Oleg Sergiejew - zapłaszczony kapturnik
Oleg poczuł spory dyskomfort psychiczny gdy jego większy imiennik zwrócił na niego uwagę. Nie lubił słowa "mutant" ale chyba było lepsze niż potwór, monstrum czy odmieniec. - No coo... Tak tylko mówię, że można tak zrobić... - mruknął w obronnej reakcji. Oczywiście nerwowo też zerknął na braci tak na wszelki wypadek.
Jego uwagę przykuła szafka z alkoholami. Słuchał uważnie co się dzieje ale tak jakoś przypadkiem zawędrował w jej stronę. Etykiety i kształty butelek czytał, oglądał i generalnie podziwiał ze szczerym zachwytem. Co za bogactwo! przecież jakby miał taką szafkę dla siebie no to ooo rrraaany, mógłby pić i pić aż do utraty tomności! I to wcale nie były jakieś tanie móżgotrzepy, menelne metyle czy samogonki tylko prawdziwy, firmowy alkohol. Aż poczuł jak mu ślinka nacieka do ust i musiał ją nerwowo przełknąć a od oblizania spękanych warg językiem już się nie dał rady powstrzymać. ~ Ciekawe czy by się poznali jakbym se coś wziął? Właściwie jestem prawie klientem i to od pana Rabatowa prawda? ~ w jego mniemaniu układało się to w całkiem logiczną całość.
Uwagę od szafki z tymi promilowymi cudownościami odwróciła dopiero gadka obkolczykowanej Nadii. Akcja ruszyła się z miejsca. Oleg posłał jeszcze pytające spojrzenie na Cyryla ale w nie do końca zrozumiałym dla siebie odruchu postanowił pójść za Dymitrim. I nie do końća mu się coś zgadzało ale zdawało mu się, że to ta blondzia miała monetę. Wymieniły się jakoś gdy on nie widział po drodze czy jak? A swoją drogą ta druga Nadia chyba gdzieś polazła. Jak jednak to ona miała tą monetę... To będzie dym...
Poczekał aż ochroniarz prowadzący Dymitriego i Nadię zniknie w korytarzu szybko otworzył szafkę i złapał pierwszą lepszą, przede wszystkim pełną butelkę. Czym prędzej zamknął ją z powrotem i odwrócił się natknął się na Jedwabistą. - Idziemy na spotkanie służbowe. - rzekł tonem wyjaśnienia o dziwo wyjątkowo pewnie i sprawnie po czym dołączył do grupki biurowej. Gdy Olegowi na czymś zależało potrafił być naprawdę sprawny i zdeterminowany. W momencie gdy dobiegł do grupki biurowej w korytarzu butelczyna już zdążyła zniknąć gdzieś w jego poszarpanym płaszczu jakby jej nigdy nie było. |