Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2014, 14:56   #5
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Ta dwójka wygląda groźnie - stwierdził z lekkim przestrachem Kenshi, wyglądając niepewnie zza rogu sąsiegniego budynku. - A to wygląda na zwykły trening.
- Nie pękaj, przecież nie mogą być tacy straszni - uspokoił go Akihito, po czym wskazał kciukiem na siebie. - Jeśli ty się boisz, to ja pójdę z nimi porozmawiać.
Po tych słowach dzielny chłopak zamienił się na powrót w hitodamę, odleciał kilka budynków zdala od Kenshiego, po czym wzniósł się wysoko w powietrze, tak że jego półprzeźroczysta postać ognika przesłoniła swoim cieniem dwójkę walczących, po czym zaczął opadać coraz niżej w ich kierunku.
- Yo! - rzucił z oddali, a gdy zatrzymał się tuż nad ich głowami, zakręcił nad nimi młynka w powietrzu. - Nieźle walczycie. Tak się wam tu nudzi, że urządziliście sobie sparing?
Bez słowa dwójka odskoczyła od siebie. Postać w zbroi wykonała dwa gesty wskazując palcem na hitodamę. Wokół Akihito pojawiły się półprzeźroczyste ścianki. Duch nie mógł się wydostać z magicznego więzienia.
- Przywołaniec? Zakon? - warknęła kobieta na swojego towarzysza.
- Idź po generała. - nakazał tamten, męskim głosem. Kobieta mu skinęła i zniknęła za drzwiami domu. Tego, oznaczonego na mapie żółtym kolorem.
- Hej, co to ma znaczyć! - zawołał zirytowany duch. - Nie jestem żadnym przywołańcem i nie umiecie poznać po akcencie że jestem z południa? Mattaku... kimitachi wa honto ni jamakusaina.
Rycerz stał spokojnie. Nie odezwał się ani razu, nie należał do gadatliwych. Kenshi był zmuszony czekać na rozwój wydarzeń. W końcu drzwi otworzyły się, wypuszczając z powrotem kobietę. Oraz kolejnego członka imperium.


Był to mężczyzna. Wysoki, o długich, czarnych włosach. Miał bladą skórę, ciemno brązowe oczy. Ubrany był dość ozdobnie. Jego pełna zbroja połyskiwała błękitem pod płaszczem. Broń również wyglądała niezwykle. Był to miecz jednoręczny, schowany w pochwie przy pasie. Miał jednak przedziwny kształt. Wyglądał jak ząb wyrwany z smoczej paszczy.
Mężczyzna miał strasznie nieprzyjemną aurę.
- W czym jest problem? - zapytał.
- Niespodziewanie podleciał do nas ten przywołaniec. - wyjaśnił opancerzony mężczyzna. - Przypuszczamy, że mogli go wysłać zakonnicy.
- Mówiłem już że nie jestem przywołańcem i przybyłem z południa - warknął zirytowany Akihito. - Chciałem tylko z wami pogadać, bo wyglądaliście na ciekawych gości. Nie słyszeliście nigdy o błądzących duchach?
- Szpieg zakonu jak się patrzy. - zasugerował miecznik. Generał przytaknął mu skinieniem głowy. Potem odezwał się sam:
- Kto, gdzie i skąd cię wysłał? - zapytał. - Nie myśl sobie, że po stracie materii nic ci nie grozi. - dodał. Brzmiał młodo i miał w swoim geście coś arystokratycznego, co nie pasowało zbytnio do jego stereotypowej aparycji.
- Naćpaliście się czegoś? Po co duch miałby dla kogokolwiek pracować? - zapytał chłopak, wyraźnie nie przejmując się groźbą generała. - Jak mnie znudzicie, to sobie pójdę. Może zrobimy tak: będziemy sobie na przemian zadawać pytania i szczerze na nie odpowiadać. Mogę odpowiadać pierwszy. Pasuje wam taka zabawa?
- Kto cię tu wysłał. - spytał bez zwłoki generał.
- Na to już odpowiedziałem, ale jak chcecie - odparł obojętnie duszek. - Nikt mnie nie wysłał. Przyleciałem do was sam, bo wyglądaliście interesująco. Teraz moje. Kim wy jesteście?
Generał westchnął. Skinął podbródkiem na ducha.
Dwójka jego towarzyszy zaczęła podchodzić spokojnie do Akihito. Kobieta podłożyła pod niego dłoń. - Wszyscy wiedzą, że duchy nie mogą się samodzielnie zmaterializować. - powiedziała. - Jeżeli nie jesteś przywołańcem, to patałachem od zakonnego inkwizytora.
Akihito nie czekając na następny ruch rycerzy w jednej chwili stał się na powrót niewidzialnym duchem i po opuszczeniu swojej klatki wzleciał kilkanaście metrów w górę, nim ponownie zmaterializował się pod postacią hitodamy.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie! - zawołał z góry zirytowany. - Będziecie grać według zasad, czy mam sobie stąd pójść!?
Generał zaśmiał się na głos. Był to...miły śmiech. Tak. Brzmiał przyjaźnie.
- Przecież to ty oszukujesz. - powiedział. - Kłamiesz twierdząc, że ktoś obdarzył cię projekcją materii i zostawił samemu sobie. - wyjaśnił.
Kobieta w tym czasie stała w miejscu z zamkniętymi oczyma. Potem uśmiechnęła się. - Tylko kilka metrów. - powiedziała, po czym kiwnęła lekko głową w stronę ściany.
Generał zacisnął pięść, przyłożył ją do swojego lewego ramienia a potem wymachując otworzył. Dwójka rozbiegła się. Rycerz pobiegł w stronę budynków obok złotego domu. Kobieta w głąb placu. Obydwoje szybko zniknęli z pola widzenia Kenshiego.
- Nie kłamię. Pytaliście kto mnie wysłał, a nie kto dał mi tę postać - odparł Akihito, wystawiając język, po czym natychmiast się zdematerializował i podążył za biegnącą kobietą.
W tym czasie Kenshi skinął głową na Sachiko, która uniosła się wysoko w górę, starając się śledzić ruchy dwóch pozostałych mężczyzn. Sam zaś łapiąc się framugi budynku za którym się chował zaczął wspinać się na piętro gdzie znajdowało się okno przez które miał zamiar wskoczyć do środka i nie wychylając się nasłuchiwać jedynie informacji przekazywanych mu przez kunoichi.
Gdy Kenshi zaczął sięgać do okna, Sachiko wrzasnęła jak zbudzona z snu. - To bez sensu. - krzyknęła pokazując palcem na ulicę przed nimi. Bieg nią rycerz w czarnej zbroi. Nie był szybki, dorównywał może truchtowi Kenshiego. Nie o to jednak chodziło. Widział szamana dokładnie. Wrzasnął nawet. - Zatrzymaj się! - do zwierzokształtnego.
- Chyba sobie żartujesz - prychnął pies, wskakując przez okno do środka budynku. - Idź przodem Ichirou-san - polecił starcowi, przebiegając tak szybko jak się dało przez budynek, z zamiarem wyskoczenia po drugiej jego stronie, gdzie miał czekać na niego mnich by uprzedzić go czy droga jest czysta.
Mnich zatrzymał Kenshiego gestem dłoni. - Generał. Pod budynkiem. - ostrzegł.
- Na tyły - oznajmił Kenshi, wbiegając po schodach na najwyższe piętro, zmierzając w kierunku tylnej części budynku. Mnich zaś również podleciał w tamtym kierunku, by ponownie uprzedzić Kenshiego gdyby generał zdołał przewidzieć jego ruch.
Mnich nie był potrzebny. Tym razem to Akihito wpadł przez okno prosto na Kenshiego. - Ta kobieta czeka na ciebie pod ścianą. - ostrzegł.
Przez dach wpadła również Sachiko. - Kenshi, uciekaj! - krzyknęła. - Ten w zbroi podpalił dom magią. Parter się pali.
Zwierzoludź przytaknął i puścił się pędem z powrotem przez budynek. Gdy dobiegł do jego frontu i wyjrzał przez okno, tak jak się spodziewał, nie było czwartego żołnierza który mógłby obstawić ostatnią ze ścian. Mógł więc niepostrzeżenie wyjść przez okno i wspiąć się na dach. Następnie zaś wziął szeroki rozbieg, mając zamiar przeskoczyć na sąsiedni budynek. Cały czas jednak uważał na ostrzeżenia od swoich duchów, które obserwowały ruchy trójki rycerzy.
W tym czasie jednak mnich uprzedził go że rycerz w czarnej zbroi celuje w niego, szykując jakieś zaklęcie, zaś generał również był w zasięgu jego wzroku. Kenshi skinął więc na Ichirou i Akihito, którzy natychmiast przybrali postać ogników i odlecieli w kierunku dwójki mężczyzn by zatrzymać się przed ich twarzami i utrudnić jakiekolwiek dystansowe ataki, gdy pies wziął w końcu rozbieg i skoczył na wprost przed siebie, by dostać się na dach sąsiedniego budynku. Sachiko zaś pozostała z tyłu by obserwować kobietę.
Zacisnął zęby w locie. Widział dachówki. Były w zasięgu ręki.
W końcu dopiął swego, rozpoczął przewrót i lekko poślizgnął się w bok po pękającej pochyłej powierzchni. Lekko nim to zabujało. Uderzył się w bok. Będzie siniak. Gdzieś pod łopatką.
Mimo bycia zwierzoludziem Kenshi nie był aż tak nieprzeciętnie zwinny. Wręcz przeciwnie, był równie zwinny co zwykły żołdak. Miał jednak lepiej przystosowane do tego ciało, no i nie był obciążony. W innym wypadku diabeł jeden wie jakby się lądowanie zakończyło.
Podniósł się powoli widząc niedaleko pana generała, zmierzającego pod jego nowy dom, klaskając i próbując odpędzić hitodamę Ichirou sprzed nosa. - Czy on przeskoczył z dachu na dach? Do diabła, to ci zmyślna bestia. - śmiał się. - I co dalej? - spytał.
Kenshi mógł rozejrzeć się po okolicy. Miał przed sobą kolejny budynek, nieco na ukos znajdował się oznakowany dom. Co dalej? Jeżeli faktycznie skoczy na "złotą budowlę" może skakać w głąb miasta. Jeżeli rusz w przód jest mur. Jeżeli wejdzie na mur, jest bezpieczny. Jeżeli nie, to co wtedy? Spadnie i połamie sporo kości. A skok nie będzie to prosty. Mur był solidny, wyższy o metr od domów i kurewsko płaski.
Kenshi rzucił też okiem za siebie. Akihito był nieco wyblakły i nie był już hitodamą. Rycerz mu nie szczędził.
Szaman przywołał go gestem, ruszając pędem na drugi koniec dachu, gdzie znalazłby się poza zasięgiem wzroku dwóch rycerzy.
- Akihito, myślisz, że jestem w stanie prześcignąć tamtą kobietę? - zapytał swojego ducha, który przez dłuższy czas obserwował wojowniczkę.
Ichirou zaś nie dawał za wygraną i z wściekłą miną wciąż unosił się przed twarzą generała, obserwując przy tym kątem oka poczynania czarnego rycerza i bacząc na jego magiczne ataki.
- Dlaczego ścigacie mojego ucznia jak jakiegoś pospolitego przestępcę? - zapytał, nie kryjąc wyrzutu. - Przecież nie uczynił wam żadnej szkody, prawda?
- Ponieważ zachowuje się jak bandyta. - odparł generał. - Ludzi bez winy są spokojni. A tu co? Wysyłanie duchów na przeszpiegi? Ucieczka, odmowa odpowiedzi. Ja się jeszcze dowiem o co tu do cholery chodzi. - pogroził.
Duch starca westchnął ciężko i pokręcił głową.
- A nie przyszło ci do głowy, że to samo mogliśmy pomyśleć o was? - zapytał generała w pouczający sposób. - Kenshi jest po prostu bojaźliwy i ostrożny w stosunku do obcych, a agresywny sposób w jaki powitaliście jego przyjaciela nie wzbudził jego zaufania. Ponadto powinniście wiedzieć, że osaczone zwierzę zawsze instynktownie reaguje agresją lub ucieczką. Jestem pewien, że jeśli spróbujecie z nim na spokojnie porozmawiać, to wyjaśnimy wszystkie nieporozumienia. W przeciwnym wypadku ryzykujecie utratę dużej ilości czasu i energii na próbę jego pojmania. A ostrzegam was, że ten kundel gdy chce potrafi być bardzo nieuchwytny.
Akihito myślał przez dłuższą chwilę. - Biegniecie właściwie tak samo. Chyba, że na czterech łapach. Wtedy raczej cię nie dopadnie. - ocenił. - Mam pomysł. - dodał po chwili. - Może daj się złapać? Pójdę po tą dwójkę pod mostem. Zaprowadzę ich tu aby cię odbili. - zaproponował.
Kenshi pokręcił głową w odpowiedzi.
- Skoro nie mogą mnie dogonić, to muszę ich utrzymać z dala od Marka i Leili, gdy ty ostrzeżesz ich żeby uciekali jak najdalej stąd - oświadczył bez cienia wątpliwości. - Widziałeś jak walczą, prawda? Jeśli tamten zwany generałem jest od nich jeszcze silniejszy, to nie mamy z nimi szans.
To powiedziawszy pies zsunął się po drugiej stronie dachu i zeskoczył na parapet najwyższego okna, a następnie spuszczając się z niego zeskoczył z powrotem na ulicę, stanął na czterech łapach i nie czekając na powrót mnicha puścił się biegiem w kierunku centrum miasta.
- Saa - zaczął Akihito, podążając w powietrzu za zwierzoludziem. - Kimi wa jishin wo motteiru? Jeśli nie jesteśmy w stanie pokonać kogoś takiego jak oni, to z pewnością nie poradzimy sobie z niebezpieczeństwami czychającymi na nas wyżej.
- I tak spędzimy tutaj co najmniej rok - stwierdził Kenshi. - Będziemy mieli dostatecznie dużo czasu na trening. Trenując sztuki walki dowiedziałem się, że pozbawienie ciała wcale nie jest najgorszą rzeczą jaką może zrobić ci wróg. A tamci goście wyglądali na profesjonalistów. Naprawdę nie chcę się z nimi mierzyć.
Biegł zawzięcie. Acz nie tak długo.
Zakręcił się wokół kilku domów, rytmicznie stukając po kamiennej ulicy, mijając stare pordzewiałe lampy uliczne i kamienne, sypiące się budowle. Kilka dobrych razy robił zwody między budynkami, to wchodził do środka drzwiami a wychodził oknem. Był dobry. Gdyby chciał, uciekłby nie jednej pogoni. Opancerzeni wojownicy nie mieliby z nim większej szansy, gdyby faktycznie go gonili.
W końcu zatrzymał się gdzieś między budowlami, wciąż widząc nie tak daleko dziwną wieżę, oraz stojący obok niej kościół w głębi miasta za budynkami. Musiał w gorączce ominąć je łukiem.
Ichirou nadleciał z góry w towarzystwie Sachiko. Wciąż był Hitodamą ku zdziwieniu Akihito. Generał nie potraktował go aż tak nieprzyjemnie jak rusznikarza.
- Wstydź się. - rzekł mnich zbliżając się do Kenshiego. - Gonili cię, bo wyglądałeś na podejrzanego. Rozmawialiśmy z nimi gdy ty czmychnąłeś w miasto. - wyjaśnił. - Musisz zacząć medytować. Ćwiczyć opanowanie. Jak dostaniesz paranoi w pojedynku, źle się to może skończyć. - Duch nie wyglądał na zbyt rozgniewanego. Ichirou był dość wyrozumiały. - Twierdzą, że polują na demony i starają odkryć co robią tutaj zakonnicy wysłani w zeszłym roku. Myśleli, że jesteśmy wrogo nastawieni. - wyjaśnił sytuację mnich.
- Ah, więc to tak - Kenshi odetchnął z ulgą. - Skoro tak, to nie zaszkodzi z nimi porozmawiać - stwierdził i oddychając z otwartym pyskiem po intensywnej ucieczce zaczął wracać do miejsca gdzie znajdowała się trójka zbrojnych. Tym razem jednak zbliżył się do oznaczonego na żółto budynku od frontu i z przepraszającym wyrazem twarzy ukłonił się nisko.
- Witam, jestem Kemono Kenshi - przedstawił się uprzejmie. - Wybaczcie, że sprawiłem wam tyle kłopotu, ale wyglądaliście naprawdę groźnie i trochę się przestraszyłem.
Oparty o framugę rycerz stał obojętnie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. - Jeszcze masz czas zawrócić. - powiedział spokojnie. - Jesteś dość ostrożny aby bać się nieznajomych, ale zbyt żądny przygód, aby odejść bez słowa niezauważonym. Gdyby nie twój duch, nikt by nie wiedział w pierwszej kolejności. - komentował, wcale nie zdziwiony pojawieniem się Kenshiego. - To cię może zgubić. Chcesz iść długo, bój się wszystkiego. Chcesz dojść daleko, wyzywaj każde zagrożenie. Albo jedno, albo drugie.
- Richter już kiedyś się wspinał. - z wnętrza domu wyszedł Generał z uśmiechem na twarzy. - Powiedz mi, czego szukałeś w naszym domostwie? Mnich coś o tym wspominał. - zauważył, wychodząc spokojnie na plac z kobietą za jego plecami. Kenshi dostrzegł że są nieco inaczej ubrani. Generał nie miał na sobie płaszcza. Kobieta miała przy pasie noże do rzucania. Szykowali się na coś.
- Dziękuję za rady. Obiecuję, że wezmę je sobie do serca - oznajmił zwierzoludź z kolejnym ukłonem. - Udało mi się nabyć mapę od wędrownego kupca na której ten budynek oznaczony był jako interesujące miejsce. Być może kartografowi chodziło o waszą obecność, choć wątpię czy przebywacie tu od tak dawna, że ktoś zdecydował się uwzględnić to na mapie, więc doszedłem do wniosku że musi być odwrotnie. To wy wybraliście ten dom na swoją siedzibę, dlatego że jest w nim coś specjalnego. Zgadza się?
Generał zaprzeczył ruchem głowy.
- Jest blisko koszar które nas interesują. - wyjaśnił. - I nic nie widzieliśmy. Jak się stąd wyprowadzimy pozwolimy ci go zbadać. Może była tu jakaś skrytka czy inne cholerstwo.
Kenshi przytaknął, potwierdzając że się zgadza.
- Dlaczego nie lubicie tych całych zakonników? - zapytał, spoglądając wymownie na żółtą hitodamę swojego mentora. - Myślałem że wszyscy kapłani to dobrzy ludzie. Czy powinienem na nich uważać?
- Oni wierzą w boga. My wierzymy w wolę smoka. - wyjaśnił niczym dziecku Richter. Towarzysząca im kobieta nie była jednak równie ignorancka. - Zakon kłamie. Używają magii aby osłabiać zdolność odczuwania bólu a potem wmawiają ludziom, że mają siłę chronić ich od grzechu i odpuszczać winy. Oni w nic nie wierzą, po prostu na nas srają bo mają ludzi za idiotów. - Była dość agresywna. Generał poklepał ją po ramieniu aby się uspokoiła.
Richter zamknął drzwi do ich domu, potem założył na nie kłódkę.
- Może oknem nikt nie wlezie. - westchnął.
- Naruhodo - stwierdził Kenshi, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Wiec to dlatego uważaliście że mogę być jednym z nich. Rzeczywiście moje zdolności trochę przypominają ich. Cóż, w takim razie i tak nie dałbym się im nabrać, więc to nie problem. A wy idziecie teraz na jakąś misję? Jeśli chcecie mogę zostawić tu do jutra któregoś z moich przyjaciół żeby popilnował waszej bazy.
- Idziemy zbadać koszary. Możesz iść z nami. - zaproponował generał. Po chwili odmówił ofercie Kenshiego. - Duch i tak nie ochroni budynku przed rabusiem, a nikt nie zdąży tu przybiec zanim ktoś wejdzie i wyjdzie, nie kłopocz się.
- Koszary? - zwierzoludź zastanowił się. - Wątpię czy znajdziecie tam coś ciekawego. Nie były oznaczone na mapie w żaden szczególny sposób, podobnie jak strażnica którą sprawdził Ichirou-san i nic w niej nie znalazł. W razie czego przy północnej bramie spotkacie dwójkę ludzi z którymi obecnie podróżuję. Nie powinni sprawiać wam problemów, więc postarajcie się ich nie wystraszyć tak jak mnie.
- To ty się nas przestraszyłeś. Sam. - ocenił z uśmiechem Generał. - My wiemy co jest w strażnicy. Demon. - skomentował. Cała trójka odwróciła się aby powolnym tempem ruszyć w stronę koszar.
- Demon? Naprawdę!? - Kenshi zawołał z podekscytowaniem i prędko dogonił oddalających się rycerzy. - Myślicie że mogę wam w czymś pomóc? Mam dobry nos i Sachiko nauczyła mnie nie najgorzej się skradać, więc mogę łatwo ustalić gdzie dokładnie się znajduje.
- Oooh? Przydasz się. - przytaknął rycerz.
Droga do koszar była krótka i dużo mniej ozdobna niż pozostałe.
Z otoczenia szybko zniknęły domy, pojawiły się duże puste tereny, najpewniej do zbiórek i ćwiczeń małych oddziałów miejskich. Fakt, że koszary i zbrojownia zajmowały zupełnie oddzielne miejsca na mapie miasta wydawał się być bez sensu. Jeżeli potrzebowali uzbrojenia, musieli biec aż do slumsów. A slumsy zawsze przecież są niebezpieczne. Zresztą to również oznacza zbrojownię osadzoną w centrum problemów miejskich.
Nie było czasu na kontemplację. Gdy te myśli zaczęły pojawiać się w głowie Kenshiego, brama koszar wyrosła przed nimi. Była tu fosa, na szczęście most był zniesiony. Co innego przykuwało uwagę.
"Strzeżcie się, bowiem wielu tu umarło." głosiło ostrzeżenie wygrawerowane w deskach mostu zwodzonego. Na samych wielkich, podwójnych drzwiach do koszar spoczywała pieczęć. Nie była stara. Musiał ją założyć czarownik z tego wieku.
- Twoje duchy. - odezwał się nagle generał. - Jeżeli nie są potrzebne, zostaw je tutaj. Demony jedzą dusze. - ostrzegł. - To tak gdybyś się zastanawiał, dlaczego w starożytnym mieście nie ma zmarłych.
- Przeszło mi to przez myśl - stwierdził Kenshi wykrzywiając minę w nieprzyjemnym grymasie. - Wy zajmiecie się walką, prawda? W takim razie moi przyjaciele mogą tu zostać.
Zwierzoludź zwrócił się do swoich duchów.
- Jeśli za godzinę nie wrócimy, albo zauważycie że coś stąd wychodzi, zapomnijcie o mnie i uciekajcie jak najdalej - oświadczył głosem nie znoszącym sprzeciwu. - W razie czego spotkamy się za południową bramą.
- Nie. - przerwał generał. - Jeżeli z nami idziesz, pomagasz walczyć. Jak nas będziesz spowalniał, umrzemy.
Kenshi zamyślił się na dłuższą chwilę, zastanawiając się czy nie pożałuje swojej decyzji o pomocy rycerzom.
- W takim razie Ichirou-san pójdzie ze mną. Zostawiłem swój muszkiet przy północnej bramie, a Sachiko dalej nie wygląda za dobrze po wizycie na tym całym cmentarzu. Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy żeby wam pomóc. Tylko czemu w ogóle na nie polujecie? Te demony są aż tak groźne?
Generał przytaknął skinieniem głowy i jednym ruchem wyjął broń z pochwy.
- Zobaczysz. - uśmiechnęła się dziewczyna gdy Kenshi wyjmował swój długi miecz.
Czarnowłosy generał spokojnym ruchem położył dłoń na drzwiach. Po chwili glif pękł niczym szkło i wyparował. Wolne pchnięcie otworzyło drzwi.
Czteroosobowa grupa weszła do sporego wnętrza. Pomieszczenie było puste, ciemne i szerokie. Zaskakująco wręcz obszerne.
Generał uniósł wolną dłoń, zacisnął ją i otworzył. Pojawiła się w niej świetlista kulka. Uniosła się do sufitu powoli oświetlając pomieszczenie. Wszyscy milczeli.
Wtem kontem oka Kenshi dojrzał ruch. Zareagował szybko, odskakując i dając grupie przykład. Jego psie zmysły przydały się cholernie.
Ogromne cielsko spadło na ziemię przed nimi, rozłupując spory kawałek podłogi.
Był wzrostu dwóch ludzi ustawionych jeden na drugim. Nie miał szyi, jego głowa jak gdyby wychodziła z karku. Cielsko składało się z sztywnych płatów skóry, powykręcanych, ponacinanych i potwornie groteskowych. Miał długie pazury u prawej ręki oraz...olbrzymie zniekształcone ostrze zamiast lewej. Tak. To ostrze było wzrostu Kenshiego.
Instynkt mówił mu aby uciekać. Przez moment poczuł unieruchamiające przerażenie.
Jego ciało wyglądało poniekąd na martwe, zużyte i obleśne. Gdzieś na jego domniemanej głowie widać było małe czarne dziury, najprawdopodobniej oczy stworzenia. Klatka piersiowa też mała wgłębienia. Tak jakby był to kiedyś człowiek. Tak jakby wyrwano mu serce.
Z jego pleców świstały przedziwne linie. Wydawały się twarde ale i plastyczne, niczym długa guma. Latały na lewo i prawo tnąc powietrze jak kocie ogony.
Przerażenie zmieniło się w obrzydzenie. Wymiotować? Chciał. Mógł. Powinien.
Ale ręka Ichirou na ramieniu uspokoiła go. W moment opanował zmysły. Nikt nic nie mówił. W głowie każde pojawiły się pierwsze myśli co zrobić, aby zabić stojące przed nimi stworzenie.
Szaman przełknął głośno ślinę, po czym chwycił swój miecz w zęby i od razu opadł na cztery łapy, powarkując groźnie. Póki co czekał i obserwował, gotowy do unikania ataków demona. Nie był pewien czy w ogóle byłby w stanie zrobić mu krzywdę. Najpierw musiał jednak dowiedzieć się z czym ma do czynienia. Ichirou zaś mając na uwadze wcześniejsze ostrzeżenie generała w tym czasie cały czas pozostawał w bezpiecznej odległości od stwora, czekając aż Kenshi będzie go potrzebował.
Demon drgnął, niby się nie ruszał, jednak nagle spiął swoje potworne ciało i wykonał silny obrót wokół własnej osi, posyłając swoje ostrze na spotkanie z zbiorowiskiem rycerzy.
Wojowniczka powzięła szybko swój claymore pionowo i zaparła się na uderzeniu ostrza. Przyłożyła swoją dłoń do górnej powierzchni ostrza napierając na stwora niby to tarczą.
Jej towarzysze wykorzystali okazję.
Generał pochylił i wystrzelił niczym pchnięty popchnięciem wiatru w przód. Jego ostrze zderzyło się z bokiem stwora, zdzierając kilka płatów jego przedziwnej, okropnej skóry. On sam jednak był już za potworem.
W tym momencie Richter zaszedł stwora od strony lewej dłoni i zamachnął się gotowy do skoku.
Demon nie przejął się tym. Uniósł dłoń i zaparł na ostrze łapiąc je między palce, obejmując rękę rycerza i odpierając go od siebie. Richter był zmuszony przyłożyć do rękojeści drugą dłoń. Zapierał się mocno ale jego nogi drżały. Potwór miał przerażającą siłę.
Kenshi poczuł się nieco bezpieczniej i postanowił wykorzystać tą okazję. Kilkoma susami zaszedł demona od tyłu, naprężył się, po czym wyskoczył w powietrze z zamiarem odcięcia kilku wijących się na jego plecach macek i wylądowania po przeciwnej stronie pomieszczenia w bezpiecznej odległości od stwora.
 
Tropby jest offline