Hans "Kieska" wsiadł na konia, którego już w myślach ochrzcił "Hermenegilda" po swojej byłej żonie, gdyż był tak samo nijaki jak ona i ważył chyba podobną ilość kamieni, po czym podjechał do pozostałych, po drodze oglądając się za krągłą białogłową, która od nich odchodziła.
- Świeżutka markietaneczka, czyja?
I gapił się na rozkołysane biodra dopóki nie zniknęła mu z oczu. Potem pokręcił głową i odwrócił się do towarzyszy
- Krótko. Spyży dla nas nie ma, mundurów nie ma, niczego nie ma. I mamy się wypchać. Lepiej już jedźmy, bo ten tłumek chyba nabiera ochoty na zlinczowanie bardziej szczęśliwych od siebie. Jak nic zaraz kamienie polecą... a szkoda bo na słupie za tłuszczą list gończy wisi, a nóż byśmy coś zarobili ekstra?
__________________ Bez podpisu.
Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 17-02-2014 o 13:56.
|