Hans sz przetrwania (+2 za mrok)= 7 sukces
US (+3 cel nieświadomy ataku -1 za mrok) = 10 sukces
Myśliwy bez większych problemów ustawił się na pozycję dogodną do strzału. Przymierzył... i trafił bezbłędnie. Tłuściutka kuropatwa spłoszyła się dopiero, gdy szyp już niemal ją ugodził. Nie miała szans zejść z toru jego lotu. Cóż, zapowiadał się nie lada przysmak na wieczór.
***
Tymczasem, zezłoszczeni strażnicy od Łysego zawahali się i wyglądali jakby rozważali podjęcie wyzwania rzuconego przez Gunthera, ich herszt jednak strzelił jednego z nich w łeb i bezceremonialnie popchnął do środka. Najwyraźniej zagrania mytnika zezłościły go na tyle, iż nie chciał mieć do czynienia z całą kompanią, nawet jeśli oznaczać to miało zignorowanie obelgi. Rzucił tylko jakimś plugastwem pod nosem i wlazł do środka trzaskając drzwiami.
***
Po paru godzinach mieli wreszcie gotowe obozowisko, nieopodal karczmy. Ogień wesoło buzował pod rosłym, posypanym uzyskanymi od karczmarza ziołami ptaszyskiem. Zyskane od zdesperowanej niewiasty koce również nie należały do najpodlejszych i całkiem przyzwoicie chroniły przed chłodem. Ino oko niełatwo było zmrużyć, bo biesiadny rechot, zaśpiewy i wrzaski trwały cały czas i wyglądało na to, że nie skończą się do rana. Aż dziw brał, że szlachetnie urodzona banda miała siłę to ciągnąć i nie pospała się jeszcze pod stołami we własnych rzygowinach. Od czasu do czasu przez hałas przebijał się efektowny huk, gdy żywot kończyły ostatnie ze sztuk karczemnej zastawy.
***
Na krótko przed świtem obudził ich świdrujący, kobiecy pisk. Za karczmą, głęboko wśród zabudowań gospodarczych zebrała się grupka gapiów, składająca się z miejscowych, paru gości od Łysego i garstki mocno skacowanych szlachetnie urodzonych. Wszyscy patrzyli na mocno poobijane ciało szlachcica o czarnych, kręconych włosach. Z tego, co kojarzył kapłan, to on zeszłego wieczoru zdawał się przewodzić całej grupie w ich głośnych zabawach, a i z przyodziewku i ozdób wszelakich zdawał się najzamożniejszym.
- Euzebiusz...? - pisnął jeden z jego kompanów, gwałtownie opróżniając żołądek na ziemię.
- O kurwa, na to się porobiło... - skomentował Łysy, machnął do swoich ludzi i odszedł na bok, jakby zwoływał ich na naradę. Po jego wykrzywionej gębie widać jednak było, iż wyraźnie nie chciał się babrać w tak poważnym bagnie. I nie wypadało mu się dziwić. Zabójstwo szlachcica to nie byle co.