Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2014, 21:49   #125
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Konrad, Olaf i Jakob pędem rzucili się w kierunku wioski chcąc uratować to co uważali za najcenniejsze. Nie straszne były im stwory, które mogły czaić się wśród zgliszczy, ni żar buchający z płomieni. Bez zastanowienia się wskoczyli w ogień na ratunek swojej rodzinie.

Drewniana brama strzegąca wejścia do wioski została strzaskana w drobny mak - jakaś potężna siła wyrwała dziurę w palisadzie posyłając drzazgi we wszystkie strony. Wokół nich rozpętało się istne piekło; pożar błyskawicznie trawił dobytek całego życia, a gęsty dym gryzł w oczy i wydzierał tlen z płuc. Przed chatą Fritza wśród buchających płomieni leżały ciała, cała sterta ciał w bajorze spływającym szkarłatną posoką. Wieśniacy stłoczyli się na środku wioski chcąc odeprzeć napastników, nawet kobiety i dzieci sięgnęły za broń. Teraz wszyscy byli martwi, bez wyjątku. Ktokolwiek dokonał tego mordu nie szczędził nikogo, zabijał bezwzględnie niczym drapieżnik swoją ofiarę. Trójka chłopów z łzami w oczach przerzucała ciała poległych w poszukiwaniu najbliższych. Ani Olaf ani Konrad nie znaleźli członków rodziny w stercie ciał, tylko Jakob rozpoznał swego ojca i ciotkę Adelheidę, której serce podobnie jak reszcie kobiet zostało siłą wyrwane z piersi. Nie zastanawiając się długo nad następnym krokiem Olaf i Konrad pobiegli do swoich domostw zostawiając młodego cyrulika sam na sam z najbliższymi. Olaf wparował do chaty niemalże wywarzając drzwi z żelaznych zawiasów, jego dom bowiem jako jeden z nielicznych był nietknięty przez płomienie. Pośrodku pomieszczenia leżał z rozerwanym gardłem jego syn Frans z nożem w dłoni, który dostał wcześniej od Olafa. Zginął broniąc reszty rodziny, którą spotkał ten sam los co jego. Żona Gerturda leżała pod ścianą z ociekającą krwią dziurą zamiast serca, a córka... zbyt drastyczne by móc to słowami opisać. To było zbyt dużo nawet jak na chłopa pokroju Olafa.

Dom Konrada stał w płomieniach. Mężczyzna chciał się dostać do środka za wszelką cenę, lecz przed popełnieniem głupstwa powstrzymał go znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył Elsę rzucającą mu się w ramiona. Objął ją jak najsilniej tylko potrafił nie chcąc jej raz jeszcze stracić, oboje głośno szlochali tuląc się do siebie. Po dłuższej chwili słabości odezwała się dziewczyna:
- Tak się bałam, że Ciebie stracę! Upiory wyszły z lasu i z pomocą jakiegoś szamana zniszczyły palisadę! - wykrzyczała przez łzy, zatajając się niczym małe dziecko po srogim laniu - Zabili prawie wszystkich! - dopiero teraz Konrad ujrzał stojących kilkanaście metrów dalej wieśniaków. Grupa składała się z dwóch kobiet i ich dzieci. Była to pani Kastner oraz Letty – żona Ralfa. Były przerażone i zbite w ciasną gromadę trzymały kurczowo swoje pociechy. Wszystko wyglądało na to, że jako jedyne przeżyły pogrom w Volkenplatz. - Widziałam jak Fritz czarami podpalał wioskę! Uwierzysz w to?! To czarodziej! - dziewczyna wtuliła twarz w skórzaną zbroję Konrada – Nie wiem... chyba chciał w ten sposób odstraszyć upiory, ale na nic się zdało. Podpalił swoją chatę z nieprzytomnym Heinrichem w środku, po czym uciekł do lasu. Konradzie... zabieram dziewczyny i idziemy do Templehof. Wybacz, nie wytrzymam tu już ani chwili dłużej... - Elsa odsunęła się z łzami w oczach od swojego mężczyzny. Nie chciała mówić o tym głośno, ale w tej chwili pragnęła tylko jednej rzeczy – zemsty.



Potężny prawy sierpowy zrzucił dziewczynę z nóg. Lyn wylądowała twarzą błocie czując jak policzek aż pulsuje z bólu. Na tym jednak Gerhard nie poprzestał – chwycił ją za włosy, pociągnął do siebie, tak że jej twarz uniosła się kilka cali nad ziemią i przyłożył jej sztylet do gardła. - Najwyraźniej zapomniałaś kto tu rządzi. - warknął przez zęby przykładając do skóry lodowato zimne ostrze tak mocno, że aż krew spłynęła. - Dopóki nie ma barona w pobliżu ja tu będę wydawać polecenia i nie mam zamiaru słuchać pyskowania rozwydrzonej dziewczynki! Zrozumiano?! - Gerhard nie czekał za odpowiedzią, wysunął nóż spod gardła i pchnął głowę dziewczyny do przodu aż ponownie zaryła twarzą w błoto. - Mam nadzieję, że wszyscy tu obecni od tej pory będą słuchać się moich rozkazów. - Powiedział wstając i mierząc wszystkich spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie mam zamiaru się wam tłumaczyć – albo jesteście ze mną, albo przeciwko mnie. - Wicehrabia widząc w oczach najemników konsternację, strach, a nawet podziw u niektórych nie powiedział już nic więcej. Osiągnął zamierzony efekt, odwrócił się do nich plecami i udał się w kierunku Volkenplatz. Resztę podróży spędzili w ciszy i nawet Lyn nie odważyła się już pisnąć choć jednym słowem w towarzystwie Gerharda.

···


Borys i Niedźwiedź przemierzali mroki puszczy nie bardzo wiedząc którędy się udać. Walka oraz długi sen sprawiły, że bardzo szybko stracili poczucie orientacji. Przedzierając się przez zarośla usłyszeli czyjeś kroki i głośne sapanie. Obaj rzucili się pobliskie krzewy i błyskawicznie sięgnęli po broń spodziewając się najgorszego. Borys naciągnął łuk celując w ścieżkę poniżej. Z zakrętu wyszedł nie kto inny jak Fritz, jego szaty były częściowo spopielone i podarte. Starzec z trudem podpierał się laską, lecz mimo to poruszał się dosyć szybko jak na swój wiek. Znachor zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał w kierunku zarośli za którymi schowani byli najemnicy. - Widzę was! Wyłazić mi stamtąd! - powiedział głosem, który bardziej przypominał krakanie starej wrony niż głos człowieka. Borys z Niedźwiedziem posłuchali starca i posłusznie wyszli z kryjówki. - Nooo... jak można w biały dzień tak na niedołężnego człowieka polować z łukiem, hę? Macie szczęście, że wam krzywdy nie wyrządziłem! - pogroził laską. - Nie macie co wracać do Volkenplatz. Wszystko przepadło, niestety...



Najemnicy pod przywództwem Gerharda wyszli z lasu. Ich oczom ukazała się wioska trawiona przez płomienie. Pod drzewem nieopodal palisady siedział ranny Otto Kastner głośno szlochając, nieco dalej – po drugiej stronie wioski – stał Konrad wraz z resztą wieśniaków, którzy przeżyli pogrom. Nikt z najemników nie miał wątpliwości co się tu wydarzyło, a nawet jeśli jakiekolwiek były to szybko zostały rozwiane przez słowa Gerhada.- Za późno... - powiedział bardziej do siebie, niż do reszty – Musimy położyć temu kres. Idźcie ratować tych, którym jeszcze się da pomóc, a ja postaram się przekonać pozostałych przy życiu mężczyzn by poszli z nami. Jeśli czują choć iskrę wściekłości to z radością przeleją ją na wspólnym wrogu.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 05-03-2014 o 17:43.
Warlock jest offline