Dziewczyna, przerażona i zmieszana, obejrzała się bezradnie w stronę uciekającego chłopaka. - Poniechajcie! To nie on! - wrzasnęła w jego obronie. - To znaczy... Mi rzekł, że tego jaśniepana jeno obił. Bogowie...To wszystko moja wina... - spuściła głowę. - Gdy w nocy oprzytomniałam i przypomniałam sobie, co zaszło, opowiedziałam Ralfowi, że to ten panicz popchnął mnie na stół, gdy wyrywałam się z jego uścisków. Nie wiedziałam, że on tak... - zawahała się. - Że Ralf mnie kocha... - w jej oczach pojawiła się wilgoć. - Powiedział, że wyszedł za nim w nocy za karczmę, ale ino by zmusić do przeprosin. Ponoć zaśmiał mu się w twarz i zaczął opowiadać okropne rzeczy o tym, co gotów mi był uczynić... - zaczerwieniła się i spuściła oczy. - Ralf rzucił się na niego z pięściami, a ten... ten człowiek zamiast krzyczeć, zaczął chichotać, jak zupełny szaleniec, dalej wykrzykiwał jak mnie będzie hańbił i ranił, a Ralf nie mógł się powstrzymać... Ale przyrzekł mi, że tylko go pobił i jak uciekał on jeszcze dychał...
Nie mogła już powstrzymać łez, które pociekły strumieniami. - Oni go powieszą... za samo pobicie szlachetnie urodzonego w tych stronach gotowi są odjąć ramię, a co dopiero za coś takiego...
Rozpłakała się na dobre. |