Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2014, 20:37   #25
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
[laurka] Z buziaczkami dla najfaniejszego MG

Epizod pierwszy
W którym każdy wybiera swą ścieżkę
Znikąd pojawia się miska sardynek
I zostaje utworzona Drużyna Kota



Niektórzy by podróżować potrzebują różnorakich środków transportu. Wiadomo, najszybciej poruszali się ci, którzy mieli konie, nieco dłużej podróż zajmowała tym którzy musieli na wyznaczone miejsce spotkania dotrzeć pieszo. Natomiast ja… mam swoje kocie sposoby by być od nich jeszcze szybszym. Jakie? - zapewne chcielibyście zapytać. Niestety, odpowiedź na to pytanie odarłaby mnie z cząstki mojej tajemniczości, a do tego nie możemy wszakże dopuścić, nieprawdaż? Dlatego, mój drogi czytelniku musi ci wystarczyć zapewnienie że prędzej czy później wyjaśnię tą zagadkę. Do tego czasu musisz jednak pozostać cierpliwym

Wracając jednak do spotkania z przyszłym pracodawcą, ciekawiło mnie kto też zamiast kapturów wybiera na ukrycie swej tożsamości iluzję. Jest to uzasadnione gdy ktoś obawia się o swe życie i nie chce zjawiać się osobiście tworząc zamiast tego miraż,którego wszakże zranić się nie da. Jeszcze bardziej ciekawiło mnie jak ten drow, o ile oczywiście nie była to tylko maska za którą skrywał swe prawdziwe oblicze, zareaguje na moją skromną osobę. Dlatego na polanę wkroczyłem dumnie, z wysoko uniesionym ogonem który miał oznajmiać światu ,,patrzcie, jaki jestem wspaniały”. Na słowa czarnoskórego zareagowałem również po kociemu

- Miau? - zapytałem z rasowym akcentem, charakterystycznym bardziej dla kotów salonowych niż dachowców. Oczywiście tak nieskomplikowane istoty jak dwunogi wszelkiej maści nie rozróżniały subtelnych zmian w kocim głosie, jednak nie oznaczało to że mogłem sobie pozwolić na zaniedbanie. Pierwsze wrażenie przy zawieraniu umowy o pracę było wszakże kluczowe

Drow uśmiechnął się na modłę na jaką tylko ta rasa potrafi się uśmiechać. Nie to, żeby jakoś strasznie, po prostu po drow’iemu. Co prawda ja osobiście mógłbym go sporo nauczyć o tym jak się uśmiechać, jednak to nie był ani czas, ani miejsce na to. Mój prawdziwy uśmiech bardzo często powodował że dwunogi takie jak ten ciemnoskóry nagle zapominały o całej pewności siebie, o całej tej jakże mrocznej i zuej otoczce jaką prostaczkowie wybudowali wokół stereotypowego przedstawiciela rasy ciemnych elfów. Jednakże jak już mówiłem ten ukrywający się za iluzją osobnik miał być pracodawcą drużyny której łaskawie postanowiłem przewodzić, nie było więc sensu już na wstępie zrażać go do swojej skromnej osoby. Zwłaszcza, że w końcu chciałem uchodzić tylko za miły, futrzasty dodatek do wesołej gromadki. Sam ciemnoskóry nie komentował specjalnie mojego przybycia, gdy jednak na polanie pojawił się Samael drow odezwał się do mnie

- Nie uważasz, ze rola irytującego w tej drużynie jest już zajęta?

Nie uznałem za konieczne odpowiadać, zwłaszcza że już znalazłem sobie wygodne miejsce przy ogniu gdzie usiadłem podwijając ogon przed przednie łapy. Jedyną reakcję z mej strony był błysk ślepi i delikatny uśmiech niezbyt pasujący do mojej kociej mordki. W końcu jak miałem wytłumaczyć temu głupcowi jak bardzo się myli? Czy naprawdę ktoś Taki Jak On uważał że osoba mojego pokroju ograniczy swój udział tylko do irytującego zachowania i cynicznych komentarzy na temat głupoty innych, jakkolwiek by ona nie była zajmująca? Niektórzy muszą zrozumieć że sam fakt posiadania mocy nie implikuje do szafowania nią, wręcz przeciwnie. Zamierzam mieć swój wpływ na tą opowieść, jednak nie jako jej główna oś jak to czasem bywało, tylko jako tak mała, z pozoru nieistotna rzecz jak języczek u wagi. Jesteście moi mili wystarczająco inteligentni, by zrozumieć o co mi chodzi


- Nieważne zresztą… on w razie czego może być tym drugim. Choć to intrygujące. Ktoś mi podobny w końcu po tej samej stronie barykady… przynajmniej pozornie...nie? ponownie odezwała się iluzja drowa wskazując mi miejsce które jeszcze przed chwilą było puste a na którym teraz na ładnej miseczce leżało kilka świeżych sardynek. Ponownie pokazałem klasę nie komentując pomyłki. Kimkolwiek mój rozmówca był, domyślałem się że musi być w pobliżu. Kontrolowanie iluzji która ma uchodzić za realnie istniejącą osobę nie była łatwa, zwłaszcza że niedługo będzie musiała reagować w naturalny sposób na swoich rozmówców, gdy tylko tu przybędą. Przywołanie tego poczęstunku tylko utwierdziło mnie w moich podejrzeniach. Jeżeli ten osobnik myślał, że będzie w stanie mnie w ten sposób przekupić… to miał cholerną rację. Zachowałem jednak swą godność, podchodząc do miski tak jakbym kompletnie nie był zainteresowany jej zawartością po czym delikatnie skrzywiłem się na widok sardynek. To nie tak, że akurat miałem na nie ochotę, nawet nie ważcie się tak pomyśleć, po prostu uznałem że nie mogę pozwolić by poczęstunek się marnował. Tylko i wyłącznie z tego powodu zdecydowałem się je zjeść
- Smacznego… Iluzoryczna postać popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się jakoś tak dziwnie. Drapieżnie. No cóż moi mili, pamiętacie co wspominałem wcześniej o tym że to ja mógłbym uczyć drowy jak w uśmiechu ukryć prawdziwą groźbę? Uśmiech którym obdarzyłem iluzję różnił się od poprzedniego. Tym razem bowiem uśmiechnąłem się dosłownie od ucha do ucha, tak jak żaden inny kot nie potrafił. Również po raz pierwszy od przybycia do karczmy odezwałem się, tym razem bezczelnie cytując

- Czy nie miewają czasem drowy na koty ochoty? I czy czasem na drowy nie miewają koty ochoty?

Iluzorystyczny obraz zachichotał, jednak jego oczy były tak samo zimne jak i wcześniej. Gdyby ten wzrok mógł zabijać, zapewne padłbym trupem… jednak prawdę mówiąc przywykłem do takich spojrzeń. Stanowczo wolałem je od tych przepełnionych strachem lub czcią, bo i takie często się zdarzały. Tutaj znowu mógłbym skomentować jak bardzo straszny dla kogoś takiego jak ja był drow, ale prawdę mówiąc nie lubię się powtarzać. Miałem jednak pewność, ze rozmówca szczerze docenił dowcip.

To co się działo później moi drodzy nie było już tak ciekawe. Ot, przy ognisku pojawiały się kolejne osoby, toczyły się rozmowy, jednakże nie było w tym nic istotnego dla mojej opowieści. Jeśli jesteście tym zainteresowani to nie wątpię że pozostali członkowie nowo utworzonej drużyny zapytani z chęcią opowiedzą wam jak przebiegło spotkanie, oczywiście z własnej perspektywy. Jedynym moim zdaniem zasługującym na wzmiankę wydarzeniem było spotkanie zielonoskórej, Nhyan Luthain z plemienia złotego węża. O pozostałych wybranych do Drużyny Kota miałem już wyrobioną opinię. Co z tego, że opartą w większości na pierwszym wrażeniu, niepełną i zapewne krzywdzącą - ważne, że miałem. Nhyan natomiast była dziką kartą, osobą o której na chwilę obecną niewiele mogłem powiedzieć. Nie byłbym jednak sobą gdybym to tak po prostu pozostawił. Kocham wszelkiego rodzaju tajemnice, a rozwiązanie tej miało mi umilić początek naszej wyprawy. Zapewne z relacji innych wiecie że naturalnym dla mnie jest obwąchiwanie rąk osób które mnie zainteresują? Podobny gest można zobaczyć u innych kotów, jednak w ich wypadku jest to po prostu naśladownictwo, pusty gest który nie pomaga w niczym poza łatwiejszym zidentyfikowaniem osoby po jej zapachu. Ja potrafię się dowiedzieć podczas tego prostego rytułału znacznie więcej, jednakże większość informacji zgodnie ze swym zwyczajem zachowam dla siebie. Czy podzielę się jakąkolwiek wiedzą o zielonoskórej? W sumie czemu by nie

Widzicie, dłonie potrafią o osobie powiedzieć naprawdę wiele, jeśli wie się na co zwracać uwagę. Oczywiście, każdy głupiec który spojrzy na spracowane, poznaczone bliznami dłonie zdoła zgadnąć że nie należą one do świątynnego pisarza który całe swe życie spędził na kopiowaniu manuskryptów. Rozumiecie co mam na myśli, nieprawdaż? Otóż zdziwić was zatem może że dłonie Nhyan pasowały bardziej do ludzkiej szlachcianki niż do zielonoskórej najemniczki. Nie dość, że nie nosiły śladu pracy czy zniekształceń charakterystycznych dla wszystkich parających się wojaczką to nie posiadały nawet zgrubień które powstałyby gdyby często korzystała ze swojego łuku. Był więc to kolejny znak że Nhyan nie jest zwykłą najemniczką, albo że dopiero zaczyna swoją pracę w tym fachu. Kim zatem była zielonoskóra? To opowieść na inną okazję, nie wiadomo również czy to ja będę jej narratorem...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline