Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2014, 19:08   #28
bayashi
 
bayashi's Avatar
 
Reputacja: 1 bayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znanybayashi nie jest za bardzo znany
"Teraz spokojnie, nie chcesz mieć problemu z najemnikiem" - zdążył pomyśleć Belmonto sam do siebie. Kiedy Jennifer rzuciła się na broń Sobiesky'ego i w wyniku porażki, wybiegła, na chwilę zostali we dwóch. Najemnik nie wyglądał na niebezpiecznego w tym momencie, chyba raczej równie zdziwionego.
Sprawa wyglądała trochę inaczej, skoro odłączenie ciał mogło zabić ich oryginalne osobowości, teraz podróżujące gdzieś po sieci. Lakkai nie znał się na tej technologii i nie chciał być odpowiedzialny za ostateczne odłączenie dziesiątek osobowości na skutek impulsu.
- OK, easy - opuścił broń w stronę ziemi tak, by Sambor to widział. W suportezydzie nie potrafił biegać i podziwiał nienaturalną gibkość Serbs, która praktycznie wyskoczyła z żelu. Słyszał jeszcze mokre odgłosy jej kroków, oddalały się szybko i nie było czasu do stracenia. Brakowało jeszcze, żeby wariatka porwała samochód i zostawiła ich tutaj. Policjant pracował grzbietem i całym ciałem, żeby wyrbnąć do wyjścia z kisielu. Zanim dotarł do schodów, zasapał się porządnie i dopiero wtedy przypomniał sobie o emiterze zakłóceń. Był wyłączony.
- Wa... Walić to - wysapał już na szczycie metalowych schodów, przy drzwiach. Zmęczył się jak po niezłym sprincie, choć pokonał kilkanaście metrów - Zabierze samochód - wykrztusił z siebie tylko tyle, ignorując zmęczenie nagle forsowanego organizmu. Teraz przypomniał sobie o potrzebie regularnych ćwiczeń formy. Pociemniało mu trochę przed oczami, ale obijając się od skrzyń, gnał dalej, choć nogi rozjeżdżały mu się dzięki śliskiej mazi, która oblepiała go po pas.
Minął skrzynie i graty ukrywające wejście, biegł wedle swojej najlepszej wiedzy przez ciemny korytarz, kręcąc niezręcznie latarką pod pistoletem, żeby ją uruchomić. Wątpił, że będzie potrafił dogonić zręczniejszą kobietę, ale wiedział, że jeśli dotrze na powierzchnię, przez długą chwilę będzie miał ją na celowniku i może zmusi ją do poddania się. Z wariatkami zawsze tak było, cholera, kończyło się bezsensownym bieganiem i jeśli udawało, to minimalnym szczęściem.
Nie widział nawet, o co się potknął, poczuł tylko jak jego kotka zahacza o coś, a reszta ciała leci pędem naprzód. Ledwie wysunął przed siebie dłonie, już widowiskowo uderzył w ziemię. Nie udało się uchronić całkiem, zarył twarzą w żwir podłogi i teraz wszystko kłuło, o utracie kierunku nie wspominając.
- Leżeć mięsko - tuż przy jego uchu odezwał się komiczny głos. Zacisnął dłoń na pistolecie i obrócił się za dźwiękiem, próbując kucnąć. Silne uderzenie spadło na plecy, jakby ktoś przeciągnął go gałęzią za karę. Zwinął się, ale próbował wytrzymać i sięgnął znowu po latarkę. W końcu wykonał odpowiedni ruch i pojawił się promień światła. Lakkai kipiał złością, ale oddychał przez nos żeby się uspokoić.
- Biała pani chyba nie lubi - głos był wysoki i skrzekliwy, jak dziecka udającego potwora. Właściwie powinien budzić uśmiech, ale nie w tych warunkach - Da ładny prezent za mięsko - Belmotno obracał się szybko. Nie wołał Sambora, żeby nie zdradzać jego obecności, więc musiał radzić sobie sam. Najpierw przeoczył dziwny kształt, bo chyba nie był gotowy coś takiego zobaczyć. Wrócił jednak do niego, kierując się ruchem na obrzeżu pola widzenia. To był drugi moment, w którym powinien by się uśmiechnąć ale naprawdę nie przeszło mu to przez myśl.
Niski, pokraczny potworek o ludzkiej sylwetce ale stanowczo nie ludzkim wyglądzie skakał wokół niego na małych, krzywych nóżkach. Miał pomarańczową, przechodzącą w zieloną skórę, całą kapiącą od błyszczącego szlamu. Dwa czarne oczka nad krzywą paszczą, a w krótkiej ręce patyk z uwiązanym na końcu kamieniem.
Lakkai potrząsnął głową, wycelował snop światła w to coś i czekał na jego ruch, żeby rozsmarować go na podłodze.
- Zostawi, zostawi, zostawi! - krzyczał karzeł, trzęsąc się, aż maź kapała z niego i bryzgała wokół.
Lakkai splunął smak krwi i piachu, który zalegał mu usta.
- Czym ty jesteś?! - Serbs na pewno dobiegała już do połowy drabiny, jeszcze chwile i nie będzie szansy jej w ogóle zobaczyć, a tu pojawił się jakiś mały sukinsyn. Po tym jak zaatakował, Lakkai zastrzelił by go bez mrugnięcia okiem, ale to coś mówiło, rozumiało go.
- Zrobi co mięsko powie! Przyda się! Niech nie odsyła! - potworek odrzucił na bok patyk, swoją jedyną broń.
"Nie zabijaj mnie, pokażę jak ją złapać" - wyraźnie i głośno usłyszał w swojej głowie Lakkai. Wspaniale. Oślizgły potrafił wchodzić do głowy. Może jednak trzeba było włączyć zakłócacz.
- Sobiesky, jesteś tu? Masz linę albo coś takiego? - karłowate obrzydlistwo stało posłusznie na swoim miejscu, ale mimo to Lakkai usłyszał znów w swojej głowie: "Wiem czego chcecie. Mogę rozmawiać z tamtymi" - jednocześnie śmieszna rączka potworka wyciągnęła się w stronę pomieszczenia, gdzie leżeli ludzie zatopieni w kisielu "Czasem chodzimy tam się z nimi pobawić. Mogę rozmawiać ze sztucznym człowiekiem i z białą kobietą. Czuję sztucznego człowieka nawet teraz, gotuje się do bicia i zabicia".
 
bayashi jest offline