Wątek: The Big Apple
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2014, 22:45   #28
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Spotkanie z poleconym przez Dirkauera wsparciem okazało się być konferencją dwóch mówiących różnymi językami stron. Fakt, że niezbyt dokładnie do owej konferencji się przygotowali, wcale nie umiejszał barku chęci współpracy z drugiej strony. A wewnętrzne gierki pracowników korporacji nie za bardzo interesowały panią Basri.
Ta ich dziwna konferencja została nagle przerwana.
Kye Remo wyszedł pospiesznie pozostawiając ich samych. Nie było sensu siedzieć w tym miejscu i kontemplować tego wszystkiego zwłaszcza, że mieli spotkać się z Maroldo.
Rose zaproponowała, że mogą pojechać razem.
Nie rozmawiali wcale. Jak na razie nie mieli o czym. Każde zajęte swoimi sprawami.
Azjatka wrzuciła w wyszukiwarkę nazwisko podane przez Remo. Chciała przeczytać te artykuły, o których haker mówił.
Nawet nie zauważyła, że są już na miejscu. Jeremy podał jej rękę pomagając wysiąść.
- Proszę pamiętać, że… - Zaczął tak by tylko ona go słyszała.
- Tak wiem. W razie czego nie dyskutować i słuchać poleceń. - Powiedziała poważnie.
- Nie, że to Bronx i że tu trwa wojna. Ale cieszę się, że pani pamięta.

***

Lokal nie należał do najgorszych. Chyba. Rose usiadła przy barze i z zamówiła kolorowego drinka. Niestety od razu pojawił się jakiś pożal-się-boże podrywać ze swoją tanią gadkę. Zignorował go. A przynajmniej próbowała, facet był jednak nieugięty. Prowadził monolog usiłując ją sobą zainteresować. Odetchnęła z ulgą gdy odszedł.
- … a dla pani jeszcze raz to samo. - Usłyszała po chwili obok siebie.
Barman postawił przed nią kolejnego drinka. Wściekła obróciła się w stronę stawiającego.
- Carlos?? - Odezwała się zdziwiona. W tym całym szumie nie rozpoznała jego głosu.
- Cześć Rose. - Uśmiechnął się sącząc swoje whiskey z lodem.
- Wiesz, jestem trochę zajęta. Czekam na…
- Wiem. Czekasz na mnie.
Zmierzyła Meksykanina wzrokiem
- Ooo.. Nie udawaj takiej oburzonej. Potrzebujesz mnie.
Już miała na końcu języka jakąś ciętą ripostę, ale ugryzła się w język. Zamiast tego podniosła się sięgając jednocześnie do torebki.
- Siadaj. - Załapał ją za rękę i pociągnął zmuszając by usiadła. - Musimy porozmawiać.
- Czy ten palant ci przeszkadza laleczko?? - To był z kolei jej niechciany adorator. Niestety wrócił.
- Spieprzaj. - Warknęła Rose jednocześnie wyrywając się z uścisku.
Nie oglądała się za siebie przepychając się do wyjścia. Była na siebie wściekła, że dała się podjeść de Artiga. Nawet nie sprawdziła z kim się umawia. Fakt, potrzebowała roboty, gdyż fundusze jej się powoli kończyły. Powinna być jednak nieco ostrożniejsza w doborze kontrahentów.
Trochę trwało nim odnalazła swoje auto. I chyba ze zdenerwowania nie mogła otworzyć drzwi.

Zaszedł ją z tyłu. Jedną ręką chwytając za gardło a drugą wykręcając jej rękę.
- Tak szybko uciekłaś, że nie zdążyłem zapytać cie o numer. - Przycisnął ją do samochodu.
Musiał wiedzieć co robi, gdyż ręka zaciśnięta wokół szyi nie tylko blokowała dopływ powietrza, ale i uniemożliwiała krzyk.
Nawet nie zareagowała, nie zdążyła gdy zwolnił blokadę ręki obracając ją o sto stopni i przykuwając ją do relingu jej własnego auta.
Zaczęła łapczywie łapać powietrze gdyż jedna ręka napastnika dosłownie miażdżyła jej krtań. Druga błądziła gdzieś po jej ubraniu, zresztą nie było to teraz istotne. Brak powietrza był jej głównym problemem.
- Nie będziesz się opierała, prawda. - Wydyszał do jej ucha wyraźnie zachęcony jej słabnącym oporem.
- Ależ owszem. - Usłyszała męski głos. Chwilę później opadła na kolana kaszlać i krztusząc się. Gdzieś nagle zniknął ucisk z jej gardła i ciało które ją boleśnie przyciskało do karoserii.
Gdzieś tam z boku trwała jakaś szarpanina. Ale i ta szybko ustała. A ona nadal kaszlała.
- Spokojnie - Usłyszała nad sobą.
Podniosłą przerażone oczy do góry. Nie był to wprawdzie napastnik, ale mogła wpaść z deszczu pod rynnę.
- Kurwa!! Rose!! - Tej samej chwili nadbiegł Carlos. Zdyszany patrzył chwilę na nią. - Kurwa!! Co ty wyprawiasz??
Nic nie odpowiedziała. Była zbyt zszokowany tym co się przed chwilą stało. De Artiga wypuścił z siebie całą masę bluzgów w obu znanych sobie językach. Tym czasem ten drugi mężczyzna uwolnił jej rękę.
- Gdzie masz kluczyki??. - Zapytał w końcu Meksykanin pomagając jej wstać. Podała mu jej bez oporu. - Jedź za mną Jeremy. - Rzucił je temu drugiemu.
Pomógł jej wsiąść do swojego auta. Ruszyli.
- Ty nie myślisz zupełnie. - Zaczął na nią krzyczeć. Jechali, więc nie mogła wysiąść. Ale nie pozostała mu dłużna.
- Ja nie myślę?? A kto wymyślił taki sposób komunikacji??
- Bo nie chciałaś ze mną rozmawiać.
- Dziwisz się?? Po tym wszystkim dziwisz się?? Spieprzyłeś sprawę i jeszcze na mnie zrzuciłeś winę.
- Kurwa!! Straciłem przez ciebie dużo kasy.
- Przeze mnie?? - Prychnęła urażona. - Przez mnie?? Przez swoją własną głupotę. Ale nie potrafisz się do tego przyznać. Ja też straciła dużo wtedy.
- A teraz nadarza się okazja do odrobienia tego. - Zatrzymał samochód na podjeździe. Pomógł wysiąść. Chwilę później obok zaparkowało jej auto.
- To Jeremy O'Meara. - Przedstawił mężczyznę, który ją uratował. - Tobie potrzebna ochrona. On szuka pracy. To część mojej propozycji.
- Wsadź se… - Już mu chciała nawrzucać. Powiedzieć co o nim sądzi o jego propozycji.
- Zamknij się i słuchaj. - Podniósł głos. Poskutkowało. Zamilkła.
- Nadarza się okazja nieźle zarobić.
- Co?? Zwykła dziwka ci już nie wystarczy??
- Rose. - Wycelował w nią palec ostrzegając tym samy, żeby nie przeciągała struny. - Dobrze wiemy, że z kasą u ciebie ostatnio krucho.
- Ciekawe komu to zawdzięczam.
- Więc dam ci szansę zrobić. - Puścił jej uwagę mimo uszu. - I opłacę przez jakiś czas ochroniarza. - Ruchem głowy wskazał na drugiego mężczyznę.
- Jest tylko jeden warunek. - Odezwał się O’Meara.
- Tak?? - Spytała z teatralnym zdziwieniem Rose.
- W razie czego nie dyskutuje pani i słucha poleceń. - Odarł.

***

Ceremonia pogrzebowa był krótka. Po niej uczestnicy zapakowali się do aut i ruszyli na stypę. A oni mieli jechać za nimi.
Mik wpakował się na tylne siedzenie Range Rovera nim jeszcze O’Meara wysiadł z wozu by otworzyć Rose drzwi. .
- Pojadę z przodu. - Machnęła tylko ręką i zajęła miejsce obok kierowcy.
- Jedziemy za nimi. - Wyjaśniła szoferowi. - Mik będzie cię kierował. - Powiedziała to głośno odwracając się do tyłu i spoglądając na cyborga.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 25-02-2014 o 19:23. Powód: Błędy
Efcia jest offline