Eldon zbliżał się w ciszy do jednego z korytarzy kiedy powstrzymała go dłoń gnoma. Zadyszany karzeł mówił na tyle szybko, że bardowi zajęło kilka dłuższych chwil by przetworzyć informację. Odparł po dłuższym namyśle:
- Rozumiem Twoją troskę, ale ten scenariusz w swoim dosyć długim życiu przerabiałem już wiele razy i szybko potrafię wykalkulować długość żywota faceta, który z pianą w gębie przemierza obce sobie środowisko. - niziołek rzucił okiem na wciąż leżącego w kałuży własnej krwi Borysa, po czym westchnął głośno żałując, że zgodził się na tą wyprawę. - Podróżowałem wraz z Yornem przez prawie dwie dekady nie raz wpadając w poważne tarapaty, ale przeżyliśmy wszystko co nam los zgotował, bowiem potrafiliśmy wyciągać wnioski z naszych błędów i nauczyliśmy się przeciwdziałać własnym słabością. - bard zniżył ton głosu tak, że nikt poza jego rozmówcą nie był w stanie wyłapać choćby jednego słowa. - Ani Borys, ani ten jego przydupas nie należą do ludzi, którzy uczą się na błędach. Ten pierwszy to chodzące źródło kłopotów, a w dodatku prostak jakich mało. Chcesz mieć ich w drużynie to trzymaj ich jak najdalej ode mnie i od krasnoluda. - ostatnie zdanie zabrzmiało jak groźba, chociaż ton głosu nie uległ zmianie i dalej był przyjazny.
Niziołek odszedł od gnoma, gdyż nie miał zamiaru przesłuchiwać jaszczuropodobne stworzenia, ale też nie zniknął im całkowicie z pola widzenia. Postanowił zostawić barbarzyńcę samemu sobie, zamiast tego usiadł na kamieniu obok wyrwy w ścianie i wyciągnął z torby zielone jabłko, które zabrał ze sobą z powierzchni. |