| Po kolacji
Nowiccy jak za zawsze w takich chwilach przeszli między sobą na Piastiański.
[I]-Spełniliśmy dzisiaj dobry uczynek, aby miłość rosła wokół nas. To takie wzruszające…[/i] –Stasiek potarł kącik oka.
-Tylko mi tu nie becz… Jesteś mężczyzną, do cholery!- Stefan podkreślił karcenie stając na stopie starszego.
-A co mam płakać nad tym, że ma jakieś 18 lat i nawet się pewnie porządnie nie wyszumił?
-Po… Prostu… Nie… Rycz… Chłopie! A w ogóle tak po prostu powiedział, że wiszą nam przysługę, a nawet nie powiedział, czy to po jednej na łebka, czy mamy jedną wspólną?
-Zapowiada się na mądrego przywódcę. Już się zreflektował, że powinien zwiać kiedy mowa o przysługach z tobą.
-I jak inaczej mam spytać tych Xingijskich kucharzy jak smacznie przyrządzić psa?
-Stefan… Obiecano nam cesarską przysługę... I ty chcesz ją wydać na przepis na psa po Xingijsku? Ty?!
-Bo co? Jadłem psy, były jadalne. Jesteśmy wiecznie spłukani, a mamy takie tendencje, że kto wie, czy znów nie będziemy musieli jeść psy. Niech będą chociaż smaczne.
-Najlepiej spytaj Samuela jak jego matka je przyrządzała
-No wiesz, co?!
-A teraz mój umysł nie może się pozbyć widoku niedzielnego obiadu u Brokenów. Takiego z wazą z rosołkiem sąsiadującą z pieczonym psem na talerzu.
-Pfff… - Młody parsknął, po czym dodał już poważniej.: -Coś się tak jego uwziął?!
-Na nikogo się nie uwziąłem. I ty mi to wypominasz, że jestem dla kogoś wredny?
-Żeś się przyznał… Ledwo znamy faceta, a ty już…
-Ja nie…
-Uwzględnij, że facet załatwił nam robotę i nowe lokum.
-To się jeszcze okaże. Ze wszystkich osób co żeś akurat jego?
-Jest z tych osób tutaj którym nie chce przywalić. Może to solidarność narodowa, bo jeszcze pani Scieżka. No może jeszcze pan Perro, Breda, Riza. Shao i tą małą z czarno- białym miśkiem to bym najwyżej potrząsnął.
-Ach tak…
- I o co biegało z tym ich „kompromisem”?
-Dobre małżeństwo z reguły polega na kompromisach- nikt nie jest szczególnie zadowolony, ale żadna ze stron też bardziej nie ucierpi. Ech, a liczyłem, że spełniłem dobry uczynek dla siania miłości i pokoju…
-Zamilcz, dziecię miłości.
-No weź! Ciebie rodzice też kochają.
-Chodziło mi, że ja w przeciwieństwie do ciebie... Ze wszystkich dzieci Papy ja na pewno byłem w planach. O! I dlatego romantyzm jest mi obcy, a podoba mi się podejście Shou.
-Bawimy się w nieczułego drania, co?- potarmosił młodszemu włosy. Ten jednak nawet nie przestał marszczyć brwi. -Ty mi lepiej wyjaśnij po cholerę to kupiłeś?!- wskazał na karton, który wyglądał jakby próbowano go przekształcić w wachlarz. -A bo w sklepie, gdzie kupiłem wachlarz na przeprosiny dla Qinxiang to znalazłem to. Według tej tabliczki to się nazywa Harrisen.
-No i?
-Służy do powstrzymywania głupoty. To chciałem zobaczyć o co w tym…
Młodszy mu wyrwał kartonowy wachlarz z ręki po czym go nim zdzielił po głowie. -Za ile?- podana suma doprowadziła, że Sten zdzielił Staśka jeszcze raz: -A ja jestem głupi, bo poprosiłem panią Rizę o pomoc w odwróceniu pecha- i jeszcze raz.:- To przynajmniej wiemy, że takie rzeczy wytrzymuje.
-To skoro jeszcze tutaj jesteśmy pora przeprosić Qinxiang- Stasiek rozmasowywał obolałą głowę. -Hęęę?!
-Nie „hękaj” mi tu- starszy Nowicki dla podkreślenia swojej roli opiekuna nieletniego skrzyżował ramiona na piersi.- To ty go zaatakowałeś. A skoro udało się nam z zadaniem od Shou to trzeba korzystać, że ten jest dzisiaj w dobrym humorze. Jakby coś poszło nie tak…
-Niby co…
- Żadnego przepraszania typu „Przykro mil, że jesteś głupi”. Masz być super uprzejmy! Żadnego obrażania, sarkazmu, przewracania oczami. I żeby cię broń Boże ręka nie zaświerzbiła! Bo inaczej nie wiem, czy nawet cesarska przysługa pozwoli ci uniknąć więzienia, czy uszkodzenia ciała! Zrozumiano!?
-Ta jasne…- łypał na bok.
-Stefan…- starszy Nowicki głośno wypuścił powietrze. Trochę się rozluźnił:- Mi też się to nie uśmiecha, ale nie ma innego wyjścia. Niech chociaż będzie szybko, raz i dobrze. Jak z wyrwaniem zęba. To nie będziesz musiał się z tamtym więcej zadawać.
Młodszy skinął głową, że rozumie. Starszemu Nowickiemu też trochę ulżyło, że chyba jednak do tamtego dotarło.
I tak Stefan skłonił się przez kuzynem Qinxiang i wystawił ręce z ustawionym wachlarzem:
-Proszę o jaśnie oświecony o wybaczenie za me karygodne zachowanie. W ramach mych uniżonych przeprosin proszę o szlachetny Qinxiang o przyjęcie tego zacnego daru.
Stefan myślał, że się porzyga po czymś takim, ale wolał zacisnąć zęby. Żeby było po wszystkim…
U Samuela
Stanisław Nowicki po raz kolejny się zastanawiał jakim cudem wylądował na noc u pół- Xingijczyka Brokena. W sumie to brzmiało nieźle zobaczyć dom innego alchemika niż Znachorka. Choć na serio nie miał ochoty teraz oglądać faceta i zarabiać u niego kolejną przysługę. Jak na jeden dzień zarobił ich za dużo, a jeszcze trzeba odpracować ten u Mustanga. Mniej się Stanisławowi uśmiechały długi u mieszańca.
Im bardziej jednak analizował sytuację tym bardziej stawało się jasne, że wyjścia nie było.
Nie było jak wracać do mieszkania, a w Rezydencji Mustanga każdy nie- Xingijczyk i tak by się rzucał w oczy. Skoro obecna Naczelnik nie zamierzała zakończyć swojej wizyty lepiej było już iść. Zresztą Stefan jeszcze by coś chlapnął do Płomiennego, a kto wie jakby to się skończyło? W ogóle bez protestów, by się nie obeszło u młodego. Lepiej było unikać spełnienia się takich możliwości. Nawet jeśli i tak pewnie rano będzie się trzeba zgłosić u eks- prezydenta. Pójście tak od razu do Greedowców zanim odzyskają rzeczy Nowickich też się nie uśmiechało. W ogóle starszy Nowicki miał w ciągu ostatnich 2 dni za dużo wrażeń, a za mało snu. A do opieki stale zbyt pyskatego dzieciaka, żeby chcieć jeszcze zaczynać nową pracę i zastanawiać się jak Stefan się zachowa.
Ta kąpiel, wyrko i ewentualna kolacja- to wszystko czego Stanisław chciał na resztę dnia. I może papieros lub dwa. Stefanowi zaś się gęba cieszyła jak szczeniakowi przed miską z mlekiem.
Nashrindach- stary jak świat, a mimo to budzący szacunek. Po prostu tytuł „Mistrz” cisnął się na usta. Starszy Nowicki w którymś momencie zauważył, że kruk nie przestaje się gapić na Stefana. Jakby go obserwował. Młodego bardziej interesowały przedmioty w pokoju, zwłaszcza fotel na kółkach. Aż Stasiek zakaszlał, żeby zwrócić mu uwagę. -No co?!- obruszył się młody. -Zachowuj się…- strofował go po Piastiańsku.
-Przecież nic nie zrobiłem…
-Jeszcze…
Po prezentacji mistrza, Stasiek przyłożył rękę do piersi jak do dworskiego ukłonu, czy jak to robili lokaje na filmach. -Stanisław Nowicki, to zaszczyt mistrza poznać. Dziękuje za udzielenie nam noclegu. A…- Młody nie zareagował, więc go z lekka szturchnął, żeby się przedstawił: -… to mój młodszy brat… -Pierwszy syn z drugiej żony. Stefan Nowicki. I nie jestem alchemikiem, tylko mechanikiem. Z góry mówię. Stasiek znów odkaszlnął ostrzegawczo.
-A pan to… po jakimś wypadku?
Starszy Nowicki w pierwszym momencie miał chęć przejechać sobie ręką po twarzy za gadkę młodszego. Zamiast tego dał mu kuksańca w ramię. -Najmocniej za niego przepraszam! Stefek! Takich pytań się nie zadaje tak z…
-A kiedy mam pytać, żeby kiedykolwiek nie było „niezręcznie”? Jak mistrz chce to za nocleg mogę ten fotel poddać pod remanent. Oczyścić, podkręcić. Za friko.
Znów trzepnął młodszego. |