Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2014, 14:45   #25
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Remo pojawił się w sali konferencyjnej jako pierwszy, dając znać na recepcji, by dwójkę pozostałych skierować do odpowiedniej sali. Wszedł do środka, rzucając marynarkę na jeden z foteli i opadając na drugi. Rozparł się wygodnie, wyprostował nogi i wyświetlił dwa holograficzne ekrany, odwracając tak, by widzieć wejście.
Rose i Kenji przyszli punktualnie.
- Rose Basri. - Powiedziała wyciągając rękę na powitanie uprzednio wieszając trzymany w ręku płaszcz na wieszaku. Rozpięła dobrze dopasowany biały żakiet i usiadła na przeciwko Murzyna zakładając nogę na nogę.
- Panie Remo, - Zaczęła spokojnym, przyjemnym dla ucha tonem. - tu ma pan listę rzeczy, które chcielibyśmy, żeby pan dla nas znalazł. - Mówiąc to przesłała mężczyźnie plik tekstowy.
1. Li, przywódca The Rustlers. Kto zlecił kremację??
2. Jin-Tieo. Kartoteki policyjne. Opinie biegłych sądowych i z zakładów karnych. Jakieś filmy z w/w instytucji.
3. Han, j.w.
4. MeatBoy, j.w.

- Pierwszy podpunkt najszybciej jak się da. Pozostałe są pilne również, ale dzień zwłoki nie zaszkodzi.

Kye przywitał ich krótkim skinieniem. Nie wstał. Przybrał minimalnie bardziej prostą sylwetkę, zniknęły ekrany. Basri zaatakowała go szybko jakimś tekstem, na który spojrzał przelotnie. Minę miał nieciekawą. Wtedy dopiero usiadł prosto.
- Wiadomo kim jestem, pozwolę sobie być na ty. To co widzę mogłaś mi wysłać na holo. - Przerwał na sekundę. - Dobrze jednak, że tu jesteśmy - nachylił się minimalnie do przodu. - Wspomniano mi, że mam zebrać informacje o gangach Bronxu. Przydałoby się, bym dowiedział się czegoś więcej. Nie mam czasu na błądzenie we mgle, a jakiś gorliwiec zakazał zwalania tej roboty na innych i przekazywania danych nieupoważnionym.
- Można było. - Odparła bez przekonania. - Ale oboje wiemy, że to zawodny sposób. Do tego niepewny i prowadzący do nieporozumień. Dlatego informacje o które proszę odbiorę również osobiście. - Zrobiła dłuższą przerwę, żeby napić się podanej kawy, a w zasadzie wyrobu kawopodobnego, gdyż na miano kawy to to nie zasługiwało.Nie wymagała od razu, żeby uraczono ją kopi luwaką ale postarać się bardziej mogli. Dodała jeszcze łyżeczkę cukru i trochę śmietanki, żeby dało się wypić. - Nam z kolei wspomniano, że w celu uzyskania dodatkowych informacji mamy się z tobą skontaktować. - Wypuściła głośno powietrze nosem i przywołała na twarz coś co na upartego mogło być uśmiechem gdyby nie kontekst i nieco sarkastyczny ton jej wypowiedzi. - Widzę jednak, że będziemy musieli podzielić się pracą i uzupełnić na wzajem. - Spoważniała nagle. - Na razie niewiele wiemy, a osoby obeznanej z Bronxem nie ma z nami. Mogę ci przesłać to co sami dostaliśmy, chociaż być może to ty jesteś tego autorem.

- Kenji Yamato - przedstawił się japończyk i skinął lekko głową. - Analizując sytuację gangów na Bronxie proszę zwrócić uwagę na Free Soul, wydają się wiedzieć zbyt wiele jak na gang uliczny. Możliwe wsparcia, kontakty. Podobno silna ekipa netrunnerów. Doskonała organizacja.
Yamato spojrzał przelotnie na zgaszony ekran. Interesujący symptom. Czy może przyzwyczajenie? Chronić swoje sekrety w każdej sytuacji. Uśmiechnął się lekko.
- I ten ich nowy syntetyk, rozweselacz. Cokolwiek co się da ustalić o jego pochodzeniu, czasie rozpoczęcia dystrybucji.
Zdawał sobie oczywiście sprawę że wyszczekuje polecenia, dlatego na końcu dodał już nieco bardziej ugodowo.
- Bardzo zależy nam na czasie, panie Remo.
- A mi bardzo zależy, żeby wieczorem rozwalić się w fotelu i napić zimnego whiskey z lodem, panie Yamato. - Haker odpowiedział spokojnie, patrząc tamtemu w oczy. - Jeśli mam być tylko panelem do wyszukiwania danych, proszę powiedzieć Dirkuaerowi, żeby zatrudnił jakiegoś stażystę.
Zabębnił palcami o blat, wracając do słów kobiety, znacznie lepiej wychowanej niż ten sztywniak z firmy.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Wasza sprawa nie jest moim jedynym zajęciem, a niestety - sieć nie odpowie na pytania, dla których odpowiedzi nie ma. To wszystko o czym rozmawiamy nie rośnie na forach dyskusyjnych. Tam są plotki. Te już posiadam, te także pewnie już znacie. Plotki te na ten przykład lokalizują Odlot jako specyfik pojawiający się wyłącznie na Bronxie od dwóch miesięcy. Wiążą go z Free Souls. I teraz: pewne nie jest ani jedno, ani drugie. Czy takich danych szukacie?
Uśmiechnął się. Lubił swoją pracę, czy to ignorancja czy niewiedza, tłumaczył.
- Dziś rano zostałem poproszony o przeszukanie sieci pod kątem największych gangów Bronxu a także tego Odlotu. Ponawiam pytanie: po co? Zapewniam, że mam dostępy do większości tajnych danych, ale nie o to chodzi. Takimi ogólnikami dojdziemy donikąd. Jeśli chcecie konkrety, ja muszę wiedzieć w co uderzyć. Jestem ekspertem, nie mam czasu, aby przez całe dnie ściągać z sieci wszystkie wystąpienia słów kluczowych, aby uzyskać niepewne plotki. Muszę wiedzieć, kto może takie informacje posiadać. Nikt nigdzie nie napisał, że hakerzy to czarodzieje.
Oparł się ponownie na fotelu, zamawiając kawę. Mocną i ciemną. Potrzebował energii, sztuczna musiała chwilowo wystarczyć.

- To o jakie konkrety tak naprawdę chodzi?? - Zapytała wprost. - Ty nie jesteś czarodziejem, a ja w myślach czytać nie potrafię. I nie chcemy do tego marnować nawzajem swojego cennego czasu.
- Tak jak mówiłem - odpowiedział Remo, racząc się kawą, wygodnie oparty. - Muszę wiedzieć w co uderzyć. Osoba, organizacja, miejsce. Organizacja oficjalna, lub przynajmniej ze zlokalizowaną siedzibą. W chwili obecnej samo Free Souls w sieci się nie ogłasza, mówią o nich wyłącznie inni. A według klasyfikacji, są to plotki. "Nie ufaj zbytnio cytatom z internetu" jak powiadał George Washington. - uśmiechnął się do Rose. - Już poczyniłem pewne kroki. Dotarłem do kobiety o imieniu Deevon Teener, znalazłem numer jej obecnego wydawnictwa. Dziennikarka, pisała o gangach Bronxu i miała zaskakująco dokładne informacje. Dokładniejsze niż można wycisnąć z sieci. Tylko musicie odpowiednio zakręcić jej szefa, by do niej doprowadził, bo nie wiem gdzie jest teraz. Jeśli tą drogą nie będzie dało rady, spróbujemy inaczej. O Li poszukam bo tu cel jest właśnie konkretny, powinno to być zanotowane. Nie zdziwcie się, jeśli okaże się, że to jakiś jego bliski współpracownik lub rodzina. Łatwo podrobić. Na pozostałe kwestie jestem obecnie w stanie odpowiedzieć tylko plotkami.
- Zdziwiłabym się gdyby było inaczej. - Powiedziała Rose notując nazwisko dziennikarki. - Rozumiem, że pozostałe podpunkty z mojej listy są też do zrobienia?? - Mówiąc to podniosła wzrok studiując dokładnie twarz hakera
Yamato uśmiechnął się zimno.
- Problem polega na tym że oprócz zdawkowych informacji od Dirkauera, które zapewne można przy odrobinie cierpliwości znaleźć na guglach, to nie mamy wiele konkretów, prócz tych z listy Pani Basri. Myśleliśmy że Pan choć wskaże nam punkty które pomogą nam szukać dalej. Ale rozumiem, musimy zacząć z odwrotnej strony. Choćby ta dziennikarka. Nic więcej o narkotyku? W jakich kręgach można go kupić, po ile chodzi działka?

Rose popatrzyła z dezaprobatą na Japończyka, ale się nie odezwała. Spojrzała dyskretnie na zegarek w holofonie. Niedługo będę musieli kończyć tę całą pogaduszkę.
- Jest jeszcze coś. Część z tego co chciałabym wiedzieć ktoś od was już zrobił. Wystarczy tylko poszukać. Te dane też chętnie przejrzałabym.
Kye wzruszył ramionami, odpowiadając kobiecie spojrzeniem.
- To ludzie. O ludziach każdy zapytany ma inną opinię. Ja mogę podesłać co powie mi sieć, z adnotacją, że nie ręczę z prawdziwość tych informacji. O Odlocie trochę wiadomo, to znaczy znane są podstawy. Tylko Bronx, półdarmo, pilnują, by nie wyszło poza teren. Prześlę co będzie. Dostałem informację, że analitycy przekazali już intel. Ja mam zrobić tylko to, czego nie da się znaleźć standardowymi metodami. Dlatego jestem zdziwiony, że pytacie mnie o to wszystko, pragnąc głównie ogólników.
-Owszem, ludzie. A ja chcę wyrobić sobie o nich zdanie. A standardowe metody często są niewskazane i trzeba szukać innego sposobu. I ty jesteś tym sposobem. Po cichu, bez śladów.
- Po cichu i bez śladów, jeśli wiem gdzie uderzyć - powtórzył Remo niczym mantrę. - Nie ma dokładnej bazy danych z oceną psychologiczną, biografią i listą przyjaciół. Są wzmianki, nieliczne wzmianki. Ktoś, gdzieś, kiedyś. Połowa z nich jest błędna. W ten sposób idziesz w pułapkę, bo mogą udawać na pokaz. Z sieci mogę zebrać tylko wizytówkę. Potrzebna ci osoba, która ich poznała. Bezpośrednio i to w miarę dobrze. Posłuchała o nich w klubach pełnych karków z gangu. Deevon to taka osoba. Mogę poszukać innych, co mogą cokolwiek wiedzieć. Nie ma szans, by przeszukiwanie tysięcy zakamarków netu rozwiązało za was sprawę, sorry, to tak nie działa...
Urwał, wydając się słuchać czegoś w swojej głowie. Minę zrobił nieprzyjemną, jednym ruchem dopijając kawę.
- Wybaczcie, mamy incydent. Co będę miał, odeślę. Będziecie chcieli coś nowego, wiecie jak mnie złapać.
Wstał, dwa ekrany pojawiły się natychmiast, migając setkami linijek tekstu. Skierował się do wyjścia, Usłyszeli jeszcze następne słowa:
- Black, raport. Dobra, odetnij tę sekcję. Schodzę do siebie - zniknął za drzwiami.

***

“Naruszenie zabezpieczeń sekcji laboratorium.”
Nie zdarzało się to często, tylko ktoś z wielkimi jajami lub malutkim rozumkiem próbował wyrwać coś z przeogromnych trzewi korporacji. Inna korporacja lub prawdziwie szalona organizacja hodująca co najmniej kilku netrunnerów. Atak należało przeprowadzić starannie, zaplanować, prześledzić scenariusze. Zdobyć wtykę. Tak zrobiłby sam Remo, gdyby planował włamywać się do, na ten przykład, archiwów Umbrelli.
Wszedł do specjalnej windy dla najważniejszych ludzi C-T, jako jedynej sięgającej każdego piętra i poruszającej się z taką szybkością, że człowiekowi bebechy wywalały się na drugą stronę. I wracały na pierwszą, gdy już zaczynała hamować. W tym czasie podpiął się już do superkomputera. Zgodnie z protokołem sekcja laboratorium została odcięta od innych. Potem automat spróbował odciąć połączenie atakującemu, zamknąć w klatce i zresetować, wszystko po kolei. Kye przeskanował system, próbując się w pierwszej kolejności zorientować jakie podsekcje i w jaki sposób są atakowane.

Odłączanie nic nie dało, punkt styku, kilka punktów styku zostało dobrze zabezpieczonych. Na tyle solidnie, że automaty nic nie zdziałały. Całkowite odłączenie również - co mogło oznaczać, że podpięli się gdzieś bezpośrednio. Corp-Tech miał na tyle dużo różnych laboratoriów, że określenie dokładnego miejsca chwilowo stawało się niemożliwe. Rozrzucone placówki połączone zostały w całość i nadzorowane z głównego ośrodka. Odłączając je, odłączał także siebie i skazywał na pożarcie to miejsce, w które uderzono.
A uderzono nie w peryferia, lecz w samo jądro - bazy danych. Zewnętrzne ogniowe ściany albo ominięto, albo przełamano i teraz programy mające pochwycić i wydostać na zewnątrz dane wędrowały już głębiej. Dokładnego ich celu jeszcze haker nie poznał.

Dotarł już do siebie, usiadł na fotelu i ekranował całość, tworząc zamknięte pomieszczenie. Jego ludzie wiedzieli już doskonale co to oznacza, nikt się nie zbliży. Wokół wyprysło znikąd kilkanaście ekranów, tworząc półkole przed fotelem Remo, podpinającego się kablami pod całą tą aparaturę. Czarne ekrany wyświetlały tysiące linijek przesuwającego się białego i zielonego tekstu. Old school. W międzyczasie zdążył uruchomić dodatkowe firewalle we wszystkich lokalizacjach. Dla spowolnienia ataku i zatrzymania pozorowanych.
- Black, Harris. Namierzacie skąd pochodzi atak, skupcie się tylko na tym. Hamond, odcinaj ich.
To nie było wojsko, ludzie nie odpowiadali "tak jest", tym razem nikt też nie dyskutował. Wyglądało to poważnie. Firewalle padały jeden po drugim, ale i obrona gęstniała. To zatrzymało ogromną większość atakujących botów, pozostawiając jeden główny strumień, już podłączony do przepastnej bazy projektów badawczych.

Remo skupił się tylko na tym. Miał już jasność odnośnie kilku spraw. Skoro podłączyli się do bazy, należało skupić się na minimalizowaniu strat. Wykorzystując pełną moc i przepustowość korporacyjnej sieci, urywając wszelkie połączenia bazodanowe, które urwać mógł, zaczął kodować znajdujące się w środku dane i w tym samym momencie wynosić je dalej. Odzyskiwanie i stawianie na nowo całego burdelu zajmie trochę czasu, usprawiedliwienie do tych działań haker uważał, że miał.
Ostatecznie walkę wygrała moc obliczeniowa. Bazę wyrwało prawie z korzeniami, chociaż pewnym było, że przynajmniej część danych została zassana przez atakujących. Ci nie mieli już mocy i czasu, aby kontynuować atak. Połączenie zostało odcięte, co zameldował Hamond. Dalej się nie posunęli. Sprawność z jaką działano i brutalność z jaką przeprowadzono atak podsuwały dwa wnioski: zaatakowali netrunnerzy mający do wykorzystania potężny potencjał technologiczny o ogromnej mocy. Do czegoś takiego nie miał dostępu przeciętny zjadacz chleba.

Szef bezpieczeństwa wypuścił oddech, odłączając się. Ekrany zgasły. Pozostały tylko alarmowe połączenia. Otarł pot z twarzy. Ktoś kto mówi, że komputerowiec nie musi mieć kondycji, to strasznie się myli.
- Chcę mieć pełny raport tego co wyciekło. Załatajcie dziurę, przekażcie bazodawnocom, że muszą postawić znowu swoją zabawkę, w innym miejscu. Wyniki namierzania także chcę mieć.
Włączył osobiście pozostałe sekcje, zerknął na odczyty monitoringu. Upewniwszy się, że wszystko wraca do normy wstał i skierował najpierw do biura Huystona. Zawrócił w połowie drogi, zadowalając się wysłaniem mu wiadomości. Nie miał nastroju na oglądanie tej mordy.
"Nastąpił atak. Przypuszczalnie przez kreta w sekcji laboratoriów. Pełen raport wkrótce."

***

Zadzwonił około trzynastej, głos miał jeszcze odrobinę podekscytowany..
- Oddzwaniam. Co się stało?
- Jak zwykle wszystko się gmatwa tam gdzie się najmniej spodziewamy. - Sądząc po spokoju z jakim wypowiedziała te słowa, musiała już się opanować. - Wyczuwam jakieś problemy i u ciebie. Masz chwilę by się spotkać i porozmawiać?
- Jeśli szef nie postanowi znaleźć chwili na jakiś miły opierdol to mam. Lunch na 3 piętrze?
- Dobrze. Będę tam za dziesięć minut.

Kantyna na 3 piętrze C-T, jak większość pomieszczeń w tym budynku była zaprojektowana z stylu purystycznego modernizmu. Stal i szkło w połączeniu z bielą i czernią. W odróżnieniu jednak do tej znajdującej się na parterze podzielona była wysokie boksy, które umożliwiały spotykającym się tu osobom w miarę dużo intymności. Pewnie dlatego była lubiana przez osoby, które czas lunchu wykorzystywały na spotkania mniej lub bardziej biznesowe.
Kiedy Ann dotarła na miejsce Kye jeszcze nie było. Zajęła więc miejsce przy stoliku po drodze zgarniając z lady jakiś napój owocowy.
Haker dotarł na miejsce niedługo potem, zamawiając żarcie jeszcze w drodze, więc gdy siadał, miał już tacę z jedzeniem. W takich miejscach liczył się czas, nie piękne podanie. Usiadł naprzeciwko Ann. Wydawał się już całkowicie opanowany.
- Jedzenie poprawia humor, przełknij coś.
- Może później - Ann do końca opróżniła szklankę i odłożyła ja z boku. - Jeden z tych kontaktów z listy Aleksa to telefon do Kenetha. Zadzwoniłam do niego. Wygląda na to, że sam wdepnął w to gówno. Mam plan. - Wypaliła zanim Remo zdążył przełknąć to co żuł w ustach.
Uniósł brew, postanawiając się nie odzywać. Czekał aż będzie kontynuować, nie przerywając jedzenia.
- Porwiemy go - Powiedziała takim tonem jak gdyby mówiła o robieniu zakupów w delikatesach. - przesłuchamy, ty sprawdzisz jego komputer, a potem umieścimy w jakimś ośrodku w którym przywrócą mu rozum.

Przełknął spokojnie, spoglądając jej w oczy z nie w pełni ukrywanym rozbawieniem. Dłonią wykonywał kółka widelcem, na który pozostał nabity kawałek mięsa.
- A potem trafimy do więzienia, z wyrokiem za porwanie i kilka innych paragrafów, łącznie z tym zahaczającym o wolność wyznaniową - spoważniał. - Ann, rozumiem, że to twój przyjaciel. Jeśli trafił w pełni w szpony sekty, siłą go z niej nie wyciągniesz. Tylko upewnisz w tym, że to on ma rację i ugruntujesz w poglądach. Według tego co wyczytałem, ich doktryna jest niegroźna. Mają się tylko samodoskonalić i walczyć z urojonymi demonami w swoich głowach. Załatwimy to inaczej. Mam potencjalny adres ich siedziby - uruchomił ekran holofonu i podsunął jej na stoliku, wyświetlając wszystko to czego zdążył się dowiedzieć o sekcie.

Dziewczyna nie skomentowała racjonalnych słów Remo, bo jeśli miał inny pomysł można go było wykorzystać. W ostateczności zawsze można było wrócić do planu porwania.
Szybko zapoznała się z zawartością plików notując i przetwarzając zawarte w nich informacje:
- Bronx. To nas znowu sprowadza do Felipy. Wprawdzie wydaje się ostatnio mocno zajęta, ale może da nam kontakt na innego, fixera z tej dzielnicy.
Co jednak chcesz zrobić z tą wiedzą? Cholera - Znowu wróciła pamięcią do rozmowy z Kenethem - Jak inteligentny, rozsądny człowiek kwituje śmierć kogoś znajomego słowami: "Zginęła za sprawę" to nie jest dobrze!
- Wcale też nie znaczy, że sam zrobi coś podobnego - zauważył Kye pomiędzy kęsami. - Skoro mają siedzibę, należy ją znaleźć i odwiedzić. Tacy ludzie nie przyjmują w swoje szeregi kogokolwiek, szkoda, że nie mamy tej Felipy. Jej gadane byłoby na miejscu. Mogłaby się podać za pasjonatkę i w ten sposób czegoś dowiedzieć. Może Daniela? Uważam, że najwięcej wyciągniemy z chętnego do gadania członka sekty. Porwaniem nie zmusisz Kenetha do mówienia. No dobra, zmusisz, ale tym razem nie bardzo mamy dostęp do serum prawdy - skrzywił się, nie podobało mu się takie rozwiązanie. - Sekta istnieje od dawna, wcześniej się nie wysadzali. Idealnie byłoby mieć listę członków. Co również kieruje do siedziby. Może udałoby mi się podpiąć pod ich sieć. Warto także najpierw spotkać się z naszymi współpracownikami, tak jak się umawialiśmy.
- Mimo wszystko spróbuję spotkać się z Felipą. Może jest mocno narwana, ale na pewno lojalna i rozumie wartość przyjaźni. - Powiedziała Ann jednocześnie pisząc wiadomość tekstową na holofonie:
"Felipa wiem, że jesteś zalatana, ale bardzo zależy mi na spotkaniu. Jak najszybciej. Podaj miejsce i czas. Będę."

Odpowiedź nadeszła prawie natychmiast. „O 16 klub Meduza”
Popatrzyła na aktualny czas, a potem na hakera.
- To oznacza, że nie wyrobię się na spotkanie w Safe Haven. Nie ma sensu go przekładać i tak na razie nie mam nic więcej ponadto co już wiesz.
Zawahała się, nagle wyraźnie niepewna:
- Znajoma zaprosiła mnie dziś na imprezę, nie mogę się wymigać, bo może mi pomóc dowiedzieć się czegoś z akt koronera. Po za tym lubię ją. Niestety jak ją znam to będzie jakiś kolejny odlot. Czy... nie poszedłbyś tam ze mną?
- Dobra, sam się z nimi spotkam. Wszystkiego na raz nie zrobimy. Z tą Felipą to uważaj, przyjaciółki tak szybko się nie zdobywa. Jak się coś okaże sprzeczne z jej interesami to nawet nie mrugnie. Mam paranoję w takich sprawach - na ustach wykwitł mu kwaśny uśmiech. - Impreza ze studentami? - zaśmiał się. - Miałbym się przebrać za studenta informatyki? - rozbawiła go ta wizja. Propozycja wydawała trochę dziwić.
- O osiemnastej jest coś, co muszę załatwić. O której ta impreza?
- O dziewiętnastej, ale nic się nie stanie, jeśli się spóźnimy. Żadnego przebierania, wystarczy, że będziesz sobą. Nie mam pojęcia kogo tym razem zaprosi Lexi, to może być każdy. - Uśmiechnęła się do niego. - Wracając do poprzedniego tematu. Mam nadzieję, że nasza sprawa nie będzie kolidować z interesami Felipy. Zdaję sobie doskonale sprawę, że przy jej umiejętnościach interpersonalnych jestem szarym żuczkiem. Gdyby to jej pasowało schrupałaby mnie na przekąskę.
- Chrupanie skojarzyło mi się z bardzo ciekawą wizją - uniósł wzrok w górę, z rozmarzonym i rozbawionym wyrazem twarzy. Moment to trwało i wrócił do swojego posiłku. Już nie poruszali poważnych spraw.
Niedługo potem rozeszli się do swoich spraw. Remo czas przed spotkaniem zamierzał poświęcić na przejrzenie zebranych informacji o gangach i sprawdzeniu, czy ma jakieś plotki, których tak bardzo pragnęły nowe pupilki Alana. Tym razem też nie uniknie szefa. Potencjalni wrogowie zyskali coś, czego zyskać nie powinni i ktoś musi za to odpowiedzieć. Nawet jeśli winny był tylko świadomy lub nieświadomy kret.
 
Widz jest offline