę ironii. - W okresie wojny lojalności nie kupisz za pieniądze. Hotelik na godziny, to raczej nie miejsce na przetrzymywanie zabawek, na których tak panu zależy, panie Maroldo.
- To nie musi być na Bronxie - odparł Mik. - Ani nie musi być tanie, byle było dyskretne. Może być czyjeś mieszkanie, byle nie moje, key? I żaden tam “panie Maroldo”. Mik. Albo “Mechhead”, tak mnie nazywają. Żadnych nazwisk od tej pory. Łatwiej i bezpieczniej będzie mówić sobie po imieniu. Musimy lepiej się poznać, jeśli mamy razem pracować. Dirkauer mówił, że dobrali nas według specjalizacji. Więc w czym się specjalizujecie?
- Dobrze, Mik. - Wyraźnie zaakcentowała jego imię przypatrując mu się dłużej. Po czym zlustrował jeszcze drugiego z mężczyzn. - Jestem, jakby to powiedzieć, hmmm… - Zamyśliła się chwilę, szukając chyba odpowiedniego słowa. - specjalistą od negocjacji, zjednywania sobie ludzi. Taką siłą argumentów.
- To już wiemy, kto będzie gadał z Jinem - Mik pokiwał głową, zezując na “argumenty” Rose. - Zajebiście, bo ze mnie żaden negocjator. Jak wiecie testuję firmowe zabawki i na tą chwilę mam ich w sobie całkiem sporo - rzekł z zadowoleniem. - W obecnej konfiguracji jestem żołnierzem i szpiegiem. Biegam z prędkością samochodu, przynajmniej takiego jadącego przez Nowy Jork, hehe. Otwieram drzwi z pięści. I wspinam się po ścianach jak jebany Spider-man - zaśmiał się krótko z własnego żartu. - Poza tym mam wszczepioną kamerę i cyberaudio z kompletem zdalnych podsłuchów. Przeszedłem też pełne szkolenie w siłach zbrojnych CT. Mam broń i umiem jej używać.
Maroldo zamilkł, bo kelnerka przyniosła właśnie herbatę.
- Domo arigatou - podziękował, po czym nalał sobie ze dzbanuszka parującego napoju. Mik uniósł filiżankę do ust, delektując się wiśniowym aromatem. Wyglądał trochę komicznie - cyberpunk z porcelanową filiżaneczką.
Kenji nie odzywał się, zajęty studiowaniem na swoim holo otrzymanych materiałów. Zamówionego lekkiego wina śliwkowego nie tknął jeszcze. W końcu kiedy wymienili się numerami, odetchnął lekko, upił łyk i spojrzał na towarzyszy.
- Zajmuję się wszystkim po trochu. Zbieraniem i kontrolą przepływu informacji, załatwianiem różnych spraw - wzruszył ramionami nieco przepraszająco, nie mogąc precyzyjniej wyjaśnić w kilku słowach swojego wkładu w korporację. - Pomysł z mieszkaniem jest dobry, myślę, że tobie… Mik zostawimy kwestię jego zorganizowania. Ja postaram się wyciągnąć więcej na temat obiektów naszych zainteresowań na razie w zasobach korporacji. Oprócz tej oficjalnej pulpy musi być coś przydatniejszego. Hmm… nie odnosicie wrażenia, że nawet ta wizytówka Free Souls wygląda tak jakby za nimi stała jakaś… jakby powiedzieć, bardziej zorganizowana siła? - uśmiechnął się lekko.
- Przede wszystkim potrzebujemy informacji. Trzeba się dowiedzieć kto zlecił kremację. - Odezwała się Rose wpatrując się w swoją czarkę herbaty, zupełnie jak gdyby chciała wywróżyć z niej przyszłość. - Wszystko co da się znaleźć o Jin-Tieo. Nie chcemy popełnić żadnego faux pas. I trzeba znaleźć kogoś kto nas przedstawi. Trzeba to dokładnie zaplanować.
- Jak już mówiłem, mogę wynająć pokój w jakimś motelu - rzekł Mik. - Takim bez kamer, gdzie obsługa nie zadaje pytań i nie dziwi się niczemu. Chyba, że macie lepszy pomysł. Ja przede wszystkim znajdę kogoś, kto nas przedstawi Jinowi, więc bądźcie w pogotowiu. Co do Free Souls, to faktycznie za dobrze sobie radzą, jak na nowicjuszy. Może ten Kye Remo wygrzebałby coś więcej? To gruba ryba w CT, więc lepiej jak Kenji z nim pogada, bo ja kiepsko się dogaduję z korporacyjnymi szychami. Jeszcze go niechcący obrażę. Przy okazji, poza zdobywaniem informacji trzeba zatrzeć ślady naszej pracy w firmie, przynajmniej za ostatni rok, key? Przelewy pensji, sieć, bazy danych, przepustki, zdjęcia, umowy, wszystko do chuja wafla. Na pewno będą nas sprawdzać, gangi też mają netrunnerów. Nie wiem czy Dickauer o tym pomyślał, lecz Remo powinien się tym zająć - cyborg nawijał jak automat i wydawało się, że nie skończy, gdy kelnerka przyniosła posiłek. Maroldo podziękował i zabrał się za jedzenie, wprawnie posługując się pałeczkami.
- Lubię restauracje z żywą obsługą - powiedział, maczając Maki w sojowym sosie. - Sam jestem w połowie robotem, lecz wolę jak jedzenie podaje mi człowiek.
- I za odpowiednią opłatą wpuszczą każdego, nie zadając pytań i nie dziwiąc się niczemu. - Rose skwitowała wypowiedź cyborga. - Chyba, że dysponujesz jakimiś dodatkowymi zabezpieczeniami, o których nie chcesz mówić? - Zamilkła gdy podawano do stołu. - Podział obowiązków mamy chyba już za sobą, przynajmniej czasowy. Gdy znajdziesz już kontakt, to wstrzymaj się do póki czegoś nie znajdziemy. Tak z pustymi rękoma nie ma co udawać się w gości.
- A co? Chcesz im wręczyć kwiaty i czekoladki? - Prychnął Maroldo. - Musimy się spotkać z Jinem, by określić warunki współpracy. I to on wyznaczy miejsce i termin. Wiemy co możemy mu zaoferować, ale to on musi nam powiedzieć, czego potrzebuje. Jak dobijemy dealu, to będziemy organizować co trzeba. A co do lokalu, to znajdź go sama, skoro masz lepszy pomysł, key? Ja już mam pod dostatkiem zajęć.
- Cenzurą informacji o naszym korporacyjnym pochodzeniu mogę się zająć, nie powinno być z tym większego problemu, tylko muszę mieć trochę czasu by wszystko zorganizować. Z sieciowcem też mogę porozmawiać. - skinął głową Yamato. - W razie potrzeby, pomogę też w udostępnieniu… zasobów bardziej specjalistycznych. Oprócz sprzętu, mogę przekonać kilku specjalistów do konktretnej pracy, jak już będziemy mieli odpowiednie informacje by się zabrać za wykonanie zlecenia.
Przechylił kieliszek, tak by kostka lodu przesunęła się nieco wzburzając opalizujący, słomkowy płyn. Kolejny łyk wina.
- Doprawdy? Wiemy? - Zdziwiła się lekko. - Nie będę musiała zbytnio się wysilać skoro mamy to czego Jin-Tieo potrzebuje.. Łatwo zarobione pieniądze. - Uraczyła się kolejnym łykiem herbaty. Trzeba było mieć niezwykle czuły słuch, żeby wyczuć te nutkę ironii w jej wypowiedzi. - Owszem, przyznaję, że znasz lepiej Bronx i ludzi tam mieszkających. Skoro uważasz, że motele tam są bezpieczne… - Wzruszyła ręką.
- Przecież powiedziałem, że to on musi nam powiedzieć, czego potrzebuje - zdziwił się Mik. - Nie wiem, psia mać, może niewyraźnie gadam. Ale dysponujemy środkami i zasobami firmy, więc to raczej nie będzie problemem. Problemem będzie przekonanie go, by przyjął naszą pomoc, i stał się dłużnikiem firmy. Co do motelu, czy tam hotelu, whatever, powtórzę, że nie musi być na zasranym Bronxie. Gdziekolwiek, byle nie w New Jersey, okey? Możesz wynająć nawet apartament w Hiltonie, jak dla mnie. Żesz ja pierdolę, jak na negocjatorkę w ogóle nie słuchasz co się do ciebie mówi.
- Ależ przestań się tak pieklić. - Rose odparła spokojnie. - Wskazałam tylko luki w twoim planie. Tak żebyś mógł to przemyśleć. - Uśmiechnęła się dobrotliwie. - Przyjmie pomoc jeżeli zostanie mu ona zaoferowana w odpowiedni sposób.
- Ja myślę - odparł Maroldo. - Też się nie przejmuj moim niewyparzonym językiem. Tylko cię przygotowuję do pracy na Bronxie. Zaręczam, że w ciągu najbliższych dni usłyszysz tyle fucków, że ci się mózg zlasuje - zaśmiał się cyborg. - To nie będą subtelne negocjacje między korporacjami.
Zagryzł imbirem ostatni kawałek sushi i spojrzał na oboje rozmówców.
- To chyba ustaliliśmy wstępny plan, nie? Czas wziąć się do roboty.
- Tak, najpierw rozpoznanie, bez tego nie ruszymy z miejsca. - Skinął głową Yamato, uznając temat za zakończony.
Mik już miał się żegnać, gdy coś mu się przypomniało.
- Rose, obdzwoń zakłady pogrzebowe na Bronxie. I krematoria. Tych jest mniej, więc można sprawdzić całe miasto. Spróbuj wydębić info kto zlecił kremację Li, oraz gdzie i kiedy będzie pogrzeb. Możesz na przykład dzwonić z pretensją, że coś źle zrobili.
- Dobrze. - Odparła kobieta.
- Mogli na przykład wsypać prochy do urny o złym kolorze - najwyraźniej Maroldo, gdy już wpadł na jakiś pomysł, musiał się nim ze szczegółami podzielić. - Wtedy, jeśli to ten zakład, oni mówią, że takie dostali zlecenie. Wtedy ty pytasz jaki idiota im zlecił ten zły kolor i że musieli coś pomylić. Jedziesz po nich non-stop, żeby byli zgnojeni i zakręceni. I mówisz skoro są tak głupi, że to zawalili to chcesz się upewnić, że dostarczą kwiaty we właściwe miejsce i żeby przeczytali ci zlecenie. No. Nie ma na świecie rzeczy, której nie dałoby się spierdolić, z pogrzebem włącznie - uśmiechnął się szeroko, zarzuciwszy ich lawiną wypowiadanych szybko słów. - I tym optymistycznym akcentem możemy zakończyć.
Mik wstał i ukłonił się po japońsku.
- Udanej podróży poślubnej! - Zawołał odchodząc. - Trzymajcie się ciepło, będziemy w kontakcie.
Rose pożegnała Mika uśmiechem.
- Możemy razem pojechać na spotkanie z tym hakerem z C-T. - Zwróciła się do Japończyka. Chwilę później przywołała obsługę. - Rachunek poproszę. - Zapłaciła i ponownie odezwała się do mężczyzny. - Chyba, że sam będziesz szukał informacji i nie potrzebujesz towarzystwa??
- Możemy iść razem. - Yamato skinął głową. - Z moich źródeł skorzystam później.
Odłożył pałeczki na miseczkę z sosem sojowym.
- Wydaje się użyteczny. Nasz współtowarzysz. - Dodał po chwili.
- Uprzedźmy go, że przyjeżdżamy. - Powiedziała wybierając numer podany przez Dirkauera. - Gdyby nie był, chyba nie zleciliby mu tego. - Zauważyła rzeczowo czekając na połączenie.
- Remo, słucham.
- Rose Basri. - Usłyszał miły kobiecy głos. - Pan Dirkauer polecił pana jako wsparcie... - Tu zawiesiła na chwilę głos. - Kiedy moglibyśmy się spotkać??
- Najwcześniej - chwila milczenia - po jedenastej, powinienem wtedy już wrócić do firmy. Jeśli potrzebujecie czegoś na zaraz to wiadomość na holo styknie.
- Umówmy się zatem na dwunastą. Za dużo pisania byłoby.
- Corp-Tower, ósme piętro. Mają wygodne salki.
- Do dwunastej zatem. Do usłyszenia.- Rose pożegnała się uprzejmie.
- O dwunastej w Corp-Tower, na ósmym piętrze. - Poinformowała swojego towarzysza. - Mamy zatem jeszcze trochę czasu.

Rzeczywiście, mieli prawie dwie godziny. To sporo czasu. Umówili się zatem za dziesięć dwunasta przed budynkiem i każde poszło w swoją stronę. Ona postanowiła wrócić do swojego mieszkania. Wysłała szoferowi sygnał gdzie jest.

Samochód czekał już na nią gdy wyszła z restauracji.
- Do domu Jeremy. - Powiedziała do siedzącego za kierownica mężczyzny i zajęła się swoimi sprawami.
Mogła spróbować dowiedzieć się gdzie i kiedy będą chowali Li. Wystarczyło wymienić tylko kilka wiadomości z Tonym.

"Wybierasz się na pogrzeb przywódcy gangu The Rustlers, Li??"

"Coś ty, życie mi miłe. Słyszałem tylko, że mu się zmarło."

"Ja też słyszałam. A wiesz gdzie to będzie??"

"Mogę się dopytać, może ktoś wie. W co się pakujesz? "

"Zapytaj się Carlosa w co. I spróbuj dowiedzieć. Zawsze lepiej u ciebie mieć dług..."

"Już ja wiem jak ten dług wykorzystać. Sprawdzę."

Korki, korki, korki. Zmora wielkich, nowoczesnych miast. Chociaż z drugiej strony stojąc w takim korku można było zrobić kilka dodatkowych rzeczy. Chociażby poprawić makijaż, co Rose nieraz robiła i widziała. Kilka ruchów kredką. Jedynka. Gaz i przejeżdżamy kilka metrów. Hamulec. Następnych kilka ruchów ręki przy oku. I znowu gaz i kilak metrów. Teraz cień do powiek. I kolejne metry za sobą. Tusz. Drugie oko. I po przybyciu na miejsce kobieta w prawie nienagannym makijażu wysiadała z auta.
Można było też poczytać raporty. Dokończyć je. Całą masę pożytecznych rzeczy można było zrobić stojąc w korku. Nie wspominając o rzeczach przyjemnych…
Korki miały swoje zalety? A miały.

Miały też swoje wady. A największą z nich było tempo w jakim człowiek pokonywał najkrótsze nawet dystansy. Po ponad półgodzinie była w domu. Trzeba było liczyć drugie tyle na powrót i w sumie niewiele tego czasu zostawało.
Azjatka trochę pokręciła się po swoich włościach. Odebrała wiadomość od swojego nowego współpracownika. On najwyraźniej bardzo poważnie podszedł do ich zadania i szybko zajął się zbieraniem informacji. To dobrze. Mimo swojego denerwującego sposobu bycia wydawał się jednak osobą użyteczną.
O drugim współpracowniku nadal niewiele mogła powiedzieć. Nie udzielał się za bardzo. Pozostawało mieć nadzieję, że później bardziej się zaangażuje.

Jeszcze przed wyjściem, tak mniej więcej po godzinie od ostatniej wiadomości odezwał się Anthony.

"Carlos twierdzi, że Rustlersi nie zapraszali nikogo, prawdopodobnie ze względu na niepewną sukcesję. Wie, że ma być koło 14, prywatna ceremonia. I tego nawet dowiedział się przypadkiem. Nie ma pojęcia gdzie."

"Nie mogę się doczekać."

Rose przekazała te wieści dalej swojej grupie.
Poprawiła w domu makijaż, fryzurę i wyszła. Nie miała zamiaru spóźnić się. Chociaż nie była to już tak ważna rozmowa jak poprzednia, to Rose nie należała do osób które lubiły marnować czas swój i innych oraz okazywać im tym samym brak szacunku i spóźniać się na spotkanie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline