Impreza się zaczęła, to od razu zlecieli się chętni na darmowe chipsy, piwo i trupa. Nagle się okazało, że Borys z Quinnem omal będą musieli się przepychać do mnicha sodomity, tylu było chętnych skrócić jego grzeszne i zepsute żywota. Cóż, Borys uprzejmość miał w genach, więc mógł się podzielić przyjemnością patroszenia brodacza. A co, nich chamstwo wie, że ma ze szlachtą do czynienia!
Niestety pojawili się kumple zielonego kundla, w dodatku zaczęli do niech gadać i to o dziwo po ludzku. Jakby i tego było mało, jego kompani zdawali się podejmować z nimi dysputę! Odrażające! - Pojebało was?! Gadać z nimi chcecie? - zapytał retorycznie kompanów, wszak odpowiedz była mu od dawna znana - Przecież te pokraki broń co mają w łapskach, na poprzednich „klientach” zrobiły i tyle było tego „handlu”. Napierdalać ich trzeba... -
Borys westchnął i uniósł oczu ku schowanemu za tonami skały niebu. Czy naprawdę wszystko musiał robić sam? Spojrzał porozumiewawczo na Qinna i Grunalda, po czym przemówił do „wodza”. - Chcesz broni? Dam ci ja broń. Popatrz, no tutaj. -
Borys schylił się ku leżącemu na posadzce mnichowi, złapał go za brodę i ciągnąć do góry, postawiał na nogi, po czum złapał za sznur korali wciąż wiszący na mnichu. - Zobacz! To są potężne magiczne granty. Każdy kto, widział je w akcji, żyje w strachu o własną dupę! -
Schwanz uniósł naszyjnik w jednej ręce, aby skupić na nim uwagę jaszczura. - A co do jedzenia... -
Borys postąpił parę kroków w stronę „wodza”, chcą zyskać na odległości. - ... to cały twój! -
Borys złapał za brodacza i praktycznie rzucił nim w wodza jaszczurów. Sam podążył za żywym pociskiem, chcąc jak najszybciej dopaść herszta. Liczył na trochę zaskoczenia i na to, że jak on zdechnie, reszta pewnie spierdoli.
__________________ naturalne jak telekineza. |