Konrad, Olaf i Jakob pędem rzucili się w kierunku wioski chcąc uratować to co uważali za najcenniejsze. Nie straszne były im stwory, które mogły czaić się wśród zgliszczy, ni żar buchający z płomieni. Bez zastanowienia się wskoczyli w ogień na ratunek swojej rodzinie.
Drewniana brama strzegąca wejścia do wioski została strzaskana w drobny mak - jakaś potężna siła wyrwała dziurę w palisadzie posyłając drzazgi we wszystkie strony. Wokół nich rozpętało się istne piekło; pożar błyskawicznie trawił dobytek całego życia, a gęsty dym gryzł w oczy i wydzierał tlen z płuc. Przed chatą Fritza wśród buchających płomieni leżały ciała, cała sterta ciał w bajorze spływającym szkarłatną posoką. Wieśniacy stłoczyli się na środku wioski chcąc odeprzeć napastników, nawet kobiety i dzieci sięgnęły za broń. Teraz wszyscy byli martwi, bez wyjątku. Ktokolwiek dokonał tego mordu nie szczędził nikogo, zabijał bezwzględnie niczym drapieżnik swoją ofiarę. Trójka chłopów z łzami w oczach przerzucała ciała poległych w poszukiwaniu najbliższych. Ani Olaf ani Konrad nie znaleźli członków rodziny w stercie ciał, tylko Jakob rozpoznał swego ojca i ciotkę Adelheidę, której serce podobnie jak reszcie kobiet zostało siłą wyrwane z piersi. Nie zastanawiając się długo nad następnym krokiem Olaf i Konrad pobiegli do swoich domostw zostawiając młodego cyrulika sam na sam z najbliższymi. Olaf wparował do chaty niemalże wywarzając drzwi z żelaznych zawiasów, jego dom bowiem jako jeden z nielicznych był nietknięty przez płomienie. Pośrodku pomieszczenia leżał z rozerwanym gardłem jego syn Frans z nożem w dłoni, który dostał wcześniej od Olafa. Zginął broniąc reszty rodziny, którą spotkał ten sam los co jego. Żona Gerturda leżała pod ścianą z ociekającą krwią dziurą zamiast serca, a córka... zbyt drastyczne by móc to słowami opisać. To było zbyt dużo nawet jak na chłopa pokroju Olafa.
Dom Konrada stał w płomieniach. Mężczyzna chciał się dostać do środka za wszelką cenę, lecz przed popełnieniem głupstwa powstrzymał go znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył Elsę rzucającą mu się w ramiona. Objął ją jak najsilniej tylko potrafił nie chcąc jej raz jeszcze stracić, oboje głośno szlochali tuląc się do siebie. Po dłuższej chwili słabości odezwała się dziewczyna:
-
Tak się bałam, że Ciebie stracę! Upiory wyszły z lasu i z pomocą jakiegoś szamana zniszczyły palisadę! - wykrzyczała przez łzy, zatajając się niczym małe dziecko po srogim laniu -
Zabili prawie wszystkich! - dopiero teraz Konrad ujrzał stojących kilkanaście metrów dalej wieśniaków. Grupa składała się z dwóch kobiet i ich dzieci. Była to pani Kastner oraz Letty – żona Ralfa. Były przerażone i zbite w ciasną gromadę trzymały kurczowo swoje pociechy. Wszystko wyglądało na to, że jako jedyne przeżyły pogrom w Volkenplatz. -
Widziałam jak Fritz czarami podpalał wioskę! Uwierzysz w to?! To czarodziej! - dziewczyna wtuliła twarz w skórzaną zbroję Konrada –
Nie wiem... chyba chciał w ten sposób odstraszyć upiory, ale na nic się zdało. Podpalił swoją chatę z nieprzytomnym Heinrichem w środku, po czym uciekł do lasu. Konradzie... zabieram dziewczyny i idziemy do Templehof. Wybacz, nie wytrzymam tu już ani chwili dłużej... - Elsa odsunęła się z łzami w oczach od swojego mężczyzny. Nie chciała mówić o tym głośno, ale w tej chwili pragnęła tylko jednej rzeczy – zemsty.
…
Potężny prawy sierpowy zrzucił dziewczynę z nóg. Lyn wylądowała twarzą błocie czując jak policzek aż pulsuje z bólu. Na tym jednak Gerhard nie poprzestał – chwycił ją za włosy, pociągnął do siebie, tak że jej twarz uniosła się kilka cali nad ziemią i przyłożył jej sztylet do gardła. -
Najwyraźniej zapomniałaś kto tu rządzi. - warknął przez zęby przykładając do skóry lodowato zimne ostrze tak mocno, że aż krew spłynęła. -
Dopóki nie ma barona w pobliżu ja tu będę wydawać polecenia i nie mam zamiaru słuchać pyskowania rozwydrzonej dziewczynki! Zrozumiano?! - Gerhard nie czekał za odpowiedzią, wysunął nóż spod gardła i pchnął głowę dziewczyny do przodu aż ponownie zaryła twarzą w błoto. -
Mam nadzieję, że wszyscy tu obecni od tej pory będą słuchać się moich rozkazów. - Powiedział wstając i mierząc wszystkich spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. -
Nie mam zamiaru się wam tłumaczyć – albo jesteście ze mną, albo przeciwko mnie. - Wicehrabia widząc w oczach najemników konsternację, strach, a nawet podziw u niektórych nie powiedział już nic więcej. Osiągnął zamierzony efekt, odwrócił się do nich plecami i udał się w kierunku Volkenplatz. Resztę podróży spędzili w ciszy i nawet Lyn nie odważyła się już pisnąć choć jednym słowem w towarzystwie Gerharda.
···
Borys i Niedźwiedź przemierzali mroki puszczy nie bardzo wiedząc którędy się udać. Walka oraz długi sen sprawiły, że bardzo szybko stracili poczucie orientacji. Przedzierając się przez zarośla usłyszeli czyjeś kroki i głośne sapanie. Obaj rzucili się pobliskie krzewy i błyskawicznie sięgnęli po broń spodziewając się najgorszego. Borys naciągnął łuk celując w ścieżkę poniżej. Z zakrętu wyszedł nie kto inny jak Fritz, jego szaty były częściowo spopielone i podarte. Starzec z trudem podpierał się laską, lecz mimo to poruszał się dosyć szybko jak na swój wiek. Znachor zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał w kierunku zarośli za którymi schowani byli najemnicy. -
Widzę was! Wyłazić mi stamtąd! - powiedział głosem, który bardziej przypominał krakanie starej wrony niż głos człowieka. Borys z Niedźwiedziem posłuchali starca i posłusznie wyszli z kryjówki. -
Nooo... jak można w biały dzień tak na niedołężnego człowieka polować z łukiem, hę? Macie szczęście, że wam krzywdy nie wyrządziłem! - pogroził laską. -
Nie macie co wracać do Volkenplatz. Wszystko przepadło, niestety...
Najemnicy pod przywództwem Gerharda wyszli z lasu. Ich oczom ukazała się wioska trawiona przez płomienie. Pod drzewem nieopodal palisady siedział ranny Otto Kastner głośno szlochając, nieco dalej – po drugiej stronie wioski – stał Konrad wraz z resztą wieśniaków, którzy przeżyli pogrom. Nikt z najemników nie miał wątpliwości co się tu wydarzyło, a nawet jeśli jakiekolwiek były to szybko zostały rozwiane przez słowa Gerhada.-
Za późno... - powiedział bardziej do siebie, niż do reszty –
Musimy położyć temu kres. Idźcie ratować tych, którym jeszcze się da pomóc, a ja postaram się przekonać pozostałych przy życiu mężczyzn by poszli z nami. Jeśli czują choć iskrę wściekłości to z radością przeleją ją na wspólnym wrogu.