Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2014, 01:53   #13
Maciekafc
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
- I powodzenia w radiu. - pocałowała go na pożegnanie.

Stanął w drzwiach i patrzył za nią, jak znika za ścianą. Po chwili pozostał tylko głuchy dźwięk lekkich zeskoków po kolejnych schodkach. Uśmiechnął się, bo ją kochał. Bardzo. A czas spędzany na miejscu, w domu, był nie do przecenienia.

Zamknął drzwi i wrócił do stygnącej kawy. W planach na dzisiejszy, ledwo zaczynający się dzień, miał poranny jogging i wywiad w Polskim Radiu. Stanąwszy z kubkiem w oknie, wpatrywał się w budzące się słońce. "To będzie dobry dzień"

***

"Od samego rana w Aleppo trwa ostrzał strefy zamieszkałej przez uchodźców. Tym samym wojska rządowe pogwałciły zawarte kilka tygodni temu porozumienia o zawieszeniu broni. Ten akt zbrodni na ludności cywilnej na pewno nie przejdzie bez echa. Rząd Stanów Zjed..." - Jacek rytmicznie ściskając gumową piłeczkę lewą dłonią wsłuchiwał się w poranne wiadomości lecące z internetowego radia. W jego głowie zaczęły pojawiać się obrazy. Niespójne pamiątki z przeszłości, niczym zdjęcia z jego Canona. To właśnie podczas podobnej akcji dwa miesiące temu został ranny. To właśnie dlatego musiał codziennie rano, i jeszcze kilka razy w ciągu dnia, powtarzać ten idiotyczny rytuał obchodzenia się z gumowymi piłeczkami: ściskanie, rzucanie, odbijanie. Łapanie, obracanie, toczenie. Jak dziecko. Ale cóż, by stukać w klawiaturę tak sprawnie jak wcześniej, trzeba przez to przejść.

Kilkanaście minut później Jacek pełen wigoru wrzucał potrzebne rzeczy do plecaka. Naładowany aparat z kilkoma fajnymi ujęciami z zeszłych wypraw, dziennik, jeszcze pachnącą drukarnią, książkę swojego guru Jacka Hugo-Badera. Zawahał się co do dziurawej kamizelki kuloodpornej - pamiątki z Bliskiego Wschodu. Po chwili wrzucił i ją do plecaka. Był gotowy do wyjścia. W kilku ruchach zamknął mieszkanie, zarzucił bagaż na plecy i zaczął zeskakiwać rytmicznie ze schodów. Po bieganiu czuł trochę łydki, ale wiedział, że wraca do formy sprzed postrzału.

***

- I mamy kolejnego maila od słuchaczy. Pan Tomasz pyta, jak radzisz sobie z tym co widzisz? Wielokrotnie spotykałeś się ze śmiercią. Widziałeś umierających żołnierzy i cywilów. Wiele zniszczenia. A potem wracasz tu, do nas. Jak można z tym żyć?
- Przez pierwsze miesiące przeżywałem koszmar. Wiadomo, przechodzi się różne testy psychologiczne, dużo czytasz, słuchasz. Przygotowują cię na to, ale to wszystko na nic, bo gdy nawet w obiektywie zobaczysz zwłoki - tracisz głowę. Nikt nie przewidzi twojej reakcji, nawet ty sam. Pamiętam, już nieco później, na misji w Afganistanie, dobiegła nas bardzo przykra informacja. Kolega po fachu, Francuz, zwyczajne się powiesił. W nocy. Bo nie wytrzymał.
- A jak Ty sobie z tym poradziłeś?
- Przeszedłem przez wiele. Depresje, ślepa chęć pomocy. Długie rozmowy z innymi, bardziej doświadczonymi reporterami potrafią pomóc, "otwierają głowę". Z biegiem czasu zaczynasz sobie tłumaczyć. Wykonujesz swoją robotę, bo jesteś tam po to, by powiadomić o tym świat, a nie walczyć. Chociaż zdarza się, niektórzy piją, czasami na umór. A następnego dnia znów to samo: teren, śmierć na ulicach, wieczorem się odcinasz. Na szczęście mi wystarczały długie rozmowy z samym sobą. Chociaż tak naprawdę, nie możesz sobie z tym poradzić. Zawsze będziesz czuł jakiś sprzeciw, bunt przeciwko temu, na co patrzysz.


Jacek mówił długo, wyczerpująco. Przeplatał wesołe anegdoty z historiami grozy. Czuł, że takie wywiady to część jego pracy. Nie tylko wysyłać krótkie informacje z miejsca, ale później otwierać się przed mikrofonem czy kamerą. Wiedział, że działa to na niego oczyszczająco. A zdjęcie ze studia z podziurawioną kamizelką pobiło rekord lajków na stronie radia. Było warto.

***

Jacek wskoczył do tramwaju. Rozmyślenia towarzyszące gapieniu się w szybę przerwał wibrujący w kieszeni telefon. "Coś źle się czuje. Możesz robić zakupy?". Zerkając co i rusz w okno i na wyświetlacz, nagle poczuł się słabiej. Jakby siła literek w odebranym od żony smsie, nagle dotknęła i jego. Szybko odpisał, żeby wracała do domu, a on się tym zajmie. Chwycił telefon w lewą dłoń, a wzrok znów wlepił w tramwajowe okno. Leniwe, styczniowe popołudnie. Tłok na zewnątrz i ziąb.

Momentalnie poczuł jak dreszcz przebiega mu przez całą lewą rękę. Jakby impuls, który wyzwala ładunek w dłoni, a ona nagle przestaje być zdolna do jakiejkolwiek aktywności. Z głuchym trzaskiem telefon spadł na zabłoconą podłogę. Odpadła tylna klapka i bateria. Ciche przekleństwo wypadło z ust dziennikarza i z niemałym wysiłkiem Jacek schylił się i próbował skompletować części swojej komórki. Jeszcze nie wiedział, że uratuje mu to życie.

Nagle wagonem zatrzęsło. W środku zapanował wielki jazgot. Krzyk mieszał się z rozpaczą, szloch z wrzaskiem. Jacek schylony walnął głową w siedzenie przed nim, krew uderzyła mu do głowy, na krótką chwilę stracił przytomność.

***

Ocknął się kilka chwil później, przed sobą widział nagle dwóch facetów w mundurach, z zawieszonymi, choć w pokrowcach, karabinami na plecach. Zatrzymał na nich wzrok i przez głowę przemknęła mu myśl: jak mogłem ich wcześniej nie zauważyć?

Jacek zadziałał instynktownie. Czuł, że krew powoli ścieka mu po czole. Musiał mocno uderzyć w plastyk siedzenia z naprzeciwka, ale teraz górę wzięła praktyka, pamięć mięśniowa, setki podobnych doświadczeń. Chwycił szybko plecak i nisko zaczął się przemieszczać do przodu, w stronę mundurowych. Bo oni wiedzą lepiej, co należy zrobić. Jednak w trakcie tej na pozór łatwej czynności, kolejne przeszkody kładły przed reporterem jego myśli. Co mogło się stać? Atak bombowy? Jakiś zamach terrorystyczny? Wybuch? Awaria? Nie pomagały także wszechobecne krzyki, totalny chaos zawładnął wnętrzem tramwaju.

Jeszcze gorzej było na zewnątrz. Wszystko działo się szybko. Wyskok przez okno, skradanie między samochodami i mundurowi na widoku. Jacek przystanął i zaczął nerwowo szarpać klamerki plecaka, próbował dostać się do aparatu. Odruchowo włączył sprzęt i zaczął strzelać na oślep. Kadry łapane z biodra, w ruchu, niedbałe i niestaranne.

Jacek wpadł na klatkę schodową. Pospiesznie w dół, za ludźmi. Oddech złapał dopiero w piwnicy, tam było cicho, ciemno i względnie spokojnie. Paliły go płuca, nogi, lewa ręka. Potrzebował odpowiedzi, a doskonale wiedział, że te nie pojawią się, gdy nie postawi pytań. Wszedł za mundurowymi do większego pomieszczenia i zajął miejsce pod ścianą. Był wyczerpany, bardzo słaby. Kilka razy tracił przytomność, aż ktoś zabandażował mu zranioną głowę. Następnym razem obudził go starszy facet wręczając słoik podgrzybków. Czas pędził. Następny obraz - twarz jednego z mundurowych, który silnie nim potrząsa i o coś pyta. Jacek wybudzony z potwornego snu, gdzie drążył wśród kurzu Aleppo, ruin Kabulu i krwi Somalii, nic nie rozumie, znów urywa mu się film. Ogień, krzyk, krew...

W końcu otwiera oczy. Uspokaja się, bo czuje się lepiej. W końcu ma czas przypatrzeć się wszystkim, posłuchać, chociaż mało kto coś mówi.

- Jest...jestem. - musi kilka razy odchrząknąć. - Jestem Jacek Tarasiewicz. Ile już tutaj jesteśmy? I co do cholery się stało?
 
__________________
Przechodniu, nie płacz nad moją śmiercią. Gdybym żył, ty byłbyś martwy.

Ostatnio edytowane przez Maciekafc : 02-03-2014 o 10:36.
Maciekafc jest offline