Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2014, 00:51   #3
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Siedziała na hinoki i polewała się wodą z wiadra, aby spłukać z siebie walkę. Podczas krótkiego ataku do wody w zbiorniku skapnęła do woda i wpadł shuriken. Niby niewiele, ale stojąca woda nie mogła się oczyścić. Zanurzając się w niej, czułaby się zbrukana: jakby zanurzyła się w smole lub końskim korycie.

- Siadła jak kwoka, plecy wodą polewa i nic nie czyni, gdy...

Na domiar złego, nie mogła wezwać na pomoc kami. Bóstwa Tysiąca Fortun brzydziły się krwią, włosiem i brudem. Zupełnie jak ludzie. I gdyby tylko kami zobaczyli ją taką: zakrwawioną, nagą oraz z nieupiętymi włosami, mogliby powziąć urazę. Nie chodziło o to, że odmówiliby jej pomocy. Ba!, nie mogliby: prosić mogli zwykli ludzie, a shugenja zmuszali kami do posłuszeństwa.

- … jej honor!, jej wolność!, jej życie! Wszystko >jej<!...

Duchy były nieludzkie i kapryśne. Niektóre gotowe były zawrzeć gniewem, jeśli tylko wezwałaby je na pomoc bez rytualnej, podniosłej oprawy... nawet, jeśli zależałyby od tego losy jej, jej rodziny oraz jej Klany. Inne, mniej surowe, i tak uniosłyby się dumą, gdyby bez wyraźnej konieczności wezwała je będąc nieczysta.

- ... myśli, że wszyscy - >wszyscy< - inni...

Potem – nazajutrz – mogła szukać pomocy u Fortun i próbować dociec, kto i dlaczego ją zaatakował. Ale najpierw musiała oczyścić się w kąpieli oraz rytualnie przejść przez torii, aby pozbyć się ciągnącego za sobą smrodu nieczystości.

- ... rozczarowanie ...

Jakby na złość: wciąż rozpraszały ją ciche, pełne jadu wyrzuty na granicy słyszalności. Nie miała nawet pewności, czy słyszy je naprawdę. Czuła fale gorąca, ale przecież równie łacno mogły być oznaką trucizny jak temperatury w łaźni.

Zerknęła obok, gdzie Daisuke ocierał krople potu z pulchnej, owalnej twarzy. Prawą dłoń – którą trzymał przez większość czasu na tsubie – co kilka sekund wycierał w przybrudzone haori. W sentō musiało być naprawdę gorąco.

Może to rzeczywiście były tylko zwidy z zaduchu. Z drugiej strony, momentami prawie czuła dotyk suchych, kościstych dłoni: tak jak wtedy, kiedy objawiał się jej przodek. To było... nieprzyjemne. Bo jednym było mieć samurajską świadomość, że przodkowie czuwają nad ludźmi, a drugim, że są niezadowoleni z ich poczynań.

***

Pomiędzy obecnością przodka, pogarszającym się zdrowiem, koniecznością oblucji a brakiem ubrania, czas Shosuro płynął szybko. Jednak zanim służący zdążył powrócić – zaczęła się zastanawiać, czy na pewno zamierzał wracać – do łaźni wpadł właściciel.

- Samuraj-sama... - Korpulentny właściciel łaźni jęknął boleściwie, obrzucając wzrokiem chaos w łaźni. - Co się tu stało? Akodo-sama zaczął... - Nieopatrznie spojrzał jej w oczy: i od razu uciekł wzrokiem niżej, ku piersiom. A wtedy – gdy przyuważył, że pani Shosuro jest naga – lekko pobladł i padł do nóg, ani chybi pragnąc przepraszać za taki afront.

Kimkolwiek dokładniej był Akodo-sama, najwyraźniej był w pobliżu i miała pewnie koło minuty, żeby doprowadzić się do porządku zanim Lwy wpadną do środka...

- … strojem nieprzystojnym pohańbi... - sytuacji zawtórował albo przodek, albo wyobraźnia pani Shosuro.
 
Velg jest offline