Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2014, 16:09   #33
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Sama prawda z ust waszmości płynie - zapewniła Ałtyn z powagą i godnością bardziej królowej przynależnej niż podlotkowi, co ledwie miesięcy temu parę musiał porzucić zabawy lalkami. Coś w słowach pana Wasilewskiego podbić musiało do reszty dziewczęce serce, bowiem patrzyła mu w twarz z sympatią i szacunkiem wielkim, i znowu do całowania dłoni starca się zabrała.
W drzwiach tymczasem stanęła matrona w latach już posunięta, w czarnej sukni wdowiej i czepcu pięknie koronkami obszytym. Waćpani ta z łoża podnieść się musiała niedawno, na policzku bowiem ciągle pozostał jej odcisk kwiatów z poduszki haftowanej, na której niewiasta głowę strudzoną wspierać musiała.
- Cóż ja słyszę?! - zakrzyknęła nowo przybyła. - Służba mi tu powiada, że bisurmany jakoweś Tyncię w biały dzień pod ratuszem napadły!
Matronę zaraz Ałtyn przedstawiła jako waćpanią Celinę Grzegorzewską, sąsiadkę swoją, a gdy tylko stateczna białogłowa przy stole miejsce zajęła, pan Wasilewski powtórnie relację zdać musiał ze sprawy całej i peanów na cześć swoją wysłuchać.
- Nie masz w tych smutnych czasach tylu rycerzy prawdziwych - westchnęła pani Grzegorzewska rozdzierająco i spojrzenie w panu Wasilewskim utopiła. - Cóże za szczęście, że Tyncia na człeka honorowego i bogobojnego trafiła.
- Pan Wasilewski wielce w Bogu ufność pokłada - rzuciła na stronie Ałtyn takim tonem, jakby tajemnicę jakowąś wielką zdradzała. Znać było po pani Grzegorzewskiej, że stary szlachcic urósł tym w jej oczach. Zaraz też o kościołach wichackich i obrazach świętych, a także o źródełku cudami słynącym, w którym pewien ksiądz przez Tatarów umęczony potem przed wyprawą na Dzikie Pola nogi obmył opowiadać zaczęła mu ze szczegółami. Tyncia zaś znikła i pojawiła się po długim czasie. W ręku dwa rogi wydrążone, żubrze zapewne, srebrem i drutem miedzianym ozdobione przyniosła. Gdy zaś zasiadła i igłą nad świecą opalaną jakieś znaki na rogach czynić w cichości i skupieniu poczęła, służba wniosła i z dala ode stołu drewnianą skrzynkę niewielką w kąkole malowaną postawiła.
Niebawem też cała sprawa wyjaśniła się. Tyncia misterne igłą dłubanie zakończyła i do skrzyneczki przeszła, którą otworzyła kluczykiem na łańcuszku na piersi zawieszonym. Szczupłymi swymi plecami widok zasłaniała, ale dla ucha żołnierza szelest ten znajomy był jak dźwięk własnego oddechu: oto się ziarna prochu w róg jeden za drugim toczyły z drewnianego czerpaka, ze skrzyneczki, nie z beczki dobywane, zatem zapewne z osobistych Tynciowych zapasów, nie na handel przeznaczone.

- Dla waści, i dla chwata owego młodego, waścinego bratanka - rzekła Tyncia, podając Wasilewskiemu rogi z prochem. Na obydwu czernił się znak spalonej do połowy twarzy. - Wyście żołnierze... da Bóg, a dar ten z serca w potrzebie wielkiej nie zawiedzie was i przewagę da, gdy Rzplitej bronić będziecie. Waści prawdę rzekłeś: wszystko od Boga przychodzi. Ogień przychodzi od Pana - zakończyła cichutko, a takim tonem, jakby czary jakoweś czyniła.
Pani Grzegorzewska pokiwała głową, jakby niczego niezwykłego nie usłyszała.
- Tyle tylko rzec mogę, że bardziej cenna owa zawartość, niż rogi, w które ją wsypano.
Tyncia uśmiechała się serdecznie. Na jej zielonym rękawie odznaczało się zagubione ziarno prochu. Nie czarne jak smoła, jak to porządny proch miał w zwyczaju. To pobłyskiwało jak bursztyn, jak żółta iskra w oku polującego kota.
 
Asenat jest offline