Walka, walka i po walce. Marcel starcie z jaszczurowatymi spędził skulony za głazem wraz z Neth, co i rusz posyłając jakiś pocisk czy inną niespodziankę w stronę lokatorów podziemnych korytarzy. Później natomiast, kiedy jedni rzucili się do pomocy świszczącym bliźnim, a drudzy do zwiadu kolejnych korytarzy, zaklinacz postanowił bliżej zapoznać się z powoli powracającym do przytomności koboldem. Ten próbował się odczołgać, ale Colbert stanowczo osadził go w miejscu, wbijając kolano pod żebra.
-
Rozumie wspólny? - Marcel zapytał się grzecznie, a łuskowaty skwapliwie pokiwał głową w odpowiedzi. -
Szukamy człowieka-szamana. Samicy. Wie, gdzie poszła?
Zachętą do szczerej odpowiedzi były marcelowe dłonie. Chociaż nie, nie dłonie - łapy. Zwieńczone długimi i ostrymi pazurami, wbijały się boleśnie w tkankę miękką na grdyce i między żebrami.
__________________
"Information age is the modern joke."
Ostatnio edytowane przez Aro : 27-02-2014 o 22:59.