Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2014, 18:53   #22
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dotarcie na piętro zajmowane przez ojca, zajęło jej więcej czasu niż można by przypuszczać, biorąc pod uwagę odległość jaką trzeba było do niego przemierzyć z poziomu garaży. Tym razem dopadły ją telefony z firm dekoratorskich, którym zleciła dokonanie niewielkich poprawek w nowym mieszkaniu. Nigdy wcześniej nie urządzała niczego i nie miała pojęcia ile czasu i energii wymaga takie przedsięwzięcie.
Zanim ruszyła dalej dotarł do niej raport od Aleksa. Kierując się do pokoju zajmowanego przez Nathana Ferricka, Ann przeglądała pobieżnie przesłane informacje. Na widok numeru telefonu Kenetha stanęła gwałtownie, przez co prawie spowodowała kolizję z idącym zaraz za nią ubranym w typowy mundurek C-T urzędnikiem. Kawa, którą niósł w granatowym kubku zachybotała gwałtownie i kilka kropel spłynęło na wyłożony wykładziną hol.
- Przepraszam – wypowiedziała grzecznościową formułkę, na chwilę odrywając się od lektury.
- Złe wieści? - Zapytał mężczyzna wyraźnie nie przejmując się rozlanym płynem z ciekawością spoglądając na dziewczynę. Był dość przystojny, wysoki, dobrze zbudowany i patrzył na nią z wyraźnym zaciekawieniem.
- Raczej zaskakujące – odpowiedziała machinalnie podejmując marsz i spoglądając ponownie na czytnik.
- No tak, nie każdy lubi niespodzianki. – Niezrażony zrównał z nią krok. – Zależy też jakie są. Jestem Tomas Atkins, a poznanie ładnej dziewczyny uważam za te z kategorii bardziej przyjemnych... - zawiesił nieznacznie głos i uśmiechnął się zachęcająco, czekając najwyraźniej najwyraźniej na reakcję dziewczyny.
Ann skinęła głową nie odrywając wzroku od analizowanych informacji odruchowo zapukała do pokoju ojca, a słysząc zaproszenie weszła do środka, nie miała więc okazji zobaczyć wyrazu rozczarowania na twarzy mężczyzny, który wzruszywszy ramionami poszedł dalej.

***


Biuro ojca zawalone było papierami, a on zapracowany jak zwykle. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniały. Zaczekała aż zwróci na nią uwagę, a potem usiadła na twardym, niewygodnym krześle dla gości. Kiedyś, gdy była jeszcze dzieckiem zapytała go dlaczego nie zmienił go na wygodniejsze. Do dzisiaj pamiętała odpowiedź jaką jej dał: "Gdyby było wygodne gość by się rozsiadł i zawracał mi głowę, a tak po minucie ma dość i potrafi się streścić. Nie masz pojęcia jak potrafią się streszczać ludzie gdy maja do tego dobrą motywację."
Uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie:
- Kłopoty nie, najwyraźniej czeka mnie rozmowa, która może być... - zawahała się - różna. Na liście połączeń córki Tomkinsa jest Keneth Albright.
Na moment zamarł, przeszukując zakamarki swojej pamięci. Wreszcie wrócił do przeglądania dokumentów.
- Kojarzę. W takich przypadkach dobrze działa seria bezpośrednich pytań - nie powstrzymał się przed radą. - Masz w razie czego tego całego Shelbego.
Ann pokręciła głową:
- Nie, nie mogłabym tak go potraktować. Muszę to zrobić sama. Ten nowy jak na razie wydaje się całkiem spokojnym i rzeczowym człowiekiem. Kto go ocenił i zdecydował, że powinien mieć stoper?
- Ci sami co zwykle. Standardowa procedura - pułkownik odpowiedział nie unosząc wzroku. - Stracił odznakę, nie trafił tu pewnie wyłącznie z własnej woli, a jest świetnie obeznany z bronią. Takich ludzi się zabezpiecza na wypadek, gdyby im odbiło. Nie ja to wymyślałem.
- Mam nadzieję, że okaże się w porządku - Dziewczyna skinęła głową. - Poprosiłam o pomoc w tym zadaniu Remo, ale okazało się że ktoś go już do tego wcześniej oddelegował, bezpośrednio z C-T. Jak bliskim znajomy jest dla ciebie ten Tomkins?
- Poznałem go kiedyś, przypadkiem. Nawet raz czy dwa pracował dla mnie, gdy eksperymentowałem przy grze na giełdzie. Dopóki nie upewniłem się, że to nie dla mnie - uniósł wzrok, patrząc na nią. - Wydawał się bardzo porządnym człowiekiem, byłem na pogrzebie jego żony. Mimo pieniędzy nie umieli jej uratować. Słyszałem, że i on jest chory. Idealny przykład na to, że pieniądze szczęścia nie dają - skrzywił się.
- Wygląda na ciężko chorego. Myślę, że chciał przez ten proces wyrwać córkę z rąk sekty, a teraz całkowicie ją stracił. Dziwaczna metoda. Skoro miał pieniądze powinien zlecić jej porwanie i odizolowanie od świata na tak długo, aż nabierze rozumu. Skoro sekcie udało się ją urobić, powinno się i komu innemu. Nie chce mi się jednak wierzyć, że dobrowolnie wysadziła się w powietrze. Spotkałeś ją kiedyś?
- Raz czy dwa, ale nawet nie rozmawialiśmy. Normalna dziewczyna z dobrego domu, już wyrosła z nastoletnich fanaberii. Tacy ludzie jak on nie działają w ten sposób. Chciał by sekta upadła. To spec od finansów i w to uderzył. Wierzył, że córka sama zrozumie błąd. Podejrzewam, że zupełnie nie podejrzewał, że zrobi coś takiego. W sumie mu się nie dziwię, bo to dziwne, że inteligentne osoby są zdolne do takiej głupoty.

- Mam na ten temat swoją teorię. Zobaczymy czy się potwierdzi. Będę się zbierać. Jeśli dowiem się czegoś konkretnego dam ci znać. - Podniosła się z krzesła i uśmiechnęła do niego. - Chciałabym też zaprosić cię w sobotę z mamą i Davidem, byście zobaczyli jak się urządziłam. Wybierzcie dogodną dla was godzinę.
Skinął głową, co było zarówno pożegnaniem jak i zgodą na ostatnią kwestię. Znów był zajęty swoimi dokumentami, kreśląc coś długopisem. Komputera nie włączył.

***


Ann zjechała na niższe piętro i poszukała pustej budki do rozmów. Z pewnym wahaniem wybrała numer Kenetha. Nie rozstali się w przyjaznej atmosferze, a od czasu ich ostatniej rozmowy, żadne nie podjęło próby porozumienia.
- Halo? - odezwał się po kilku sygnałach.
- Cześć Keneth. Mówi Ann. - Odpowiedziała niepewnym głosem.
- Cześć - odpowiedział jej bezbarwnym tonem. - Dawno nie dzwoniłaś...
- Mogłabym powiedzieć to samo - powiedziała spokojnie. - Co u ciebie słychać?
- Nic nowego - odparł takim samym tonem. Powiedzieć, że rozmowa się nie kleiła, to było spore niedopowiedzenie. - Słuchaj, nie bardzo mam czas, by w czymś ci pomóc...
- Nie dzwonię byś coś dla mnie zrobił - powiedziała Ann. Nie czuła się dobrze podczas takich rozmów. Kiepsko jej wychodziły kontakty międzyludzkie. - Chciałam cię zapytać o Amandę Tomkins. - Wypaliła wprost wiedząc że kluczenie na nić i tak się nie zda.
Zapadła cisza, aż Ann zdążyła pomyśleć, że się rozłączył, lub coś przerwało połączenie. Gdy się odezwał, jego ton był jeszcze bardziej ponury.
- Dlaczego mnie chcesz o to pytać?
- Bo nadal uważam cię za przyjaciela, a Amanda zginęła w podejrzanych okolicznościach. - Odpowiedziała głosem, w którym dało się wyczuć nutę smutku.
- Zginęła za sprawę - powiedział, zanim ugryzł się w język. Ton miał przez chwilę raczej żarliwy. - Chociaż moim zdaniem na marne. Nic poza tymi przypuszczeniami i tak o tym nie wiem. Przecież nie dzwonisz po trzech miesiącach, by posłuchać o tym.... - połączenie zostało przerwane.
Słysząc ostatnie słowa Kenetha poczuła jak zimno pełznie jej po ciele. Szybko ponownie wykręciła jego numer:
- Są ostatnio jakieś problemy komunikacyjne. Ciągle przerywa połączenia. - Zaczęła mówić szybko gdy tylko odebrał - Bardzo chciałabym się z tobą spotkać. Porozmawiać.
Milczał. Kilka sekund, bardzo długich sekund.
- Nie wiem czy jestem już na to gotowy, Ann.
To bolało bardziej niż mogła przypuszczać:
- Keneth... - W jej głowie była dziwna pustka. - Może to przemyślisz? Jeśli masz wolny wieczór... idę dziś do znajomej. Tam zawsze są jakieś szalone imprezy...
- Raczej wątpię - odpowiedział podobnym tonem. - Wybacz. Znalazłem sobie.... inny cel. Za jakiś czas, gdy... za jakiś czas powinno być lepiej. Nie chcę przestać cię znać, ale... - zawahał. - To by było mocno niezręczne, teraz udawać, że jest po staremu.
Wydusił to wszystko z trudem.
- Nie chcę udawać, że jest po staremu i nigdy bym nie wymagała tego od ciebie. U mnie sporo się zmieniło. Myślę, że ja też się zmieniam... - Przerwała na chwilę, zawahała się, ale w końcu dodała szczerze - Martwię się. Nie chcę włączyć wiadomości i usłyszeć, że Keneth Albriht wysadził się w powietrze...
- Nie zamierzam - odpowiedział siląc się na pogodniejszy ton. - Chodzi o to by żyć i mierzyć się z przeciwnościami, a nie umrzeć. Dzięki za troskę - dodał jakby nie wierząc, że to o to chodziło.
Nie było sensu, by dalej go naciskać.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, albo chciał porozmawiać zadzwoń koniecznie. Gdybyś zmienił zdanie co do spotkania zadzwoń. Mam nadzieję, że zmienisz zdanie...
- Ok... dam znać... - rozłączył się, być może z ulgą.

Dziewczyna zamknęła oczy i westchnęła głęboko, opierając głowę na oparciu fotela. Jeszcze przez dłuższy czas po zakończeniu rozmowy, siedziała jeszcze w niewielkim, wygłuszonym pomieszczeniu, przystosowanym specjalnie do pracy w ciszy lub prowadzenia rozmów, próbując uporządkować fakty i przemyśleć różne warianty dalszego postępowania.
Zdecydowanie nie wyszła ta rozmowa. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Nigdy nie radziła sobie w kontaktach międzyludzkich, zwłaszcza kiedy trzeba było stąpać po cienkim lodzie, a ten pomiędzy nią a dawnym przyjacielem był wyjątkowo cienki. Naprawdę żałowała, że nie odezwała się wcześniej. Czy to była jej wina, że związał się z jakąś podejrzaną sektą? Zawsze wydawał się taki rozsądny, racjonalny. Dlaczego więc dał się omotać? „Zginęła za sprawę...” Jasne! Wielka, pieprzona bzdura! Nie wierzyła w to teraz jeszcze bardziej. Dlatego zdecydowanie nie mogła tak zostawić tej sprawy. Nawet gdyby po tym wszystkim Keneth już nigdy miał się do niej nie odezwać. Może i nie będzie miał więcej ochoty na nią spojrzeć, ale przynajmniej będzie żywy!
W końcu, gdy wstępny plan działania się skrystalizował, wstała automatycznie kierując się do biur zajmowanych przez wydział bezpieczeństwa elektronicznego. Szybko jednak zatrzymała się wyciągając ponownie holofon. Choć doskonale wiedziała gdzie to jest, nigdy jeszcze, od czasu poznania Remo, nie była w jego biurze. Znała budynek C-T i jego system zabezpieczeń wystarczająco dobrze, by zdawać sobie sprawę, że dostanie się tam było niemożliwe, bez odpowiedniej karty dostępu, a nie miała ochoty rozmawiać z sekretarką.
- Możemy się spotkać? - Zapytała gdy tylko uzyskała połączenie. Niestety odezwał się jedynie nagrany głos hakera: "Jestem na spotkaniu. Zostaw wiadomość." i sygnał oznaczający włączenie się trybu nagrywania:
- Kiedy skończysz odezwij się do mnie. - Powiedziała głosem, w którym można było wyczuć wyraźne napięcie, dość zaskakujące u zazwyczaj bardzo opanowanej Azjatki.
Musiała czymś się zając czekając na telefon. Równie dobrze mogło to być za pięć minut jak i za godzinę. Ponieważ potrzebowała nieco spokoju i wyciszenia, pojechała na piętro rekreacyjne i wybrała jedną z salek do medytacji i zarezerwowała ją na godzinę, blokując możliwość wejścia. Ustawiła odpowiednią muzykę, przyciemniła światło, a potem zdjęła buty i rozebrała się, pozostając jedynie w krótkim topie na cienkich ramiączkach oraz figach, przystąpiła do serii relaksacyjnych ćwiczeń Asany. Wewnętrzna harmonią, naruszona przez ostatnią rozmowę, była jej teraz wyjątkowo potrzebna.
 
Eleanor jest offline