Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2014, 09:20   #56
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Kiedy Diego dowiedział się o tym, że Anzai chcę z nim porozmawiać, skrzywił nieco minę. Nie przepadał za ich etykietą, zazwyczaj pewnie by ją zlekcewarzył, jednak w przypadku Anzaia nie byłoby to zbyt rozsądne, w końcu zależało mu na tym interesie.
- Chodź ze mną, pomożesz mi zdjąć te buty. - Powiedział do jednego ze swoich ludzi. Kiedy zbliżyli się do chaty przywódcy bandytów, przysiadł pod nią. Wysokie skórzne buty były strasznie nie wygodne, jednak z całą pewnością zapewniały dobrą ochronę przed wilogcią oraz brudem. Onuca które nosił, były już dość zurzyte, na a skarpetę którą nosił pod tym, były już czarne.
- Ah, przyda mi się kąpiel… - Powiedział prędzej do siebie aniżeli do towarzysza. Mężczyzna wszedł do budynku w którym przebywał Anzai wraz ze swoim gadzim doradzą. Wysłuchał dokładnie co miał do powiedzenia, nie przerywał mu - spoglądał jednak cały czas w stronę jego nie dokońca uczciwego towarzysza.
- Anzaiu, masz niezwykle dobrego doradcę, jego porady są błyskotliwe aczkolwiek czy twój sługa wyjaśnił Ci po co mamy pojmać tego młodziaka? Czy wówczas jego młodszy brat nie będzie buntował się przeciw takiemu podejściu, co może zmienić jego wierność w stosunku do Ciebie? - Zapytał uśmiechnięty.
Mikado wykrzywił twarz w gniewnym grymasie.
- Nie. Ponieważ nie był to jego pomysł. Mikado jest głupcem, ale przydatnym - powiedział spokojnie Anzai. - Pokładam jednak wiarę w tym, że się uda, dzięki twoim wskazówkom.
- Pa… panie - mruknął Mikado.
Minoru powstrzymał go dłonią.
- Wiem też, że Mikado potrafi być obraźliwy, przepraszam więc za jego zachowanie - powiedział, jednak się nie ukłonił. - Przyjęcie propozycji z porwaniem, a nie zabiciem, chciałbym żebyś potraktował jako swego rodzaju… zapewnienie o moim zaufaniu do ciebie Diego-san.
Hiszpana widocznie zaskoczyła odpowiedź Anzaia. Nie spodziewał się takiej reakcji w stosunku do obcokrajowca, widać było że jednak dla niego liczy się cel, nie zważa jednak na drogę którą do niego podąża.
- Nie jest głupcem, gdyby nim był, nie zaszedłby tak wysoko w twojej służbie, albowiem i Ty przejawiasz rzadko spotykaną mądrość. - Nie chciał mieć za plecami kogoś, kto będzie w stanie wbić mu sztylet w najmniej spodziewanym momencie. Wolał docenić gada, a później zająć się nim osobiście.
- Odnośnie zbliżającej się batalii. Powiedz mi, jak oceniasz naszą broń? Czyż robi na tobie wrażenie, czy raczej uważasz za zbyt mozolną i ciężką w obsłudze? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony Diego.
- Stanowi świetną inicjację walki, to pewne. Jednak bez większej ilości ludzi trochę traci na sile. Jednak sama walka w środku miasta, powinna nieco nadrobić te straty. W uliczkach łatwiej trafić, schować się na chwilę by przeładować… z pomocą naszych ninja, spełni swojż rolę. *
- Rozumiem, nie jestem w stanie zorientować się w tutejszym terenie, będziesz mi wstanie powiedzieć ile czasu zajęłoby dotarcie małej grupce ludzi - pod przewodnictwem twoich wojowników. Dotarcie na mój okręt? - Zamyślił się drapiąc się po brodzie
- Sądzę że jest szansa, by pozbyć się ich wojaków, bez otwartej walki. Skoro taki mały pocisk jest w stanie przebić czaszkę rosłego mężczyzny, to wyobraź sobie co możemy zrobić kulą takiej wielkości - Wzkazał dłońmi obwód bomby, które używane były na okrętach do niszczenia ciężkich jednostek
- Sądzę że trzy takie, wystarczyły by, do wysadzenia tamtejszych koszar. Zaskoczeni wojownicy nie mieli by szans nawet chwycić za miecze, reszta straży, to czysta formalność. - Zaproponował Diego, nie był jednak pewien czy byłby sens oczekiwać na ludzi z ładunkiem. Kule te miały zalety, że można było je podpalić przez lont nie musiały być wystrzeliwane przez armaty jak typowe kule armatnie.
- Naturalnie, Ty jesteś tutaj dowódcą, więc decyzja zależeć będzie od Ciebie, Ja użyje środków, które mi przeznaczysz - dokończył z uśmiechem.
- Dotarcie do twojego statku z moimi ludźmi to trzy dni i noce w jedną stronę. Trochę dużo, możliwe, że za dużo, szczególnie, że w drodze powrotnej mielibyście ładunek - chrząknął ciężko i przeciągle parę razy. - Przepraszam… poza tym w samych koszarach nie będzie wiele osób, a jak już będziesz chciał zrobić tam mały sabotaż, posłuż się moimi shinobi. Ich kreatywność w tym zakresie, przebija moją. Większość oporu napotkacie w samym zamku, przy Izakim.
- Następnym razem, będziemy lepiej przygotowani, zapewniam. - Tutejszy klimat z całą pewnością mu nie służył, czuł się źle - nie przywykł jeszcze.
- Powiedz mi, czy twój sługa przekazywał Ci moją drugą prośbę? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Bo jak widzę, niektóre informacje dochodzą do Ciebie, nie mogę mieć jednak gwarancji że wszystkie.
Anzai obrócił się prędko do Mikado, który zwiesił pokornie głowę, a po chwili cały wylądował na ziemi, w przepraszającym ukłnie. Minoru odwrócił się na powrót do Diego i pokręcił głową.
Wyraźnie zaskoczyła go reakcja Mikado.
- Pozwole sobię zadać pytanie, czy często podróżowałeś po wielkich wodach?
- Żaden ze mnie żeglarz, jeśli o to pytasz. Doskwiera mi choroba na wodzie, więc nie, choć zdarzało się. Skąd to pytanie?
- Wyobraź sobie sytuacje, kiedy człowiek mimo ogromnej potrzeby, nie może zejść na suchy ląd. Jakie jest jego pragnienie, poczuć pod stopami piach… Moją prośbą było, uzyskanie twojego pozwolenia, na założenie małej nadmorskiej osady, w której ludzie mogli by napić się alkoholu, zerwać jakieś owoce z drzew, zagrać w kości lub inne gry, odwiedzić tawerne, zjeść tam posiłek. Naturalnie, nas jest za mało - by móc co kolwiek takiego dokonać, jednak za pozwoleniem takiego przywódcy jak Ty, mogło by się to udać. - Powiedział spokojnie. Czuć było w tym, niemal tęsknote za powrotem do domu.
- Rozumiem, że twoi ludzie i pewnie ty sam Diego-san tęsknicie za domem, to jasne. Nie chciałbym osłabiać waszych morali… da się zrobić to o co prosisz, możemy nawet pomóc sam zbudować chaty, które najlepiej pasują do tutejszych warunków - kaszlnął lekko parę razy. - Jednak będziecie musieli z tym poczekać, może nie do śmierci shoguna, ale jeszcze… w zasadzie myślę, że po przejęciu Orishi, to gdy dołączysz do nas na zachodzie, będzie to już możliwe. Spotkasz się ze swoimi ludźmi i… - Anzai nie mógł skończyć, zwinął się w pół i zwalił na ścianę kaszląc ciężko. Brzmiało to jakby miał wypluć własne płuce zawinięte w żołądek.
Hrabia podszedł natychmiast do samuraja.
- Hej, usiądź. Nic już nie mów, musisz odpoczywać, byłoby niestosowne, by tak wielki człowiek jak Ty, uległ pod kaszlem czyż nie? - Diego starał się go podtrzymać, mając nadzieje że zaraz się wydobrzeje.
- Ty - Zwrócił się do gadziego sługi
- Macie tutaj jakiś… Jakeiś… Pszczoły, rozumiesz? To co produkują pszczoły! - Bariery językowe, z całą pewnością były kłopotliwe.
Anzai usiadł ostrożnie na ziemi, Mikado bardziej przejęty wydał się tym, że Diego śmiał podtrzymać jego wodza, niż jego stanem. Chwilę mu zajęło zanim zwrócił uwagę na słowa Juliana.
- Miód - tak, ale co to ma do rzeczy? Panu zaraz przejdzie. To po prostu kolejny atak. Nic z czym moglibyśmy coś zrobić.
- W moim kraju, uważany jest za doskonały środek, który pomaga w leczeniu gardła. - Wyjaśnił Diego.
- Być może nie uleczy, ale powinien zapewnić chociaż chwilową ulgę, warto spróbować, czy sądzisz że gapienie się jest lepszym sposobem? - Powiedział nieco zirytowany.
- Dobrze… zaraz wrócę - powiedział Mikado zostawiając Diego samego z Anzaiem, któremu stopniowo się polepszało. Uspokajał się powoli, w końcu przestając kaszleć. - Dziękuję… jeśli chcesz możesz już wracać do swoich ludzi jeśli chcesz.
- Nie mamy już nic do przedyskutowania. Pij miód, dobrze jeśli dodasz go do mleka. Znajdź sobie też jakiegoś osobistego medyka. Zawsze będzie to jakaś podpora dla twoich ludzi, którzy z pewniścią są tutaj dla Ciebie, a każdy taki atak jest dla nich zagrożeniem - Diego pomógł mu usiąść
- Swoją drogą, następnym razem, nie zmuszaj mnie do zdejmowania butów, rozumiem wasze zasady, ale jest to strasznie kłopotliwe…- rzucił prędzej żartem, jednak znacznie by to ułatwiło.
- Życzę zdrowia - powiedział odchodząc, zatrzymał się jednak przed drzwiami - Odnośnie brata, naszego małego lorda, o tej kwestii będziemy musieli jeszcze podyskutować. Żegna
 
Cao Cao jest offline