Oswajanie zwierząt nigdy nie było jego domeną, toteż braciszek Cuthbert nie przejął się zbytnio tym, że nie przełamał pierwszych lodów z płochą klaczą. Widać potrzeba było więcej czasu i może jednego, czy dwóch jabłek, bądź marchewki.
Nie udało mu się także rozpoznać choroby jaka trapiła konia Victora. Jego pacjenci zwykle nie byli porośnięci sierścią w dziwacznym kolorze, a gdyby byli to jedynym remedium jakie stosowano był stos z gałęzi i ogień. Co naturalnie w tym wypadku zwierzęciu by nie pomogło.
Braciszek swoim zwyczajem schował ręce pod szkaplerz i westchnął ciężko. - Niestety Viktorze nie wiem co dolega Twemu zwierzęciu. Miejmy ufność w Rhyi, że choroba nie jest poważna i nie utrudni nam podróży.
Uśmiechnął się łagodnie do młodzieńca. Zaraz potem spojrzał na niego zdumiony, gdy niespodziewanie opuścił ich Kieska, a zaraz potem pojawiła się stroskana mieszczka.
Cuthbert przysłuchiwał się rozmowie z kobietą towarzyszy ciekaw ich reakcji. Ta mała scena pozwoliła mu nieco ich poznać. Lecz gdy kobieta padła na kolana pospieszył, by ją podnieść. - To prawda moja droga co mówi Gunther. Przydałaby nam się żywność i jakieś koce. Czeka nas trudne zadanie, więc jeśli mogłabyś nas wesprzeć choć tym wielce byś nam pomogła. – poklepał dłoń kobiety uspokajająco – Nie frapuj się córko. Obiecuję poszukać Twego męża i popytać o niego. Póki co zajmij się dziećmi i módl się o powrót Paulika. A przy okazji, czy nie znalazłabyś jakiego jabłka? Mój konik jest bardzo płochliwy i chcę go obłaskawić.
Wskazał Gwiazdkę, która z obawą w oczach przyglądała się rozmowie ludzi. - Wkrótce musimy ruszać. Powiadasz zatem Guntherze, że lepiej ruszać traktem? Może masz rację. Bezdroża mogą sprawić, że choć droga krótsza, to więcej czasu zajmie jej pokonanie. – zgodziła się Cuthbert z Leudenem. Mnich nie był także dobry w planowaniu podróży. |