Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2014, 16:20   #11
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Pożegnanie się z ostatnimi znajomymi i szybkie spakowanie się, a potem już tylko podwózka przez jednego z kumpli na stację kolejową i czekanie na pociąg. Zwykle Yuri zabierał się autem, ale pech chciał że akurat teraz musiał zostawić je u mechanika. A przecież nie będzie rezygnował z dużego, co kwartalnego wypadu tylko dlatego, że musiałby przewieźć swoje 4 litery pociągiem a nie za pomocą 4 kółek.

Przewozy Regionalne… w ostatnich latach nieco się polepszyło ale nadal daleko było im do stanu, jaki można nazwać dobrym. Podniszczone, ciągle dewastowane przez idiotów wagony, częste opóźnienia… cholera można by tak długo wymieniać. Pociągi miały jednak tę niezaprzeczalną zaletę, że były tanie i jeździły do miejscowości gdzie odbywało się spotkanie. Sama podróż była standardowa, w jednym narożniku starszy pan czytający gazetę i ukradkiem zerkający na grupkę młodzieży, która głośno i dosadnie obgadywała jakiegoś nieobecnego znajomego. Reszta miejsc była pusta, no może jeśli nie liczyć drobnej kobiety w środku, która przysypiała trzymając na kolanach niewielką czarną torebkę. Yuri uznał, że skoro podróż ma trwać 4 godziny to w gruncie rzeczy sen nie jest takim znowu głupim pomysłem, więc nasunął na oczy kapelusz i usadowił się „wygodniej” o ile można to w ogóle zrobić na tych przeklętych czerwonych, plastikowych potworach stanowiąc siedzenia w przedziałach otwartych. Jednak nie było mu dane odpocząć, nie dalej jak godzinę później nagłe szarpnięcie zrzuciło go z siedzenia. Okazało się, że jakiś pijany idiota w ramach zakładu z niemniej nawalonym kumplem zaciągnął hamulec awaryjny. Klnąc mieszanką polskiego, angielskiego i rosyjskiego Yuri zebrał się z podłogi z pomocą faceta ubranego podobnie jak on w moro. Facet nazywał się Mateusz i podobnie jak on jechał do Poznania. Złapali szybko wspólny język i kilka tematów, które obu ich interesowały więc można powiedzieć, że był to dość fortunny zbieg okoliczności, bo gdyby nie pijaczek Yuri przespałby całą drogę.

Na miejsce dotarli koło 16. Poznań Główny jak zwykle o tej porze był piekielnie zatłoczony jednak mimo to Yuri podskoczył do niewielkiej piekarni ze smutkiem patrząc przy okazji na kolejkę do McDonaldsa. Kilka zwykłych bułek i dwie drożdżówki zjedzone na miejscu były efektem tej wizyty. Aneta nie lubiła co prawda jasnego pieczywa, ale kto jej niby powie, a zanim wróci do domu wieczorem to Yuri zdąży już dawno wszystko zjeść. Dzieciaki też się nie wygadają, bo są u rodziców pod miastem. Jak tylko zaspokoił głód ruszyli w stronę Mostu Dworcowego, a później na pobliski przystanek tramwajowy na Roosevelta. Bilety dla siebie i na bagaż miał w portfelu już od paru dni, więc wpakował się w pierwszą odpowiadająca mu linię i z westchnieniem ulgi postawił na ziemi plecak i pokrowiec z karabinkiem. Całość odrobinę ważyła, a zmęczenie powrotem i dwudniowym wypadem też dało mu w kość. Z lekkim otępieniem na twarzy wpatrywał się w milczeniu w brudną szybę i leniwie przewijający się za nią miejski krajobraz. Możliwe, że to właśnie ocaliło mu życie. Niespodziewanie tramwaj się zatrzymał. Zanim jednak ktokolwiek zdążył zacząć narzekać Yuri dostrzegł zbliżającą się falę uderzeniową. W sumie to nie do zdążył sobie uświadomić z czym ma do czynienia, ale widok odrzucanych na boki aut i przechodniów był wystarczająco wymowny. Zdążył tylko bez namysłu krzyknąć:

- Na ziemię!

Chwilę później pojazd uderzony w bok wyskoczył z torowiska i powoli przechylając się upadł ciężko na bok. Niewiele potem Yuri był już na nogach i wyrzucał rzeczy przez wybitą na końcu wagonu szybę. Nie wiedział co to kurwa było, ale raczej nie happening. Mateusz był tuż za nim. Szybki ogląd okolicy tylko utwierdził ich w przekonaniu, że trzeba się stąd zbierać. Jak okiem sięgnąć wszędzie było widać trupy, rozwalone pojazdy i potłuczone szkło. Tony potłuczonego szkła. Wśród tego całego syfu dostrzegli lekko rannego mężczyznę, który klęczał pomiędzy wrakami Volkswagena i Skody. Nie zastanawiając się, chwycili go pod pachy i zaczęli ciągnąć. Koleś był ewidentnie w szoku i nie było z nim zupełnie kontaktu.

Nie zaszli daleko, byle do pierwszego bloku, gdzie można się schronić. Do piwnic. Tej nocy z kilkunastu osób, jakie znalazły tam schronienie nie mógł zasnąć nikt. Większość nie dowierzała temu co zobaczyła. Myśleli, że to tylko zły sen. Prądu, ani zasięgu oczywiście nie było, zresztą komórka Yuriego i tak padła jeszcze w tramwaju. Pozostali tylko ludzie, ich przerażenie i bezsilność. Ach no i oczywiście ciemność. Odwieczny towarzysz ludzie, którzy w swej naiwności myśleli, że udało im się wygrać za pomocą elektryczności i żarówek. Milion pytań cisnęło się do głowy Yuriego, ale wszystkie zepchnięte zostały przez to najważniejsze „Co z Anetą i dziećmi?”.

Pierwszy dzień minął zaskakująco szybko, większość przespała go całkowicie kiedy tylko uspokoili się na tyle, że nie budził ich byle szmer. Yuri podzielił się lekko czerstwymi bułkami i ostatnią konserwą jaką miał w plecaku z Mateuszem i facetem, którego znaleźli. Potem nie zastanawiając się wiele zaczął sprawdzać co jest w piwnicach. Szukał głównie przetworów i kompotów. Bieżącej wody nie było a odwodnienie to nie jest wesoła sprawa z czego zdawał sobie sprawę. Co prawda jakaś babcia i dwie inne kobiety lekko oponowały ale reszta mężczyzn szybko załapała o co chodzi i zaczęli mu pomagać. Nie było tego wiele, ledwo po dwa słoiki różnego rodzaju kompotu i po słoiczku marynat na głowę, ale to zawsze lepsze niż nic. Nastroje lekko się podniosły. W każdym razie na tyle, żeby następnego dnia ludzie zaczęli przebąkiwać o wyjściu. Jeden narwaniec nawet zadeklarował się, że wyjdzie sprawdzić co na zewnątrz. No cóż tyle go widzieli.

Trzeci dzień po wybuchu Yuri w końcu podjął decyzję. Nie mógł poświęcić już więcej czasu, musiał znaleźć żonę i jakoś dostać się do teściów!

- Nie wiem, jak wy ale ja stąd idę. Nie mamy tu wody ani jedzenia, a to co było w piwnicach zaraz się skończy. Za trzy godziny wyruszam, jeśli ktoś chce się do mnie przyłączyć to zapraszam.

Po tych słowach nie pozostało mu nic innego jak przygotowanie bagażu i czekanie czy ktoś się zgłosi. Zhevnov z ponurą miną spojrzał na dwa słoiczki kompotu truskawkowego, owinął je w brudną koszulkę, żeby się nie stłukły i wcisnął do plecaka.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline