Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2014, 18:36   #35
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Pomieszkiwanie na przedmieściach Novigradu było dla Francescy jeszcze bardziej nużące, niż przebywanie w samym mieście. Perła Północy miała przynajmniej swój blichtr, architekturę i atmosferę, a podgrodzie jak podgrodzie – kury, świnie, gorzelnia i nijakość. Owszem, novigradzkie przedmieście ciekawsze było od jakiegokolwiek innego w Królestwach Północy, ale to tak jakby powiedzieć, że pajda chleba ze śmietaną jest ciekawsza od samej pajdy chleba. Tylko największy desperat cieszyłby się z kawałka wypieczonej mąki i czegoś, co w gruncie rzeczy jest lekko zepsutym mlekiem. Owszem, dało się trochę wieczorami zabawić, bo wszak nikt tak nie hula, jak człowiek prosty, co chce choć na chwilę zapomnieć o swych troskach. To i po karczmach piwo i wino, choć poślednie, lało się strumieniami, do tańców zawsze było sporo chętnych, a na ubitej ziemi przed wejściem nie było wieczora, by ktoś komuś w zęby nie dał. Ale co to niby miała być za rozrywka dla nosferatu? A w dzień? Szło ino słuchać o tym, że w tartaku komuś rękę ucięło, albo że w sobotę kogoś wieszać będą... no i że straż przy bramach obłapia każdą ładniejszą dziewkę co się nawinie, zasłaniając się listem gończym za jakąś złodziejką. Noż kurwa mać – a Damaza mówił, że całą tę aferę odkręci. Owszem, możliwe, że to wcale nie Liska szukali, albo nawet że chutliwi żołnierze w ogóle żadnego listu gończego nie mieli, a jedynie kuśki, co to nimi zamiast łbów myśleli. Nie miała jednak jakoś ochoty przekonywać się na własne oczy. Mogłaby pójść do złodziejskiej kryjówki, którą pokazał jej Damaza, ale szczerze mówiąc nie chciała teraz oglądać półelfa. Pozostawało więc czekać.


Gdy nadeszła niedziela, wampirzyca była gotowa do działania. Przez bramy nie było sensu przechodzić. Ryzyko było zbyt duże, że któryś ze strażników rozpoznałby ją przy obłapiankach. Zresztą – same obłapianki, nawet bez rozpoznania, też nie przypadłyby Liskowi do gustu. Trzeba zatem było po prostu przelecieć nad murem, co nie stanowiło dla de Riue jakiegokolwiek kłopotu. Wszystko, czego potrzebowała, to odludne miejsce na podgrodziu, aby przemienić się w nietoperza i równie odludne miejsce w Novigradzie, by przyjąć powrotnie ludzki kształt. Szczęśliwie w tak dużej metropolii pod dostatkiem było bocznych alejek i zaułków do których zaglądano rzadko, albo z goła wcale. Prosty, utrzymany w ciemnej kolorystyce strój był bardzo dobrym kamuflażem, gdyż zwyczajnie nie rzucał się w oczy. Prawda, którą niektórzy złodzieje odkrywali zbyt późno była taka, że nie można wprost było wymyśleć gorszego przebrania niż czarny płaszcz z głęboki kapturem. Francescy coś takiego nawet nie przeszło przez myśl. Po prostu podeszła spokojnym krokiem pod domostwo Ansbacha, stanęła sobie na uboczu i obserwowała przez chwilę budynek, oceniając którędy to niziołek mógłby się wykraść na swój samotny spacer. Stwierdziła jednak szybko, że front był zbyt oczywisty. Ulica przed domem była szeroka i uczęszczana, przez co krawiec od razu zostałby zauważony przez niepożądane oczy. Należało zatem zakraść się na tyły. Nie było to trudne, jako że tył budynku wychodził na przejazdową aleję. Znacznie mniej uczęszczaną i zapchaną błotem, ale i tam Francesca nie wzbudzała niczyjego zainteresowania. Odczekała zatem swoje, aż w końcu z kuchennych drzwi wychynęła postać Ansbacha. Rozejrzał się na lewo i prawo, ale najwyraźniej nie dostrzegł niczego niepokojącego, bowiem ruszył raźno w dół alejki, lekko kaczym krokiem, typowym dla podtuczonych niziołków. Lisek mogłaby pewnie się nim zająć tu i teraz... ale ciekawość wzięła górę. Dokąd to krawiecki mistrz się w ogóle wybierał niedzielnymi wieczorami? W bocznych, mało uczęszczanych uliczkach śledzenie kogokolwiek nie było łatwe. Brakowało miejsc, w których można się było schować, innych ludzi którzy odciągaliby uwagę – słowem nie było łatwo. Lecz de Riue z równą łatwością przychodziło nierzucanie się w oczy, jak i skupianie na sobie całej uwagi otoczenia. Wszystko zależało od sytuacji. W końcu jednak niziołek wyszedł na ruchliwsze ulice prowadzące do Zachodniego Bazaru. Pośród ulicznego ruchu kwestia pozostawania poza uwagą Ansbacha nie była problemem – problemem było niespuszczanie pokurcza z własnego wzroku. I tu jednak wrodzone zmysły przyszły z pomocą. Wyglądało na to, że krótkie nóżki prowadził Arno do portu... nie była to jednak prawda. Tuż przed świątynią Świętego Ognia (jedną z sześciu w mieście), nieludź skręcił w alejkę, wcale podobną do tej, jaka przylegała do jego własnego domostwa, i zaszedł na tyły jednego z domów. Rozejrzał się jeszcze raz ostrożnie na wszystkie strony i nie dostrzegając przyczajonej u wylotu alejki Francescy, zapukał do kuchennych drzwi. Jakich to znajomych mógł mieć niziołczy krawiec w portowej okolicy? Wampirzyca zdecydowała, że się dowie. Nie chciała jednak robić tego już w tym momencie, aby Ansbach nie miał żadnych podstaw do podejrzeń. Cierpliwość nie była jej najlepszą cechą, ale ostatecznie godzina w tą, czy tamtą stronę nie robiła różnicy.
I faktycznie niziołek opuścił kamienicę niemal równą godzinę później. Zdawało się, że jego powrotna droga miała wyglądać identycznie jak ta, którą dotarł, lecz Lisek nie miała zamiaru go dłużej śledzić. Odczekała dla pewności jeszcze kwadrans i po prostu sama podeszła do kamienicy i zapukała do drzwi. Otworzyła jej po chwili tęga i lekko spocona kobieta, wciąż trzymająca w dłoni metalową chochlę - widać wampirzyca oderwała od pracy kucharkę.
-A pani tu czego szuka? - zapytała opryskliwym tonem, charakterystycznym dla spracowanej klasy robotniczej. Francesca zmierzyła wzrokiem kobietę, z lekką pogardą.
-Pani nie szukam, przyszłam do kogoś innego, najpewniej pana - oznajmiła spokojnie, po czym rozglądając się w głąb mieszkania, jakby kogoś wypatrując, zaczęła wchodzić do środka. Lecz korpulentna baba wpuszczać nikogo nie miała zamiaru. Lisek zdążyła jedynie pobieżnie spojrzeć na porządnie urządzoną kuchnię, gdzie właśnie na ruszcie nad ogniem opiekał się kurczak.
-Jak nie do mnie, to gdzie mnie się pcha do kuchni? Paszoł do drzwi wejściowych, a nie mnie głowę zawraca. -
- Ah drzwi wejściowe, jeszcze się upewnić chciałam czy tu mieszka pan Runwerck i czy go zastałam w gabinecie - Francesca teraz zmieniła podejście na bardziej kulturalne.
-Jaki pan Runwerck? Pomyliła się pani. Tutaj mieszka pan Lipwig - odparła odruchowo kucharka.
- Co za fatalna pomyłka, przepraszam panią uprzejmie, ale trafiłam nie tu gdzie trzeba, do widzenia pani - wampirzyca usłyszała tyle ile chciała, także wycofała się już szybko.
Mając nazwisko i adres bez trudu mogła dowiedzieć się czegoś o właścicielu kamieniczki, miała wszak w Novigradzie całą siatkę informatorów, ale tylko jeden kontakt któremu ufała... przynajmniej trochę. Wiedziała jednak, że odwiedzanie Damazy w tym momencie skończyłoby się na długaśnej tyradzie półelfa, jak to poszukiwana przez straże chce skompromitować jego melinę. Dlatego też podjęła inną decyzję – pod postacią nietoperza bez zwłoki opuściła miasto i przyjęła powrotnie swą formę dopiero daleko za murami. Pod osłoną nocy dotarła w kilka minut na podgrodzie, do kwartału w którym wiedziała, że znajduje się jedna z kryjówek złodziejskiej gildii. Drewniany domek, który stał otworem gdy odwiedziła go z Damazą, teraz zamknięty był na cztery spusty, ale wampirzyca nie musiała zbyt długo pukać, by w drzwiach otworzył się metalowy wizjer za którym pojawiła się para czujnych oczu.
-Widziałem cię już. Jesteś od Damazy – Francesca kojarzyła skądś głos kryjący się za oczami. Trudno jej za to było ocenić, czy jego ton był pytający czy twierdzący. Sama zatem zachowała milczenie. -Czego chcesz o tej porze?
-Niczego. Za to jutro chcę się tu spotkać w południe z Damazą. A ty mi to spotkanie załatwisz – odparła krótko. Głos zaczął protestować, gadając coś o tym, że nie jest chłopcem na posyłki, ale Lisek go nie słuchała. Jeśli nie wykona polecenia, po prostu go znajdzie i da nauczkę na resztę życia.
 
Zapatashura jest offline