Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2014, 13:56   #28
Lakatos
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Wspólnie z Sayane

Do kłótni i sprzeczek to się każdy wychylał, ale nikomu nie spieszyło się z zadawaniem pytań. Pewnie wszystko wiedzieli, a może woleli nie wiedzieć wszystkiego? Patrząc na ósemkę śmiałków, Yarkiss obstawiał raczej tą drugą opcje. W każdym razie, niezależnie od tego, mogli rozejść się do domów. Nie widać było, żeby ktoś jeszcze chciał dołączyć do wyprawy. Łowca na zakończenie zebrania poinformował jeszcze wszystkich o miejscu i czasie wymarszu.
„Ciekawie ilu z nich się zjawi, jaki z nich będzie pożytek i co najważniejsze, ilu podzieli los Etroma i Sealima?” - Zastanawiał się łowca, któremu nadchodząca przyszłość nie jawiła się kolorowo. Jak przed pierwszą wyprawa, tak i teraz nie opuszczała go obawa, że porywają się na rzeczy, które kilkukrotnie ich przerastają. Zabrnął jednak za daleko, aby się teraz wycofać.

Wychodząc z ruin młyna zaczepił Kelvina. Młody łowca wydawała mu się idealną osobą do misji jaką chciał mu powierzyć. Nie rozsądnie jest wybierać się na spotkanie z wrogiem, o którym nic się nie wie, dlatego Yarkiss poprosił chłopaka, aby wypytał Maurę o wilkołaki. Doświadczona tropicielka, na pewno coś na ich temat widziała, tego był pewien. Pozostawało tylko jakoś te informacje od niej wyciągnąć. Zająłby się tym osobiście, ale obawiał się, że kobieta nie zechce z nim rozmawiać. Poza tym pozostawała jeszcze sprawa kryształu, której nie udało się załatwić kilka godzin wcześniej.

***

Każdy w Visenie dobrze wie, że Alvenus nie słynie z gościnności i ceni swoją prywatność. Niektórzy mówią nawet, że mag potrafi tygodniami nie wychodzić ze swojej wieży i nie wpuszczać nikogo do środka. Yarkiss postanowił sprawdzić ile w tych plotkach jest prawdy. Chciał spróbować porozmawiać z ekscentrycznym starcem, który był bodaj jedyną osoba we wsi mogącą powiedzieć coś o magicznym kamieniu znalezionym w jaskini pająków. Razem z Korennem udał więc się do wieży maga, która znacznie górowała na innym zabudowaniami w osadzie. Patrząc na cień jaki rzucała budowla dotarli na miejsce tuż po południu.
- Raz kozie śmierć. - Yarkiss wziął głęboki wdech i uderzył w drzwi potężną kołatką w kształcie głowy gargulca. Postali, poczekali, ale z domostwa nie doszedł ich żaden dźwięk. Korenn zastukał ponownie, a potem z irytacją zaczął walić ile matka w mięśniach dała (choć nie dała wiele).
- Nikogo nie ma w domu! - warknęła naraz kołatka. Zaklinacz puścił żelastwo, które wyglądało jakby go miało użreć - choć nie ruszało się wcale, nawet mówiąc. - Nikogo nie ma w domu. Won!
- A kiedy będzie? - Zapytał zdumiony tropiciel. Pierwszy raz w życiu widział ożywiony przedmiot, do tego taki chamski.
- Nie będzie! Oraz nie ma i nie było. Nikogo nie ma w domu! Domu też nie ma! Won!
- A urwać ci haczyk? - warknął Korenn i chwyciwszy za kołatkę zaczął nią szarpać w prawo i w lewo. Kolejny dorosły (jesli mozna tak było nazwać kołatkę) rzucał im kłody pod nogi zabraniając dostępu do informacji i miał tego dość. Yarkiss z niepokojem spojrzał na wieżę, ale wysoko, wysoko w oknie nie dostrzegł żadnego ruchu.
- WON POWIEDZIAŁEM! ? - wydarła się gargulcza paszcza trzymająca kołatkę i zezując na nich całkiem żywymi oczami. - Nie dość, że mi się jakiś gówniarz z elfem na dziobie wieszają, to teraz znów narwańcy się drą. Gdzie szacunek dla szacownego magowego domostwa, he? -
- Szacunek? A gdzie Viseńska gościnność, he? - Tropiciel nie przypuszczał, że przyjdzie mu przedrzeźniać kołatkę. -Potrzebuje pomocy to tak wiele? To ważne. - Na potwierdzenie swoich słów niedyplomatycznie uderzył pięścią w drzwi. - I w ogóle jaki elf? - Do głowy przyszedł mu mag, które podobno przewodził wilkołakom.
- Spadaj - z godnością oświadczyła kołatka. - Viseńska gościnność, też mi coś. Mordy zakazane, do więzienia prędzej niż do doma, a ten mi tu będzie o gościnności… czekaj, pchła mnie żre, muszę się podrapać. - to powiedziawszy kołatka zamilkła, a zza drzwi zaczęły dochodzić odgłosy cichego skrobania.
- Widziałeś? - Yarkiss popatrzył na Korenna z niedowierzaniem, ale postanowił nie dawać za wygraną. - Zarazo! Mówi ci to coś? - Wyjął z kieszeni niebieski kryształ mieniący się w słońcu i przystawił go do kołatki. - Przynieśliśmy to dla Alvenusa. Otwieraj!
- Bogowie wielcy i demoniszcza, co za uparte jękoły! - gargulec znów zaświecił oczami i ciekawie zeznął na kryształ. Błyskawicznie zniknął, a z najbliższego okna zaczęły dochodzić odgłosy stękania i szarpania.
- Co znów - zdenerwował się Korenn, lecz nim zdążył, zgodnie z groźbą, nakopać kołatce, z góry zleciał mu na głowę paskudny, pazurzasty potworek wielkości dużego kota… albo małego rysia.


Korenn wrzasnął gdy długie pazury wplątały mu się we włosy i wbiły w czaszkę. Na wpół oślepiony przez zakrywające mu oczy skrzydła zaczął miotać się wokoło.
- Zabierz to, Yarkiss! Zabij!!
- O cholera! - Zaklął tropiciel i dobył błyskawicznie krótki miecz. Wyczekał dobry moment, zamachnął się i uderzył płazem miecza w niespodziewanego przeciwnika, kiedy zaklinacz przykucnął z nim na głowie. Imp skrzeknął i zwisł bezwładnie, nadal wczepiony we włosy zaklinacza, który zorientowawszy się co wisi mu na głowie szepnął: O kurwa… chyba zabiliśmy Alvenusowi chowańca...
- Tylko go pacnąłem. Zresztą sam się o to prosił. - Usprawiedliwił się, rozkładając szeroko ręce. - Ale weź sprawdź. Może jeszcze dycha. Przeproś i grzecznie odnieść. - Uśmiechnął się ironicznie, ale to śmiechu mu nie było. To nie tak miało wyglądać. Przyszli po pomoc, a nie ściągać na siebie gniew Alvenusa. Łowca z obawą spojrzał w górę, wyglądając w oknie maga z piorunami nad głową.
- To mi go wyplącz z kłaków - jęknął Korenn. Jego żmija zaczęła już przejawiać zainteresowanie potencjalną padliną. Jeśli dziabnie impa nie będzie z nich czego zbierać. - Odejdźmy gdzieś na bok - z braku diabła po drugiej stronie kołatka nie przejawiała już chęci do konwersacji, za to ich wyczyny pod wieżą ściągały coraz więcej ciekawskich spojrzeń przechodniów.

Wraz ze swoją hm… zdobyczą wcisnęli się między dwa inne domy, a Yarkiss sprawdził z lekkim obrzydzeniem czy serce paskudztwa nadal pracuje (wiadomo gdzie ma toto puls?) i położył go na pustej beczce po kiszonej kapuście.
- I co teraz? - spytał zaklinacz, wycierając płynącą z licznych zadrapań na głowie krew i próbując równocześnie powstrzymać Zass przed konsumpcją impa. Żmija była może mała, lecz bardzo uparta. Natomiast chowaniec czarodzieja zaczął się niemrawo ruszać.
- Mnie się pytasz? Skąd mam widzieć? - Yarkiss wzruszył ramionami i zaczął nerwowo dreptać wokół beczki. Wszystko się skomplikowało. Czarne myśli kotłowały mu się w głowie.
- Alvenus nam tego nie daruje. Jak myślisz, w co nas zamieni? W podnóżek? Kałamarz? Wykałaczkę? - Spojrzał na Korenna, ale ten tylko patrzył na niego jak na wariata. - Dobra. - Łowca plasnął się po policzkach i wziął się w garść. Chwycił impa za pazur, podniósł go, przesunął wieko beczki i włożył delikatnie do środka.
- Poczekamy, aż się ocknie. Później się zobaczy. - Powiedział spokojnie do Korenna i przymknął wieko, tak żeby imp się nie udusił, ale i nie uciekł. Nie musieli czekać długo. Wkrótce z beczki dobiegło skrobanie i skrzekliwy głos poczwary.
- Hej! Kto zgasił światło? Wypuście mnie!
- No to patrzę - syknął Korenn. W przeciwieństwie do Yarkissa miał jakie-takie pojęcie o zdolnościach chowańców i nie chciał zadzierać z mini-diabełkiem.
- Heeeej! Bo powiem Alvenusowi!
- Spokojnie. My cie wypuszczamy, ty nas wpuszczasz do wieży. Co ty na to nasz mały przyjacielu? - Yarkiss zapytał jak gdyby nigdy nic.
- No i co tam zrobicie, nasikacie magowi do łóżka? Bo tylko na tyle tutejsze pospólstwo stać - prychnął imp. - Może zrobimy inaczej - wy mnie wypuścicie, a ja nie powiem Alvenusowi, żeby was zmienił w mój nocnik.
- Nic z tego nie będzie. Po dobroci nie da rady. - Łowca mrugnął porozumiewawczo do zaklinacza. - Do Wartki z nim. - Powiedział stanowczo, zamknął pokrywę i podniósł beczkę. Albo imp da się nabrać i pokornie wpuści ich do wieży, albo… Yarkiss wolał nie myśleć o drugiej opcji.
- Do wartki?! Mnie!? Wielkiego Dereveratusa?! Ja wam pokażę smarkacze! - ryknął (jak na swoje mikre możliwości) imp i zamilkł. Młodzieńcy spojrzeli po sobie, ale zanim zdążyli odnieść się do gróźb diablika beczka stała się nieoczekiwanie ciężka i ruchliwa. Yarkiss upuścił ją; beczka się wywróciła, dekiel odskoczył a ze środka wytchnęła morda niewielkiego dzika, który błyskawicznie zaczął gramolić się na zewnątrz. W małych, świńskich oczkach widniała żądza krwi. Impa nie było nigdzie widać ani słychać.
- Skąd on się kurwa wziął?! - Wykrzyknął Yarkiss, zaskoczony obrotem spraw. W pierwszej chwili jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza, ale błyskawicznie zrezygnował z pomysłu zaszlachtowania warchlaka. Nie znał się na sztuczkach impa i wolał nie ryzykować, że go zabije. Zamiast tego chwycił oparty o ścianę tłuczek do kiszenia kapusty. Dobrze wyważony, wręcz idealny do pacyfikowania dzików z beczki rodem. Łowca poczekał, aż zwierze zaatakuje, żeby zdzielić je z góry tłuczkiem w łeb.
Dzik zaszarżował; tropiciel machnął tłuczkiem, ale trafił zwierzaka w grzbiet. Przemieniony imp kwiknął i pognał w stronę wylotu uliczki, po drodze zmieniając kształt na własny.
Yarkiss widząc, że “pogromca dzików” nie będzie mu już potrzebny cisnął go pod ścianę i siadł na przewróconej beczce. Nie widział większego sensu pogoni za przeklętym diablikiem. Oknem za nim i tak nie wlecą do wieży.
- A żeby go pies trącał! - Zaklął i złapał się za głowę. - I co teraz? Znasz może ucznia Alvenusa? - Zapytał zaklinacza, który ze swoją zakrwawioną głową, mógłby śmiało dzieci we wsi straszyć. Korenn mruknął coś, co miało być chyba zaprzeczeniem i usiadł na ziemi.
- Alvenus prawie nikogo nie bierze na termin. A jak weźmie, to zaraz wyjeżdżają z Viseny. Może kapłani będą coś wiedzieć na temat kryształów; przecież oni też korzystają ze Splotu, tylko za pośrednictwem bogów. Chyba…
- Skoro tak mówisz, odwiedzimy ich po zebraniu. A teraz chodźmy do młyna. - Wstał z beczki i ruszył w stronę ruin gnomiej budowli. - Od tego darmozjada, zwanego wielkim magiem i tak nic się nie dowiemy. Żeby tak zdechł z głodu w tej swojej zapyziałej wieży. - Yarkiss kipiał ze złości, co odczuł przechodzący obok grzdyl. Pechowy malec dostał w głowę ogryzkiem, który napatoczył się pod buta łowcy. Czy zasłużenie? Nie można wykluczyć, że rudzielec był w spisku z Alvenusem.
 
Lakatos jest offline