Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2014, 23:44   #126
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Eusebio poderwał się z kolan. Odpędził wszelkie słabości. Nie oglądam się za siebie.. od bardzo dawna... Walka - to jedyne, co potrafię, nie umiem niczego więcej. Tylko ona mi pozostała. Będę walczył do kresu sił, a potem... koniec męki i cierpienia... Zaznam wreszcie spokoju i ukojenia, na które czekam już tak długo.. wtedy będę wolny... - smutny uśmiech pojawił się na jego ponurym obliczu.

Dziewka oberwała w twarz od pana Gerharda, ale nie poruszyło go to. Wyraźnie rozeźliła łowcę... Nie wtrącał się do tej sprawy. To ukształtuje charakter rozwydrzonej młódki. Poznaje właśnie świat jakim jest, brutalnie, bez upiększeń. Świat to błoto w którym się taplamy.. - myślał, patrząc na umorusaną Lyndis - odwieczny grzech, plamiący nasze dusze. To profanum, które ciągnie nas ku zagładzie i potępieniu. Jedyną szansę na ocalenie daje nam Bóg. Podniósł oczy wysoko, tęskniąc za głosem Sigmara... Pan był jednak głuchy na jego wołania... Może nie był wystarczająco gorliwy? Odrzucił swoje ideały? Obraził czymś Młotodzierżcę? Wyjął rózgę - kota o siedmiu ogonach. Odszedł na stronę, by wyrugować zło ze swego ciała...

***

Już z oddali dało się wyczuć swąd spalenizny. Wkrótce oczom ukazał się obraz pożogi. Gerhard polecił im ratować wieśniaków, ale sam chyba nie wierzył w mozliwość ocalenia kogokolwiek.
Eusebio ruszył między zrujnowane, trawione ogniem zgliszcza chat, próbował przywołać sielski obraz wioski z chwili kiedy dotarli tutaj po raz pierwszy. Nie potrafił... Stosy okaleczonych trupów, mężczyźni, kobiety, dzieci...
Stał samotnie pośród upiornego theatrum. Belki skwierczały, ogień syczał, a języki płomieni wiły się jak mitologiczne kłębowisko węży... Przed oczami przemknęła mu kuźnia, którą odwiedził... Synowie kowala od których kupił groty... Ponownie otwarła się bolesna szczelina, która skrywała jego dawne życie... Fanatyk stał nieruchomo, jakby trafił w zupełnie inną rzeczywistość. A w niej...

Lustro wody lśniło srebrzystym blaskiem. Szum poruszanego wiatrem sitowia niósł kojący szept. Dwie postacie siedziały nad brzegiem stawu. Jasnowłosa kapłanka Shallyi mówiła coś ciepłym głosem, żywo przy tym gestykulując. Mężczyzna siedzący obok zdawał się być nieobecny. Nieruchomo wpatrywał się w horyzont. Jego lniana koszula bez rękawów odsłaniała świeże ślady ran. Ramiona pokryte były licznymi tatuażami. Wyrwał się na chwilę z otępienia i wygłosił chłodno.
- Świat upadnie... to pewne. Nie ma dla nas nadziei....
Kapłanka zamilkła. Nie rzekła nic, bo cóż miała powiedzieć? Od kilku godzin przekonywała biczownika o słuszności uczuć: miłości, przebaczenia i....nadziei. Przywoływała też najpiękniejsze wzorce i postawy miłosierdzia. Nadaremnie. Jest ślepy, bo nie chce widzieć – pomyślała ze smutkiem. Nie poddawała się jednak.
- Bracie, czy słuchałeś mnie? Miłość jest odpowiedzią. Zrozum to...
Oczy Eusebia zapłonęły fanatycznym ogniem. Klementyna poczuła ukłucie strachu.
- Miłość! Miłujmy się! Tak to dobre dla was, niewiast. Nie ma miłości.. Jest tylko śmierć.. Śmierć!!! - Eusebio zaśmiał się szyderczo, spłoszone gromady wodnego ptactwa poderwały się gwałtownie do lotu.
Nagle poczuł miękki, subtelny dotyk dłoni. Zupełnie jak ten na zawsze utracony.. Miłość, puste słowo, nic nie uleczy mojej duszy – powtarzał sobie. Na przekór temu dotyk uspokajał, koił... Nie!Przeciwnie! Ranił głęboko! Jęk i płacz... Ból...Obłęd...Wspomnienia...
Biczownik odtrącił dłoń kapłanki. Wstał i ruszył pewnym krokiem, zostawiając za sobą zabudowania klasztoru Św. Margarity. Łzy spływały po policzkach Klementyny... Tak, byłam naiwna - myślałam, że mogę coś zmienić, pomóc mu. Ale to niemożliwe, bo on nie chce pomocy. Ciemna chmura przysłoniła słońce, chłód wdarł się do świadomości, obraz, krótka myśl przemknęła przed oczami, aż kapłanka wzdrygnęła się.
- Eusebio, zaczekaj chwilę, proszę cię! Odrzucasz miłość i przebaczenie, odchodzisz walczyć, lecz wiesz z czym walczyć i jak? I po co? Dla zemsty? Niech Sigmar wskaże ci drogę, życzę ci tego z całego serca, niech czuwa nad tobą. Będziesz zabijał z zemsty, ale czy chociaż pamiętasz za co się mścisz? Eusebio zaklinam cię, nie daj się zaślepić zemście. Aby pewnego dnia nie stało się tak, że obejrzysz się za siebie, spojrzysz na swe czyny i zobaczysz, że nie różnisz się od tych, którzy kiedyś cię skrzywdzili. Zastanów się i uczyń wszystko, aby pozostać człowiekiem...


Konstrukcja najbliższej z chat zawaliła się, zasypując go snopem gorzejących iskier oraz kłębami popiołu. Oczy łzawiły i piekły niemiłosiernie. Szedł na oślep, wyrwany z bolesnej przeszłości prosto w nowy koszmar. Nagle wyrósł przed nim jeden z chłopów. Przez chwilę Eusebio patrzył na niego, niedowierzając zmysłom, bo zdawało mu się, że widzi własne odbicie majaczące pośród piekła pożogi i krwi...
 
Deszatie jest offline