Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2014, 21:45   #6
Iblisek
 
Iblisek's Avatar
 
Reputacja: 1 Iblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znany
Zazwyczaj nie wstydziła się swojej nagości, Skorpiony tak jak inne klany korzystały ze wspólnych łaźni i nigdy przedtem jej to nie przeszkadzało. Jednakże teraz niemalże przemocą pozbawiona ubrania i maski bez której czuła się bezbronna Sumiro nie życzyła sobie, by ktokolwiek ją oglądał.
Otworzyła szeroko oczy wiedząc, że jej dziwne różnokolorowe tęczówki to dla większości ludzi wystarczający powód, by trzymać się od niej z daleka. Obserwowała służącego, którego mimowolnie zrobiło się jej żal, a także kątem oka Pana Shinjo, który w tym momencie wydał jej się mniej groźny.

Heimin podnosił się trochę na wzór człowieka, który usilnie próbuje nie sprowokować wpatrującej się w niego, nastroszonej kobry. Pomiędzy schylaniem głowy a apatycznym „Gomen nasai”, wstawanie ukłony i odsuwanie się zajęły mu dość długo, żeby pan Shinjo odłożył pędzelek, wstał i szybkim krokiem podszedł do Sumiro.

- Idź – warknął. Tamten usłuchał.

- Trzeba cię obmyć. – Spojrzał na Shosuro – bez wstydu, bez skrępowania, bez wątpliwości. - Inaczej trucizna zalegnie w porach – błysnął znajomością medycyny.

A potem, nie czekając, aż Sumiro otrząśnie się z poczucia bezradności, podniósł z podłogi skrawek jedwabiu, zamoczył go w wodzie i sięgnął ku ciału narzeczonej.

Sumiro cofnęła się gwałtownie wyraźnie przecząc swemu narzeczeństwu, aż oparła się o ścianę jurty. Wpatrywała się w twarz Pana Shinjo uważnie zastanawiając się jakie motywy naprawdę nim kierują, spuściła wzrok zaraz po tym jak ześlizgnął się z twarzy Pana Shinjo niżej w kierunku przewiązanej obi hakamy. Ze złością uświadomiła sobie, że zaczyna się rumienić.
-Sama to zrobię. Burknęła bardzo nieuprzejmie po raz pierwszy w życiu nie wiedząc jak się zachować. I jak się stąd jak najszybciej wydostać.

- Nie dosięgniesz pleców. – Jednorożec lekko zmarszczył nos, przykucając przy niej. Przesunął wzrokiem po ciele Shosuro. Skończył, wpatrując się wprost w różnokolorowe oczy dziewczyny.

Sumiro podciągnęła obrzydliwe jednorożcowe futro aż pod samą brodę. -Nie mam rany na plecach. -ucięła. Zrobię to sama Shinjo-san.

Patrzyli na siebie w milczeniu przez kilka sekund.

- Zrób. - Było to tyleż polecenie, co westchnienie. - I, skoro starcza ci na to sił, to od razu wyjaśnij mi, co właściwie chciałaś osiągnąć w mojej jurcie, Shosuro-sama. - Twardszy, bardziej zacięty wyraz twarzy nie pozostawiał wątpliwości: to była ta bardziej oficjalna, mniej przyjemna część rozmowy.
Sumiro aż zatrzęsła się z oburzenia i tajonej wściekłości. “Jak on może mi coś takiego zarzucać! To wcale nie tak!” miała nadzieję, że przodek tym razem pozostanie cicho i nie wbije jej swoimi komentarzami tanto w plecy.
-Nie wiem jak znalazłam się w twojej jurcie Shinjo-san. Ani nie wiem jak to się stało, że jestem naga. Z pewnością sama tego nie uczyniłam. Ani nie prosiłam się o… -stłumiła pogardliwe prychnięcie- gościnę w tym miejscu.

Ścigam mordercę, którego twój brat Shinjo-san nieświadomie najął na służbę. Po tych słowach Sumiro zamilkła blada z wściekłości.

- Pozwól, że ci przypomnę, Shosuro-sama. - Uśmiechał się. Uprzejmość Jednorożca była tak ciepła, jak lód. - Podejrzewałaś, że mój krewniak chowa morderców w mojej jurcie. Dlatego próbowałaś zakraść się do środka. - Na chwilę Shosuro była gotowa przysiąc, że widziała w kąciku ust Jednorożca końcówki kłów: jakby szczerzył się do niej wilk. - Prawda, nie prosiłaś.

JEŚLI nie odpowie od razu

- Shosuro-sama, powiedziałaś, że się obmyjesz - przypomniał jej, sporo łagodniej niż kilka sekund wcześniej.

Obecność przodka wiszącego tuż nad nieświadomym niczego jej narzeczonym strasznie dekoncentrowała Sumiro. I jednocześnie, choć to niegodne poważnej shugenja jednakowo zacięte miny przodka i jednorożca zaczynały ją strasznie bawić mimo niewesołej sytuacji. By prędko ukryć problemy z panowaniem nad sobą powoli wstała pozostawiając futro na podłodze. Błogosławiła swoje długie włosy, które w dużej mierze zakryły nagie ciało Pani Sumiro pozostawiając odsłonięte jedynie zgrabne nogi, wyjątkowo długie w stosunku do jej ciała. Długie i umięśnione dzięki wielu godzinom spędzonym w siodle.
Sumiro zaschło w gardle ze zdenerwowania, ale z całych sił starając się opanować podeszła do wiadra pozostawionego przez sługię i powoli i z namaszczeniem zaczęła się myć starając się usunąć wszelkie ślady potu. I mając nadzieję zmyć z siebie przykry odór niedźwiedziego futra. Miała ogromną nadzieję, że nie widać po niej zdenerwowania. I, że Pan Shinjo zanadto nie przygląda się jej plecom…. i bladym obtłuczonym od siodła pośladkom, których już nie mogła okryć włosami.

Chodził dookoła niej. Gdy odgarniała włosy, żeby wytrzeć łono, już zdążył zatoczyć wokół niej koło i teraz podążał wzrokiem za ruchami jej rąk. Gdy chciała wytrzeć piersi, patrzył tam. Czasami tylko – gdy próbowała myć się pod włosami, aby się całkiem zasłonić – odchodził. I wtedy czuła, że ciemne oczy Jednorożca fiksują się na jej pośladkach czy plecach.


- Sumiro – odezwał się, miękko, poufale, gdy tylko skończyła się myć. - Nie masz się powodów do wstydu. - Zabrzmiało to dziwnie: z tonu nie była to do końca ani konfesja, ani prośba, ani żądanie.

- Do końca tej godziny udam się na spoczynek. Pomóż w przygotowaniach. - Tym razem to było polecenie.

Siadł w seizie blisko miejsca, w którym obmywała się Shosuro: i zaczął powoli rozwiązywać obi.

Sumiro spojrzała na niego bezczelnie i wypaliła. -Nie pomogę ci, nie jestem twoją żoną ani kochanką by to robić. Nic nas nie łączy Shinjo-san.
Czuła się dziwnie, Jednorożec wzbudził w niej dziwny, nienznany jej wcześniej niepokój. Nie podobał jej się, z pewnością nie. Drobny i delikatny znacznie odbiegał od ideału bushi jakim zawsze zdawały jej się potężne Kraby.

- Jesteś moją narzeczoną, Shosuro. Śpisz w mojej jurcie. Ręczę za tobą przed krewniakiem. - Niewielką grdykę aż zacisnął z tłumionego niezadowolenia, ale wzroku ani głosu nie podniósł. - Więc zachowuj się jak narzeczona.

Sumiro wykrzywiła się kpiąco i dumnie uniosła głowę jednocześnie lekko unosząc barki, by wydać się wyższą. - Żaden Jednorożec nie będzie rozkazywał Skorpionowi. Jednorożec, który śpi pod bramami miasta niczym dzikie zwierzę. Ostatnie słowa niemal wysyczała.

- Nigdy – Głos miał nieswój: wibrujący i twardy jak stal. - Nigdy nie kpij z Klanu i zwyczajów Jednorożców. - Mimo, że był prawie nieruchomy i nawet przestał rozwiązywać obi, Sumiro prawie spodziewała się, że zaraz wstanie i ją uderzy. - Bo hańbisz moich ojców i Pierwszą Shinjo. Rozumiesz?

Sumiro chociaż dobrze wiedziała, że powinna ugryźć się w język i więcej nie prowokować Pana Shinjo, to właśnie przekroczyła jakąś granicę za którą znajdowały się tłamszone od tylu lat emocje.
-Jednorożec zachowujący się tak jak TY nie jest godzien swych przodków. - Gdy to mówiła, bushi szybko i gwałtownie wstał. - Nie budzisz mego szacunku. Ani swym zachowaniem, ani tym bardziej swoim wyglądem. Nawet nie przypominasz bushi Bayushi... - Przerwała, bo prostacko, jak heimin, ją trzasnął. Zamrugała, zaskoczona.

- Nie pozwolę, by mnie obrażano – warknął, nachylając się nad nią. – Teraz mnie przeprosisz, Shosuro.

W oczach Sumiro, chociaż zalśniły w nich łzy błysnął triumf. Tak zyskujesz szacunek wśród swych samurajów? -Kolejny krzywy uśmiech. -Policzkujesz ich? To taka rodzinna tradycja? -Sumiro cofnęła się o parę kroków nie chcąc by Jednorożec znowu jej dotknął. Kontakt fizyczny z kimkolwiek budził w niej obrzydzenie.
Rozumiem, że nawet nie słyszałeś o czymś takim jak dyplomacja. A ja byłam tylko wygraną w karty dla twego pijanego ojca?
Sumiro miała szczerą nadzieję, że w razie napadu szału jej narzeczonego kami okażą się chociaż raz jeszcze jej przychylne. I przynajmniej nie zginie nie pozostawiwszy narzeczonemu paru blizn do kolekcji.

Nie uderzył: nie podszedł nawet. Tym razem przetrwał jej wybuch w milczeniu.

- Jesteś moją narzeczoną. Rozumiesz, Shosuro? - Spojrzał na nią z góry. - Nie musisz mnie kochać. Ale nie pozwolę, żebyś się hańbiła czy obrażała moich krewniaków. - Przerwał na chwilę. - Lepiej śpij już, bo słabość od choroby odbiera ci zmysły.

Sumiro zamilkła urażona. Kochać? Czy Shinjo-San do reszty zwariował śpiąc w tym szałasie?
Czy wszystkie Jednorożce takie były?!
Rozejrzała się z niepewną miną nie wiedząc co ma zrobić, nigdzie nie widziała swych ubrań. I nie chciało jej się wierzyć, że jej narzeczony będzie na tyle bezczelny i nieprzyzwoity, by spać z nią na jednym posłaniu.

- Shosuro, jest tu tylko jedno futro, które jest godne mej narzeczonej – rozwiał jej wątpliwości bushi. - Nie pozwolę, byś spała gdzie indziej, jak zwykła służąca.

Chwila ciszy. Pytające spojrzenie Sumiro, która wcześniej rozglądała się po jurcie podpowiedziało mu jak brzmi jej niewypowiedziane pytanie. Shinjo zmarszczył brwi.

- Leżałaś na nim – wyjaśnił. - Nie mógłbym pozwolić, żeby ani Shosuro, ani ja spali na czymś mniej godnym.

-Gdzie są moje ubrania? - wycedziła przez zaciśnięte zęby nienawidząc w tym momencie Pana Shinjo. Gdyby nienawiść Pani Sumiro mogła zabijać, to Pana Shinjo trafiłby właśnie piorun prosto z niebios.

Shinjo wskazał jej głową kierunek.

- Nigdy nie zrozumiem was z innych Klanów – Ryuunosuke wygiął usta w cierpkim uśmiechu, kiedy Shosuro podeszła do kupki swoich ubrań. - Łaźnie macie wspólne, ale spać nago, przy mężach i żonach, się wstydzicie.

Sumiro już nic nie odpowiedziała na słowa Ryuunosuke, prędko przebrała się w zdobne szaty w barwach rodu Skorpiona, po czym ze wstrętem położyła się na Jednorożcowym futrze, przez miękką tkaninę jej odzienia futro już tak nie drażniło jej delikatnej skóry. Zasnęła zadziwiająco prędko wciąż trawiona lekką gorączką od trucizny. Policzek cały czas palił ją żywym ogniem. Była już pogrążona w półśnie, gdy pod futro wślizgnął się Jednorożec. Jednak, kiedy przez delikatny materiał ubrania poczuła jego bary stykające się z jej plecami, natychmiast się rozbudziła. Nie zauważył tego: i jeszcze sięgnął ją, obejmując ją nieco pod piersiami.

- Piękna – szepnął, pewnie myśląc, że Shosuro go nie słyszy.

Sumiro użyła całej swej siły woli i aktorskiego talentu Shosuro, którego trochę miał każdy z jej rodziny, by nie zerwać się w panice i nie zacząć krzyczeć. Pamiętała o oddechu, Spokojnie, spokojnie, spokojnie i regularnie, uspokój rozszalałe tętno Sumiro i leż spokojnie mówiła w duchu do siebie. Tak, to chyba swój głos słyszała.
“CZY ON JEST NAGI?!” uderzyła ją przerażająca myśl.

Złożył na jej karku lekki pocałunek. Nawet by go nie poczuła, gdyby nie była rozbudzona i rozszalała z nerwów. Przez chwilę myślała, że więcej zrobić już nie może. Dosłownie. Potem Jednorożec zdecydował się ją wypuścić. Mogła odetchnąć. Na chwilę.

Bo później powoli – i zdumiewająco, jak na siebie, delikatnie – obrócił ją na drugi bok, ku sobie. I akt stał się o wiele trudniejszy.

Sumiro niebezpiecznie szybko osiągnęła pułap swych umiejętności aktorskich, wciąż udawała senną i nieprzytomną, jednakże, czuła, że jeśli Jednorożec nie zaprzestanie jej dotykać, to wkrótce Sumiro się zdemaskuje…. A potem? Co potem? Dlaczego nikt jej nie powiedział, co powinna w takiej sytuacji zrobić?! Gdzież podziała się jej matka z tysiącem dobrych rad?!

Musiał coś poczuć, bo na chwilę przestał. Mimo półprzymkniętych oczu miała wrażenie, że przygląda się jej i ją taksuje – jak? oceniająco? z zażenowaniem? Lubieżnie?, lecz kiedy myślała już (po raz który?) że Shinjo się pohamował, znów poczuła jego dłonie. Najpierw lewą dłoń, smukłą, o długich, delikatnych palcach, którą wyraźnie czuła, gdy czule przesuwał ją w górę jej dłoni. Od kostki, aż do pośladka. Dotyk prawej dłoń poczuła dopiero, gdy kilka sekund trzymał już lewą na jej pośladku. Dotknął jej karku: i wtem!, nagle!, przyciągnął ją do siebie.

Mocno, gwałtownie przycisnął swoje wargi do jej warg. A długie, rozpuszczone włosy Shinjo dotknęły jej twarzy.

Sumiro szarpnęła się gwałtownie przerażona sytuacją, i zaraz skuliła się na ile jej to pozwalały trzymające ją dłonie Shinjo. W jednej chwili napięła się jak struna za wszelką cenę próbując odepchnąć Shinjo. Nikt jej nigdy wcześniej nie całował. Nie wiedziała jak zareagować. Wargi miał wilgotne i ciepłe, gdy zaczął ją całować.
Nie umiała odpowiedzieć. I nie chciała. Nie teraz. W ogóle. Nigdy. -Nie, nie- jęknęła, gdy udało jej się na chwilę odrobinę odsunąć od Jednorożca. Zasłoniła się dłońmi podkulając przy tym nogami, by nie mógł jej swobodnie do siebie przyciągnąć. Owinęła się przy tym swą szatą, by chociaż w ten sposób bronić się przed Shinjo. I nie dotykać jego obrzydliwie nagiego ciała.

Na chwilę leżał bez ruchu i bez słowa. Potem, kiedy przestała się desperacko zasłaniać, ujął jej dłoń. Ale już innym dotykiem: bez namiętności.

- Przepraszam, Shosuro. - Dziwnie było teraz słuchać pana Shinjo: zniknęła gdzieś twardość, głos miał wyższy... i mogła nawet uwierzyć, że ją szczerze przeprasza i że jest delikatny. - Myślałem, że chcesz.

Sumiro milczała nie patrząc na narzeczonego i trzęsąc się ze zdenerwowania i oburzenia. “Chciała? Ma ją za jakąś kurtyzanę?! Tego…. tego nie robi się dla przyjemności!” Zagryzła wargi wiedząc, że długo nie może odmawiać. Mimo wszystko nie chciała narażać Shinjo na hańbę jaką sprawiłby mu brak potomków. Ale… jeszcze nie teraz.
By zająć czymś rozedrgane zmysły zaczęła nasłuchiwać życia obozu. Każdy krok przechodzącej straży wydawał jej się przerażająco bliski. Jakby strażnicy specjalnie krążyli koło jurty i nasłuchiwali. Zdawało jej się nawet, że słyszy oddech stojącego tuż przy nich strażnika. Podskoczyła gwałtownie, gdy zdało jej się, że ktoś wszedł do namiotu. Jednakże dalej byli sami.
Z zażenowaniem szybko przesunęła wzrok na nagie ciało jej przyszłego kochanka. Nie mogła się jednak zdobyć, by spojrzeć poniżej pępka. Widywała wielu nagich mężczyzn, nie było to niczym nadzwyczajnym…. jednakże nie potrafiła sie przemóc.

- Sumiro. – Ścisnął lekko jej dłoń, żeby dodać jej otuchy. – Chcę cię. Jeśli ty będziesz chcieć – nie ma w tym żadnej hańby – pomogę ci. Nauczę cię. – Cichy, uspokajającym głosem mówił chyba bardziej, żeby pozwolić jej ochłonąć, niż żeby coś konkretnego przekazać.

Zacisnęła powieki nienawidząc tej chwili. Po prostu T O zrób, zgadzam się, chcę mieć to już za sobą. Nie jestem najmłodsza. Wiem, że niewiele mi zostało czasu. Musisz mieć potomków. Wyrzuciła z siebie.

Milczał kilka sekund. Widziała, że coś rozważa: a wreszcie zobaczyła w ruchu podbródka, że podjął decyzję.

- Sumiro, rozluźnij się. Uspokój – szepnął, ciągle tym samym, delikatnym, tonem. - Pomyśl o tym, że jutro, kiedy przejdzie szarówka, pokażę ci konie. O czymkolwiek. - Powoli, spokojnie, zbliżył głowę do narzeczonej, żeby móc mówić ciszej.

- Sumiro – wyjaśnił, gdy stało się jasne, że shugenja nie zamierza zmieniać pozycji. - Jeśli się nie rozluźnisz, nie przestaniesz kulić, nie będę mógł tego zrobić.

Sumiro nie patrząc mu w oczy i odwracając głowę na bok położyła się na plecach ściągnawszy uprzednio szaty, a Panu Shinjo ukazał się wcale przyjemny widok. Piersi Pani Sumiro były piękne i kształtne, i co skrzętnie ukrywała pod szatami, o wcale słusznym rozmiarze, zwłaszcza, dla osoby tak drobnej i delikatnej. Zaokrągli się dzięki dzieciom- przemknęło mu przez głowę. Brzuch miała idealnie płaski, a biodra wyraźnie zarysowane. Łono było schludnym i jasnym jak reszta jej ciała trójkątem. Namiestniczka miała wygolone ciało.
Sumiro uparcie milczała.

Ujął jej podbródek w dłoń. Stanowczo, acz delikatnie przesunął go: zmuszając ją, żeby spojrzała na jego twarz. Miał miękkie, żeńskie prawie rysy twarzy: ale nie dał jej podziwiać swego oblicza, bo po raz wtóry pocałował ją w wargi. Nie tak gwałtownie, jak poprzednio: tym razem zbliżył twarz powoli, żeby jej nie wystraszyć.

Jeszcze gdy wpijał się w jej wargi, dotknął wewnętrznej strony jej prawego uda. Najpierw było to delikatnie, jakby Shosuro była z porcelany, a on nie chciał jej popsuć, lecz im wyżej przesuwał palce, tym swobodniej jej dotykał.

- Sumiro, nie zaciskaj nóg – powiedział Shinjo, odrywając usta od jej ust. I niemal natychmiast przeniósł pocałunek na szyję.

Sumiro z oporem posłuchała słów Shinjo, nie podobał jej się jego dotyk, budził w niej strach i niepokój, jak dotyk każdej innej osoby. Z chwilą, gdy Jednorożec wsunął dłoń między jej uda Sumiro szarpnęła się zaskoczona tym jak łaskocze ją jego dotyk. Zostawiła go z rękoma gdzieś na jej biodrze i ustami oderwanymi od jej skóry.

- Sumiro. Będę musiał tam wejść. - Na czworakach, jak koń, przeczołgał się o krok, żeby znów znaleźć się w takiej pozycji, jak wcześniej. – Wtedy – powiem, kiedy – będzie chwilę boleć. To – i to, co teraz – będziesz musiała znieść. - Jeszcze raz zaczął przesuwać dłoń wzwyż jej ud. - Spróbuj się nie szarpać. Zaciśnij palce na futrze, zagryź zęby, jeśli musisz, ale nie szarp się. - Mówił pocieszającym, ciepłym głosem: ale jednocześnie znów wsunął dłoń między jej uda.

Wpatrzyła się w niego przerażonymi oczyma, jedno, to rybie, wyglądało w tej sytuacji bardzo niepokojąco, lśniło w aksamitnym półmroku namiotu niczym klejnot w oczodole Skorpiona.
Kiwnęła głową na znak, że rozumie i starała się nie utrudniać Panu Shinjo tego co miał zrobić. Wyczuwając spojrzenie Jednorożca zamknęła oczy.

Chwilę trzymał palce na krawędzi jej sromu. Lewą rękę podłożył pod jej kark, żeby móc ją łatwo, lekko przytrzymać, gdyby jednak wyrwała się konwulsyjnie. Nachylił się nad jej pierściami – wciąż, w absurdalnie długim dotyku pocierając krańce jej warg sromowych...

- Wytrzymaj, Sumiro – szepnął, zanim nakrył ustami jej sutkę. A potem lekko wsunął palce - wskazujący i serdeczny - prawej dłoni wewnątrz Shosuro.

Tak jak przewidział szarpnęła się gwałtownie, próbując się uwolnić. Musiał się z tym pogodzić…. lub dać jej spokój. -Nie, nie. - jęknęła. -Ja już nie chcę!

Lekką było mu przytrzymać drobną, niepozorną Shosuro.

- Przepraszam, Sumiro – wyrzucił na bezdechu w krótkiej chwili, gdy przenosił usta między jedną sutką, a drugą. - Póki tego nie zrobisz – I znów, na kilka sekund, całował jej brodawkę. - To nigdy nie będzie łatwe.

Powoli, delikatnie zaczął ruszać palcami wewnątrz namiestniczki.

- Powiedz, kiedy będziesz mogła to wytrzymać – szepnął jej.

Sumiro z ogromnym wstydem poczuła, że jej ciało nie jest obojętne na dotyk jej narzeczonego. Paliły ją rumieńce, a krew w głowie tętniła, gdy Shinjo poruszał w niej palcami. Ukryła twarz w dłoniach, gdy poczuła jak mokra i gorąca się robi pod jego dotykiem.
W tym momencie marzyła o zapadnięciu się pod ziemię i schowaniu przed całym światem. Z nawiedzającym ją bezimiennym przodkiem na czele. Shosuro Sumiro już nigdy nie odzyska shańbionego honoru!.

- Zrobimy to jak konie. – Rzekł gdzieś pomiędzy tym, gdy pieścił językiem wewnętrzną stronę uda a pocałunkiem w podbrzusze. - Podobno tak należy i przynosi szczęście. - Już nie trzymał jej ręki na karku, a głaskał ją po plecach. - Wtedy cię podniosę. Nie opieraj się, proszę, Shosuro. - Wreszcie, po drugiej chwili wsunął palce głębiej do łona Sumiro.

Pisnęła z bólu i odepchnęła Shinjo, który dojrzał na swych palcach odrobinę krwi. I bardzo dużo śluzu. Sumiro patrzyła na niego ze wstydem i pretensją. Wyraźnie chciała jak najszybciej to zakończyć. Wyglądała w tym momencie bardzo młodo i niewinnie, i zupełnie nie przypominała Skorpiona. Przez chwilę.


Chwycił ją mocno i postawił do seizy. Miała wrażenia, że Shinjo – który wyglądał, jakby go jakiś wewnętrzny ogień palił – w tej chwili nie był zdolny do subtelności. Zwłaszcza, kiedy popchnął ją stanowczo w plecy, aż oparła się o podłogę.

- Spróbuj utrzymać tą pozycję – rzucił jej, przemieszczając się za jej plecy. A potem usłyszała ciche: - Wchodzę, Sumiro – Prawie dyszał, gdy chwytał ją za biodra. Nie miała czasu o tym myśleć, zanim w nią wszedł. I już w niej był, przesuwając biodrami i obmacując jej piersi.

Pani Skorpion znosła napad namiętności Jednorożca z pokorną cierpliwością. Była bardzo cicho, a w ciszy tej słychać było tylko ich ocierające się o siebie ciała, oraz dyszenie Pana Shinjo. Shosuro zagryzła wargi przyrzekając sobie, że wytrzyma w tej pozycji do końca. Że chociaż teraz się nie podda.

On zmieniał chwyt – przesuwał dłonią, chwytał piersi – ale czuła, że wraz z miarowymi posunięciami bioder Shinjo zbliża się koniec. Musiała znieść jeszcze wiele: wyginał się, składał lekkie pocałunki na całym jej ciele, znowu dźgał ją... - ale wreszcie, po jakimś czasie (dla Sumiro, jak wszystko podczas ich stosunku, przerażająco długim) Jednorożec wypuścił nasienie.

Mogła poczuć ulgę, gdy wyciągał członka z jej ciała i gdy odsuwał się od niej.

- Dziękuję, Shosuro – szepnął, kładąc się tuż koło niej.

Opadła zmęczona obok niego cała czerwona ze wstydu, i bardzo obolała, czując rozlewające się wewnątrz niej ohydne ciepło, Odwróciła się czym prędzej plecami do narzeczonego i skuliła na końcu ich wspólnego posłania nie chąc by jej dotykał. Nie zareagowałaby tak ostro, gdyby był jej zupełnie obojętny. Jednakże czułość i delikatność mężczyzny zdezorientowały ją. Przeraziła się uświadomiwszy sobie, że chciałaby, by znów ją przyciągnął ku sobie i otulił ramionami. Pozwolił się nie martwić. I spokojnie zasnąć.
Przysięgła sobie, rankiem zabrań ronina i zniknąć Panu Shinjo z oczu. Ostatnie trzy tygodnie wolności…. Przemknęła jej przez głowę absurdalna myśl, że żaden jednorożec już do niej nie przyjdzie, skoro straciła dziewictwo z… Jednorożcem?
Prędko przestała krzywić się z bólu i obrzydzenia, gdy zastanowiła ją pewna kwestia. Czego mógł chcieć Shinjo starając się ją uspokoić i przemawiając do niej czule. Sumiro jeszcze nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale już wiedziała, że Pan Shinjo nie ma dobrych intencji. A jakież one były tego z pewnością miała się wkrótce dowiedzieć.
Zdenerwowanie, zmęczenia i przeżycia całego dnia uśpiły ją prędko. Zapomniała o ostrożności, i tym, że nie powinna zasypiać wśród tylu ludzi. I przy kimś komu nie ufa.
Ryūnosuke obudził się w nocy nie wiedząc co wyrwało go ze snu. Obóż już ucichł, w oddali słychać było parskanie koni i odległe kroki strażników. Wiatr szeleścił materią namiotu i kołysał rozwieszonymi w obozie latarniami. Widział ich chybotliwe światło prześwitujące przez płachtę namiotu.
Sumiro rzuciła się gwałtownie na posłaniu i zrzuciła z siebie futro. Jednorożec żałował, że ciemność w dużej mierze zasłoniła mu przyjemny widok. Już miał przykryć narzeczoną, gdy ta rzuciła się znowu wyginając się i szarpiąc konwulsyjnie. Nie była to jednak reakcja na jego dotyk. Miała zamknięte oczy i spokojny oddech. Niewątpliwie spała. Pomyślałby, że lunatykuje, gdyby nie zaczęła mówić. Nie znał języka w którym potoczyły się dziwne melodyjne dźwięki.
Poczuł na policzku wilgość, kilka kropli, i coraz więcej, a w powietrzu zapach ozonu. Padało we wnętrzu namiotu. Nad jego głową zmaterializował się niewielki obłok z którego padał deszcz. I wzbierał na sile i rozrastał się, podczas, gdy Sumiro rzucała się coraz mocniej, a jej głos tracił na melodyjności stając się coraz głośniejszy. Oddychała ciężko, nierówno, jak człowiek po długim biegu, nie mogący złapać oddechu.

- Shosuro... – Potrząsnął nią lekko. - SHOSURO! - Zatrząsł nią mocniej. Obudziła się wreszcie.
Otworzyła oczy tocząc wokół zaspanym nic nie rozumiejącym wzrokiem. Ze zdziwieniem dotknęła wody na twarzy Shinjo nie wiedząc skąd się tam wzięła. Cofnęła zaraz rękę zawstydzona tym śmiałym i spontanicznym gestem.
-Co się stało? -Spytała cicho obawiając się widocznie, że Jednorożec obudził ją we własnych celach.
- Mówiłaś coś. Wzywałaś tösy – szepnął, patrząc niespokojnie. - Shosuro... - Najwyraźniej sam nie wiedział, o co właściwie powinien zapytać.
-Tösy? Ja mówię przez sen… lunatykuję, czasem dzieją się dziwne rzeczy. Musisz mnie związać… i zakneblować. Moja rodzina tak postępuje. Zwykle czynią tak moi yoriki, opiekując się mną. Wszystko to powiedziała z zupełną szczerością jakby była to najnaturalniejsza rzecz na świecie.

- Związać? Zakneblować...? - Nie sądziła, że go zobaczy milczącego z wytrzeszczonymi oczyma i półprzymkniętymi ustami, przez które mogłoby spokojnie wlecieć sporo much.
-Jeśli ci to przeszkadza Shinjo-san mogę spać gdzie indziej… lub odejść. Spuściła głowę mówiąc bardzo cicho. Gdzieś tam są moi yoriki czekający na mnie.

- Nie. - To było twarde, stanowcze nie: to, z którym mógłby mówić swojemu bushi, że jego pomysł jednego kin końskich kłaków nie jest warty.

Wstał, nie patrząc na narzeczoną. Przez chwilę krzątał się w jurcie, szukając czegoś, aż wreszcie znalazł, czego szukał. Nalał do miski jakiś napój i wrócił przed Sumiro.

- Powinno ci pomóc – Podał jej czarkę. Gdy zobaczył nierozumiejący wyraz na twarzy Shosuro: - Używamy tego, gdy nas morzy głód. Ale – z sake czy kumysem – strasznie uspokaja i wycisza.
Uklękła przy nim i wzięła czarkę w obie dłonie przyglądając się i obwąchując napar. Podejrzewała co w nim jest. Prowadziła niemalże ascetyczny tryb życia i obawiała się jak taki specyfik zadziała…. jednakże uniosła czarkę do ust.

- Shosuro – przytrzymał jej rękę. Przygryzł wargi, jakby zastanawiał się, czy coś mówił, ale ostatecznie powiedział. - Jeśli myślisz, że tak będzie ci łatwiej, możesz następnym razem zrobić to po tym.

W czasie jej kontemplacji Shinjo mógł się jej wyraźniej przyjrzeć, twardym z zimna sutkom i dorodnym piersiom, niczym dojrzałe owoce sterczących dumnie i z pewnością zdobiących jej ciało. Gdy piła strużka opium spłynęła jej pomiędzy piersi, a następnie niżej, gdzie dotarła do pępka, a malutka pozostała strużka ześlizgnęła się po łonie.

Zesztywniała cała, gdy to powiedział. -Tego się nie robi dla przyjemności. Będę…. będę ci się oddawać tak długo jak będzie trzeba.Tak długo dopóki nie urodzę ci potomków. -Zarumieniła się, a była tak blada, że rumieniec pojawił się również na jej aksamitnym dekolcie.

- Shosuro. – Sięgnął drugą ręką po swoją katanę. - Popatrz na sayę – polecił jej cierpliwie, podnosząc sayę na wysokość oczu. - Co widzisz?

Uśmiechnęła się szeroko widząc konie. Oczy jej rozbłysły a twarz od razu się rozpromieniła, zmieniła się na chwilę zupełnie, gdy przesuwała dłońmi po drewnie oglądając sayię. Przysunęła się przy tym do niego nie chcąc wyjmować mu przedmiotu z rąk, by się lepiej przyjrzeć.

- To saya. Kakitowie ją wykonali z dobrego, młodego drzewa. Potem pokryli lakierem – Przesnął dłonią po gładkim drewnie. - Dobrze mi służy. Nigdy nie przemokła, katana zawsze wysuwa się gładko. Ale to Kakita. Artyści. Ich malarze domalowali konie, trawę i chmury pędzelkami. I jest piękna.

Milczał przez chwilę, a Shosuro nadal oglądała pochwę.

- Zrób to samo – szepnął, nachylając się do Sumiro. – Daj mi dzieci. Rodzina ich potrzebuje. Ale nie ma powodu, by to nie było też piękne. Przyjemne.

Widział, jak bardzo Skorpion jest zdenerwowany. Jak męczyła się próbując mu coś odpowiedzieć walcząc przy tym ze swą skrytą naturą i surowymi zasadami narzuconymi jej przez klan. Dla Sumiro istniały przede wszystkim obowiązki i powinności. Ona sama była zupełnie poza marginesem ustanowionej przez siebie hierarchii.
-Moje zdanie nie ma znaczenia. To mój obowiązek. - powiedziała tylko. Minęło już kilkanaście minut od czasu, gdy wypiła opium. Widział, że zaczyna działać. Sumiro chwiała się, i poruszała w zwolnionym tempie, położyła się na futrze przymykając oczy i obserwując Shinjo. Jednorożec odrzucił futro i przyglądał się jej rozluźnionemu ciału. Nie potrafiła powiedzieć, ile to robił, bo nalewka skutecznie zabiła jej poczucie czasu.

Wreszcie przez opiumowe otępienie poczuła, że gładzi jej policzek, i miała – mimo osłupienia – jakieś mgliste, tępe wrażenie, że Jednorożec obserwuje ją spod cienkich brwi i bada jej reakcje.

Zadrżała, było jej zimno, nie przywykła do spania w jurcie, po jej nagim ciele rozeszła się gęsia skórka. Zamknęła oczy otępiała i ufna, zdając się na jego łaskę.

Przysunął się do niej i objął ją w pasie, żeby przyciągnąć i wreszcie przycisnąć ją mocno do siebie. Leżeli skłębieni, z Jednorożcem obsypującym jej twarz mrowiem pocałunków i Shosuro.
Nie opierała mu się, przylgnęła do niego ciasno chłonąc ciepło jego ciała. Idealnie do niego dopasowana, drobna, tak samo jak on delikatniejszej niż inni budowy. W przeciwieństwie do jej poprzedniego napięcia teraz była cudownie rozluźniona i bezwładna. Spokojna. Nie protestowała, gdy jej dotykał i niemrawo próbowała odpowiedzieć na pocałunki. Opium zadziałało o wiele silniej niż przypuszczał.

Ujął jej dłoń w swoją dłoń i poprowadził między swoje uda.

- Spróbuj – powiedział, licząc pewnie bardziej, że Shosuro oswoi się z nim niż na konkretne doznania.

Ku jego zaskoczeniu Sumiro chętnie podążyła dłonią we wskazane miejsce przesuwając chłodną dłoń po jego członku. Zrozumiał wszystko, gdy spojrzał w jej oczy, nieprzytomne i zupełnie szalone. Bawiła się napletkiem, gładząc go i odciągając, w górę i w dół. Palce miała miękkie i delikatne, nieprzywykłe do pracy. Po przyjemnie długiej chwili nieśmiało przesunęła dłoń ku jądrom, ostrożnie badając je dłońmi, a następnie, przesunęła palce tuż za nie, delikatnie masując Shinjo.

Sapnął z zaskoczenia. Zacisnął dłoń na futrze: mocno, jakby chcąc zadać kłam swojej wątłej fizjonomii. Ale z szybko zmieniających się wyrazów na jego delikatnej twarzy docierało do niej, że podoba mu się. Jednak nie robił nic więcej nad delikatne pieszczenie jej sutek: raz przeciągał po nich palcem, raz owinął go wokół brodawki, raz zrobił coś jeszcze innego..., lecz nie ruszał się zanadto, jakby obawiał się, że jeśli przerwie Shosuro pieszczotę, to przerwie wszystko.
Próbowała go całować nieśmiało skubiąc jego wargi i przesuwając po nich językiem, nie przerywając nieśmiałych pieszczot. Widocznie przesadził z dawką opium, widział to po jej oczach. Lała mu się przez ręce akceptując wszystko co robił.
Gdy go całowała, czuła jego język w jej ustach, dotykający jej języka. Gdy wracała ręką do członka, czuła jego twardość i napięcie.
Czuła jego wahanie. Może myślał, czy nie przedłużać ich gry. Ale na ile na twarzy Shosuro nie było niechęci, to nie było również podniecenia czy ekstazy. W końcu, zacisnął wargi i podjął decyzję.
Ponownie ujął jej dłoń - i przesunął ją, wraz ze swoim członkiem - ku stykowi jej bioder. Gdy główka penisa była już przy jej łonie, pchnął ją wewnątrz

Westchnęła przeciągle ustępując pod delikatnym naciskiem Shinjo i układając się pod nim. Nie było w niej napięcia, raczej obojętna akceptacja. Ale było mu o wiele przyjemniej niż poprzednio, gdy całe jej ciało protestowało przeciwko zbliżeniu. Zadrżał, gdy usłyszał jej jęk. Zdusił go czym prędzej pocałunkiem.

Tym razem nie chwytał jej w różnych miejscach, nie przesuwał rąk, tylko wczepił się w nią, jakby chciał ją utrzymać przy sobie teraz i na zawsze. Uczepił się jej pleców mocno, wbijając paznokcie w plecy Sumiro. Gdy wyginał się i uderzał biodrami raz, i następny raz... miała niejasne wrażenie, że może zadrapać ją aż do krwi.
Głaskała go po głowie i twarzy nie protestując już wcale, pojękiwała, gdy ją atakował, na tyle głośno, że z pewnością słyszano ich na zewnątrz… w końcu, gdy narkotyk osiągnął pełnię swego działania, zemdlała, w chwili jego orgazmu. Twarz miała spokojną, bez śladu zmarszczek, jak wyrzeźbioną. Zasnęła wtulona w niego łaknąc ciepła Shinjo.
 
__________________
Ptaszki śpiewają. Wszyscy umrzemy.
Iblisek jest offline