Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2014, 12:03   #24
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Muzyka

Okryty puchową kołdrą Bronx wyglądał jak brzydka panna młoda. Wciąż niepiękna, lecz rozpromieniona faktem, że ktoś ją pokochał i przez to na swój sposób urocza. Śnieżny makijaż maskował pryszcze śmietników, biały puder przykrył dziurawe chodniki. Na tle zimowej sukni billboardy i neonowe szyldy błyszczały jak biżuteria, zaś barwne korowody aut płynące ulicami były niczym krew, przywołująca rumieńce na policzki. Fraktale kolorowych tłumów rozkwitały jak kwiaty wokół stacji metra, wraz z każdym przyjazdem pociągu.

Ludzie byli powietrzem, którym oddychała dzielnica. Popołudniowy i poranny szczyt - wdech i wydech. Był to jednak słaby, płytki oddech astmatyka. Większość mieszkańców - przynajmniej formalnie bezrobotnych - nie opuszczała często Bronxu, wraz z nim pogrążając się w apatii. Po Sieci krążyły memy ze śmiesznymi ujęciami leżących w śmietnikach ćpunów lub samojebki aspirujących do gangsterki młodych murzynów robiących groźne miny, podpisane "Bronx to nie miejsce. To stan umysłu."
Jak w każdym żarcie, i w tym tkwiło ziarno prawdy. Nie wszystko dało się wytłumaczyć ubóstwem. Nie trzeba było w końcu dużo pieniędzy, by zadbać o ławki, trawniki i place zabaw, lub odmalować elewacje budynków. Sąsiedzkie inicjatywy należały jednak do rzadkości a jeśli ktoś coś sadził na opuszczonych posesjach to częściej konopie niż marchewkę. Ambicją dla większości zwykłych mieszkańców Bronxu było przeżycie do następnej marnej wypłaty lub (częściej) zasiłku, zaś nierealnym marzeniem zdobycie tylu Eurodolarów, by móc się stąd wynieść i nigdy nie wracać.

Mieszkający na korporacyjnych osiedlach, lub willach Staten Island znajomi z CT, dziwili się Mikowi, że się nie przeprowadził. Owszem, firma płaciła mu na tyle dobrze, by stać go było na mały domek w Levittown, w okolicy rodziców, lecz on nie wyobrażał sobie siebie na sielankowych przedmieściach. Czułby się co najmniej dziwnie wśród upper middle class, robiącej grill-party w ogródkach i szukającej rozrywki w galeriach handlowych. To jednak było głupie wytłumaczenie, bo nie brakowało miejsc, w których Mik wcale zbytnio by się nie wyróżniał. Technologicznych freaków wszędzie było teraz sporo. Manhattan był za drogi i zbyt zatłoczony, ale mógłby zamieszkać w jakimś miłej kamienicy w Queens lub korporacyjnym osiedlu dla staffu niższego szczebla na Brooklynie.
Właściwie wszystko było lepsze niż Bronx.
I właśnie dlatego Mik postanowił tam zostać. Czuł dziwną więź ze spękanymi murami, z tym światem gangów i prostytutek. Żywił trudną do wyjaśnienia sympatię dla wszystkich ćpunów i wykolejeńców.
Nie umiał tego opisać, lecz jego wybrakowana dusza zdawała się pasować do tej okaleczonej dzielnicy jak kawałek puzzli. To było jedyne miejsce, które mógł nazwać jednym ze słów-zaklęć ludzkości.
Domem.
Nawet jeśli był to Dom Zły.

***

Mik poczuł się urażony tym "wypierdalaj, ale już" i dał to po sobie poznać. Kojarzył gębę barmana, podobnie jak parę innych w klubie, lecz on sam mocno się zmienił w ciągu tych pięciu lat, które minęły od dnia, gdy ostatnio odwiedził "Meduzę". Faktycznie bardziej przypominał teraz "Bloodboya" niż dawnego siebie, długowłosego ćpuna-artystę.

- Mógłbyś być milszy dla faceta, co jebnął wam ten wykurwisty mural z logo Rustlersów przy wejściu. - Skrzywił się Maroldo. - Widzę, że wpadam nie w porę, key? Ale to ważne. Nie masz przypadkiem jej nowego numeru? Nie proszę, żebyś mi podawał, ale wysłał jej texta, z moim numerem i prośbą o kontakt.

- Nie jesteś już jednym z nas, ani nawet stąd - mina i wzrok barmana nie były może wrogie, ale na pewno stanowcze. - Co było to było. Dlatego nawet w ryj nie dostałeś. To jednak dobra rada była. Jej holo nie mam, wiadomość zostaw.

- Stąd będę zawsze. Ale jak się chce odstawić dragi, to lepiej trzymać się od ich źródła na dystans - uśmiechnął się Maroldo. - Ten mural jebłem za dwa giety mety, jeśli dobrze pamiętam. Co było to było. Dzięki - Mik wręczył rozmówcy przygotowaną wcześniej kartkę.

***

WOODLAWN CEMETARY

Rose nalegała, by nie rezygnowali z obserwacji Woodlawn i okazało się, że miała rację. Mik nie wyobrażał sobie „prywatnej ceremonii”, na wielkim publicznym cmentarzu, ale Rustlersi mieli inny pogląd na ten temat: po prostu opróżnili cały cmentarz z ludzi, uzyskując pożądaną prywatność.

Za dwadzieścia druga Yamato i Basri dostali wiadomość od Mika:
“Nawet nie próbujcie wchodzić na teren cmentarza, czekam w fast-foodzie na końcowej stacji kolei nadziemnej.”

Kiedy przybyli we wspomniane miejsce zastali cyborga jedzącego hamburgera przy plastikowym stoliku. Podsunął im zajumane wcześniej krzesełka. Znajdowali się bezpośrednio nad ulicą a stolik drgał, gdy podjeżdżały i ruszały pociągi, tak że Maroldo musiał przytrzymywać plastikowy kubek z kawą.
- Sorry, to najlepszy punkt obserwacyjny, jaki znalazłem - rzekł wzruszając ramionami i wskazując na brudną szybę, przez którą było widać bramę cmentarza, odległą o jakieś sto metrów. - W pobliżu nie ma żadnych wysokich budynków, głównie parki. Zresztą i Woodlawn, jak nazwa wskazuje, jest mocno zalesiony. Z cmentarza wyprosili wszystkich ludzi, czaicie? A to teren wielkości kilometr na dwa mniej więcej. Chłopcy naprawdę mają rozmach, jest ich tu chyba z setka. Wątpię by nam się udało zwyczajnie podejść do sami-wiecie-kogo, zresztą teraz to by nie było chyba zbyt uprzejme.
- Na takie imprezy trzeba dostać specjalne zaproszenie - powiedziała kobieta, wycierając kilkoma papierowymi serwetkami krzesło. - Zresztą oni nikogo nie zapraszali.
- Parę osób z poza gangu mogli zaprosić - odparł Mik i dodał z krzywym uśmiechem: - Ale raczej nikogo z CT. Jeśli moja znajoma nie odezwie się do wieczora, skontaktuję się z tym całym Lao, key? Chyba, że się nam nie śpieszy. Tak jeszcze pomyślałem, warto by wiedzieć, kim byli zamachowcy, którzy chcieli sprzątnąć pana J. Ponoć kilku poległo próbując. Tyle, że to chujowo żmudna robota, sprawdzanie pierdolonych kostnic. Nawet nie wiem jak się za to zabrać - Maroldo westchnął i upił łyk syntetycznej kawy.
Mówiąc, nie przestawał obserwować cmentarza. Przybliżając widok w cyberoku, wypatrywał bossów i Felipy.
- Mogliśmy poprosić o jakiś sprzęt do podsłuchu, nagrywania. Coś żeby móc ich nagrać, sfilmować - westchnęła Rose, kierując wzrok w stronę cmentarza. Oczywiście z tej odległości niewiele mogła zobaczyć. Ot sylwetki ludzi. Dlatego po chwili przeniosła swoje spojrzenie na towarzyszących jej mężczyzn.
- Taki sprzęt to ja mam - odpowiedział Mik. - Jeśli coś się zacznie dziać, będę nagrywać. Ale nawet dobry podsłuch kierunkowy z tej odległości, i przez ruchliwą przez ulicę nie zadziała. Jeśli bym znał dokładniej miejsce, podłożyłbym go wcześniej i teraz odbierał przez cyberaudio. O tak - Cyborg wyjął z kieszeni urządzenie przypominające pendriva, położył na stole i nakierował na siedzących na drugim końcu baru dwóch meneli. Ustawił filtrowanie dźwięków tła. Następnie podłączył słuchawki do jednej z wtyczek w czaszce i podał je Basri. Mogła teraz wyraźnie usłyszeć rozmowę:
<bzz>
- ...i mówił, że kurwa rozdają ten towar prawie za darmo.
- Chuja tam wierzę, nikt kurwa nic darmo nie daje, nawet twoja siora.
- A chuj szkodzi spróbować, kurwa, najwyżej się porzygasz. Pono trzyma dłużej od mety, a kosztuje jedną trzecią. No kurwa, weź. Masz na coś lepszego teraz?
- A chuj, kurwa. Nie wiem.
- No dawaj, kurwa. Bo sam, kurwa, pójdę.
- To kurwa spierdalaj.
<trzask>
Mik wyłączył podsłuch, uśmiechając się do Rose.
- O co byśmy mogli poprosić, to nadajniki GPS - powiedział. - Mogą się przydać.
- Ta twoja znajoma…da radę wprowadzić nas na stypę? - Yamato przyglądał się ludziom chodzącym po cmentarzu. - Moim zdaniem dobrze będzie choć zwrócić na siebie uwagę Jin-Tieo już dziś. Nawet, jeśli na dłuższą rozmowę nie będzie miał czasu. Tutaj raczej nie damy rady podejść do niego, zbyt wielu nerwowych i naćpanych gangersów.
- Na stypę raczej nie - pokręcił głową Maroldo. - To raczej prywatna uroczystość. Zresztą, skoro mamy być dyskretni, nie powinniśmy chyba zwracać na siebie uwagi wszystkich dookoła, nie? Konkurenci Jina też na pewno tam będą. Spróbuję umówić nas na dziś wieczór. Jeśli tym czasem będzie nam się nudzić, możemy zająć się namierzaniem źródła Odlotu. Ponoć sprzedają ten syf już na całym Bronxie, nawet na terenie Rustlersów, bardzo tanio. Postaram się znaleźć dilera, ale by go zgarnąć będzie potrzebne auto, którego nie boicie się ubrudzić. Ja wozu nie mam, jestem prawdziwym Nowojorczykiem, key? - Wyszczerzył się Mik. - Sorki. Możemy poprosić Alanka, żeby dał nam służbowego vana, a w nim od razu inne rzeczy, których potrzebujemy. Proponuję zrobić listę... - Mik oderwał się od rozmowy, by nagrać nowe zbliżenia rejestracji podjeżdżających na cmentarz pojazdów oraz wysiadających z nich ludzi. Nagrania przesyłał od razu na holo Basri i Yamato.
- Dokładnie to miałem na myśli, złapać kontakt. Może być przez pośredników. Rozumiem, że ta znajoma potrafi być dyskretna? – Zapytał na wszelki wypadek, ale Maroldo przecież był profesjonalistą. Yamato cały czas obserwował otoczenie. Gdybym chciał wykończyć szefostwo Rustlersów, będzie lepsza okazja niż dziś? Może nie tutaj na cmentarzu, otwarta przestrzeń, problem z precyzyjnym uderzeniem, ale na stypie? Idealny czas i miejsce.
- Taak – odezwał się po chwili. - Też już myślałem o Odlocie. Potrzebna jest próbka, ciekawi mnie skład i sposób produkcji. Pomysł z dealerem jest dobry, załatwienie sprzętu możecie zostawić mnie, nie powinno być z tym problemów. Laboratorium do przebadania próbek również dyskretnie zapewni C-T. Co do sprzętu, to nie jest to moje pole wiedzy eksperckiej, ale lokalizator lub rejestrator głosu jest wart spróbowania. Tylko raczej nie brał bym zaawansowanego sprzętu, tak by nie można było go połączyć z naszym pracodawcą, w razie sytuacji, kiedy go wykryją.
Cyborg słuchał, nie odwracając wzroku od okna wychodzącego na bramę cmentarza. Cały czas filmował i wywoławszy ekran holo porządkował nagrania, tworząc bazę danych twarzy Rustlersów i przyporządkowanych im pojazdów. Z powodu kiepskiej widoczności, niestety dość ubogą.
- Dickauer przecież mówił, że już przebadali to gówno na labie - rzekł Mik, nie patrząc na rozmówcę. - Musieli kupić przez podstawionego człowieka, trzeba zapytać. Nam pozostało tylko znaleźć wytwórnię. Co do sprzętu...lokalizator głosu? Czemu nie, cokolwiek to jest. Dorzuć do tego pięć samoprzylepnych nadajników GPS, skaner DNA, z tuzin granatów, zwykłych i EMP, paralizator i jakiś pistolecik z usypiaczem. Mikro-drony byłyby w pytę, ale nie wiem czy nam dadzą. Widziałem je raz, takie zdalnie sterowane pajączki. Kamerka, pluskwa i GPS w jednym. Wykurwiste. Możesz w sumie od razu zadzwonić do naszego szefa, nie ma co czekać. Ja chwilowo nie mogę, bo nagrywam, key?
- Może lepiej nie – powiedziała, wpatrując się stojący przed cyborgiem kubek. - Lepiej poczekać na konkrety. Gdy tylko pojawi się jeden z trzech głównych kandydatów to zacznij go proszę nagrywać dokładnie - zmieniła nagle temat.
- Dokładnie nie da rady - odparł Maroldo. - Widzę stąd tylko bramę i kawałek parkingu. Wszyscy idą potem w głąb cmentarza a tam musimy zdać się na satelitę. Mogę jedynie próbować obczaić bossów jak wysiadają i wsiadają do aut, ale nie wiem czy się uda, key? Rewelki nie będzie. Na przybliżeniu da się odczytać część rejestracji i rozpoznać niektóre twarze. Potem, jak będą jechać na stypę, poprosimy Dickauera, by śledził ich trasę z satelity i sami pojedziemy za nimi. W pewnej odległości. Nie ma co siedzieć im na zderzakach. Jak będą jechać całą kolumną, z pomocą satelity ciężko ich będzie zgubić. Przyjechaliście autami, co nie?
- Tak, samochodem - odparła Rose. - Chcesz za nimi pojechać i co dalej?
- Zobaczy się - Mik wzruszył ramionami. - Na pewno nie wpraszać się na stypę. Jakbym się miał gdzieś wpraszać to na wesele. Stypy są chujowe. Zobaczymy tylko czy coś się wydarzy.
- Dobrze - westchnęła ciężko kobieta.
- Tak zróbmy – rzekł Yamato. - Coś jeszcze może się wydarzyć i powinniśmy przy tym być. Twoja znajoma… jak głęboko siedzi w strukturach gangu?
- Dość głęboko - odparł cyborg. - Znała osobiście Li, mówiła mu per “wujku”. Jin był doradcą Li, więc jego też musi znać. Ok - przerwał na chwilę, skupiając się na obserwacji - opuszczają cmentarz. Jin ma ładną laskę, to znaczy do podpierania. Chyba z łbem smoka, dokładnie nie widzę. Jest i moja znajoma, gada z kimś, ale drzewo mi zasłania. Zaczynają wyjeżdżać. Zbierajmy się.
Maroldo wstał od stolika.
- Trzymajmy zdrowy dystans - rzekł - po wczorajszym Rustlersi mogą być nerwowi.
- Będziemy bardzo tu się wyróżniać, jeżeli pojedziemy moim wozem. - Odezwała się Rose. Było to stwierdzenie osoby najwyraźniej przekonanej o biedzie, brudzie i syfie w tej dzielnicy.
Mik nie odpowiedział, bo kierując się już ku wyjściu, łączył się właśnie z Dirkauerem.
- Czołem szefie. Możemy prosić o śledzenie z satelity tej kolumny limuzyn?
- Przekażę koordynatorom - odpowiedział Mikowi głos Alana.
- Dzięki. Przy okazji, zaraz prześlę listę potrzebnego sprzętu, key?
Cyborg rozłączył się i skoro tylko usiadł na tylnym siedzeniu samochodu zaczął pisać wiadomość:

“Potrzebny sprzęt:
Pięć samoprzylepnych nadajników GPS, skaner DNA, z tuzin granatów, zwykłych, hukowych i EMP, paralizator i jakiś pistolecik z usypiaczem. Mocna lina i kajdanki (lubimy sado-maso, key?) Jakiś elektroniczny wytrych. Zdalnie sterowane mikro-drony szpiegowskie typu Spider, jeśli dałoby radę. Yamato wspominał o lokalizatorze głosu: mamy coś takiego?
Do tego będziemy potrzebowali jakiegoś vana. Wiem, że firma ma takie, zarejestrowane na fikcyjne osoby. Ostatecznie możemy wynająć, ale przez wypożyczalnię będzie można nas wyśledzić.
Jeszcze pytanie: jak firma weszła w posiadanie próbki Odlotu? Jeśli kupiła przez podstawioną osobę, to chcielibyśmy namiar na tą osobę oraz na dilera. Musimy poznać też skład chemiczny oraz rozpoznane składniki i sprzęt laboratoryjny niezbędne do produkcji, wraz z informacją o tym, gdzie je można dostać (które hurtownie chemiczne np.).”

Mik wysłał wiadomość i rozparł się wygodnie na siedzeniu, obserwując na ekranie holo przemieszczający się wraz z kolumną Rustlersów obraz z satelity.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 23-02-2014 o 13:16.
Bounty jest offline