Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2014, 20:04   #88
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Sterczymy tu dlatego, że wskrzeszenie całego miasta nie jest czymś, do czego przygotowujesz się przez trzydzieści sekund – skontrował szorstko Czasowiec, odgarniając włosy z oczu.
- No… może to nie do końca „wskrzeszenie”. Bardziej spóźnione działanie prewencyjne.
Mężczyzna uniósł lewą dłoń na wysokość oczu i zacisnął ją w pięść. Piasek w klepsydrze na jego piersi zaczął bezgłośnie zmieniać położenie. Szeroki zamach i cios w ziemię. Jedna z chodnikowych płyt podskoczyła do góry, jej fragmenty zamarły w powietrzu. Głęboka szarość zaczęła rozlewać się z miejsca uderzenia, oblepiając sobą wszystko wkoło. Po chwili, obserwatorzy stali w nieruchomo jak figury odlane z wosku. Nie dotyczyło to oczywiście Eryka, który przypięty do pasa Joestara, miał najlepsze miejsce do podziwiania wodotrysków. Gdzieś w oddali dał się słyszeć dzwon, a czas zaczął się cofać. Grając na nosie naturalnemu porządkowi rzeczy, chmury na niebie poruszały się wspak, podobnie jak słońce. Proces był z początku wolny, ale szybko zaczął nabierać tempa. Dzień i noc trwały zaledwie sekundy. Nawet potworna rzeź przeprowadzona przez demoniczne maszkary została anulowana w mgnieniu oka. Mężczyzna zatrzymał przewijanie swojego metafizycznego wideo w momencie, gdy rozpoczął się atak na miasto. Niemrugające oczy dokładnie obserwowały otwierające się portale. Właściciel tych pierwszych chciał przyswoić sobie początek niedoszłej masakry.

Karmazynowa łuna zaczęła rozchodzić się z miejsca w którym stał blondyn. Docierała na każdą ulicę i przecznicę. Do wszystkich zaułków. Była przy straganach, w mieszkaniach i na dachach. Kiedy pierwsze pazury uderzyły o ziemię, Joestar znajdował się wszędzie. Na placu, przy wschodniej bramie, nawet na dnie cholernej rzeki. Nie kwapił się uśmiercaniem demonów, tego miał chwilowo dość. Wolał skoncentrować się na ratowaniu ludzi. Dotyk jego dłoni wysyłał nieświadomych mieszkańców z dala od niebezpieczeństwa, gwarantując bezpieczne przejście w przyszłość. Dziesiątki, setki, tysiące. Kiedy w końcu położył dłonie na barkach ostatniego mieszkańca miasta, ledwie trzymał się na nogach. Szczęśliwie miał wystarczająco siły na finałowy wysiłek. Trzask. Kulący się w kącie mężczyzna zniknął, a krwawe wiązki ponownie złączyły się w jeden punkt.
- Chyba starczy cudów jak na jeden dzień – powiedział niepewnie blondyn. Zrobił krok do przodu, a on i Eryk znów znaleźli się w teraźniejszości. Tym razem, z pomiędzy okrytych sadzą budynków patrzyło na nich multum par oczu. Wybawca spojrzał na ogromny tabun ludzi. Uśmiechnął się i runął na twarz, mdlejąc.
 
__________________
You don't have to believe in me.
Just believe in the Getter.
Highlander jest offline