Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2014, 21:46   #4
Iblisek
 
Iblisek's Avatar
 
Reputacja: 1 Iblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znany
-Moje ubranie. Natychmiast -zakomenderowała Shosuro znudzonym tonem mierząc właściciela kpiącym złym spojrzeniem. Doprawdy, zastanawiające, że ktoś korzystający z łaźni mógłby być przypadkiem nagi.

- Już, zaraz, samuraj-sama – prawie wyczołgał się właściciel łaźni, spuszczając wzrok, i wycofując się chyłkiem.

***

Trzej samurajowie – wszyscy w lekkich zbrojach, na których pyszniły się kamony: Lwa i lwiego wachlarza Akodo – którzy weszli, gdy tylko Shosuro zdołała wciągnąć na siebie kimona, zachowali o wiele więcej rezerwy. Wymienili ukłony, a potem:


- Koihime – zaczął ostrożnie ich dowódca. Muskularny, w średnim wieku, o dużych, krzaczastych brwiach i tchnącej spokojem twarzy. Jeśli było mu trudno spoglądać w „przeklęte” oczy Shosuro, nie okazał tego. - Muszę prosić, abyś złożyła z tą osobą wizytę w Shiro no Meiyo. - Mówił chłodno, uprzejmie, ale raczej nie zamierzał dawać jej możliwości odmowy.


-Spełnię twą prośbę Akodo-sama. Jednakże wizyty w Shiro no Meyio nie mogę złożyć teraz. Wzywają mnie obowiązki, a mój cel mi umyka. Nie mogę więc zwlekać. -Sumiro nie bawiła się w zbytnią skromność. Od dawna wiedziała, że w pracy szmaragdowej namiestniczki w pierwszej mierze liczy się skuteczność. Teraz wyciągnęła jadeitowy mon z wyrzeźbioną w nim maską kitsune. Osobisty symbol piastowanego przez nią urzędu. I przypięła go sobie do kimona czekając na efekt jaki to wywoła, ale Lew patrzył już nie na nią, a na Daisuke.


I nie odpowiedział od razu. Wpierw robił krok do przodu,


- Nie chcesz tego, samuraj-san – szepnął. Mówił spokojnie, trochę beznamiętnie: ale raczej jakby obwieszczał jej yoriki najbardziej klarowny fakt pod Panią Słońce niż jakby deklamował obojętną formułę. - Zdejmij dłoń z tsuby. - I jej yoriki wymruczął głuche „Sumimasen”, cofając rękę. Zaraz później rozluźnili się również dwaj samuraje Lwów, którzy towarzyszyli dowódcy.


- Skorpion-sama – Akodo znów przeniósł uwagę na Shosuro. - Akodo Kioma błaga Skorpion-sama o wybaczenie, bowiem zachował się niegodnie. - I z autentyczną żałoscią uderzył się po piersi. Sumiro nic nie odpowiedziała, jedynie skinęła głową na znak, że przyjmuje przeprosiny do wiadomości - Skorpion-sama, ta osoba słyszała, że doszło do incydentu z osobą namiestniczki. Ta osoba ma powinność zadbać, aby poinformowano o tym pana Mirumoto, namiestnika w Kenson Gakka. - Przerwał, jakby chciał dać jej przypomnieć sobie, że to jest również jej obowiązek. - Ta osoba ma również powinność zapewnić, aby poinformowano o tym pana Akodo Ikuro-sama. - Tchnął tą samą spokojną, zimną pewnością siebie, która wcześniej przekonała ronina.


- Shosuro Sumiro musi powtórzyć, że nie może spełnić prośby Akodo-Sama. Shosuro Sumiro ściga mordercę ronina, którego pewien Jednorożec nieświadomie najął na służbę. Sprawa zaatakowania Shosuro Sumiro w łaźni może poczekać. - Sumiro intensywnie wpatrzyła się w Lwa. - Shosuro Sumiro została ranna i nie sądzi, by wyruszenie z Lwem przed przybyciem wezwanego znachora było rozsądnym pomysłem. - Pani Shosuro założyła ręce na ramiona skończywszy wypowiedź.


- Shosuro Sumiro-sama może być pewna, że w Shiro no Meiyo nie zabraknie znachora. - Nie odwrócił wzroku, ba!, nie napiął się nawet. - Jeśli Shosuro-sama obawia się, że chodząc straci sporo krwi, ta osoba pragnie zaproponować rikszę lub lektykę. - Była pewna, że gdzieś pod spokojnym tonem i lekkim, niemal niezauważalnym uśmiechem Lwa pobrzmiewa cicha, subtelna kpina: jakby Skorpiony były >zbyt biedne<, aby zapewnić sobie taką wygodę. - Jeśli jednak Shosuro-sama obawia się stracić czas... - Na moment oderwał wzrok od Sumiro i przeniósł go na pokój. - Proszę, aby Shosuro-sama poleciła dokonania tego swoim yoriki, żeby nikt nie mówił, że Akodo Ikuro-sama i pan Mirumoto za nic sobie mają cesarskich namiestników w swoim miecie.


- Skorpiony nie muszą z każdym bólem brzucha wzywać znachora Akodo-sama. I Skorpiony nie obciążają innych swoimi problemami i kosztami. I owszem: Shosuro-sama obawia się tracenia czasu, jednak Shosuro-sama przychyla się ku prośbie Akodo-sama i, gdy tylko będzie mogła niezwłocznie pośle swych yoriki do Shiro no Meiyo. -Sumiro skinęła głową na znak, że rozmowa skończona chcąc jak najszybciej pozbyć się Lwa. I obawiając się działania trucizny.


Przez chwilę miała wrażenie, że nie, rozmowa jeszcze się nie skończyła, i że Akodo będzie dalej próbował ją nakłonić. Ale najwyraźniej tyle mu wystarczyło, bo skoro zadeklarowała to przy nim, to znaczyło, że Akodo Ikuro-sama i jego ludziom nikt nie będzie mógł zarzucić całkowitej bezczynności.


- Jak sobie życzysz, Shosuro-sama. – Skłonił się, nieco zbyt sztywno. - Jeśli Shosuro-sama czuje, że potrzebuje ochrony... - Nie czuła, więc skłonił się raz jeszcze, a później odwrócił się w stronę drzwi.


Chwilę później, plecy Lwów zniknęły w drzwiach.

***

Medyczka była niską, bezzębną, krępą starowinką. Uśmiechała się prostym, dobrodusznym uśmiechem starości. Ojciec i matka musieli ją strasznie skrzywdzić, nadając jej – jakże nieodpowiednie – imię Pokrzywy.

Już z wejścia wykonała płytki, zbyt lekki ukłon – ale gdyby nie miała laski, pewnie by się przewróciła – i poczłapała do shugenja. Sumiro obserwowała ją uważnie, w razie czego gotowa podtrzymać starowinkę. Nie uważała za honorowe poniżanie poniżanie osób słabszych i starszych.

- Jeśli Skorpion-sama pozwoli... - odezwała się heiminka, wyciągając ku niej starcze dłonie. - Będę musiała zobaczyć ranę.

Sumiro bez słowa zaprezentowała ranę. Znachorka zaczęła badać. Szarpnęła się z jej obi. Nie bez wysiłku rozsznurowała i zajrzała, do rany. Sumiro cierpliwie czekała, aż dokończy badanie, ale Aito najwyraźniej nie zamierzał marnować czasu. Odezwał się nawet zanim kobieta swoimi powykrzywianymi, pomarszczonymi palcami obmacała dokładnie zaczerwienioną skórę wokół zranienia...

- Sumiro-sama, mogę mówić? – Zapytał się cicho. Gdy skinęła, nic nie robiąc sobie z obecności znachorki mówił: – Słyszałem w mieście, że ułus Subudai-sama zatrzymał się, żeby uczestniczyć w targu, i żeby spotkać się z krewniakiem, Shinjo Ryuunosuke-sama.

- Dziękuję za informację Aito-san. Niebawem, jeśli będę w stanie. -Sumiro zmierzyła znachorkę krytycznym spojrzeniem. -Ich poszukamy. A któryś z was wybierze się do Shiro no Meio uspokoić Lwy…. A potem. -Głębokie westchnienie. - Być może będziecie mieli trochę wolnego czasu. Na cieszące was rozrywki. -Kolejne karcące spojrzenie.

- Shosuro-sama. - Staruszka sięgała w ciszy po jakieś zioło, gdy Aito ozwał się po raz następny. - Proszę, nie udawaj się tam teraz bez ochrony. - Powiedział uprzejmie, ale stanowczo: jakby przekazywał nie swoje słowa, a przykazania jej dziada.

Nie odpowiedziała od razu, więc uznał to za zgodę.

- Shosuro-sama – odezwał się jej yoriki po raz ostatni. Staruszka właśnie przemywała ranę zamoczoną wodą, w której namoczyła liść. - Który z nas powinien iść do Shiro no Meiyo?

Sumiro rzuciła wymowne spojrzenie na rozwalonego leniwie Daisuke. Żaden z jej yoriki nie miał nawet śladów sakayaki, ale włosy Aito były znacznie staranniej wyczyszczone i upięte. Dbał – straszliwie – o czystość stroju. Praktycznie nie zdarzało mu się bezczynnie leżeć, siedzieć czy stać, co Daisuke czynił, gdy tylko nie gnała go żadna sprawa. Nie wyglądał jak typowy człowiek fali. Raczej jak bushi, którzy wyruszył na swoje musha shugyo.

I miała wrażenie, że kiedy ćwiczy, porusza się tak samo. Wykonywał kata gładko, z pewną gracją, i raczej znał dość kenjutsu, aby porządnie walczyć bez niehonorowych chwytów. Inaczej niż Daisuke, który po prostu był skuteczny w bitce. Właśnie: w „bitce”, nie „walce”. Ciął jak demon, bił jak Krab, ale walczył straszliwie nieczysto: Lwy zmarszczyłyby z niesmakiem nosy, gdyby zobaczyły jego szermierkę.

Zupełnie inne były też to, jak spędzali wolny czas. Daisuke jadł, lenił się lub chodził do handlarki wiosną – choć Sumiro nigdy nie zrozumiała, co widział w obrzydliwym dotykaniu brudnej kobiety – a jego towarzysz dbał o czystość stroju, swoją, oręża, medytował, pisał poezję... i zdawało się, że ma w sobie jeszcze mniej człowieka niż pani Shosuro.

Dla pani Shosuro wniosek był jasny:

- Pójdzie Daisuke, jak widać ma mnóstwo sił, ponieważ je bardzo oszczędza i ciągle regeneruje.

choć najwyraźniej dla jej yoriki nie, bo siedzący na progu ronin zerwał się na równe nogi tak szybko, jak nigdy wcześniej.

- Shosuro Sumiro-sama... - Na wydechu wypluł źdźbło spomiędzy zębów. - Proszę, wyślij Aito-san. Akodo-dono będzie wielce nieradosny, gdy mu taki-ronin-jak-ja wiadomość zaniesie... - wydukał na jednym oddechu.

- Pójdziecie obaj warknęła - Pani Sumiro, tonem zwiastującym nadchodzącą burzę.
- Milczeć – ucięła, gdy Daisuke chciał coś odpowiedzieć. - Podjęłam już decyzję. Ale nie teraz, mamy tutaj kilka spraw do załatwienia

Shosuro-sama.” - schyliła głowę przepraszająco. - „nie wyznaję się na truciznach. Ale po mojemu, to albo słaba, albo mało jej. Skóra jest zaczerwieniona, ale przecież nie jątrzy się i nie odpada. Będzie osłabiała, ale nie zabije. Po kilku dniach, jeśli Jurojin da, minie. Ale pierwej uważaj, Shosuro-sama, bo może przyprowadzić do mdleń i słabości.” I podziękowała jej rzewnie z progu, gdy sługa Shosuro dał jej kilka zeni, po czym wyszła.
 
__________________
Ptaszki śpiewają. Wszyscy umrzemy.

Ostatnio edytowane przez Iblisek : 02-03-2014 o 14:33.
Iblisek jest offline