Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2014, 08:44   #19
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Targi i rozmowa z naukowcem w końcu dobiegły końca. W końcu dowiedzieliśmy się gdzie i po co ruszamy. Dzięki góralowi udało się wyciągnąć dodatkowe 10 dukatów a może i więcej i zgodnie ze zwyczajem należna cześć zadatku za robotę przyjemnie obciążyła sakiewkę. Po naradzie jednak pożegnał się i wraz ze swoim zwierzyńcem wrócił na swoja starą kwaterę. Tam już przynajmniej nieco oswoili się z widokiem wilków i oswojonej sowy. Wracając rozmyślałem o zadaniu.

„W sumie to chyba nawet za pół tej ceny był bym gotów udać się do Dzikiej Puszczy. Znów stanąć w cieniu jej wielkich drzew… hmm… hamak by się przydał albo lepiej dwa. Jak w skrzyniach nie będzie tsza będzie kupić”

Wyruszyliśmy rano zgodnie z planem. Konie dostarczone przez uniwersytet okazały się całkiem przyzwoite także bez problemu zostawialiśmy za sobą kolejne staje drogi. Na początku co było do przewidzenia wierzchowce boczyły się na Rut i Gara. Mantę klacz na której przyszło mi jechać udało mi się przekonać że nie stanowią one zagrożenia i nawet trzepot sowich skrzydeł jej nie płoszył. Z resztą koni było gorzej. Na szczęście wystarczyło prowadzić wilki od zawietrznej by konie ich nie wyczuły w trakcie marszu.
Niechęć Lulu do Rosalindy udzieliła się pozostałym zwierzętom. Co wyraźnie zaniepokoiło Gregora. Zwierzęta zwykle się w „tych” sprawach nie myliły i nie raz okazywało się że potrafiły lepiej ocenić co w człeku siedzi. Niemniej nie mógł nic zrobić. Żeby chociaż „Ona” bo tak zaczął ją w myślach nazwać tupnęła na Lulu mógł by coś zrobić. A na razie nic. Chociaż może i lepiej skoro mają spędzić w jednej kompani kilka tygodni. Gryzł się co jakiś czas zwiadowca.

Drugiego dnia minąwszy zabudowania jakiegoś gospodarstwa natrafili na chłopa jadącego na niemiłosiernie przeładowanym rzepą wozie zaprzęgniętym w wynędzniałą szkapę. Bamber inwektywami popieranymi gęsto razami bata próbował zmusić chude zwierzę do szybszego kroku. Piana na bokach szkapy i niemrawe kwiki po każdym strzale bykowca dobitnie świadczyły że zwierzę jest u kresu sił.

Na widok głupoty i okrucieństwa wieśniaka krew Gregora zawrzała. Z każdym nowym trzaskiem pięści na rzemieniu lejc zaciskała się coraz mocniej. Gdy od wozu dzieliło ich zaledwie kilka naście metrów Zwiadowca gwizdną krótko i wszystkie cztery tresowane zwierzęta jakby spięły się i… „zameldowały” przed Gregorem. Cicho wypowiadane komendy połączone z gwizdami i gestami uruchomiły cały łańcuch wydarzeń. Gar zaczął zachodzić niczego nie spodziewającego i ciągle zapamiętale wrzeszczącego chłopa z lewej, Elena wzbiła się w powietrze zataczając kręgi za wozem, Rut podkradała się z prawej a Lulu uczepiwszy się kurtki skryła się za plecami Gregora. Wszystko to trwało zaledwie chwilę. Zwiadowca odbił w stronę wozu i gdy zrównał się z woźnicą zdzielił go potężnie w potylice aż echo poniosła. Chłop o mało co nie zleciał z kozła. Odzyskał równowagę gubiąc przy okazji czapkę. Odwrócił się w stronę napastnika unosząc bykowca do ciosu.

- Osz Ty suczy synu Ty psi..

Nie dane mu było dokończyć. Zwierzęta ruszyły do ataku. Jak w przedstawieniu doskonale zgrane. Najpierw sowa przeleciała przed nim smagając mu czerwoną z wściekłości gębę piórami. Odruchowo zasłonił rękami głowę. Potem łasica wyskoczyła ponad ramieniem Gregora ugryzła wieśniaka w uniesioną rękę trzymającą bat który ten w upuścił i od razu wskoczyła z powrotem na ramie tresera. Wieśniak spojrzał nierozumiejącym wzrokiem na Gregora ale przed nim na kozioł wskoczyła Rut szczerząc kły a po chwili niski warkot usłyszał za swoimi plecami. W oczach wieśniaka najpierw pojawił się strach a potem panika.

- A teraz posłuchaj suczy synu, psi wypierdku, wieprzu kastrowany. Ostatni raz podniosłeś rękę na zwierzę. Ostatni raz zarzynasz tak konia.

- Mój koń…

Wysapał chłop nie bardzo rozumiejąc sytuację w jakiej się znalazł. Gregor jakby szczekną a zwierzęta jak na komendę zjeżyły się, wilki warcząc wyszczerzyły kły, sowa usiadłszy na koźle rozpostarła skrzydła a fretka zasyczała. Chłop padł na kolana. Wilki podeszły bliżej prawie dotykając go nosami.

- Więcej. Ja tu wrócę za tydzień, miesiąc czy nawet rok. One cię znajdą. Jak nie znajdę tej szkapy u ciebie nakarmię tobą wilki.

Rut znów wyszczerzyła kły tak by wieśniak nie miał wątpliwości czyją będzie kolacją. Chłopina tylko przytaknął.

- Ttt..tak panie. Będę dbał panie. Niezawodnie. Tt… tylko je zabierz. – załkał.

Gregor cmokną na konia i ruszył by dołączyć do doktora i reszty. Dopiero gdy ujechał ze dwie końskie długości gwizdną. Elena wzbiła się w powietrze a wilki tak jak dotychczas pobiegły za końmi od zawietrznej tak by nie płoszyć koni.

Gdy nad stepem pojawiła się łuna z ciszę przeszyły dalekie krzyki Gregor wysłał sowę na zwiad. Tak jak się spodziewał odległość od łuny pożaru była spora step potrafi nieść krzyki naprawdę daleko. W pobliżu nie było żadnych niebezpieczeństw co wyczytał z spokojnego lotu ptaka.

- Twoja decyzja doktorze. Twoja wyprawa. Ani uciekinierzy ani napastnicy
stamtąd do nas nie dotarli. Szybkim tempem może uda się minąć tamto miejsce nim zacznie się ruch. Elena wypatrzy ich nim oni nas znajda. Powinniśmy więc mieć czas się ukryć. Zbliżanie się tam
– wskazałem miejsce gdzie unosił się dym – zwiększa ryzyko a my mamy dotrzeć do Puszczy. Elena powinna też nas ostrzec gdyby kręciło się tam zbyt wielu ludzi gdybyśmy mieli się tam udać i wskaże gdzie się oni znajdują.

Po tych słowach zahukałem przywołując sowę. Sowa z gracją wylądowała na lewym przedramieniu. Cicho zahukałem do ptaka i powiedziałem jednocześnie sygnalizując wolną ręką .

- Szukaj, ludzi, szukaj koni.

Gdy sowa zahukała w odpowiedzi wyrzuciłem w powietrze w kierunku smugi dymu.
 
harry_p jest offline