Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2014, 22:20   #27
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Ściany były chyba niegdyś zielone. Ciężko powiedzieć. Odrapane, okopcone i pokryte mozaiką graffiti. Czerwony dywan na korytarzu już nie przypominał ani dywanu, ani tego koloru. Raczej brudną, czarno-szarą ścierę w ciemnoczerwone plamy. W oknach czasem była szyba. Niekoniecznie cała. Pokryta kurzem i pajęczyną w rogu. Drewniane płyty, pleksi i czasem blacha zakrywały ubytki szkła w sporych ramach okien, mających wpuszczać optymistyczne promienie do domu mniej szczęszczącym się w państwie korporacyjnym. Zalatujący smrodek przytykał na początku, potem stawał sie znośniejszy. Kto niby miałby tu sprzątać, nie tylko śmierci lecz również szczyny, rzygi, rozlany alkohol i krew? I pomyśleć, że nadające się do rozbiórki budynki nie miały więcej jak dziesięć, piętnaście lat... I pomyśleć, że było tak, jak miało być. Obozy koncentracyjne były przeżytkiem historii. Zabierzesz rodzica, edukację i rozwojową pracę a zyskasz tanią siłę roboczą i rynek zbytu rzeczy, o których reszta narodu wie tylko ze słyszenia.

Włóczył nogami wspinając sie po schodach. Z pochyloną głową schodził z drogi każdemu w taki sam sposób jaki i oni mijali niego. Każdy pilnował swoich spraw. Zezując na drzwi upewnił sie, że właściwy numer. Zgadzało się. Ze środka dolatywały jęki i krzyki. Oparł się za rogiem o ścianę czekając na rozwój wydarzeń. Przynajmniej dziwka zrobi rekonesans. Wahał się czy wywarzyć drzwi czy wycofać i rozwalić wykonać robotę w bardziej sprzyjających okolicznościach. Zadrutowany dealer sam w sobie mógł sprawić problem. Dodatkowych dwóch gangerów nie było wcale na rękę. No i jeszcze przygodna dziwka do kompletu. Fuck. Trochę niepokoiły go beztroskie używanie sobie kolesi na dziewczynach. Odgłosy towarzyszące krzykom sugerowały, że kurwy robiły za worki treningowe. Wątpił w to, że prócz siniaków i zadrapań, coś bardziej przykrego je spotka. To był pewnie dla nich chleb powszedni, ale... Nie mógł oprzeć się podszeptowi sumienia, że to on zgotował im taki los. Że ta Foxie dostaje właśnie wpierdol przez niego. Niby nie za darmo i na dodatek dla dobra większego obrazu, który sie malował za kulisami... ale... Wciąż go trochę gryzło jak postąpił z Felipą, więc teraz czuł jakby to on sam okładał pięściami niewinne dziwki. Stał więc wtulony w załom ściany przy jakiejś rurze dającej odrobinę ciepła, gdy znowu zrobił sie ruch na klatce schodowej. Rezydenci tego pensjonatu dla wykolejeńców życiowych wschodzili na górę, schodzili. Nic dziwnego. Oczekiwać, że windy będą tu działały bez zarzutu było by przesadą.




Dziewczyny dostawały coraz większe wyciery a odgłosy zabawy z mety dealera przechodziły w ostrą jazdę. Tym rodeo zainteresował sie jeden z sąsiadów. Młody murzyn schodzący na dół wstąpił na piętro z klatki i doszedł do mieszkania Leona waląc pięściami w drzwi.

- Ej, dajcie trochę! - roześmiał się. - Dawno nie poruchałem!

Nie odpuszczał rąbania w lichą płytę, która sprawiała wrażenie takiej, co lada chwila może rozlecieć sie pod jego uderzeniami. Impreza w środku przycichła, ale tylko trochę.

- Za panienki trzeba zapłacić! - odezwał się głos ze środka.
- No wiesz co, staremu kumplowi? Daj chociaż raz zanurzyć! - roześmiał się.

Wreszcie drzwi otworzyły się.

Postanowił nie czekać. Nie do końca miał czas zastanowić się, czy była to dobra okazja sama w sobie, czy po prostu nie chciał, żeby jeszcze jedna czarna kutanga przyłączyła sie do gangbangu na Foxie, która jakby nie było stała sie jakąś tam jego teraz podopieczną. Może to było porównanie na wyrost, ale nawet pimp dba o swoje kurwy jak może. Zapewnił dziewczynę, ze ryzykować jej życiem nie będzie, to i porwaniem ani jej cipy, ani dupy, nie zamierzał.

- Dude, a będzie zniżka jak zamoczę trzy razy? - wyskoczył jak Filip z konopi z obleśną miną zza pleców wchodzącego sąsiadka.

Odwrócił się najpierw ten na zewnątrz, już robiąc krok do środka. A potem ten drugi, wychylając zza drzwi. Także czarny, a więc nie Leon. Ten pierwszy odepchnął Waltersa, krzywiąc się z obrzydzeniem. Odezwał się jednak półnagi odźwierny.

- Ej, wypierdalaj przybłędo! To prywatna impreza!

- Damn, dawg... – jęknął robiąc zawiedzione gesty rękoma i obrócił się na pięcie odprowadzony ostatnim pogardliwym spojrzeniem murzynów.

Aktywował zagłuszacz komunikacyjny a prawa ręka w kieszeni śmierdzącej kapoty odbezpieczyła gnata. Niemal natychmiast zawrócił się odbijając z obu nóg jak ze sprężyn. Z impetem uderzył barkiem w plecy wchodzącego. Pchnięty poleciał do przodu, złapany w pół kroku i zaskoczony. Wyłożył się na pysk, wydając z siebie krótki okrzyk. Niestety tylko lekko zahaczył drugiego, bo na wpół rozebrany murzyn wykręcił się, puszczając lecącego bokiem.

- Co jest do kur...

Fuck, zaklął w duchu. Kumpel Leona miał dostać w mazak drzwiami i złożyć się na korytarzu. Miał. Teraz trzeba było adaptować sie do sytuacji. Odźwierny musiał zobaczyć ruch. I chociaż Walters alias Daft był szybki, to nie aż tak szybki. Jeszcze wyciągając pistolet przyszpilił leżącego do podłogi i już celował w drugiego, gdy tamten na niego skoczył. Chciał go staranować. Zatoczyli się i upadli. Ed a.k.a Caleb leciał do parkietu pod spodem. W locie nacisnął spust faszerując czarnego brata ołowiem. Sekundę później przygniatało go już nieruchome, chyba martwe ciało. Zwalił z siebie trupa z obrzydzeniem. Nie dosyć, że goły, to jeszcze czarny i nie podmyty... Zabity przetoczył się po leżącym już w przedpokoju twarzą w kałuży krwi sąsiedzie z odstrzeloną potylicą. Nie był chwili do stracenia. Zerwał się na nogi zamykając wejściowe drzwi.

Na mecie cuchnęło. Syf, kiła i mogiła. Nawet karaluchy mogły czuć się tu niekomfortowo. Zdążył zobaczyć fragment pustego pokoju gościnnego przechodzącego w kuchnię. Nikogo tam nie zobaczył. W pokoju z przodu okrzyki się zmieniły. Jakiś facet skakał podciągając spodnie. Ktoś tam kopnął drzwi zamykając je z hukiem. A więc impreza była tylko w sypialni. Dwa zero dla Eda, ale choć gangsterzy nie do końca jeszcze wiedzieli co jest grane i pewnie latali z gołymi fujarami, to mieli potencjalnych zakładników i pradopodonie broń. Wychodziło na to, że Walters miał słabość nie tylko do kobiet po przejściach ale i zwykłych kurew.

Zerknął na nadgarstek. Czytnik lokalizacyjny Foxie sugerował jej obecność w sypialni. Naciągnął na twarz kominiarkę, która do tej pory była podwinięta udając zwykłą czapkę. Miało sie okazać czy zardzewiał przez te trzy miesiące wylegiwania się na plaży. Nigdy nie pchał się na zwarcia. Generalnie sprzątał na odległość. Tym razem miało być inaczej.

Drzwi ustąpiły po potężnym kopnięciu, już za pierwszym razem. Kucnął przy futrynie na korytarzu i wychyli się z wyciągniętym gnatem celując do środka. Nie padły żadne strzały w jego kierunku, więc musiał bez żadnego ułatwienia namierzyć położenie kolesi. Nie było to zbyt trudne, bo pokój nie był duży. Któraś z kobiet wrzasnęła, gdy goły facet chwycił ją za włosy i próbował zasłonić nią siebie. W drugiej ręce już miał broń. Nie zdążył jednak strzelić. Tłumik Waltersa wypluł cicho dwie kule. Trafiły pod rząd w okolicy serca zabijając na miejscu. Krew bryznęła na dziwkę, o innego koloru włosach, więc nie Foxie. Kierował już lufę na Leona, naciskając spust, ale wtedy tamten pokazał zastosowanie wszczepów. Był szybki niczym struś pędziwiatr. Zdecydowanie szybszy od ruchu ręki Eda, która zatrzymała sie naciskając spust ułamek sekundy za późno celując w miejsce, które już było pustym. Kula spudłowała. gdy tamten z nieludzką prędkością doskoczył do drzwi. Trzasnął nimi w Waltersa, który zdążył tylko zasłonić się barkiem. Szybki cios Leona odrzucił go w tył. Dealer doskoczył i złapał go za rękę z bronią. Uderzył nią o ścianę. Był zdecydowanie szybszy. I chyba nawet silniejszy. Fuck. Ot i killer nad killerami. Zajebał wszystkich, żeby teraz dać się ubić dla celu, dla którego tyle trudu sobie zadał idąc po trupach jego kamratów. Nic to. To jeszcze nie był koniec. Mogło być gorzej i właśnie wtedy w drugiej ręce Leona błysnęła stal. Już jakimś cudem miał cienki nóż, może kolejny wszczep. Geez. Sato nie kłamał. Leon był zadrutowany.

Walters miał w dłoni rękojeść noża tylko ułamek sekundy później, uderzając w przeciwnika. Stal trafiła w stal. Noże się zwarły, ale walka w ten sposób nie mogła obyć się bez obrażeń z obu stron. Ed ciął, ale tamten się rewanżował. Syknął z bólu. Pierwsze cięcie poszło po ramieniu, drugie weszło lekko w brzuch. Leon odskoczył, unikając pogłębienia rany. Daft także oberwał w ramię i bok. Przebiło kurtkę, ale rana była raczej powierzchowna. Snajper wyrwał wreszcie ramię z pistoletem i strzelił, trafiając w bark Leona, gdy tamten nurkował. Uderzył Eda raz jeszcze, co udało się odbić, ale tamten nie ustawał. Pchnął Eda na ścianę i skoczył do drugiego pokoju. Był praktycznie nagi, a Walters był za dobrym strzelcem, by mu się to udało wywinąć tym razem nawet dzięki szybkości. Wziął poprawkę na prędkość ruchomego celu. Trafił w głowę.

Nieznajoma dziwka siedziała na łóżku, okryta prześcieradłem, w wyraźnym szoku. Foxie zdążyła się już częściowo ubrać, chociaż rajstopy miała porwane.

Podszedł do kolei do każdego leżącego na ziemi gangstera i każdemu strzelił jeszcze raz w głowę stając tak, by rozprysk mózgów nie popaprał mu bardziej już i tak zajuszonego wdzianka. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że to była egzekucja a nie napad rabunkowy. Obcinać Leonowi fiuta, by go wpakować trupowi w usta, nie miał najmniejszego zamiaru.

Trzymając sie za bok pozbierał holo facetów i zabrał również te z torebek dziwek.

- Nosem do ściany. – mruknął spokojnie lecz stanowczo do opatulonej prześcieradłem czarnej nastolatki z czerwonymi włosami. – Udawaj orgazm a wyjdziesz żywa.
- Ty chodź tutaj. – rozkazał Foxie.

Przegryzł prochy przeciwbólowe. Podał dziwce medyczny zszywacz. Zdjął śmierdzącą kapotę. Podciągnął koszulę i odkleił od ciała mokry podkoszulek. Sztuczna karnacja była na rękach, szyi i twarzy. Tors był zdecydowanie biały. Lepiej było dla Redhead, żeby nie była wścibska, zerkał cały czas na wciąż dochodzącą do siebie, wystraszoną prostytutkę. Jęczała lekko podskakując na tyłku imitując odgłosy rytmicznego seksu. Foxie zaś bez słowa zajęła się sprawnym opatrywaniem rany. Kiedy skończyła Caleb wstał. Schował w kieszeni komputer Leona. Ze spodni wyciągnął pasek naszpikowany elektroniką. Poprawił rękawiczki.

- Bierzcie ciuchy i zapraszam do salonu. – powiedział stając w korytarzu.

Dziwki usiadły na kanapie. Czerwonowłosa ubrała się. Zatknął z tyłu za spodnie całkiem niezłą broń gospodarza, którą znalazł w kuchni. Narkotyki walały się na wierzchu, jak to można sie było tego spodziewać na chacie dealera. Wysypał do zlewu i odkręcił kran. Przeszedł się po mieszkaniu zwracając uwagę na ukryte kamery. Pozbierał swoje łuski. Podpalił sypialnię i zamknął do niej drzwi. Wytarł klamki.

- Czego dzisiaj się nauczyliśmy? – zapytał dziewczyn prawie gotowy do wyjścia.

Popatrzyły po sobie wystraszone i nie bardzo wiedziały co powiedzieć. Foxie okazała sie całkiem niezłą aktorką. Chyba nawet pod ta tapetą była całkiem niebrzydka. Gdyby tylko nie fakt, że w gębie miała więcej fiutów niż on kanapek, mógłby nawet podejrzewać, że była na swój sposób śliczna. Kto wie. Może wyjdzie z tego bagna pewnego dnia i znajdzie sobie kogoś ciut normalniejszego.

Kucnął przed dziewczynami i zmieniwszy magazynek machnął bronią ponaglając udzielenie odpowiedzi.

- Dobrze udawać orgazm? – zapytała niepewnie nastolatka.
Foxie pokręciła głową z udawanym przestrachem bezradnie rozkładając ręce.
- Trzymamy się, kurwa, z daleka od Odlotu. – powiedział spokojnie
Wyraźnie artykulując każde słowo.
Patrzyły na niego i energicznie pokiwały głowami na zgodę.
- Powtórzcie.
- Trzymamy się z daleka od Odlotu? – zapytały retorycznie niemal jednocześnie, choć farbowana ruda wplotła również Waltersowy przecinek.
- Good job. – skwitował jakby chwalił psa po dobrze wykonanej sztuczce.

Dym sączył się spod drzwi sypialni jak dywan kładąc po parkiecie siwo-czarną chmurą.

Odrzucił dziwkom osobiste holofony ale z wyjętymi bateriami i cofając się opuścił metę. Zatrzymał jednak komunikator, który Foxie dostała od Sato. Zanim wyszedł na korytarz kominiarka była znowu czapką a na głowę naciągnął jeszcze kaptur.
Nie spiesząc się, żeby nie zwracać na siebie uwagi, wyszedł z budynku. Na alley zdjął kapotę i wywrócił na druga stronę. Była już czarną kurtką. Wsiadł do auta i podjechał na umówione z Foxie miejsce. Miała przyjść gdyby grunt palił sie jej pod nogami. Nie przyszła, więc chyba wszystko było okay. Spojrzał na wyświetlacz w kącie pola widzenia sztucznego oka. Zatrzymał odliczanie. Wszystko zajęło kwadrans. Pierwsze zlecenie i okazało się, że był rusty po trzymiesięcznym oliwieniu nie tych mięśni co trzeba.
Odjechał.




***





Po drodze kupił zgrzewkę piwa, trzy pizze, wino i prawdziwe kwiaty. Wynajął motel na obrzeżach Bronxu. Taki podrzędny, w którym nikt nie zadawał zbędnych pytań a kamery były atrapą na pokaz inspektorów ubezpieczeniowych.

Najpierw obejrzał rany. Mogła zostać blizna do kolekcji. Tym nie przejmował się. Ważnym było, że pchnięcie nie było głębokim na tyle, żeby uszkodzić narządy wewnętrzne. Chlast na ramieniu zagoi się jak na psie. Nie czuł objawów zakażenia, więc wszystko wskazywało na to, że ostrze Leona nie było zatrute żadnym świństwem. Wziął prysznic i na spokojnie wziął się za przeglądanie fantów z mety dealera uprzednio wymontowując z holofonów lokatory pozycyjne.

- Jestem. – wysłał Felipie wiadomość z adresem i numerem pokoju.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 23-02-2014 o 22:31. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline