Kevin, Kevem niekiedy zwany, a przez niektórych Krukiem z powodów, które zatarły się już w pamięci wszystkich zainteresowanych, wylegiwał się na łóżku w swojej kwaterze, odpoczywając po trudach ostatniej, udanej na szczęście, misji, gdy ktoś zastukał do drzwi. Nim Kevin zdążył odpowiedzieć drzwi otworzyły się, a w progu stanął niewysoki, siedmioletni na oko chłopaczek.
- Strażnik Dekort? - spytał. Ciekawe, kto inny mógłby tu być, pomyślał z przekąsem Kev. Chłopak pewnie był nowy, bo wcześniej jakoś Kevin go nie zauważył. Pewnie ostatni nabór.
- Czeka się, aż ktoś odpowie - stwierdził, co na chłopaczku nie zrobiło najmniejszego wrażenia. - Czegóż sobie ode mnie życzysz w ten piękny dzionek?
- Mistrz Dearekh prosi pana Strażnika Dekorta do siebie. Za dziesięć minut - wyrecytował posłaniec, po czym wybiegł, zapominając o zamknięciu za sobą drzwi.
- To chyba na wypadek gdybym dostał nagłego napadu sklerozy - mruknął Kevin, zwlekając się z łóżka.
Wygładził troszkę posłanie, po czym przyodział się nieco bardziej wyjściowo, to znaczy na koszulę założył tunikę.
Podczas narady Magów zazwyczaj nudne informacje przeplatały się z ciekawymi. Tak było i teraz.
Takie na przykład "podbieranie" uzdolnionych magicznie dzieci.
Każdy był dumny z tego, że z jego rodu wywodził się Strażnik, ale z drugiej strony lepiej było mieć w rodzinie maga. Samą sławą zwykle nikt się nie najadł, a coraz częściej pojawiały się pogłoski, że Elfy płacą za uzdolnione magicznie dzieci.
Fakt, ze Magowie byli w społeczeństwie potrzebni, ale Strażnicy również ich potrzebowali.
Coś na to trzeba było poradzić... z tym, że chwilowo nie była to sprawa Kevina.
Może Advenae by się tym zajął? Wysoki Elf, jakby nie było, a jego zainteresowanie magią było szeroko znane. Mógłby pogadać ze swoimi pobratymcami.
Dla Keva dużo ciekawszy okazał się fakt, że Izydir była Źródłem. Zablokowanym co prawda, ale to w niczym nie umniejszało wagi sprawy. Jeśli Mag był na wagę złota, to Źródło... Szkoda słów.
Wnet jednak się okazało, że Advenae miał inne plany i postanowił dołączyć się do wyprawy. Przeciwko kolejnemu uczestnikowi wycieczki Kev nic nie miał. Co prawda zwykle działał sam, ale odludkiem bynajmniej nie był.
- Kiedy wyruszamy? - spytał. - To wycieczka konna, czy też pieszy spacerek?
- Wyruszycie jak tylko Rada podejmie decyzję - odparł Dearekh. - Oczywiście konno. Niektórym przyda się trochę treningu. |