Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2014, 13:29   #18
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Była ciemna, ciemna noc. Był ciemny, ciemny las… pełen grzybków. Las przemierzała cicho, ciemna postać…

~„Światło. Co my tu mamy? Interesujące… trzy postacie. Niewiele. Nie widzę ich dobrze. Muszę podejść. Chwila… mapa. Teraz lepiej. Lepiej by zawczasu mnie widzieli, mnie i zaproszenie.”

… tak długo, aż na skraju lasu nie dostrzegła ogniska. Ktoś robił imprezę? Nie, nie było alkoholu. Były dwa konie, dwie postacie stojące nad trzecią. Poruszała się co prawda omijając łamiące się patyczki, jednak tak by rozmawiający mogli ją zobaczyć zawczasu. Nie kryła się z celem podróży, ni trzymanym w dłoni świstkiem papieru, na który raz po raz spoglądała.

~”Następna chętna? Chcą usłyszeć szczegóły. Wiadomo więc kto jest sprawcą zamieszania. Czas pokaże…”

-… zrezygnowałem z kąpieli i nocy w towarzystwie jakiejś dziewki … - mówiła jedna ze stojących postaci.
- Prrr szalony! - nagle rozległo się wołanie. Na polanie pojawiła się konno kolejna osoba. Od razu przedstawiła się. Kapral Fred Harper. W czasie szalonego wjazdu w scenę kaprala, nasza jak się okazało nie tylko ciemna, ale także niska postać, zdążyła podejść na odległość rozświetlających polanę płomieni ogniska. Być może gnana jakąś myślą o kulturze osobistej zdjęła kaptur. Każdemu kto chciałby spojrzeć, ukazało się wtedy zielone, łyse oblicze - pomijając oczywiście grubego czarnego warkocza, plecionego gdzieś od tyłu głowy. Nie jeden śmiałek, co bardziej obyty, dość mógł do wniosku, że ta tu, nie jest czystej krwi orczycą, gdyż wiele jej rys wyrażało ludzkie pokrewieństwo. Z zaciekawieniem obdarzyła bywalców ów miejsca spojrzeniem żółtych oczu. Najpierw tego, który narobił przed chwilą szumu. Później tego, który mówił coś o chętnych i dziewkach na noc. Uniosła lekko kącik ust ku górze.
- Cierpliwość jest cnotą. – odparła cicho, może do niego, może tak o do siebie? Wzrok zielonej zawędrował teraz na „ja pierdziele, Smerf, tylko dlaczego taki duży?” - zresztą, przez ułamek sekundy dokładnie coś w tym stylu wyrażając. By po chwili zjechać o wiele niżej – „Klakier?”- gdzie siedział Kot. Wtedy coś się zmieniło. Wyraz twarzy orczycy zdecydowanie pasował bardziej do wyrazów twarz większości kobiet, którym dane było spojrzeć na wyjątkowo słodkie (aż chciałoby się schrupać), roześmiane niemowlę. Zainteresowanie słodziakiem, najwyraźniej wprawiło ją w zapomnienie o jeszcze jednej postaci, której powinna się przyjrzeć. Kot, kot… kotek! W tle brzmiały dźwięki rozmowy. Samael. Simon Petrikov. Przedstawiali się.
-… Miło mi i panią zobaczyć, pani...?
- Nhyan Luthain z plemienia Złotego Węża – zielona odpowiedziała niebieskiemu spokojnym dźwięcznym tonem, nie tracąc zainteresowania kotem. Wyciągnęła ku ognisku dłoń z mapką, by pozwolić tejże upaść w płomienie. Tajemniczy drow, stanowiący ów trzecią postać, postanowił odpowiedzieć na pytania. Musieli zatem zadać je nim przyszła. Wyjaśnia, dlaczego i o co chodzi. Niezbyt dokładnie.
-… Zatem karczmę trza spalić, córkę mu zgwałcić i zabić, na samym końcu skrócić jego męki. Pytania o dalsze haczyki? - tak też kończy swoją opowieść. Zaś pytania owszem pojawiają się. Pojawiają się i wątpliwości. Zleceniodawca nie lubi Cesarskich, zaś Panowie którzy być może będą chcieli przyjąć zlecenie nie lubią chędożyć. Ciekawe. Nie jeden przecież, na wieść o tym, że może pochędożyć i jeszcze mu za to zapłacą miałby w głowie wizję samego siebie krzyczącego: „Kłać siem dzifko! Szerzej nogi...”. W każdym razie,… oni protestują. Prócz jednego.
- Ja tam jakichś szczególnych oporów nie mam. Jeśli toto pełnoletnie rzecz jasna. Z gwałceniem to faktycznie może być problem. Jestem zbyt przystojny żeby jakaś mi odmówiła. He he. – mówi Kapral. Tylko, czy faktycznie jest przystojny? Z zebranych osądzać mogła tylko jedna kobieta. Ta, która najwyraźniej miała właśnie w głowię wizję nie przyświecającą połowie zebranych tu posiadaczy plemników.
- Ja mogę zająć się dziewką… chociaż, szkoda by zaraz po tym miała zginąć, nie pamiętać tej nocy do końca długiego jeszcze życia. - uśmiech kobiety poszerzył się, kły naparły na usta w taki sposób, że wyglądał na nieco krzywy. W oczach zaś miała lekkie rozbawienie.


~„No i proszę, znalazły się dwie dziewice. Boją się chorób? Wolą siebie nawzajem? A może… moralność? Tja. I jeden kurwi syn… po moim trupię pozwolę im zgwałcić dziewkę. Nawet jeśli ona ma zginąć, jej ostatnim wspomnieniem nie będzie kutas jakiegoś… a może, może uda mi się jej pomóc?”

Cytat:
Jakiś czas wcześniej…

Rude przetłuszczone włosy młodzieńca oblewały miarowo pniak. Wieczorem mniej lub bardziej świadom, postanowił zrobić z niego nietypową poduszkę. Różowymi smugami ciągnęły się pierwsze zwiastuny świtu, które powoli odbierały mu kolory błogiego snu, zastępując go impulsami niewygody. Nie otwierając oczu przeturlał się na plecy, rezygnując tym samym z usług pniaka. Uniósł powoli ręce ku górze, wyciągając je tak mocno by zatrzeszczało w stawach. Przeciągał się. Różowe usta rozwarły się w pojedynczym głośnym ziewnięciu, tak mocno, że jeden z pryszczy mieszkających na policzku młodzieńca niemalże zakończył swój jakże dorodny żywot. Chłopak przesunął dłońmi po twarzy. Tym razem pryszcz nie wytrzymał. Biała ropa, a tuż za nią odrobinka krwi wyciekła na przyozdobioną jego podobiznami skórę. Chłopczyna otworzył zielone oczy, a wraz z nimi otworzył usta. Wyglądało to dokładnie tak, jakby miał zamiar coś powiedzieć. Kto wie, może chciał błogosławić świtowi, dziękować bogom za urodę… w każdym razie, nie powiedział nic. Zamarł w bezruchu, jedynie jego oczy otworzyły się szerzej wyrażając czy to zdziwienie, czy strach.

Stała nad nim. Żółte oczy wpatrywały się weń przeszywająco. Miały dziwny kolor, łanów zbóż kołysanych wiatrem o melodii nadchodzącej burzy. Czarny tatuaż węża o pomarańczowych niczym ogniste płomienie oczach oplatał jej szyję i prawe ramię. Gdy poruszyła się lekko przekrzywiając głowę, wydawało się że tatuaż poruszył się samoistnie, wbrew niej. Była… zaraz… była naga. Zielona, zadbana skóra połyskiwała w nieśmiałych promieniach nadchodzącego świtu.
- Cienie zalegają w Twoim sercu młodzieńcze. Mącą równowagę. Życie w rytmie obiegu zapewniało spokój i harmonie… - mówiła powoli, szeptem, miękkim jedwabistym głosem, a wypowiadając te słowa przekładała powoli z jednej dłoni do drugiej długą drewnianą laskę. Nie była to taka zwykła laska. Ta konkretna, zwieńczona była białą ludzką czaszką oraz licznymi rzemieniami do których przymocowane były ozdobne kolorowe piórka.
-… a teraz masz przesrane, prawda? – przy tych ostatnich słowach ton głosu zmienił się. Z dziwnej zjawy, mediatorki która zaraz oznajmi mu prawdę o życiu i śmierci, kobieta zmieniła się w naśmiewającą się ze znalezionego urwisa złą ciocię. W dodatku ten złowrogi uśmiech, który pojawił się na jej twarzy.

Jakiś czas później…

- Dlaczego pomogłaś temu pryszczatemu? - nie miała ładnego głosu. Był bardziej męski, niż kobiecy. Zachrypnięty, nieco irytujący. Zdecydowanie wolałam ją, kiedy się nie odzywała. Powoli skończyłam owijać w około szyi apaszkę. Teraz nie było go widać. Kryła go nie tylko ta niewielka tkanina, ale również lekka skórzana zbroja: gorset, długie po same ramiona rękawice.
- Pomogłam? – udałam zdziwiony ton. Nie byłam zdziwiona. Nie tym, że nie do końca rozumie jak to działa. Przeniosłam na nią powoli oczy, przeszyłam spojrzeniem. Wiedziałam, że tego nie lubi. Ja lubiłam. Dawało mi to taką delikatną satysfakcję, chociaż sama nie wiem czemu.

Jakiś czas jeszcze później…

Ciepło ogniska już gasło. Była to oczywiście kwestia lenistwa. Temperatura naszych splecionych ciał całkowicie wystarczała. Nie chciało mi się jeszcze otwierać oczu. Przejechałam tylko dłonią po jej nagiej talii. Wystarczyło. Poruszyła się. Nie spała już. Poczułam jej miękkie usta na swoich. Nie odwzajemniłam pocałunku. Nie dlatego, że nie chciałam. Wiedziałam co będzie dalej. Delikatnie będzie próbowała mnie obudzić skradając co nowsze. Było to przyjemne. Nie pomyliłam się. Przerwała dopiero po chwili, zapewne widząc mój delikatny uśmiech.
- Nie śpisz już? – głupie pytanie, przecież znała odpowiedź. Otworzyłam oczy. Próbowała się odsunąć, ale przytrzymałam ją. Uśmiechnęła się. Naprawdę, nie była ładna, nawet teraz.
- Wstajemy? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Przygryzłam lekko wargę, a moja dłoń powędrowała po jej ciele. Wiedziałam, że jest głupia, ale to powinna zrozumieć.
- Zaczekaj. Wciąż zastanawia mnie… - urwała na moment, niebyła pewna jak sformułować wypowiedź, a może, czegoś innego - … co on właściwie zrobił?
- Kto? – zabrałam powoli dłoń. O czym ona teraz myśli? Chciało mi się przeklinać w duchu. To była taka piękna pobudka. Dlaczego wszystko musiała popsuć?
- Ten rudy… no wiesz, z wioski... - opuściła nieśmiało wzrok. Może zdała sobie sprawę, że źle wybrała czas. A może nie? Oznaczało by to, że naprawdę była idiotką. Trudno. Żegnaj wspaniały poranku. Westchnęłam demonstracyjnie. Powoli i niechętnie zaczęłam siadać, tak by nie musieć już na nią patrzyć.
- Zgwałcił córkę sołtysa.

Wtem stało się. Kot ruszył w jej stronę. Przykucnęła wyciągając do niego zielone łapki. Nie miała w nich póki co nic smakowitego, jednak wyglądały na chętne do pieszczot.
-Kici, kici. - powiedziała to co należało w tejże sytuacji. Znów patrzyła nań w ten charakterystyczny, wymowny sposób w stylu “podaj łapę, a zostanę Twoją mamusią”. Panowie zaś wrócili do dalszych ustaleń i pytań. Dla orczycy najwyraźniej to co powiedział drow było wystarczające. Kto bowiem na początku mówi wszystko? Świat pełen jest tajemnic. Zaś te mają tendencję do ujawniania się we właściwym im czasie…
-…By spalić karczmę wystarczył by ci jeden żołnierz i to niekoniecznie wysoce wykwalifikowany… wystarczyło by, by był okrutny co nie miara, a takich znajdziesz bez liku. I pytań mniej. I zapłata mniejsza. – niebieski mówił spokojnym tonem, jakby ważył słowa.
- Każda kałuża składa się z wielu kropel wody, zaś wiele połączonych kropli wody stanowi o wielkości kałuży. - powiedziała pod nosem, nadal bardziej przejęta Kotem.
- Wiesz, niebieskoskóry przyjacielu, że oddział przed wyruszeniem w bój warto zgrać? Sprawdzić co potrafi? – pytał Kapral coś tam sobie robiąc pod nosem - Mam wrażenie, że to robi właśnie nasz gospodarz. Pytanie po co też jest oczywiste, ma większą robotę. Pytanie natomiast – zawiesił na chwilę głos - Ile płacisz drogi przyjacielu?

~”Przecież to samo przed chwilą powiedziałam. Głupie nawyki. Muszę bardziej zwracać na to uwagę. No i w końcu konkretne pytanie! Ile?”

Ostatnie pytanie wydawało się w końcu tym konkretnym i na miejscu. Oczywiście gaduły miały jeszcze coś do dodania. Sytuacja sprzed paru lat? Grupy tworzone na początku wojny? Czy to było istotne? Jeśli mają rację, z pewnością robiło się ciekawie. Dwie rzeczy jednak były najważniejsze. Po pierwsze pracodawca chciał teraz zapłacić 100 koron cesarskich za zlecenie, dodatkowo miał w zanadrzu kolejne. Po drugie zaś, orczyca została nazwana tą, która potrafi poruszać się po lesie.
- Orczyca potrafi nie tylko chodzić. - wyszczerzyła lekko zęby w uśmiechu - Zaprosiłeś jeszcze kogoś na kiełbaski? - gestem głowy wskazała ognisko, zmarszczyła brwi - Nie,... źle to ujęłam. Spodziewasz się jeszcze kogoś? - skierowała wzrok na linię lasu, jakby spodziewała się, że zaraz ktoś wyskoczy spomiędzy drzew z okrzykiem “zapomnieliście o mnie!”.

~”Odpowiedź na to pytanie o wiele więcej może wyjaśnić. O tym co wie. O tym jak jest zorganizowany. Czy co planuje…”

W tym momencie nikt jednak nie wyskoczył, zaś Kot zaczął obwąchiwać jej dłonie. Zapachów świat skrywa wiele, a interpretacja zwłaszcza tych należących do poszczególnych osób bywa subiektywna. Kot jeden wie, co poczuł. Najwyraźniej wystarczyło mu to by usiąść obok, pozwalając na dalsze pieszczoty. Zachęcona tym pozwoleniem, nie darowała mu ich, mając minę zadowoloną pewnie nie mniej niż sam Kot.
- A i owszem. Czekam jeszcze na pewne persony. Ale jedna z nich chyba właśnie nadbiega.
Na skraju linii światła stanął wilk. Spory i czarny jak noc. Na dodatek wyraźnie podenerwowany, zjeżony, z wystawionymi zębami. Patrzył na kota… Zielona, chyba gnana jakimś matczynym odruchem przyciągnęła go do siebie umieszczając na własnych rękach w obronnym geście. Sama wyszczerzyła kły na wilka, czujnie lustrując go żółtymi ślepiami. Rychło okazało się, że wilk to jednocześnie goły bard. Okazało się również, że drow to iluzja drowa. Prawdziwy pojawił się chwilę po tym, jak zniknął ten nie prawdziwy. Kto by się w tym wszystkim połapał? Wiadomo było, że to na tego nagiego czekał zleceniodawca. Z rozmowy wynikało, że ta dwójka tu, była razem.
- Pod Chwostem dwudziestu cesarskich. Jeden z Róży, jeden mag Palladinea. Spieprzamy. Wy jeśli dalej myślicie o pracy, zapraszam. Jeśli nie... milo było.
Tak czy siak… była bohaterką! Obroniła kota przed Złym Bardem, którego przemiana wywołała wyraz zdumienia na jej zielonej buźce, bardziej niż… inne jego atuty, iluzje jego towarzysza, czy przybycie Zbroi. Bo tak właśnie było. W między czasie na scenę wkroczyła również postać w zbroi.
- Zapomnieliście o mnie! – miała gardłowy trzeszczący głos.
Zielona na słowa “spieprzamy” zaczęła wstawać, choć nieśpiesznie, z Kotem trzymanym w dłoniach. Ten tylko zamruczał zadowolony. Chyba nie miał nic przeciwko. Przycisnęła go pewniej między piersi.
- Ale dziewka będzie moja? - upewniła się, najwyraźniej chętna do współpracy na pewnych warunkach.
- To zwiad Arkanijczyków? Jak go zarąbie dostanę premię? – temu nazywanemu Samaelem najwyraźniej Zbroja nie przypadła do gustu.
- Nie orczyco. Moim warunkiem jest by dziewka nie była ruszona. – nie przypadły mu do gustu również warunki orczycy. No dobra… wzruszyła ramionami. W końcu jak to mawiają mędrcy świata “mówi się trudno i żyje się dalej”, nie jedna dziewka po świecie lata… no i w końcu ma Kota. Pogłaskała rzeczonego czule po główce. To był taki słodki kociak w końcu. Nie to co ten cały narwaniec, próbujący właśnie wywołać bójkę. Zbroja chciała dowiedzieć się o co chodzi, najwyraźniej też dostała tu zaproszenie. Narwaniec zaś twierdził, że ta śmierdzi kapusiem czy tam debilem. Wyciągnął miecz. Zaczął skracać dystans.
Orczyca gwizdnęła, chociaż cicho. Bardziej tak by zwrócić na siebie uwagę.
- Spokojnie Panowie, nie pora i nie czas na to… wolicie jatkę we dwoje i zarazem z dwudziestką z Kwiatkami? - spróbowała dyplomatycznie zażegnać przerośnięty kojonez. W końcu jak mawiają mędrcy świata “kto nie próbuje, ten nie ma”.
- Miau? - odezwał się pytającym tonem Kot zwracając na nią swoją mordkę.
- Ciii… spokojnie kotku. - pogłaskała go znów, a co tam - Panowie tylko chcą się stać przekąską… marnując czas.
Chyba nie pomogło. Nie ważne. Ważne było to, że Ci rozsądniejsi poprosili o zaliczkę. Może nie pora i nie czas i na to, skoro trzeba stąd się ulotnić. Dużo się działo na raz. Zdecydowanie. Na scenę wkroczyła kolejna persona. Goblin. Goblin! Orczyca zerknęła na tego Takiego nowego, zresztą z miną w stylu „w końcu ktoś normalny”. Zerknęła na Zbroję, która nadal jak się wydawało stała bez ruchu. W końcu na Samaela i jego miecz, przygryzła lekko wargę.


Wtem między towarzystwem wylądował mieszek złota. Udało jej się pierwszej zgarnąć ów zaliczkę dla wszystkich. Nie czekała na nic więcej. Ruszyła za pracodawcami w stronę koni... ona i Kot, który wyraźnie zadowolony z takiej formy podróżowania nie protestował ani nie wyrywał się zielonoskórej.
- Łaskawa pani, w wolnej chwili odliczcie kopę monet dla mnie i mego towarzysza - rzucił wesołym tonem niebieski będąc już w siodle.
- Kurważ – wyrwało się kapralowi gdy forsa wpadła w ów zielone łapska. - Orczyco, jak tylko staniemy moja forsa ma być!
- Spoookojnie Panooowie - przeciągnęła jakby leniwie ów słowa, uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona. Dopiero gdy odwróciła w ich kierunku wzrok, uśmiech zniknął. - Nigdy nie okradam swoich. O ile będziecie swoi. - co jak co, ale to zabrzmiało poważnie.
- Gdy tylko staniemy.

Tako też orczyca i kot, stali się orczycą z sakiewką i kotem na koniu!

~~~~~~~~

Dla najlepszego pod słońcem MG. ^^
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 26-02-2014 o 13:33.
Wila jest offline