Cała sytuacja była o tyleż zabawna co nieprzewidywalna. Neth przykucnięta, z brodą ujętą w dwa palce, buzią po dziecinnemu rozdziawioną w śednio inteligentnym wyrazie i tak kontemplowała przedstawienie, w którym mnich i Borys odgrywali główne role. Wciągnęła się, no. Chłonęła akcję i dialogi i była ciekawa finału kiedy... przylazły te parszywe koboldy! Co za beznadziejne wyczucie czasu!
- No nieee... - jęknęła zupełnie rozczarowana. Ostatnio z taką pasją oglądała trupę cyrkowców na wiejskim jarmarku a wtedy skończyło się, że kretyn łaził po linie zawieszonej między dwoma dorodnymi dębami. Spadł wtedy i kulasy połamał ku uciesze gawiedzi. A teraz miało być nawet ciekawiej! - Ej no! Trup miał być, trup miał być!
Pretensje skierowała bezpośrednio do stojącego opodal Marcela bo zaczynała jakoś podświadomie się z nim zżywać i solidarność czuć jak to bywa między psiapsiółami.
Szybko jednak żarty porzuciła bo jak już brodacz podchodził do gadziny jasne było co się święci. Przykucnęła za zasłoną w postaci większego kamulca.
- Czy chłopy to zawsze tylko do mordobicia się muszą garnąć? - spytała czarodzieja wypuszczając już pierwszą strzałę z cięciwy. I ogółowi wykrzyknęła prośbę. - Nie dobijać rannych co by się dało jakiego potem przesłuchać!
Zmiana celu i kolejne strzały ze świstem leciały w półmrok. |