Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2014, 21:54   #121
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Krótki sen zdziałał cuda. Podczas wielu lat na szlaku często musiał tak sypiać i był już do tego przyzwyczajony. Nie było to to samo co normalny sen, ale przynajmniej miał wrażenie, że jest wypoczęty.
Gdy kompania ruszyła, miał na tyle dobry humor, żeby docenić specyficzne piękno tej krainy. Nie uśmiechał się wyłącznie dlatego, że od pobudki dręczyła go myśl o jego koniu, który pozostał w wiosce. Tradycyjnie nie był przywiązany, ale nigdy nic nie wiadomo. Jeśli coś mu się stanie, będzie to sprawa osobista.

***

Polana wyglądała jak każda inna, ale kamienie były już podejrzane. Wspomnienie kilku spotkań ze zwierzoludźmi wystarczyło, aby wzbudzić jego podejrzenia. Pozostało mieć nadzieję, że nie będą mięli dodatkowego problemu na głowach.
Wygląd ciał sprawił, że porzucił swoje podejrzenia. Zwierzoludzie zjedliby przynajmniej sporą ich część, ale to co zabiło tę dwójkę mogło być gorsze.
-Chroń nas Sigmarze…
Szybko zmówił cichą modlitwę za ich dusze. Gdy skończył, zobaczył biegnącego Ralfa.
-Później tu wrócimy i ich pochowamy, teraz mamy coś pilniejszego do zrobienia.
Nie czekając na niczyją reakcję, ruszył za jedyną osobą, która dobrze znała okolicę. Nie mógł go zgubić, bo podążanie za samym tropem było zbyt wolne.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 28-02-2014, 22:42   #122
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Niedźwiedź spojrzał na Borysa błagalnie. Jak śmiał nie uwierzyć w szlacheckie słowo? Jak śmiał grozić rycerzowi?

~ Ehh… gdybyśmy tylko byli gdzieś, gdzie sięga cywilizacja. W tym zapomnianym przez bogów miejscu cham równa się z panem~ pomyślał ponuro.

Rycerz przełknął ślinę. Myślał intensywnie nad swoim losem. Jaki miał wybór? Albo zginie teraz, ale nikt nigdy nie dowie się o jego słabości, albo będzie musiał martwić się, że jego imię zostanie splamione na wieki. Rzucił niechętne spojrzenie towarzyszowi. Może niech da mu słowo, że nikomu prawdy nie wyjawi? Nie, to był zły pomysł. Jeszcze gotów go szantażować z powodu poznanej tajemnicy. Chociaż istniała i trzecia droga…

- Dobrze. – odrzekł powoli. – Opowiem wszystko, ale najpierw dasz mi słowo honoru, że słowa, które tu padną zostaną między nami po grobową deskę. Przysięgnij mi to!

Jeśli miał wybrać między wiecznym pohańbieniem a śmiercią, wybrałby śmierć.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 01-03-2014, 17:50   #123
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Stan palności broni okazał się dość zaskakujący. Proch w broni jej własnej produkcji był przemoczony. Sam nie zapalał się. Jednak broń podarowana przez Gerharda była sprawna. Wszystko wyglądało tak, jakby jego proch wypierał wodę, bądź nie dawał się nasiąknąć na tyle, by stawać się bezużyteczny. Całość była nienormalna wręcz. A Lyn wcale krótko nie zajmowała się puszkarstwem.

Ze wszystkim nie śpieszyła się zbytnio. Wszystko robiła widocznie na coś czekając. Jednak, gdy wyszło, że reszta nie czekała na nic, podniosła głos.

- Ej, ale zaraz. Czemu już idziecie? Gdzie Niedźwiedź z Borysem? - zapytała wnikliwie i z przejęciem. Wzrok automatycznie przeszedł na Kurta, jako osobę, która zorientowana być powinna najbardziej.

Zadane pytanie padło niczym w ciemną studnię bo po prawdzie tak kształtowała się wiedza każdego członka kompanii na temat nieobecnej dwójki. Kurt przez chwilę miał nadzieję, że uzyska jakiekolwiek informacje, których pragnął jak i kobieta. Żadna odpowiedź paść jednak nie mogła...

Po raz molejny spojrzał w stronę wlotu jaskini spodziewając się, że jego brat pojawi się przywołany niczym magicznym zaklęciem pytaniem o niego. To również nie nastąpiło i topornik wyszedł chcąc ukryć ewentualne emocje. Borys był równie twardym typem jak on sam i powinien poradzić sobie w lesie - tak przynajmńiej usilnie starał się wierzyć.

Milczenie powodowało tylko większe rozczarowanie w oczach Lyn. Sama również nic nie mogła powiedzieć. W środku musiała jedynie przygnębienie wdusić między złość, która w niej cały czas siedziała.

Osoba Gerharda zaczęła popadać jej w wątpliwość. Kombinował coś i kręcił. Nie chciał się przyznać, co. Kobieta zaczęła przyglądać się mu. Patrzeć na ręce, patrzeć na zachowanie, patrzeć na reakcje.

* * *

Widok kolejnych ciał spowodował, że Lyn z oczyma podobnymi do tych, które miała widząc truchło w stodole nie wyglądadła już dobrze. Jej bladość zamieniła się w lekką siność.

- Co… to jest…? - wycisnęła z siebie z mętną miną i bolesnym grymasem - Co… się tu stało…?

Wicehrabia podszedł do Kmietka, przewrócił go na plecy, po czym przyjrzał się dokładnie jego ranie.

- Teraz wiesz z czym mamy do czynienia. Wszystko wskazuje na to, że nasz przeciwnik włada potężną magią. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć obecności tego megalitu.

Ze strachem w oczach i ściśniętą grdyką przypatrzyła się chwile na martwej kobiecie. Nie mogło to trwać dłużej. W końcu zabrała wzrok przysłaniając ją dłonią, jakby miała pomóc, by nie zrobiło się jej zbyt niedobrze. Odwróciła się i po paru wdechach myśli zaczęły same pracować.

- Ale... Ona wygląda inaczej niż Elisa... - zasądziła badając stan w którym sama bardzo nie chciała się znaleźć a który bardzo mocno zapadł jej w pamięć.

- Inaczej? - wtrącił się Gerhard podchodząc do Lyn - A jakie to ma znaczenie? Nie sądzę by nasz gospodarz był wybredny w stosunku do płci piękniej - wicehrabia uśmiechnął się obrzydliwie - Uważaj, bo możesz być następna.

- Pieprz się Gerhard - wysyczała agresywnie między zębami z zarówno przestraszoną jak i obrzydzoną miną.

Po raz kolejny jej pytanie zostało ucięte i porzucone z wymijającą odpowiedzią. Im bardziej była odsuwana od tego tym bardziej ciągnęło ją w tym kierunku.

- Dobrze wiem jak wyglądała Elisa. Ta dwójka jest prawie nie tknięta. Zabrane im zostało tylko to, co było potrzebne. Wszędzie indziej są czyści. Sam mógłbyś się zdecydować, co w końcu robi ten Twój~ - zdanie urwała nabierając powietrza i rozszerzając oczy ze zdumienia - ~Co do kur*y nędzy… My wcale nie szukamy tego, co rozszarpało Elisy. To były ghoule a Albhelm skończyłby tak samo gdyby był sam. To nie był żaden wampir.

- Ty pieprzony draniu. Wykorzystałeś nas - zasądziła rzucając surowo na głos w śmiertelnie poważnej minie.
 
Proxy jest offline  
Stary 02-03-2014, 11:44   #124
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Nie ulegało wątpliwości, że ich wyprawa obudziła siły, które z pełną determinacją broniły się przed ingerencją człowieka. Sam mrok Ponurego Lasu nie był wystarczającym znakiem by kompania najemników nie pchała się odkryć skrywane przez noc tajemnice. Przywołane z martwych potwory uszczupliły grupę i choć wystraszyły niemal połowę z nich, to jednak reszta nadal parła na przód. Deszcz, chłód i stałe poczucie zagrożenia doprowadzały ich do skrajnego wyczerpania, lecz i to wydawało się niewystarczające. Kolejne demoniczne siły dzieliły grupę i zwróciły ich przeciw sobie. Wyszli zwycięsko z kolejnej konfrontacji choć koszt jaki ponosili rósł z każdą kolejną próbą. Teraz zaś te same mroczne siły próbowały odebrać Borysowi kojącą moc snu...

Choć dla obserwatora, który z bezpiecznej odległości przyglądałby się obu mężczyzną mogło się wydawać, że kłusownik zapadł w spokojny sen, to co przeżywał w nim Borys nie miało ze spokojem wiele wspólnego. Upiory z minionych lat nadciągały falami jeden za drugim przypominając mu każdą niegodziwość jakiej dopuścił się w swoim życiu. Kolejni ludzie, którzy cierpieli za jego przestępstwa przesuwali się patrząc na niego pustymi oczami, niektórzy z nich stracili tylko mienie, innym razem z tą stratą załamywało się życie. Byli mężczyźni, których zamordował, kobiety, których owych mężczyzn pozbawił, dzieci, które osierocił. Występki mniejsze i większe przychodziły na zmianę ze wszystkimi, którzy przez niego ucierpieli... Na samym końcu zaś wszystko ustąpiło szafotowi zbitemu ze świeżych sosnowych desek. Borys czuł jeszcze zapach żywicy i szorstkość drewna gdy żołnierze rzucili go na kolana przed Rotenstadtem. Pętla bujana wiatrem skrzypiała niczym nienaoliwiony blok..
- Zaufałem Ci - zaczął widmowy baron - zapomniałem o twych zbrodniach, a ty zdradziłeś mnie w chwili potrzeby. Miałeś mi służyć i chronić, taką tylko cenę postawiłem za mą wielkoduszność. Sprzeniewierzyłeś się złożonym obietnicą, porzucając gdy potrzebowałem pomocy, złamałeś przysięgi pozwalając mi umrzeć! Takich spotyka najgorsza kara!
Szorstki konopny sznur nagle zacisnął się wokół szyi kłusownika ściskając gardło tak, że ten nie mógł wydusić z siebie ani słowa na swoją obronę.
- Wszystko coś rzekł było kłamstwem. Jesteś pozbawionym honoru człowiekiem. Przysięgałeś, a ja przysięgałem takich jak ty wieszać! Wraz z ostatnimi słowami Baron chwycił za dźwignię zapadni...

- Opowiem wszystko...

... dasz mi słowo honoru...

... Przysięgnij mi to!

Zerwał się w jednej chwili wyrwany z koszmaru, w którym miał zginąć z ręki Barona Essen. Na przeciw niego mężczyzna w zbroi, który zapewne całe swoje życie skrywał morderczy sekret nadal tkwił na powrozie.

Borys nie chciał wyjaśnień, na nie było już za późno. Podniósł długi nóż i bez słowa ruszył w stronę Niedźwiedzia. Za grzechy jakie popełnili nie było odkupienia. Wszystko co zrobili kiedyś musiało im być zwrócone. Niedźwiedź tak samo jak Kłusownik miał na swoich rękach krew. Czy więc jeden z nich mógł zmazać swoje winy krwią drugiego?

Źrenice rycerza rozszerzyły się na widok zamachu jaki nad jego głową wziął jego towarzysz. Próbował osłonić się pancernym przedramieniem, lecz Borys nie celował w głowę. Ostrze miękko minęło gardę rycerza opadając ciężko od strony cieńszych płyt naplecznika, wprost na kark opętanego nieszczęśnika.

Kłusownik wyhamował ruch równoległe z cichym dźwiękiem stali uderzającej o stal. Skórzany pas puścił przecięty o cal od zaciśniętego na szyi węzła. Niedźwiedź który próbował uchylić się przed ciosem, napinając do granic tak więzy jak własne ciało, stracił równowagę i padł na twarz u nóg kłusownika. Był wolny, choć też mocno zdezorientowany.

- Twój miecz leży za drzewem - rzucił na odchodne Borys nim niespiesznie ruszył w drogę powrotną do Volkenplatz.

Grzechy rycerza jakiekolwiek by nie były, stanowiły wyłącznie jego brzemię i Borys nie zamierzał go z niego zdejmować. Jeśli chciał się wyspowiadać niech szuka klechy.
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 02-03-2014 o 11:51.
Akwus jest offline  
Stary 02-03-2014, 21:49   #125
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Konrad, Olaf i Jakob pędem rzucili się w kierunku wioski chcąc uratować to co uważali za najcenniejsze. Nie straszne były im stwory, które mogły czaić się wśród zgliszczy, ni żar buchający z płomieni. Bez zastanowienia się wskoczyli w ogień na ratunek swojej rodzinie.

Drewniana brama strzegąca wejścia do wioski została strzaskana w drobny mak - jakaś potężna siła wyrwała dziurę w palisadzie posyłając drzazgi we wszystkie strony. Wokół nich rozpętało się istne piekło; pożar błyskawicznie trawił dobytek całego życia, a gęsty dym gryzł w oczy i wydzierał tlen z płuc. Przed chatą Fritza wśród buchających płomieni leżały ciała, cała sterta ciał w bajorze spływającym szkarłatną posoką. Wieśniacy stłoczyli się na środku wioski chcąc odeprzeć napastników, nawet kobiety i dzieci sięgnęły za broń. Teraz wszyscy byli martwi, bez wyjątku. Ktokolwiek dokonał tego mordu nie szczędził nikogo, zabijał bezwzględnie niczym drapieżnik swoją ofiarę. Trójka chłopów z łzami w oczach przerzucała ciała poległych w poszukiwaniu najbliższych. Ani Olaf ani Konrad nie znaleźli członków rodziny w stercie ciał, tylko Jakob rozpoznał swego ojca i ciotkę Adelheidę, której serce podobnie jak reszcie kobiet zostało siłą wyrwane z piersi. Nie zastanawiając się długo nad następnym krokiem Olaf i Konrad pobiegli do swoich domostw zostawiając młodego cyrulika sam na sam z najbliższymi. Olaf wparował do chaty niemalże wywarzając drzwi z żelaznych zawiasów, jego dom bowiem jako jeden z nielicznych był nietknięty przez płomienie. Pośrodku pomieszczenia leżał z rozerwanym gardłem jego syn Frans z nożem w dłoni, który dostał wcześniej od Olafa. Zginął broniąc reszty rodziny, którą spotkał ten sam los co jego. Żona Gerturda leżała pod ścianą z ociekającą krwią dziurą zamiast serca, a córka... zbyt drastyczne by móc to słowami opisać. To było zbyt dużo nawet jak na chłopa pokroju Olafa.

Dom Konrada stał w płomieniach. Mężczyzna chciał się dostać do środka za wszelką cenę, lecz przed popełnieniem głupstwa powstrzymał go znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył Elsę rzucającą mu się w ramiona. Objął ją jak najsilniej tylko potrafił nie chcąc jej raz jeszcze stracić, oboje głośno szlochali tuląc się do siebie. Po dłuższej chwili słabości odezwała się dziewczyna:
- Tak się bałam, że Ciebie stracę! Upiory wyszły z lasu i z pomocą jakiegoś szamana zniszczyły palisadę! - wykrzyczała przez łzy, zatajając się niczym małe dziecko po srogim laniu - Zabili prawie wszystkich! - dopiero teraz Konrad ujrzał stojących kilkanaście metrów dalej wieśniaków. Grupa składała się z dwóch kobiet i ich dzieci. Była to pani Kastner oraz Letty – żona Ralfa. Były przerażone i zbite w ciasną gromadę trzymały kurczowo swoje pociechy. Wszystko wyglądało na to, że jako jedyne przeżyły pogrom w Volkenplatz. - Widziałam jak Fritz czarami podpalał wioskę! Uwierzysz w to?! To czarodziej! - dziewczyna wtuliła twarz w skórzaną zbroję Konrada – Nie wiem... chyba chciał w ten sposób odstraszyć upiory, ale na nic się zdało. Podpalił swoją chatę z nieprzytomnym Heinrichem w środku, po czym uciekł do lasu. Konradzie... zabieram dziewczyny i idziemy do Templehof. Wybacz, nie wytrzymam tu już ani chwili dłużej... - Elsa odsunęła się z łzami w oczach od swojego mężczyzny. Nie chciała mówić o tym głośno, ale w tej chwili pragnęła tylko jednej rzeczy – zemsty.



Potężny prawy sierpowy zrzucił dziewczynę z nóg. Lyn wylądowała twarzą błocie czując jak policzek aż pulsuje z bólu. Na tym jednak Gerhard nie poprzestał – chwycił ją za włosy, pociągnął do siebie, tak że jej twarz uniosła się kilka cali nad ziemią i przyłożył jej sztylet do gardła. - Najwyraźniej zapomniałaś kto tu rządzi. - warknął przez zęby przykładając do skóry lodowato zimne ostrze tak mocno, że aż krew spłynęła. - Dopóki nie ma barona w pobliżu ja tu będę wydawać polecenia i nie mam zamiaru słuchać pyskowania rozwydrzonej dziewczynki! Zrozumiano?! - Gerhard nie czekał za odpowiedzią, wysunął nóż spod gardła i pchnął głowę dziewczyny do przodu aż ponownie zaryła twarzą w błoto. - Mam nadzieję, że wszyscy tu obecni od tej pory będą słuchać się moich rozkazów. - Powiedział wstając i mierząc wszystkich spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie mam zamiaru się wam tłumaczyć – albo jesteście ze mną, albo przeciwko mnie. - Wicehrabia widząc w oczach najemników konsternację, strach, a nawet podziw u niektórych nie powiedział już nic więcej. Osiągnął zamierzony efekt, odwrócił się do nich plecami i udał się w kierunku Volkenplatz. Resztę podróży spędzili w ciszy i nawet Lyn nie odważyła się już pisnąć choć jednym słowem w towarzystwie Gerharda.

···


Borys i Niedźwiedź przemierzali mroki puszczy nie bardzo wiedząc którędy się udać. Walka oraz długi sen sprawiły, że bardzo szybko stracili poczucie orientacji. Przedzierając się przez zarośla usłyszeli czyjeś kroki i głośne sapanie. Obaj rzucili się pobliskie krzewy i błyskawicznie sięgnęli po broń spodziewając się najgorszego. Borys naciągnął łuk celując w ścieżkę poniżej. Z zakrętu wyszedł nie kto inny jak Fritz, jego szaty były częściowo spopielone i podarte. Starzec z trudem podpierał się laską, lecz mimo to poruszał się dosyć szybko jak na swój wiek. Znachor zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał w kierunku zarośli za którymi schowani byli najemnicy. - Widzę was! Wyłazić mi stamtąd! - powiedział głosem, który bardziej przypominał krakanie starej wrony niż głos człowieka. Borys z Niedźwiedziem posłuchali starca i posłusznie wyszli z kryjówki. - Nooo... jak można w biały dzień tak na niedołężnego człowieka polować z łukiem, hę? Macie szczęście, że wam krzywdy nie wyrządziłem! - pogroził laską. - Nie macie co wracać do Volkenplatz. Wszystko przepadło, niestety...



Najemnicy pod przywództwem Gerharda wyszli z lasu. Ich oczom ukazała się wioska trawiona przez płomienie. Pod drzewem nieopodal palisady siedział ranny Otto Kastner głośno szlochając, nieco dalej – po drugiej stronie wioski – stał Konrad wraz z resztą wieśniaków, którzy przeżyli pogrom. Nikt z najemników nie miał wątpliwości co się tu wydarzyło, a nawet jeśli jakiekolwiek były to szybko zostały rozwiane przez słowa Gerhada.- Za późno... - powiedział bardziej do siebie, niż do reszty – Musimy położyć temu kres. Idźcie ratować tych, którym jeszcze się da pomóc, a ja postaram się przekonać pozostałych przy życiu mężczyzn by poszli z nami. Jeśli czują choć iskrę wściekłości to z radością przeleją ją na wspólnym wrogu.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 05-03-2014 o 17:43.
Warlock jest offline  
Stary 02-03-2014, 23:44   #126
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Eusebio poderwał się z kolan. Odpędził wszelkie słabości. Nie oglądam się za siebie.. od bardzo dawna... Walka - to jedyne, co potrafię, nie umiem niczego więcej. Tylko ona mi pozostała. Będę walczył do kresu sił, a potem... koniec męki i cierpienia... Zaznam wreszcie spokoju i ukojenia, na które czekam już tak długo.. wtedy będę wolny... - smutny uśmiech pojawił się na jego ponurym obliczu.

Dziewka oberwała w twarz od pana Gerharda, ale nie poruszyło go to. Wyraźnie rozeźliła łowcę... Nie wtrącał się do tej sprawy. To ukształtuje charakter rozwydrzonej młódki. Poznaje właśnie świat jakim jest, brutalnie, bez upiększeń. Świat to błoto w którym się taplamy.. - myślał, patrząc na umorusaną Lyndis - odwieczny grzech, plamiący nasze dusze. To profanum, które ciągnie nas ku zagładzie i potępieniu. Jedyną szansę na ocalenie daje nam Bóg. Podniósł oczy wysoko, tęskniąc za głosem Sigmara... Pan był jednak głuchy na jego wołania... Może nie był wystarczająco gorliwy? Odrzucił swoje ideały? Obraził czymś Młotodzierżcę? Wyjął rózgę - kota o siedmiu ogonach. Odszedł na stronę, by wyrugować zło ze swego ciała...

***

Już z oddali dało się wyczuć swąd spalenizny. Wkrótce oczom ukazał się obraz pożogi. Gerhard polecił im ratować wieśniaków, ale sam chyba nie wierzył w mozliwość ocalenia kogokolwiek.
Eusebio ruszył między zrujnowane, trawione ogniem zgliszcza chat, próbował przywołać sielski obraz wioski z chwili kiedy dotarli tutaj po raz pierwszy. Nie potrafił... Stosy okaleczonych trupów, mężczyźni, kobiety, dzieci...
Stał samotnie pośród upiornego theatrum. Belki skwierczały, ogień syczał, a języki płomieni wiły się jak mitologiczne kłębowisko węży... Przed oczami przemknęła mu kuźnia, którą odwiedził... Synowie kowala od których kupił groty... Ponownie otwarła się bolesna szczelina, która skrywała jego dawne życie... Fanatyk stał nieruchomo, jakby trafił w zupełnie inną rzeczywistość. A w niej...

Lustro wody lśniło srebrzystym blaskiem. Szum poruszanego wiatrem sitowia niósł kojący szept. Dwie postacie siedziały nad brzegiem stawu. Jasnowłosa kapłanka Shallyi mówiła coś ciepłym głosem, żywo przy tym gestykulując. Mężczyzna siedzący obok zdawał się być nieobecny. Nieruchomo wpatrywał się w horyzont. Jego lniana koszula bez rękawów odsłaniała świeże ślady ran. Ramiona pokryte były licznymi tatuażami. Wyrwał się na chwilę z otępienia i wygłosił chłodno.
- Świat upadnie... to pewne. Nie ma dla nas nadziei....
Kapłanka zamilkła. Nie rzekła nic, bo cóż miała powiedzieć? Od kilku godzin przekonywała biczownika o słuszności uczuć: miłości, przebaczenia i....nadziei. Przywoływała też najpiękniejsze wzorce i postawy miłosierdzia. Nadaremnie. Jest ślepy, bo nie chce widzieć – pomyślała ze smutkiem. Nie poddawała się jednak.
- Bracie, czy słuchałeś mnie? Miłość jest odpowiedzią. Zrozum to...
Oczy Eusebia zapłonęły fanatycznym ogniem. Klementyna poczuła ukłucie strachu.
- Miłość! Miłujmy się! Tak to dobre dla was, niewiast. Nie ma miłości.. Jest tylko śmierć.. Śmierć!!! - Eusebio zaśmiał się szyderczo, spłoszone gromady wodnego ptactwa poderwały się gwałtownie do lotu.
Nagle poczuł miękki, subtelny dotyk dłoni. Zupełnie jak ten na zawsze utracony.. Miłość, puste słowo, nic nie uleczy mojej duszy – powtarzał sobie. Na przekór temu dotyk uspokajał, koił... Nie!Przeciwnie! Ranił głęboko! Jęk i płacz... Ból...Obłęd...Wspomnienia...
Biczownik odtrącił dłoń kapłanki. Wstał i ruszył pewnym krokiem, zostawiając za sobą zabudowania klasztoru Św. Margarity. Łzy spływały po policzkach Klementyny... Tak, byłam naiwna - myślałam, że mogę coś zmienić, pomóc mu. Ale to niemożliwe, bo on nie chce pomocy. Ciemna chmura przysłoniła słońce, chłód wdarł się do świadomości, obraz, krótka myśl przemknęła przed oczami, aż kapłanka wzdrygnęła się.
- Eusebio, zaczekaj chwilę, proszę cię! Odrzucasz miłość i przebaczenie, odchodzisz walczyć, lecz wiesz z czym walczyć i jak? I po co? Dla zemsty? Niech Sigmar wskaże ci drogę, życzę ci tego z całego serca, niech czuwa nad tobą. Będziesz zabijał z zemsty, ale czy chociaż pamiętasz za co się mścisz? Eusebio zaklinam cię, nie daj się zaślepić zemście. Aby pewnego dnia nie stało się tak, że obejrzysz się za siebie, spojrzysz na swe czyny i zobaczysz, że nie różnisz się od tych, którzy kiedyś cię skrzywdzili. Zastanów się i uczyń wszystko, aby pozostać człowiekiem...


Konstrukcja najbliższej z chat zawaliła się, zasypując go snopem gorzejących iskier oraz kłębami popiołu. Oczy łzawiły i piekły niemiłosiernie. Szedł na oślep, wyrwany z bolesnej przeszłości prosto w nowy koszmar. Nagle wyrósł przed nim jeden z chłopów. Przez chwilę Eusebio patrzył na niego, niedowierzając zmysłom, bo zdawało mu się, że widzi własne odbicie majaczące pośród piekła pożogi i krwi...
 
Deszatie jest offline  
Stary 04-03-2014, 15:17   #127
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nadzieja. Czym jest nadzieja? Olaf tego nie wiedział. Uczucia przepływały przez niego z siła ulewy, która niedawno, wraz ze wszystkimi innymi kataklizmami, przepłynęła przez wieś. To się tu wydarzyło nie mieściło się w głowie prostego chłopa. Szukał twarzy swojej rodziny. Czy uwierzył, że jest szansa, gdy nie znalazł ich na środku wioski? Być może. Nie umiałby tego potem powiedzieć, wpadając do domu i zastając scenę z najgorszego koszmaru.

Kiedy to zdążyło się wydarzyć?!

Czuł jak serce zwalnia rytm. Jak wyłącza mu się mózg. Jak staje się bezwolną lalką, której sztywne członki poruszają się zupełnie bez świadomości. Przykrył ciało córki jakimś kocem. I usiadł na ziemi, przy głowie syna, głaszcząc go swoją stwardniałą od ciężkiej pracy ręką.

Nie dbał już o nic. Świat przestał mieć dla niego znaczenie. Odrętwienie ogarnęło go całego. Zemsta wydawało się, że wypaliła się w nim wraz ze śmiercią barona. Pozostała pusta skorupa. W jednej dłoni ściskająca siekierę, drugą trzymając na jeszcze ciepłym ciele dwunastoletniego chłopaka.
Nie chciał już walczyć. Nawet żałował, że jego chałupa się nie pali. Nie chciał szukać krwi. Nie słyszał co mówią inni. Pewny był tylko jednego: winę ponosili obcy. Oni przynieśli nieszczęście. Miał nadzieję, ze umrą szybko, że umrą w męczarniach.
 
Sekal jest offline  
Stary 05-03-2014, 22:17   #128
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pożoga nie zrobiła na łowcy potworów choćby najmniejszego wrażenia. Postronny obserwator mógłby sądzić, że wicehrabia przejął się losem chłopów skoro tak bardzo pragnął dorwać w swoje ręce wampira zagrażającego mieszkańcom Volkenplatz oraz okolicznym wioskom. Nic bardziej mylnego – polowanie na potępioną istotę było dla Gerharda sprawą bardzo osobistą i bez zawahania byłby gotów poświęcić życie służących mu ludzi jeśli ich ofiara choćby o cal przybliżyłaby go do swojego znienawidzonego przeciwnika. Łowca potworów ruszył środkiem wioski wzdłuż płonących chat i stosów ciał. Zatrzymał się na chwilę przy Jakobie, który klęczał na zbrukanej krwią ziemi opłakując bliskich. Chciał go zapytać o Fritza lub Olafa, lecz szybko zmienił zdanie widząc w jakim stanie młodzieniec się znajdował. Ruszył dalej zastanawiając się ilu jeszcze mogło przeżyć. Wychodząc wschodnią bramą dotarł na sporą polanę na której Konrad rozmawiał z ukochaną. - Gdzie jest Christof Rotenstadt? - powiedział pozbawionym emocji tonem stając naprzeciw banity. Elsa znieruchomiała i spojrzała nerwowo w kierunku swego męża. Gerhard spostrzegł jej reakcję kątem oka. Jego dłoń błyskawicznie powędrowała za pazuchę i w mgnieniu oka łowca potwór stał z wycelowanym w pierś Konrada pistoletem skałkowym. - Coście mu kurwa zrobili? Gadaj. - Wicehrabia nie był człowiekiem pokroju Heinricha. Przebiegły i doświadczony w walkach nie dałby się tak łatwo podejść.
 
Warlock jest offline  
Stary 05-03-2014, 23:37   #129
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Biegł korzystając z każdej odrobinki siły, jaka pozostała w jego ciele. Gdzieś z tyłu dotarł do niego podniesiony głos Gerharda. Nie przejął się nim. Nawet gdyby najemnikom objawili się sami bogowie, to nie miało dla niego teraz znaczenia. Liczyła się tylko wioska i rodzina.
Z każdym kolejnym krokiem pozostawało w nim coraz mniej nadziei, której musiał się chwytać z coraz większą zaciekłością. W tej chwili głównie dzięki niej parł naprzód.
Widział już palisadę... Zauważył zniszczoną bramę. Serce szybciej mu zabiło. Poczuł dym...

Wbiegł do wioski. Jego oczom ukazało się miejsce rzezi. Omal nie zwymiotował. Znał wszystkich, których zmasakrowane ciała właśnie oglądał. Mózg nie mógł uwierzyć w to, co widzą oczy. Ruszył w stronę własnego domu. Bacznie przyglądał się każdemu mijanemu trupowi. Odwracał zwłoki leżące na brzuchu, nawet jeśli wiedział, że nie mogły być to zwłoki Letty ani dzieciaków. Przestał zachowywać się racjonalnie. Pozostała tylko coraz bardziej zalewająca ciało i umysł rozpacz.

Dom stał w płomieniach. Ostatnie nadzieje dogorywały w jego sercu. Nie zamierzał się jednak poddać. Wbiegł do środka wyważając drzwi. Buchnęło gorącem. Kilka włosów zajęło się ogniem. Sprawdził każde pomieszczenie. Pustko. Wybiegł na zewnątrz krztusząc się dymem. Wrócił do przeszukiwania zwłok. Widział kilku chłopów, z którymi wyruszył z wioski robiących to samo. Czyżby oni też byli poza osadą, gdy stała się tragedia? Niektórzy z nich znaleźli swe rodziny... martwe. On jednak dalej szukał. Nie wiedział co gorsze. To, że znajdzie je martwe czy to, że mogły zostać porwane.

Dotarł do wschodniej bramy. Już nie szukał ciał. Nadzieja w nim umarła. Teraz poszukiwał jedynie śladów, które wskażą mu gdzie ma iść, by przekuć swój gniew i rządzę zemsty w krwawą łaźnię.
Opuścił wioskę...
Letty stała na polanie. Leo i Rein kryli się za jej plecami. Na twarzy całej trójki malowało się przerażenie. Szybko zrozumiał co było tego powodem. Łowca potworów celował do Konrada Flusa z pistoletu.
Ralf zadziałał niemal instynktownie. Napiął łuk i wycelował w stronę wicehrabiego. Obcy już wystarczająco dużo zamieszania wprowadzili do Volkenplatz. Wystarczy już tego. Ukryty gdzieś w głębi świadomości szlachcic krzyczał, by dać Gerhardowi szansę na złożenie broni. Banita nie był w nastroju na takie zabawy.
Wstrzymał oddech. Wypuścił strzałę.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 06-03-2014, 14:48   #130
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nie była przygotowana na jakąkolwiek reakcje fizyczną ze strony łowcy. Uderzona odpłynęła na parę chwil. Całkowicie zaćmiona poczuła tylko spiekotę na szyi. W końcu rzucona drugi raz w błoto zaczęła dochodzić do zmysłów dusząc się przy tym i kaszląc starając się nabrać powietrza. Wiła się w ogłuszeniu i bólu. Dłońmi chwytała piekące rozcięcie, co poskutkowało rozmazaniem krwi po całej szyi.

Wydawało się, że człowiekiem, którego powinna się obawiać był Eusebio, jako niezrównoważonego i zdolnego do wszystkiego. Tuż za nim baron, którego wszystkie zachcianki trzeba było spełniać. Jednak zdawałoby się, że używał głowy a wiele elementów zdawałoby się, że można jeszcze przegadać. Reszta osób stała w tle i zbytnio się nie wybijała.

Przy wyjściu w las baron stał się ofiarą wszelkich sprzeciwów i wszystkie psy wieszano na nim. Przy zdemaskowaniu niecnych planów Gerharda sprawa obróciła się a sam baron z ciemiężyciela stał się wybawicielem. Zterroryzowana Lyn potrzebowała jego osoby, by za nim się schronić, choć wcześniej nawet ciężko mogłaby sobie to wyobrazić.

Sprowadzona do brutalnej rzeczywistości i wybita z szlacheckiej kultury dopiero poczuła realne zagrożenie, które było obecne między swoimi ludźmi. Nawet przy nich nie można było już czuć się bezpiecznie. Zbita z tropu osunęła się w cień, by nie ściągnąć na siebie kolejnych gromów z tak bolesnym i brutalnym skutkiem. Ciągnęła się z tyłu z opuszczoną głową i wymijającym wzrokiem. Jak zaszczute zwierze z pokulonym ogonem w strachu przed kontaktem ze wszystkimi.

Widząc ogień pierwszą myślą była realizacja gróźb barona na temat spalenia wioski w przypadku sprzeciwów od strony wieśniaków.

- Nie... Nie... Nie... Nie, nie, nie... Tylko nie to... - zapętlała pod nosem w rozpaczy i bezradności.

Chwile później wszystko było już jasne. W szoku snuła się za grupą. Z żyjących w najgorszym stanie był Otto, następnie najgorzej wyglądała właśnie Lyn. Cała umorusana w błocie, w zeszmaconej sukni, z twarzą białą jak mleko, zakrwawionymi dłońmi i całą szyją z poszarpanymi włosami. Widok przyprawił ją o mdłości. Zrobiło jej się nie dobrze jeszcze bardziej niż było. Jedną dłonią musiała zakryć usta, by niczego nie zwrócić.

Stanęła w większej odległości przez Gerhardem i grupą wieśniaków. Przerażona i ze łzami w oczach. Nie chciała dodatkowego rozlewu krwi, ale nie mogła z tym nic zrobić. Stała tylko osłupiała tuląc do siebie muszkiet.
 
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172