Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2014, 09:52   #53
Rodriguez
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
Masaru nie przepadał za nieoczekiwanymi zmianami planów. Był człowiekiem niezwykle przezornym i skrupulatnym, szykującym swoje przyszłe posunięcia z dużym wyprzedzeniem. Pozwalało to na uniknięcie nieprzyjemnych niespodzianek w przyszłości.
Kolejne zabójstwo z użyciem broni palnej było dla niego dużym zagrożeniem. W dodatku z tego, co powiedział shinobi z klanu Ryukyu, jego nowy cel spodziewał się zamachu na własne życie. Zarówno to, jak i specyficzne życzenie pana Anzai co do wyboru broni, znacznie ograniczały jego swobodę. Masaru nie miał też żadnych informacji na temat miejsca pobytu czy chociaż wyglądu Mikichi'ego.
- A więc bakuto... - westchnął w zamyśleniu, po czym w kilku susach wspiął się na najbliższy dach. Niewidoczny pośród cieni, skierował kroki do swojej kryjówki.

* * *

Ishimura zmienił granatowe shozoko na proste, nierzucające się w oczy kimono. Wizyta u miejscowego gangu wymagała pewnych niestandardowych metod. Resztę nocy miał spędzić pośród ludzi, w większości przedstawicieli "ciemnej strony" Orsihi - złodziei, przemytników, szulerów i wielu gorszych indywiduów. Nie wiedział, jak takie towarzystwo zareagowałoby na nieoczekiwaną wizytę zamaskowanego skrytobójcy. Postanowił więc przybrać postać anonimowego pielgrzyma. Kulejącego, pomyślał, uśmiechając się sam do siebie, kiedy chwycił w dłoń shikomizue - śmiercionośną broń, wyglądającą jak niepozorny kostur. Ciężar miecza w dłoni oraz cały arsenał zabójczego ekwipunku, jaki dźwigał pod kimonem, dodawał mu pewności siebie.
Masaru potrzebował siatki szpiegów i informatorów. Nie miał jednak czasu budować takowej od podstaw. Gang bakuto - hałaśliwa, wytatuowana banda, która przykuła jego uwagę dosłownie przed paroma dniami, wydawała się idealnym materiałem na narzędzie w rękach zabójcy. Ninja założył na głowę słomiany kapelusz, po czym skierował swój chwiejny, imitujący kalectwo krok w kierunku domu hazardu…
Popyt na grę w kości był ogromny, bo i ludzi było mnóstwo. Na zapleczu jednej z karczm, której właściciel był odpowiednio opłacony, grupa szulerów urabiała sprawnie turystów. Wieśniaków chcących zobaczyć shoguna i przy okazji pograć gdzieś gdzie żona nie widzi, czy miastowych, którzy postanowili zaszaleć. Ishi musiał sam opłacić karczmarza za wstęp, ale i tak wszedł do sali ze sporą pulą. Wśród grupki grających wypatrzył przynajmniej trzech członków gangu, a w zasadzie czterech, jeśli wliczać kobietę rzucająca kośćmi. Jak zawsze była precyzyjnie wytatuowana, a jej tors owinięty ciasno bandażami, by spłaszczyć biust i nie dekoncentrować graczy. Tych zwyczajnych było pięciu i bandyci sprawnie ich ograbiali. Kości oczywiście musiały być obciążone, a bandyci obstawiali określonym schematem. W pierwszej kolejce dwóch obstawiło cho - liczby parzyste powstałe z dodania wyników dwóch kości - a drugi han - nieparzystą. W drugiej zamienili się rolami i tylko jeden wygrał. obstawiając to samo co wcześniej. Potem wszyscy przegrali, a w następnej wszyscy wygrali obstawiając kolejno han a później cho. Przez kolejne trzy dwóch wygrywało, ciągle ci sami, dzięki passie z nieparzystymi. Następnie jeden z nich przegrał, ale wciąż wygrywało dwóch, dzięki parzystym. W dziesiątej wszyscy wygrali przy nieparzystych i zaczęli powtarzać schemat na nowej grupce. Ishi czekał na swoją kolej, dostrzegł ją po tym jak druga grupka przegrała.
Ishimura, bezbłędnie markując ból kontuzjowanej nogi, usiadł chwiejnie przy stole wraz z kolejną grupką graczy. Pozwolił sobie jednocześnie na odrobinę nonszalancji, zapalając fajkę.
Kolejne minuty upływały mu na beztroskim ogrywaniu pozostałych, dzięki uprzednio rozgryzionemu fortelowi. Uważnie śledził częstotliwość zwycięstw i przegranych, wykorzystując to przeciw samym bakuto. Masaru z nieskrywaną satysfakcją obserwował ich żednące miny. Inni gracze niezbyt go obchodzili. Nie zamierzał nawet kryć się z tym, że rozszyfrował schemat według którego grała wytatuowana trójka. Bez żenady wygrywał partię za partią, wtrącając od czasu do czasu jakiś kąśliwy komentarz bądź kwitując kolejny pomyślny rzut wypuszczonym z ust dymnym kręgiem.
- Zdaje się, że to mój szczęśliwy dzień - uśmiechnął się półgębkiem, po czym zaciągnął się mocno tytoniowym aromatem - dobrze... przyda się nieco mon na nową laskę - dorzucił żartobliwie. Czekał na reakcję prowokowanych oszustów.
- W stu procentach szczęśliwy… - mruknął jeden z trójki, głaszcząc kozią bródkę. Inni gracze zaczęli się rozchodzić. Widząc dobrą passę Ishimury, niektórzy zaczęli obstawiać tak jak on i sami też nie skończyli z niczym. Bandyci zaś, przez niektóre kolejki, w których musieli przegrywać, stracili część zysków z poprzednich partii. Gdy zostali tylko w piątkę, wliczając w to kobietę rzucającą koścmi, jeden z nich wyciągnął za pazuchy tanto.
- Nie pierwszy wyczaiłeś kolejność kaleko… ale wszyscy wiedzą czym to się kończy.
Dwóch pzostałych wstało z podłogi.
- Ręka, oko, ucho, nos, język… czego nie będzie ci brakować? Może paru palców, byś tak dobrze nie liczył, hm?
- Obawiam się, że brak palców nie utrudniłby mi liczenia - odparł spokojnie Masaru, wstając z podłogi, wsparty ciężko na lasce. Pod otoczką niefrasobliwej ospałości kryły się napiętę jak cięciwa łuku mięśnie, mogące w jednej chwili wprawić maszynę do zabijania w ruch.
- Schemat, który opracowaliście - kontynuował - jest tak banalny, że tylko idiota by się nie zorientował. Musiał go wymyślić ktoś, kto nie jest w stanie doliczyć do dwudziestu jeden bez zdejmowania fundoshi. Shinobi zrobił dwa ostrożne kroki w tył, starając się stale mieć na widoku całą czwórkę. W przypadku ataku mężczyzny z tanto, zrobiłby unik, dobywając jednocześnie shikomizue, po czym ciąłby tuż powyżej nadgarstka z zamiarem ucięcia mu dłoni. Jeśli zauważyłby, że próbuje zaatakować go ktoś z pozostałej trójki, zmodyfikowałby taktykę. Nie zamierzał zabijać ewentualnych napastników. W przypadku konfrontacji postarałby się ich co najwyżej mocno poturbować.
Atakowali jednocześnie, utrudniając zadanie dla Ishimury. Wylawirował jednak pomiędzy nimi, obrócił się pierwszy i zdołał kopnąć jednego z napastników, posyłając go twarzą na matę. Zblokował cios tanto, nie zdołał jednak wyprowadzić kontry, uchylając się przed pięścią drugiego. Prostując się znowu brzęknął metal, Ishi skoczył w bok wbijając łokiec w podbródek nieuzbrojonego, który porażony elektryzującym bólem, zatoczył się do tyłu ledwo utrzymując równowagę. Powalony na początku przeciwnik już się podniósł i też wyciągnął sztylet.
- Hmm, całkiem nieźle jak na bandę rzezimieszków - powiedział spokojnie Masaru. Nie wydawał się jednak tym faktem szczególnie zmartwiony. Wyglądał wręcz na mile zaskoczonego. Wolną ręką wyciągnął zza poły kimona sai. Zważył ostrze w dłoni.
- Jestem pewien że stać was na więcej…
- Co tu się dzieje?! - warknął wściekły karczmarz wchodząc do pomieszczenia. - Niech was szlag! Antori obiecał mi, że nie będzie tu żadnych zamieszek! Mam go zawołać?! - krzyczał starszy, grubszy właściciel, zyskując natychmiastowy posłuch wśród szulerów. Schowali powoli ostrza, patrząc na Ishimurę uważnym wzrokiem.
- Tak… zawołaj go. Ten niby kaleka musi się z nim rozliczyć.
Ninja wsunął ostrze z powrotem do pochwy, sai zaś wylądowało bezpiecznie w jednym z zakamarków jego kimona.
- Szkoda, właśnie zaczynałem się dobrze bawić… - powiedział ni to do siebie, ni to do szulerów. Rozsiadł się jak gdyby nigdy nic pod ścianą, twarzą do wejścia.
- Ten cały Antori… to wasz szef? - zapytał, krzyżując przedramiona na klatce piersiowej.
- Nie, nasza matka geniuszu… - westchnął jeden. - A ty niby kto? I na cholerę się za nadto wtrącałeś? Jak już znalazłeś kolejność, było trochę powygrywać, ale bez przesady.
- Yoi mono-ni yasui mono nashi.. - odpowiedział enigmatycznie Masaru.
 

Ostatnio edytowane przez Rodriguez : 20-02-2014 o 09:57.
Rodriguez jest offline