Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2014, 11:26   #108
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Młody wilkołak szybko pojął, z kim ma do czynienia. To był duch – mistyczne dziecko Wielkiej Matki. Theurg poczuł to całym sobą, jak czasami ludzie wyczuwają nadchodzącą burzę. Dante pokłonił się z szacunkiem nieznajomemu wojownikowi.

- Nie feruję wyroków - usprawiedliwił się spokojnym tonem, z jakim zwykł rozmawiać z kimś, kogo darzył szacunkiem, chociażby z racji wieku. - Ja tylko przyjmuję wyroki mojej Matki i akceptuję je, jak bolesne by nie były. Nazywam się Fabien Dante, lecz przyjaciele zwą mnie Goniącym Ćmy Marzeń. Twój ogień nie pachnie. Kim zatem jesteś, o mądry?

Wilkołak nadal trzymał w rękach młodzieńca porwanego z karetki patrząc z niepokojem na oznaki życia dawane przez chłopaka.

- Czy przysłała cię Aotea? – dokończył swoje pytanie.

- Mój ogień nie pachnie.? - Nieznajomy powtórzył słowa Fabiena zamieniając je w pytanie. - Ależ pachnie. - Jakby na potwierdzenie tego wciągnął mocno powietrzne nosem. - Pachnie tą krainą. Ale ty tego czuć nie możesz. Lub nie chcesz. - Przechylił głowę w kierunku ćmy zupełnie jakby słuchał tego, co ona mu do ucha szepce. - Jestem Haku. Opiekun tego świętego miejsca. - Ruchem ręki zatoczył krąg. - Kochająca Matka nie pozwoliłby na śmierć swojego dziecięcia. Zwłaszcza, gdy jej dzieci są tak nieliczne. Czyż nie?

Fabien uśmiechnął się i przyklęknął na jedno kolano w geście podpatrzonym u Srebrnych Kłów mającym zapewne oznaczać rycerskie pozdrowienie.

- Bądź błogosławiony, Opiekunie Haku - powiedział z szacunkiem. - Jestem dzieckiem Matki z jej łaski wrodzonym w krew Patrzących w Gwiazdy. Z tego co mi opowiadano, naszym dziedzictwem są ośnieżone szczyty najwyższych gór świata, skąd blisko do gwiazd na firmamencie. Czasami, jak wiesz, patrząc w gwiazdy, zapominamy o tym, co na dole. Jestem zaszczycony i wdzięczny ci za tą lekcję pokory, której mi udzieliłeś.

Fabien wstał i spojrzał prosto w oczy Opiekuna.

- Tak czułem, że ten młody wilk, który wyje w moich snach to chłopak, którego trzymam na rękach. Wiem, że uwięziły go macki Wyrmu, którego tutaj miejscowi, zapewne też i twój lud, nazywa Kanaloa. Chcę pomóc, Opiekunie. Chcę ratować jego życie, jego duszę. Ale jestem młody, pozostawiony samemu, chociaż mój rod nie stworzony jest do samotności. Nie mam wiedzy, ani mocy, którą mógłbym wykorzystać. Mam czyste serce i czyste intencje, i ogromne pragnienie, by uratować to dziecię Matki. Lecz nie wiem jak. Czy pomożesz mi, o Opiekunie? Czy i mnie otoczysz swoją protekcją, mimo, że nie należą do twego ludu? Ale miej wzgląd na to, że świecą nad nami te same gwiazdy i, co najważniejsze, ten sam księżyc. Luna. Czy pomożesz mi, Haku? Pomożesz dwóm młodym wilkom, jednemu schwytanemu w macki wroga, drugiemu, zagubionemu w swej misji? Proszę. Wysłuchaj mego błagania i okaż mi i jemu łaskę, na którą zapewne on zasługuje w swej nieświadomości tego, czym może się stać, kim może być i dokąd poprowadzi go Matka.

- To wy, biali, tak go nazywacie. - Odparł nieco urażonym tonem Haku. - Nie przyszedłeś tu szukać jednak wiedzy o bogach tej ziemi. Przynajmniej nie teraz. - Obrzucił chłopaka badawczym spojrzeniem. - Pomogę ci. - Powiedział po chwili. - Wskażę ci właściwą drogę. Ale podążyć nią musisz sam. Jestem opiekunem tego miejsca i nie wolno mi go opuścić . Zanim jednak będzie można pomóc chłopakowi, musisz go uwolnić.
- Jak to zrobić? – zapytał Fabien. - Planowałem oczyścić jego duszę rytuałem. Jestem gotów to zrobić. Wierzę, że to właściwa ścieżka, lecz mogę się mylić.

- Nie widzisz? - Zapytał ze zdziwieniem strażnik. - Musisz go najpierw uwolnić.

Zagadka była prosta. Umbra. Duch przebywał w Świecie Duchów, tutaj tylko emanując część swojej mistycznej energii. By ujrzeć prawdę Fabien musiał wkroczyć na ścieżki duchów. Woda. Potrzebował wody. Stojącej i nieruchomej. by mógł ujrzeć swoje odbicie. Był zbyt młody i zbyt niedoświadczony, by wkroczyć do Umbry inaczej.
Jego spojrzenie zatrzymało się na czystej sadzawce, przy której siedział Haku. Rozciągniętą twarz gabro wykrzywił dziwny grymas.

Fabien podszedł do sadzawki i skoncentrował swoje myśli. Robił to wiele razy, niekiedy w caernie, niekiedy w bardziej odciętych przez Tkaczkę miejscach. Najpierw poczuł dreszcz, jak zawsze. Dla theurga zanurzanie się w Umbrę było niczym kąpiel w najczystszej sadzawce. Dreszcz zmienił się w drobne prądy, które zjeżyły sierść na ciele gabro. Najpierw palce, potem dłonie Fabiena - którymi dotknął delikatnie sadzawki – wypełniło wewnętrzne światło. Jakby pod skórę wilkołaka ktoś wstrzyknął blask księżyca. Światło popłynęło żyłami, rozlało się po ciele theurga. Goniący Ćmy Marzeń zanurzył się w te światło, skoczył w jego objęcia, otwierając na nie całym sobą. Przez chwilę przy sadzawce siedziała rozświetlona postać z drugą na kolanach, a następnie obie postacie znikły w rozbłysku małej, srebrnej implozji. Miejsce nad sadzawką było puste. Trwało to zaledwie kilka chwil.

Fabien powoli otworzył oczy i wciągnął kilka oddechów w płuca. Jak zawsze czuł się w Umbrze dobrze. Dużo lepiej, niż w świecie Telurii.

Świat po drugiej stronie był dla wilkołaka piękniejszy.

Kolory bardziej soczyste. Powietrze czystsze. Świat pod drugiej stronie zupełnie nie przypominał tego, co theurg widział tak niedawno. To było wręcz niesamowite. Tak pięknego i dziewiczego terenu nigdy w swym życiu Fabien Dante nie spotkał.
Strażnik tego miejsca, które wzbogaciło się teraz o kamienne posągi, zapewne lokalne bóstwa, okazał się być dobrze zbudowanym przedstawicielem jego gatunku. A o wieku informowały tylko siwe pasma na pysku.

Chociaż dwie rzeczy kłóciły się z tą całą sielanką.

Pierwszą z nich był chłopak, a w zasadzie to. co nim było, bo Dante ciągle trzymał go w rękach. Z tym, że tutaj był to tylko cień i to bardzo, ale to bardzo słaby. Plusem tego było to, że w ogóle nie ważył, więc nie wadził w niczym.

Drugą dziwną rzeczą był świetlisty łańcuch jaki skuwał młodego Akamu. Ciągnął się w jednym kierunku. Tego, z którego przyszli.

Ćma, która jeszcze przed chwilą siedział na ramieniu Haku, podleciała teraz to Fabiena. Nawet gdyby tego nie zrobiła i tak poznałby swojego przyjaciela. Chwilę pokrążyła nad głową Teurga, by potem wykonać wokół łańcucha taniec podobnie jak w karetce.

- Musisz go najpierw uwolnić. - Powtórzył Haku. Tym razem jego głos brzmiał bardziej jak warkot. Ale było to naturalne dla tej postaci Garou. - Ale musisz się śpieszyć. Jest słaby. - Wskazał na chłopaka. - Jeżeli znikanie całkowicie, jego ciało umrze.

Fabien zmienił się w crinosa. Mimo, że w Umbrze nie liczyła się siła mięśni, lecz siła woli, to jednak chciał poczuć się większy, dzikszy, groźniejszy. Poczuć gniew, jaki czuła Matka na widok swych zranionych dzieci.

Spojrzał na chłopaka, potem na Haku, na końcu na łańcuch.
Delikatnie ułożył widmowe ciało na ziemi pachnącej Matką i Jej miłością.
Ponownie zatrzymał wzrok na Haku, a potem powiedział w mowie duchów, przekazując wraz ze “słowami” swoje emocje: troskę, smutek, gniew.

- Zaopiekuj się nim, Opiekunie.

Odszedł kilka kroków w bok, wzdłuż łańcucha a potem ujął jego ogniwa w swoje pazurzaste, włochate łapska. Szarpnął silnie, chociaż podświadomie wiedział, że to raczej nic nie da. Że będzie musiał udać się wzdłuż łańcucha, do miejsca, z którego on wychodzi. Chyba, że się pomylił.

Nie pomylił się. Łańcuch nawet nie drgnął.

- Chciałbym. - Powiedział spokojnie Haku. - Ale nie mogę. On nie należy do tego miejsca. Jeszcze nie teraz.

Miał wybór. Mógł wrócić przez Umbrę sam lub z cieniem chłopaka na rękach. Wybrał tę drugą ewentualność. Pochylił się i delikatnie uniósł swój widmowy ciężar. Teraz, czuł to, jest związany z życiem młodego szczenięcia silniejszymi więziami.

Szybko, zdecydowanie pomknął przez tropikalny las w stronę, z której dochodził łańcuch. Nie od razu, jednakże dość szybko Fabien zorientował się, że wraca do kliniki. A gdy jej budynek, a właściwie jego umbralne odbicie, zamajaczył mu wśród drzew był już pewien dokąd prowadzi go ów łańcuch.

Nie miał zamiaru się cofać. Teraz, kiedy tyle zostało zrobione, kiedy postąpił jeden krok do przodu, krok w tył byłby czynem niegodnym garou. Honor. To prowadziło go teraz.

Musiał iść za łańcuchem, przeciąć go, zniszczyć. Nie ważne, co czekało go w środku. Musiał podołać.

Miał nadzieję, że jego wilkołacza towarzyszka zawiadomiła już starszyznę o tym, co się wydarzyło i może liczyć na ich wsparcie. Zapewne wkraczał do jamy Wyrmu, do leża Żmija. Bał się, ale strach był dobry. Pozwalał zachować ostrożność, pozwalał myśleć o tym, jak przetrwać.

Jego Ćma przyjaciel leciała przodem wypatrując niebezpieczeństw i wskazując mu airty. Zawsze tak podróżowali przez Umbrę. Jego marzenie – nocny motyl, i on – goniący go przez całe swoje wilkołacze życie.
Tym razem Fabien czuł, że podąża nie w stronę marzenia, lecz w stronę koszmaru, któremu będzie zmuszony stawić czoła nawet samemu, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Czuł się odpowiedzialny za życie, które musiał uratować. I miał dług honorowy, względem matki chłopaka. Musiał pokazać jej, że mimo dokonanych wyborów, jego intencje zawsze były czyste i dobre.
Karma. Teraz pracował na to, co otrzyma w przyszłości. Albo był narzędziem tej siły, która płaciła rodzinie uśpionego szczenięcia zaciągnięte w poprzednich istnienia długi.

Nic co się dzieje, nie dzieje się bez woli Wielkiej Matki Gai. W to wierzył Fabien Dante, kiedy gonił za swoją ćmą marzeń.
 
Armiel jest offline