- Coś mi tu śmierdzi. I to nie świeże rzygowiny. - Leuden skrzywił się, kiedy Leśnik podzielił się z nimi swoimi spostrzeżeniami. Do tego pojawiła się dziewka, którą wczoraj w łeb zdzielono.
Głos szlachcica robił się coraz bardziej natarczywy, co zaczynało irytować Gunthera. Do tego kazali im się rozejść, jakby byli cokolwiek parobkami na zagonie. Nie mieszanie się w nie swoje sprawy to jedno, ale do cholery, Ci goście byli razem z nimi w straży, czyli to tak jakby odwiesili swoje błękitne maniery na haczyk i poszli z nimi taplać się w rynsztoku tego świata. A jednak wciąż próbowali stawiać się nad nimi.
- Kieska, normalnie pilnuj mnie bo nie wytrzymie i wyrżnę w gębę złamasowi. - zaciskana pięść zachrzęściła nieprzyjemnie - Niech mnie diabli, jeśli szlachetka nie ma czegoś wspólnego z tym sztywnym. -
Osiłek odczekał chwilę, aż krew przestanie mu się gotować pod czaszką i zmusił się do wysiłku intelektualnego. W głowie narodziła mu się następująca myśl:
- Niech no który zagada z tą babeczką, co to ją braciaszek wczoraj połatał, może wie nieco. - tymczasem Gunther odwrócił się znowu do pysznego szlachcica i rzucił wyzywająco - Jak się tak swoim druchem przejmujecie to czemuście go w nocy nie pilnowali, hę? Pierwsi do szukania też nie byliście. - dandys mógł być sobie szlachcicem, ale teraz był jeno zarozumiałym dupkiem co to utrudnić mógł późniejsze robienie raportu, a łatwiej było nakłaść komuś po gębie, choćby i niesłusznie, niż potem musieć pisać coś na kartce. |