Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2014, 10:37   #21
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Bardzo zadowolony z siebie Zed rozsiadł się w kącie z flaszeczką w dłoni i wlepił oczy w Audrey.
Żeby być obiektywnym należało by dodać, że nie patrzył jej w oczy, ani na całokształt, tylko na szczególne partie ciała, oblizując się przy tym cokolwiek obleśnie.
Wyczuwał co prawda niesmak i obrzydzenie obecnych, ale nie obchodziło go to wcale, a większa część mężczyzn po kolei zaczęła odwracać wzrok z przerażeniem odkrywając, że robią dokładnie to samo co Zed (gapią się na Audrey).
 
Paszczakor jest offline  
Stary 19-02-2014, 17:02   #22
 
Jerdas's Avatar
 
Reputacja: 1 Jerdas nie jest za bardzo znanyJerdas nie jest za bardzo znany
Solmyr siedział na jakiejś beczce z boku, lekko w cieniu. Nie przysłuchiwał się całemu zebraniu, nawet nie uraczył spojrzeniem i gramem zainteresowania czy to ludzi z którymi odbył podróż czy to tym nowym, którzy chcieli iść pierwszy raz. Wiedział, że on też pójdzie nie zależnie od wszystkiego. Musiał wpaść w bardzo głęboki trans, potrzebował na to jakichś trzech godzin względnego spokoju i poczucia bezpieczeństwa i choć nie do końca ufał im wszystkim, wiedział, że potem nie będzie na to czasu. To jest najlepszy moment.

Uspokoił Sigrid, która była podekscytowana tym wszystkim, przekazał jej, że ma go strzec i jakby się coś działo niepokojącego, ugryźć go w palec aby go wybudzić i przygotował ją na to, iż odpłynie całkowicie, czego nigdy jak dotąd tego nie robił.

Musiał zbadać obszary siebie w które zapuszczał się tylko i wyłącznie podczas krytycznych momentów. Zaczął przygotowania.

Ułożył się wygodnie, w pozycji półleżącej, przejrzał swoje myśli i powolutku pozbywał się ich. Zebranie. Opuszczenie Viseny. Walka. Wilkołaki. Powrót. Ćwiczenia. Taniec. Sny. Wszystko ulatywało. Kiedy myśli nie krążyły jak natarczywe muchy, napiął mięśnie nóg, po czym je rozluźnił. Potem tor, ramiona. Z namaszczeniem i z dołu do góry napinał i rozluźniał każdy swój mięsień, nawet ten najmniejszy – czynność powtórzył trzy razy. Był całkowicie zrelaksowany. Odczuł wibracje w ciele. Wiedział, że w tym momencie mógłby się wzbić i udać się do królestwa swojej Pani, jednak nie teraz, nie tym razem.
Jego wnętrze wibrowało a on oddychał miarowo i głęboko. Dźwięki stały się przytłumione, a obraz się rozmył. Zamknął oczy i opuścił głowę. Z zewnątrz wyglądało jakby spał, jednak wewnątrz podróżował. Wiedział dokąd zmierza. Najłatwiej nazwać to obszarem w którym rodzi się magia i tak to czasem nazywał, jednak wiedział, że jest to coś więcej. Tak naprawdę przerażało go to. To jego Pani dawała mu siłę, wiara obdarzała go niezłomnością, ale zadawał sobie sprawę, że w nim też jest moc. Bał się i wstydził, gdyż czuł, że ta moc może równać się boskiej. Prawie dotarł na miejsce.

Biel widział niesamowitą biel. Tak trudno opisać to w jakimkolwiek języku. Czuł, że miejsce w którym się znajduję jest nieskończone, wyczuwał pulsowanie i jak się przemieszczał ono zmieniało swoje natężenie. On sam był chyba błękitnym bytem, jednak odcień się zmieniał. Jakieś słowa przelatywały przez jego uszy jednak nie mógł ich wymówić i nie znał ich znaczenia, coś zaczęło go zgniatać. Coś było zbyt silne dla niego, nieokiełznane, niezrozumiałe. Wycofał się. Był już daleko, ale chłonął, wiedział, że jest na skraju i tylko z tego na razie może korzystać z niczego więcej, pulsowanie było na krawędzi wyczuwalności.

Chciał wrócić do swej Pani.

Wstał i tylko rzekł: Ja też idę.
 
Jerdas jest offline  
Stary 19-02-2014, 22:43   #23
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- No dobra - wygarnął Bimp wyraźnie zirytowany - wsysko juz obgadane, wilckami postrasone, to wynocha mojego mieskania. Tseba sie wyspać psed robotą, so nie?

Zdziwione, rozbawione, a może nawet i wściekłe spojrzenia zebranych skupiły się na gnomie.
- No, so? Tu sie mieska. - powiedział Binkerbaum z wyrzutem, jakby starając się usprawiedliwić swoje niegrzeczne zachowanie - Nie kasdy ma wygodny domek s ogródkiem, są tacy so musą się sadowolić swycajną ruiną.

Po tych słowach Bimp zanurkował pod swoją stertę desek, by po chwili znów się pojawić z pstrągiem w jednej ręce i dwoma marchewkami w drugiej. Nie zważając na innych zaczął rozpalać ognisko, a potem patroszyć rybę i skrobać marchewki. Gdy płomienie zajęły większość zgromadzonego przez gnoma opału, składniki kolacji zostały wbite na zaostrzony patyk, a potem trafiły nad ognisko.
 
Komtur jest offline  
Stary 20-02-2014, 10:58   #24
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że niepozorny gnom wszystkich przegonił.
Melis był jednak zadowolony, że jego prostacka sztuczka zapobiegła kłótni pomiędzy ludźmi. Nawet, jeśli część wrogości i pogardy skupiła się na nim samym, był gotów nieść to brzemię dla dobra ogółu, ku większej chwale swojej Bogini. To zaledwie ułamek tego, co mógł i chciał ofiarować swoim współplemieńcom.
Nie było go tu tyle lat, że nie pamiętał niemal nikogo, rodzice zginęli z rąk zielonoskórych a dalsi krewni zdawali się nie mieć z nim niczego wspólnego. Nie miało to jednak znaczenia, gdyż uciekł stąd wiele lat temu, miał więc do spłacenia dług wobec tej społeczności.

Chyba właśnie to nim kierowało, gdy podszedł do skupionej grupki osób, które miały w planach udanie się do miasta po posiłki. Nie mógł ruszyć z nimi, chciał wspomóc grupę i zbadać dziwną magię, która panoszyła się w lesie, ale coś dla nich mógł zrobić.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Jedziecie do miasta, prawda? Weźcie ze sobą mojego muła z błogosławieństwem Najmagiczniejszej, mnie się nie przyda w lesie, zaś dodatkowe cztery kopyta to więcej zapasów, które przywieziecie z powrotem. Będę się modlił za wasz szczęśliwy powrót. Tylko opiekujcie się Kacprem, służył mi dotąd wiernie, nie chciałbym aby go coś spotkało.

Rozmawiał z nimi jeszcze chwilkę, po czym dołączył do wychodzących, obracając się i machając Binkerbaumowi - Dziękujemy za gościnę! Niech Mystra błogosławi temu domowi! Bywaj!

Było już niemal ciemno, dlatego zgodnie ze świętymi przykazaniami swojej patronki, Melis cieszył się magią, za to, że jest i dla samej radości przyzwał Tańczące Światła, cicho szepcząc zaklęcie.
Zmaterializowały się z rękawa kapłana jako cztery lecące punkty, niczym latatnie, które dostały wróblich skrzydeł, wzbiły się stadkiem przed niego oświetlając drogę, pokazując kałuże, konary...

Gdy oświetliły Audrey, jak przez mgłę przypomniał sobie nieduże dziewczę, młodsze od niego o kilka lat, ganiające z patykiem po klepisku. A teraz kapłanka, podobnie jak i on. Ciekawe co Ilmater ma do powiedzenia o wydarzeniach tutaj?
Melis minął Zeda, grożąc mu palcem i podszedł do kapłanki.
- Oblubienico Ilmatera? Pozwolisz towarzyszyć sobie skromnemu bratu Mystry? Kwestia uzdrowienia wilkołaków, mimo, że trudna wydaje się być godna starań. Aż mi wstyd że ominąłem to w swoich rozmyślaniach. Przyjmiesz moją pomoc? Chętnie omówiłbym to w czasie przygotowań do mszy, którą odprawilibyśmy wspólnie jutro, przed wyruszeniem w drogę.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 21-02-2014, 00:01   #25
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Mimo ogólnego rozleniwienia, do Zeda powoli zaczęło docierać w co się wpakował.
Był już na tyle wstawiony, że zaczynał wszędzie dookoła widzieć wilkołaki. Jedne duże, inne małe a jeszcze inne zupełnie malutkie. Większość zachowywała się jak zwykłe wilki, a nawet pospolite psy, ale były i takie, które chodziły na dwóch łapach, podskakiwały radośnie, rozmawiały ze sobą, a kilka nawet śpiewało na dwa głosy śmieszną piosenkę o córce młynarza.
Zed przyglądał się temu z zainteresowaniem, aż do momentu, kiedy dorodna (wilkołakczyca?) stanęła przed nim i najzwyczajniej w świecie zaczęła wyuzdanie tańczyć, rzucając mu co jakiś czas powłóczyste spojrzenia. Tego było już za wiele. Poderwał się, ukłonił Bimbruszowi i ruszył za wychodzącymi. Dogonił zielarkę i uprzejmie zagadał:

- Eillif, dziecko drogie, brat w domu? Mam do niego sprawę.
Nie czekając na odpowiedź, dogonił krasnoluda, z rozmachem klepnął go w plecy i powiedział:
- Wybacz stary, przesadziłem z tym toporem, rozumiem cię. Ja na przykład nie znoszę jak na mnie mówią Zgred a wszyscy to robią.

Po tym szczerym wyznaniu, gwałtownie zmienił kierunek marszu i wyłożył się jak długi w przydrożnym rowie. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku postanowił się chwilę zdrzemnąć, a kowala odwiedzić w terminie późniejszym.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 21-02-2014, 12:32   #26
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Khogir od kiedy Zed wypomniał mu brak rodowego oręża, widocznie przygasł. Przede wszystkim jednak zrobiło mu się przykro. Od prawie roku po wygnaniu nie mógł znaleźć miejsca, które mógłby choć częściowo nazwać czymś w rodzaju domu. Przez chwilę wierzył, że taką namiastką może okazać się Visena, zwłaszcza jeśli pomógłby im w potrzebie. Z pozoru nic nieznaczące dla człowieka wytknięcie braku przynależności do klanu sprawiło, że zwątpił w swoje nadzieje. Dla nich zawsze będzie obcym wygnańcem- myślał. Żałował, że tak pochopnie zgłosił się na tą wyprawę. Nie miał jednak zamiaru rezygnować. Byłby to cios w jego dumę. Dumę, która już raz została nadwyrężona, przez co stała się o wiele wrażliwsza. To było źródło siły Khogira- krasnoludzka duma i nadzieja, że któregoś dnia odnajdzie coś na kształt przyjaźni, a być może nawet kiedyś odzyska swój honor w oczach braci. Teraz jednak czuł tylko pustkę i nieprzebyty dystans jaki dzieli go od tych ludzi.

Po tych wszystkich spodziewanych i niespodziewanych wydarzeniach, jakie miały miejsce niedawno w starym młynie, Khogir szedł teraz i rozmyślał nad swym losem. Nie zmierzał w żadnym konkretnym kierunku. Z zamyślenia wyrwało go silne klepnięcie w plecy. Był to Zed
- Wybacz stary, przesadziłem z tym toporem, rozumiem cię. Ja na przykład nie znoszę jak na mnie mówią Zgred a wszyscy to robią.- powiedział.
Khogir nie zastanawiał się długo, wstrzymywał się z tym już od jakiegoś czasu i bez ceregielek przywalił mu w szczękę. Zed gwałtownie zmienił kierunek marszu i wyłożył się jak długi w przydrożnym rowie. Krasnolud nie uderzył bardzo mocno. W jego mniemaniu pijaczyna mógł mówić o łagodnym potraktowaniu. Po chwili jednak zaczął żałować nawet i tego. Miał nadzieję, że Zed nie będzie pamiętał tego zdarzenia. Jakby nie patrzeć wykazał się czymś, czego nie mógł spodziewać się od większości ludzi i nieludzi. Zrozumieniem. Zed wypominając mu brak krasnoludzkiego honoru wykazał się odrobiną wiedzy o tej rasie. Dokładnie wiedział, jak ważny dla krasnoluda jest szacunek u swych braci. Zrozumiał nawet jak mocno uderzyły Khogira jego słowa, więc próbował to naprawić.

- Cholera… – Khogir w zakłopotaniu podrapał się po głowie. Chwilę tak stał nie wiedząc co zrobić, wreszcie zdjął z ramienia niewielką manierkę z wodą i złożył obok Zeda, który to o dziwo już smacznie spał, jakby nigdy nic się nie stało…
- Hert Grinmork Samman, hert Grinmork… - Khogir wypowiedział te słowa w sobie tylko znanym celu, kręcąc przy tym głową. Odszedł na kilka kroków, upewnił się że nic Zedowi nie będzie i po chwili zastanowienia ruszył w stronę zewnętrznej osady. Dopiero teraz zauważył w ciemnościach kroczącą postać.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 21-02-2014 o 16:39.
Rewik jest offline  
Stary 21-02-2014, 13:27   #27
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- Według mnie powinniśmy ruszyć już jutro rano, nie ma sensu tracić czasu… No ale to tylko moje zdanie – powiedział Delamros i rozejrzał się po towarzyszach. Miał nadzieję, że wyjadą szybko, a jego „ukochana” nie wpadnie na pomysł ożenku jeszcze przed podróżą. Nie czekając na odpowiedź, Chorster opuścił młyn.

**

- Muszę wyjechać, czuję, że to mój obowiązek – powiedział Delamros wpatrując się na las za oknem.
- Ale… - odpowiedziała kobieta.
Delamros podszedł do niej, klęknął i chwycił ją za dłonie.
- Visena mnie potrzebuje kochanie, któż inny pomoże tym biednym ludziom jak nie ja? – powiedział Chorster wpatrując się w jej oczy.
- Rozumiem… - odpowiedziała roniąc łzę.
- Nie smuć się, jak tylko wrócę weźmiemy ślub i już zawsze będziemy razem. Czy ja bym Cię okłamał? – zapytał i uśmiechnął się do niej pokazując swój złoty ząb.
- Oczywiście, że nie – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do niego.
Delamros zaczął ją całować najpierw po dłoniach, a później po szyi.

**

Ładnie to wszystko rozegrałeś – pomyślał Delamros leżąc nago w łóżku. Obok leżała mocno do niego przytulona kobieta, na szczęście już spała. Najważniejsze to mieć święty spokój, niezależnie od tego ile kłamstw musiał opowiedzieć. Oczywiście postara się nie wrócić z tej podróży, nigdy w życiu nikt go nie zmusi do ożenku. Nie to, żeby Delamros chciał umrzeć podczas tej przygody… Może uda mu się chociaż uciec gdzieś daleko. Leżał tak wpatrując się w sufit i zastanawiając się co przyniesie nowy dzień.
 
Morfik jest offline  
Stary 21-02-2014, 13:56   #28
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Wspólnie z Sayane

Do kłótni i sprzeczek to się każdy wychylał, ale nikomu nie spieszyło się z zadawaniem pytań. Pewnie wszystko wiedzieli, a może woleli nie wiedzieć wszystkiego? Patrząc na ósemkę śmiałków, Yarkiss obstawiał raczej tą drugą opcje. W każdym razie, niezależnie od tego, mogli rozejść się do domów. Nie widać było, żeby ktoś jeszcze chciał dołączyć do wyprawy. Łowca na zakończenie zebrania poinformował jeszcze wszystkich o miejscu i czasie wymarszu.
„Ciekawie ilu z nich się zjawi, jaki z nich będzie pożytek i co najważniejsze, ilu podzieli los Etroma i Sealima?” - Zastanawiał się łowca, któremu nadchodząca przyszłość nie jawiła się kolorowo. Jak przed pierwszą wyprawa, tak i teraz nie opuszczała go obawa, że porywają się na rzeczy, które kilkukrotnie ich przerastają. Zabrnął jednak za daleko, aby się teraz wycofać.

Wychodząc z ruin młyna zaczepił Kelvina. Młody łowca wydawała mu się idealną osobą do misji jaką chciał mu powierzyć. Nie rozsądnie jest wybierać się na spotkanie z wrogiem, o którym nic się nie wie, dlatego Yarkiss poprosił chłopaka, aby wypytał Maurę o wilkołaki. Doświadczona tropicielka, na pewno coś na ich temat widziała, tego był pewien. Pozostawało tylko jakoś te informacje od niej wyciągnąć. Zająłby się tym osobiście, ale obawiał się, że kobieta nie zechce z nim rozmawiać. Poza tym pozostawała jeszcze sprawa kryształu, której nie udało się załatwić kilka godzin wcześniej.

***

Każdy w Visenie dobrze wie, że Alvenus nie słynie z gościnności i ceni swoją prywatność. Niektórzy mówią nawet, że mag potrafi tygodniami nie wychodzić ze swojej wieży i nie wpuszczać nikogo do środka. Yarkiss postanowił sprawdzić ile w tych plotkach jest prawdy. Chciał spróbować porozmawiać z ekscentrycznym starcem, który był bodaj jedyną osoba we wsi mogącą powiedzieć coś o magicznym kamieniu znalezionym w jaskini pająków. Razem z Korennem udał więc się do wieży maga, która znacznie górowała na innym zabudowaniami w osadzie. Patrząc na cień jaki rzucała budowla dotarli na miejsce tuż po południu.
- Raz kozie śmierć. - Yarkiss wziął głęboki wdech i uderzył w drzwi potężną kołatką w kształcie głowy gargulca. Postali, poczekali, ale z domostwa nie doszedł ich żaden dźwięk. Korenn zastukał ponownie, a potem z irytacją zaczął walić ile matka w mięśniach dała (choć nie dała wiele).
- Nikogo nie ma w domu! - warknęła naraz kołatka. Zaklinacz puścił żelastwo, które wyglądało jakby go miało użreć - choć nie ruszało się wcale, nawet mówiąc. - Nikogo nie ma w domu. Won!
- A kiedy będzie? - Zapytał zdumiony tropiciel. Pierwszy raz w życiu widział ożywiony przedmiot, do tego taki chamski.
- Nie będzie! Oraz nie ma i nie było. Nikogo nie ma w domu! Domu też nie ma! Won!
- A urwać ci haczyk? - warknął Korenn i chwyciwszy za kołatkę zaczął nią szarpać w prawo i w lewo. Kolejny dorosły (jesli mozna tak było nazwać kołatkę) rzucał im kłody pod nogi zabraniając dostępu do informacji i miał tego dość. Yarkiss z niepokojem spojrzał na wieżę, ale wysoko, wysoko w oknie nie dostrzegł żadnego ruchu.
- WON POWIEDZIAŁEM! ? - wydarła się gargulcza paszcza trzymająca kołatkę i zezując na nich całkiem żywymi oczami. - Nie dość, że mi się jakiś gówniarz z elfem na dziobie wieszają, to teraz znów narwańcy się drą. Gdzie szacunek dla szacownego magowego domostwa, he? -
- Szacunek? A gdzie Viseńska gościnność, he? - Tropiciel nie przypuszczał, że przyjdzie mu przedrzeźniać kołatkę. -Potrzebuje pomocy to tak wiele? To ważne. - Na potwierdzenie swoich słów niedyplomatycznie uderzył pięścią w drzwi. - I w ogóle jaki elf? - Do głowy przyszedł mu mag, które podobno przewodził wilkołakom.
- Spadaj - z godnością oświadczyła kołatka. - Viseńska gościnność, też mi coś. Mordy zakazane, do więzienia prędzej niż do doma, a ten mi tu będzie o gościnności… czekaj, pchła mnie żre, muszę się podrapać. - to powiedziawszy kołatka zamilkła, a zza drzwi zaczęły dochodzić odgłosy cichego skrobania.
- Widziałeś? - Yarkiss popatrzył na Korenna z niedowierzaniem, ale postanowił nie dawać za wygraną. - Zarazo! Mówi ci to coś? - Wyjął z kieszeni niebieski kryształ mieniący się w słońcu i przystawił go do kołatki. - Przynieśliśmy to dla Alvenusa. Otwieraj!
- Bogowie wielcy i demoniszcza, co za uparte jękoły! - gargulec znów zaświecił oczami i ciekawie zeznął na kryształ. Błyskawicznie zniknął, a z najbliższego okna zaczęły dochodzić odgłosy stękania i szarpania.
- Co znów - zdenerwował się Korenn, lecz nim zdążył, zgodnie z groźbą, nakopać kołatce, z góry zleciał mu na głowę paskudny, pazurzasty potworek wielkości dużego kota… albo małego rysia.


Korenn wrzasnął gdy długie pazury wplątały mu się we włosy i wbiły w czaszkę. Na wpół oślepiony przez zakrywające mu oczy skrzydła zaczął miotać się wokoło.
- Zabierz to, Yarkiss! Zabij!!
- O cholera! - Zaklął tropiciel i dobył błyskawicznie krótki miecz. Wyczekał dobry moment, zamachnął się i uderzył płazem miecza w niespodziewanego przeciwnika, kiedy zaklinacz przykucnął z nim na głowie. Imp skrzeknął i zwisł bezwładnie, nadal wczepiony we włosy zaklinacza, który zorientowawszy się co wisi mu na głowie szepnął: O kurwa… chyba zabiliśmy Alvenusowi chowańca...
- Tylko go pacnąłem. Zresztą sam się o to prosił. - Usprawiedliwił się, rozkładając szeroko ręce. - Ale weź sprawdź. Może jeszcze dycha. Przeproś i grzecznie odnieść. - Uśmiechnął się ironicznie, ale to śmiechu mu nie było. To nie tak miało wyglądać. Przyszli po pomoc, a nie ściągać na siebie gniew Alvenusa. Łowca z obawą spojrzał w górę, wyglądając w oknie maga z piorunami nad głową.
- To mi go wyplącz z kłaków - jęknął Korenn. Jego żmija zaczęła już przejawiać zainteresowanie potencjalną padliną. Jeśli dziabnie impa nie będzie z nich czego zbierać. - Odejdźmy gdzieś na bok - z braku diabła po drugiej stronie kołatka nie przejawiała już chęci do konwersacji, za to ich wyczyny pod wieżą ściągały coraz więcej ciekawskich spojrzeń przechodniów.

Wraz ze swoją hm… zdobyczą wcisnęli się między dwa inne domy, a Yarkiss sprawdził z lekkim obrzydzeniem czy serce paskudztwa nadal pracuje (wiadomo gdzie ma toto puls?) i położył go na pustej beczce po kiszonej kapuście.
- I co teraz? - spytał zaklinacz, wycierając płynącą z licznych zadrapań na głowie krew i próbując równocześnie powstrzymać Zass przed konsumpcją impa. Żmija była może mała, lecz bardzo uparta. Natomiast chowaniec czarodzieja zaczął się niemrawo ruszać.
- Mnie się pytasz? Skąd mam widzieć? - Yarkiss wzruszył ramionami i zaczął nerwowo dreptać wokół beczki. Wszystko się skomplikowało. Czarne myśli kotłowały mu się w głowie.
- Alvenus nam tego nie daruje. Jak myślisz, w co nas zamieni? W podnóżek? Kałamarz? Wykałaczkę? - Spojrzał na Korenna, ale ten tylko patrzył na niego jak na wariata. - Dobra. - Łowca plasnął się po policzkach i wziął się w garść. Chwycił impa za pazur, podniósł go, przesunął wieko beczki i włożył delikatnie do środka.
- Poczekamy, aż się ocknie. Później się zobaczy. - Powiedział spokojnie do Korenna i przymknął wieko, tak żeby imp się nie udusił, ale i nie uciekł. Nie musieli czekać długo. Wkrótce z beczki dobiegło skrobanie i skrzekliwy głos poczwary.
- Hej! Kto zgasił światło? Wypuście mnie!
- No to patrzę - syknął Korenn. W przeciwieństwie do Yarkissa miał jakie-takie pojęcie o zdolnościach chowańców i nie chciał zadzierać z mini-diabełkiem.
- Heeeej! Bo powiem Alvenusowi!
- Spokojnie. My cie wypuszczamy, ty nas wpuszczasz do wieży. Co ty na to nasz mały przyjacielu? - Yarkiss zapytał jak gdyby nigdy nic.
- No i co tam zrobicie, nasikacie magowi do łóżka? Bo tylko na tyle tutejsze pospólstwo stać - prychnął imp. - Może zrobimy inaczej - wy mnie wypuścicie, a ja nie powiem Alvenusowi, żeby was zmienił w mój nocnik.
- Nic z tego nie będzie. Po dobroci nie da rady. - Łowca mrugnął porozumiewawczo do zaklinacza. - Do Wartki z nim. - Powiedział stanowczo, zamknął pokrywę i podniósł beczkę. Albo imp da się nabrać i pokornie wpuści ich do wieży, albo… Yarkiss wolał nie myśleć o drugiej opcji.
- Do wartki?! Mnie!? Wielkiego Dereveratusa?! Ja wam pokażę smarkacze! - ryknął (jak na swoje mikre możliwości) imp i zamilkł. Młodzieńcy spojrzeli po sobie, ale zanim zdążyli odnieść się do gróźb diablika beczka stała się nieoczekiwanie ciężka i ruchliwa. Yarkiss upuścił ją; beczka się wywróciła, dekiel odskoczył a ze środka wytchnęła morda niewielkiego dzika, który błyskawicznie zaczął gramolić się na zewnątrz. W małych, świńskich oczkach widniała żądza krwi. Impa nie było nigdzie widać ani słychać.
- Skąd on się kurwa wziął?! - Wykrzyknął Yarkiss, zaskoczony obrotem spraw. W pierwszej chwili jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza, ale błyskawicznie zrezygnował z pomysłu zaszlachtowania warchlaka. Nie znał się na sztuczkach impa i wolał nie ryzykować, że go zabije. Zamiast tego chwycił oparty o ścianę tłuczek do kiszenia kapusty. Dobrze wyważony, wręcz idealny do pacyfikowania dzików z beczki rodem. Łowca poczekał, aż zwierze zaatakuje, żeby zdzielić je z góry tłuczkiem w łeb.
Dzik zaszarżował; tropiciel machnął tłuczkiem, ale trafił zwierzaka w grzbiet. Przemieniony imp kwiknął i pognał w stronę wylotu uliczki, po drodze zmieniając kształt na własny.
Yarkiss widząc, że “pogromca dzików” nie będzie mu już potrzebny cisnął go pod ścianę i siadł na przewróconej beczce. Nie widział większego sensu pogoni za przeklętym diablikiem. Oknem za nim i tak nie wlecą do wieży.
- A żeby go pies trącał! - Zaklął i złapał się za głowę. - I co teraz? Znasz może ucznia Alvenusa? - Zapytał zaklinacza, który ze swoją zakrwawioną głową, mógłby śmiało dzieci we wsi straszyć. Korenn mruknął coś, co miało być chyba zaprzeczeniem i usiadł na ziemi.
- Alvenus prawie nikogo nie bierze na termin. A jak weźmie, to zaraz wyjeżdżają z Viseny. Może kapłani będą coś wiedzieć na temat kryształów; przecież oni też korzystają ze Splotu, tylko za pośrednictwem bogów. Chyba…
- Skoro tak mówisz, odwiedzimy ich po zebraniu. A teraz chodźmy do młyna. - Wstał z beczki i ruszył w stronę ruin gnomiej budowli. - Od tego darmozjada, zwanego wielkim magiem i tak nic się nie dowiemy. Żeby tak zdechł z głodu w tej swojej zapyziałej wieży. - Yarkiss kipiał ze złości, co odczuł przechodzący obok grzdyl. Pechowy malec dostał w głowę ogryzkiem, który napatoczył się pod buta łowcy. Czy zasłużenie? Nie można wykluczyć, że rudzielec był w spisku z Alvenusem.
 
Lakatos jest offline  
Stary 21-02-2014, 21:51   #29
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gnom zaczął przygotowywać swój obiad i tym samym przypieczętował koniec zebrania. Edgar został z masą pytań, lecz najwyraźniej to co niezbędne zostało już powiedziane. Nie pozostawało nic innego jak dołączyć do pozostałych i przypływie grzeczności zebrać dupę w troki. Powiódł wzrokiem po wychodzących śmiałkach, którzy podobnie jak on zadeklarowali udział w misji. Miał wrażenie, że była to arcyprzypadkowa drużyna podobnych do niego życiowych wykolejeńców, którym łatwiej podjąć decyzję o rzucenia życia na szalę, niż wieść „spokojny”, viseński żywot.

Początkowo chciał zaczepić krasnoluda - Khogira, czy jakoś tak - ale tamten wyglądał na niezbyt chętnego do pogadanki. Reszta prędko rozpłynęła się po okolicy.
Gdy tylko przekroczył próg starego młyna, podbiegł do niego czarny wilczur, którego grzywę przecinały srebrne pasma.
- Tu żeś się podziewał bydlaku - Edgar uśmiechnął się pod nosem i zaczepnie poklepał go po pysku. Zwierze nie pozostało dłużne i capnęło go w buta.
- Chcesz żebym szedł na wilkołaki boso - druid odciągnął wilka za ucho. Grzywacz otrząsnął się i wywalił różowy jęzor.
- Nie zachowuj się jak pies. Poza tym dobrze słyszałeś - zapolujemy na wilkołaki.
Odpowiedział mu cichy warkot.
- Jasne. Będzie dużo zabawy i też nie mogę się doczekać. Chciałem cię tylko ostrzec przed łakowilctwem. To taka sama franca jak wilkołactwo, tylko w odwróconym układzie. Wolałbym, żebyś podczas pełni księżyca nie zamieniał się w gołego, obrośniętego faceta.
Zwierzęcy towarzysz przechylił łeb; najwyraźniej jemu też nie spodobała się ta wizja.

Dwaj przyjaciele ruszyli w stronę Zewnętrznej Osady. Czekał ich długi marsz, jednak Edgar doskonale znał większość okolicznych skrótów. Spędził całe lata szlajając się po dziczy, a niewidoczne dla laików leśne ścieżki, były dla niego przejrzystsze od bitych dróg Królestwa. Odnalazł bród prowadzący przez Wartką, pozwalając Grzywaczowi pierw wykąpać się rzece, a później wytarzać się w piachu. Samemu zdjął buty, podkasał spodnie i w ten sposób się przeprawił.

Kiedy ruiny młyna znikły mu z oczu, zatopił się w lesie. Tu wreszcie wyraźnie rozluźnił się i rozpromienił. Grzywacz biegał sobie swobodnie, wtykając nos do każdej napotkanej nory. Edgar z uśmiechem zauważył, że nawet po tylu latach, myśliwi wciąż zastawiali wnyki w tych samych miejscach. W jednych z nich znalazł uwięzioną sarenkę. Miała wieeeeeelkie czarne ślepia, którymi przerażona spoglądał na wilka.

Edgary przykucnął obok niej, przytrzymując warczącego towarzysza za wsiarz. Z pyska Grzywacza zwisały długie strużki śliny.
- Biedactwo - mruknął i pogłaskał spłoszoną sarenkę po pyszczku.
- Jesteś głodny? - zapytał wilka, który obnażył sterczące niczym rzędy noży kły.

Szybki cięciem sierpa uwolnił sarenkę z wnyków. Zwierzę wstało i zerwało się do desperackiej ucieczki. Gdy tylko wróciło mu pełne czucie w giczkach, Edgar wypuścił Grzywacza. Wstał, żeby móc lepiej przyjrzeć się odwiecznej rywalizacji. Trochę oszukiwał - wilk był wypoczętym i doświadczonym łowcą, zaś sarna nieopierzonym podrostkiem. Gonitwa nie trwała długo. Przyroda zatoczyła swój krąg, równowaga została zachowana, a Edgar otrzymał swoją rozrywkę.

***

Po paru godzinach marszu dotarł do Zewnętrznej Osady. Zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku domu, w którym się wychował.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 22-02-2014, 17:43   #30
 
Sznycelek's Avatar
 
Reputacja: 1 Sznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znany
Niedowierzanie, które wśród zebranych wywołały słowa kapłanki, poważnie ją zaniepokoiły. Nie chodziło tu nawet o trudność samego zadania wyleczenia wilkołactwa, ale o podejście zebranych. Spróbować nie zaszkodzi, a na pewno nic nie jest w stanie pogorszyć już i tak złego stanu osób chorych. Jednakże, znalazła się chociaż jedna osoba, której los drugiego człowieka nie jest obojętny. Był to Melis – kapłan, na którego poparcie w głębi duszy cicho liczyła. Ucieszyła się niezmiernie.

- Nie przejmuj się proszę złośliwościami ludzi, twa mowa była naprawdę piękna i jeżeli trafiła choć do jednej osoby – stałeś się zwycięzcą. – już wcześniej chciała wesprzeć na duchu mężczyznę, ale niestety podczas obrady nie mogła sobie pozwolić na prywatne pogaduszki. Choć nie wyglądał na przejętego docinkami, czuła, że mogło go to urazić.

- Oczywiście, każda osoba działająca dla dobra potrzebujących jest na wagę złota w dzisiejszych czasach. Jednakże, drogi bracie, nie dane nam będzie się spotkać wcześniej jak tylko jutro podczas zbiórki. Mieszkam w Osadzie i Visena mi nie po drodze, przepraszam. Postaram się natomiast zebrać jakieś informacje od naszego druida, być może da nam jakieś wskazówki odnośnie uzdrowienia wilkołaków. Jeżeli jednak wyruszymy dopiero pojutrze, to może uda nam się na spokojnie jeszcze wszystko omówić. A teraz wybacz, kawał drogi przede mną. Do zobaczenia, czcicielu Mystry, niech twa bogini prowadzi cie z siłą magii, a Ilmater czuwa nad twoim zdrowiem! – uśmiechnęła się na pożegnanie i ruszyła wzdłuż rzeki, kierując się w stronę mostu, nim zapadnie całkowity zmrok. Że też nie zabrała ze sobą żadnej lampy oliwnej ani nawet pochodni. Nie śmiała pożyczać od Melisa jego magicznych świetlików, bo zdawało jej się, że po chwili ich energia zostanie rozproszona i znikną. Pozostało jej liczyć na znajomość terenu i blask księżyca. Szybko okazało się, że nie było to trudne zadanie i po kilku godzinach dotarła do Osady cała i zdrowa. Tam, skierowała się ku kaplicy Chauntei.
 
Sznycelek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172